Adenium, może by mnie tam zdiagnozowali, bo sama siebie nie umiem.
Ignis, według niego nie mam takich przesłanek. Chociaż na początku jak mówiłam o ranach na rękach i pokazałam jej je, pytała, czy aby nie chcę.
You know you did me wrong (mmm)
Just one more cup of coffee 'fore I go (mmm)
I know I better stop and cut the show (mmm)
I'll leave you all the memories and go, I'ma go
Cappy, ja uważam, że szpital psychiatryczny to bardzo złe miejsce na próbę diagnozowania... Co z tego, że jesteś tam cały czas, skoro to miejsce może być przykre i stresujące, a w dodatku lekarza i tak prawdopodobnie zobaczysz raz w tygodniu na obchodzie?
Inaczej to wygląda, gdy chodzi o leczenie, ale nie wierzę w pobyty diagnostyczne.
Wiek: 28 Dołączyła: 23 Gru 2016 Posty: 3498 Skąd: Polska
Wysłany: 2020-04-07, 20:39
needy napisał/a:
Cappy, ja uważam, że szpital psychiatryczny to bardzo złe miejsce na próbę diagnozowania... Co z tego, że jesteś tam cały czas, skoro to miejsce może być przykre i stresujące, a w dodatku lekarza i tak prawdopodobnie zobaczysz raz w tygodniu na obchodzie?
Kontaktu nie jest dużo, ale więcej niż ambulatoryjnie. Psycholodzy robią testy na miejcu, tak samo pewnie gdzieś na terenia szpitala/kliniki jest jakieś EEG, MRI, obchód jest codziennie, terapeuta zajęciowy też obserwuje funkcjonowanie codzienne, na spacerach itp. No i często jest szansa na dłuższy wywiad niż w przychodni.
Pewnie co oddział, to różnica, ale tak to wyglądało u mnie. Oczywiście większość czasu to bezczynne siedzenie w czterej ścianach. Trochę kwarantanna.
– Where did you go, psycho boy?
– I felt like destroying something beautiful.
chiroptera, byłam w jednym z najlepszych szpitali w Polsce i niestety nawet tam to nie wyglądało tak. Obchód rzeczywiście był codziennie, każdy miał chwilę, aby porozmawiać z lekarzem o swoim samopoczuciu, jednak psychologa widziałam raz (na testach, zaraz po przyjęciu) i mimo że chciałam się spotkać, to nie było takiej możliwości.
Chodziło mi też o to, że w takich szpitalach są różni pacjenci, izolacja od rodziny i przyjaciół może być też dodatkowo przykra. Niekoniecznie to, jak zachowujemy się w szpitalu jest adekwatne do tego, jakie objawy towarzyszą nam na co dzień.
Później niestety trafiałam już do gorszych szpitali, więc wyglądało to jeszcze gorzej.
Nie zmienia to faktu, że szpital czasami jest konieczny i bardzo, bardzo może pomóc - np. w ustawieniu leków czy po prostu pilnowania kogoś, kto zachowuje się niebezpiecznie wobec siebie lub innych. Myślę, że rzadko jednak trafia się tam na odpowiednie warunki, aby diagnoza postawiona w szpitalu była cokolwiek warta.
needy, byłam w Babińskim (tylko nie na 7F) i z opisu podobnie - codziennie obchód, codziennie takie główne spotkanie z wszystkimi lekarzami dla każdej pacjentki w świetlicy, potem indywidualnie. Za to duży minus jeśli chodzi o psychologa. Widziałam może dwa razy przy rozwiązywaniu testów, tak to pani była bardzo zajęta. Same leki nie załatwią sprawy. Jakby tego było mało, to sama się zgłosiłam na izbę przyjęć (z polecenia pani z ośrodka interwencji kryzysowej), ale to do mnie zależało czy chcę dać się zamknąć na około miesiąc, czy nie. Wtedy chciałam. Czy chciałabym teraz? Gdybym była w baaaardzo złym stanie, to może.. Jednak uważam, że szpital to już poważna sprawa. Tak na co dzień to lepiej po prostu chodzić na terapię i do psychiatry jeśli jest taka potrzeba.
Wiek: 28 Dołączyła: 19 Sie 2017 Posty: 968 Skąd: Polska
Wysłany: 2021-08-14, 15:30
No cóż, więc jestem i ja. Od czwartku na stacjonarnym. Niby nowy oddział, bardzo ładny, ale leżenie na sali z osobami, które płaczą, bo są przypięte pasami... Nic przyjemnego.
Kiedy przyszłość przestała być obietnicą i stała się
zagrożeniem?
Moja matka trafiła w tym tygodniu do szpitala psychiatrycznego, znaczy matka sama chciała iść (skierowanie dostała wcześniej od psychiatry, gdy jej się bardziej pogorszyło). Od około miesiąca było z nią gorzej, brakowało jej siły na cokolwiek. Wrzucała tekstami w stylu, że jedynie co jej zostało to zabić się. Sama w domu z nią nie czułam się bezpiecznie (w tym też to, że potrafiła do mnie podchodzić i szczypać mnie czy uderzać i pytać czy mnie to boli). Czułam się jakbym to ja była jej matką: pilnowałam czy leki brała bo i słyszałam od niej słowa, że leki jej niepotrzebne lub, że sama będzie dawki sobie ustalać. Najgorsze, że z rodzeństwa to ja z nią przebywam 24/H (tj. mieszkam w domu rodzinnym, teraz jeszcze nie pracuje to więcej czasu jestem w domu). Nie jesteśmy dobrym połączeniem: ona chora i ja z depresją. Teraz nie pomagałyśmy sobie, że przebywałyśmy razem w domu. Ratowałam się tym, jeśli można tak to nazwać, że mówiłam jej, że skoro takie rzeczy może mówić mi to też powinna swoim innym dzieciom też to mówić. koniec końców i tak czułam się, że zostaje z tym sama. Bo oni (rodzeństwo) przychodzili i mogli odejść (w sensie wracali do swoich domu) i odciąć się od tej sprawy. Brat nawet raz rzucił, że skoro ja jestem w domu to po co matka do niego dzwoni. Matka jest w szpitalu: z jednej strony zastanawiam się jak ona tam pobyt przeżyje, czy wszystko będzie w porządku, z drugiej strony czuje się winna bo czuje ulgę, że jej w domu nie ma bo nie słyszę tych jej słów o samobójstwie, lekach itd.
Gdy przeglądasz się w lustrze i masz ochotę je stłuc, to nie lustro trzeba zniszczyć, to ciebie trzeba zmienić.
Najgorsze w piekle to nie palący ogień, wieczność męczarni, utrata łaski bożej czy poddanie torturom. Najgorsze w piekle jest to, że nie wiesz, czy już się w nim nie znajdujesz.
Cogitationis poenam nemo patitur. – Myśl nie podlega karze. Już starożytni Rzymianie tak twierdzili, więc to musi być prawda, skoro przez tyle czasu się utrzymało.
Wiek: 34 Dołączyła: 18 Gru 2009 Posty: 10445 Skąd: świat
Wysłany: 2021-09-01, 08:47
Zakręcona, winna to możesz się czuć tego, że rodzeństwa nie zglanowałaś jeszcze. Najlepiej zwalić opiekę na jedno z rodzeństwa, a potem się swojego i swoich praw dochodzić, bo niestety, ale to jest tak pospolite, że mnie mdli.
Sama miałam taką sytuację u siebie w rodzinie, scyzoryk się w kieszeni otwiera jak sobie o tym przypomnę.
Przejęcie kontroli nad światem za pomocą łyżeczki i waty cukrowej
Na przypale, albo wcale - o tym będą musicale!
Jak widelcem kompot jesz.
Matka wróciła ze szpitala... źle to zabrzmi, ale nie cieszę się z tego powodu. Tam ktoś ją pilnował, w sensie to nie byłam ja... choć teraz dobija mnie fakt, że jak wróciła to słyszałam jej komentarze, że tego nie zrobiłam, tamtego nie zrobiłam, czemu tu tą rzecz przestawiłam itd. po prostu sz..g mnie trafia...
Gdy przeglądasz się w lustrze i masz ochotę je stłuc, to nie lustro trzeba zniszczyć, to ciebie trzeba zmienić.
Najgorsze w piekle to nie palący ogień, wieczność męczarni, utrata łaski bożej czy poddanie torturom. Najgorsze w piekle jest to, że nie wiesz, czy już się w nim nie znajdujesz.