wiem ze takie sytuacje po prostu bolą,powinnaś przeanalizować co się stało żę te osoby nie chcą z tobą kontaktu,może był błąd po twojej stronie,moze z ich strony coś nie tak.Prawda jest taka ze nie da sie nikogo trzymać przy sobie na siłę a nawet gdyby to było możliwe to jest po prostu nieopłacalne bo obie osoby się w tym męćzą
Rozumiem, że to trudna sytuacja. Myślę jednak, że źle by było, gdybyście dalej byli razem i się ze sobą męczyli. Może teraz warto zacząć wszystko jeszcze raz? Poznaj nowych ludzi, dobrze się baw, pamiętaj, że nikt życia za Ciebie nie przeżyje ; )
Wiek: 30 Dołączyła: 23 Sie 2012 Posty: 490 Skąd: warmińsko-mazurskie
Wysłany: 2012-10-11, 15:14
Chloe napisał/a:
Naleśniki.
HAHAHAAHAHAHAH !!!
Nie no na poważnie, jesli już tak Cię to dręczy, to albo z nim pogadaj, a jak nie chce (tak jak pisalaś w swoim powitalnym temacie), to go olej. Może zatęskni i wróci.
Agresja jest dynamiczna, jak crescendo w muzyce. Zło jest nieruchome.
jula niewiele można zrobić w sytuacji, w której kogoś tracimy. Samotność jest wtedy normalnym uczuciem i chyba nie ma na to recepty. Trzeba to jakoś przetrwać, wziąć się za siebie ogarnąć i poznać kogoś nowego.
"Krocz spokojnie wśród zgiełku i pośpiechu - pamiętaj jaki pokój może być w ciszy."
Wiek: 31 Dołączyła: 08 Paź 2012 Posty: 57 Skąd: Polska
Wysłany: 2012-10-13, 10:12
Nie mozemy nikogo zatrzymać silą... Sama byłam całkiem niedawno w podobnej sytuacji . Mój " brat " Nie dosłownie- przyswojony , opuścił mnie.
Wszystko wydawało się być idealne. Zawsze powtarzał mi , że os nigdy się nie zakocha, że takie życie nie jest dla niego. Że jego powołaniem jest bycie duchownym... Wpajał mi , że przyjaźń damsko męska istnieje. Uwierzyłam. Spędzaliśmy bardzo dużo czasu...
A potem ? Zakochał się we mnie, ale nie powiedział mi tego od razu.. ukrywał to i sam sobie przysparzał bólu. Potem jednak się dowiedziałam i musiałam zerwać tą znajomość. Widziałam jak cierpiał w mojej obecności, a ja jemu nie mogłam dać tego czego on chciał. Popaprane to wszystko.
często tak właśnie się czuję - samotna mimo tych wszystkich ludzi, którzy mnie otaczają. nie jestem osobą, która często nawiązuje bliższe znajomości. miałam kilkoro znajomych, którym ufałam, ale jakoś te kontakty się ukróciły wraz z pójściem na studia. teraz mam przyjaciółkę, ale tylko teoretycznie. w praktyce wygląda to tak, że stanowię audytorium dla przechwałek, które dyktuje jej nad wyrost wybujałe ego. czasem mam ochotę zacząć krzyczeć, żeby przestała mówić mi o tych wszystkich rzeczach. "a ten/tamten/ta powiedział/powiedziała, że jestem taka bystra, że wszędzie sobie poradzę i jeszcze nie widział/widziała takiej studentki. ja po prostu jestem najlepsza. zgubiłam pierścionek, a Piotr by się chętnie ożenił, "tylko najpierw musi się oświadczyć". o Boże! a jak on mi się oświadczy w urodziny? a wczoraj zapytałam go, kiedy chciałby mieć ze mną dzieci, ale powiedziałam, że najpierw chciałabym być żoną. a on, że wie i że niedługo oświadczy się pewnej damie. więc chyba mogę się spodziewać oświadczyn w przyszłym roku. JEZUUUUUUUUU! pomijając fakt, że powiedział mi, że będę żoną taternika i że jak się wspinałam, to usłyszałam, że "tak to robi W.W. albo może W.S.". no a jak byłam w tej knajpie, to wszyscy się za mną oglądali. ja chyba naprawdę muszę mieć piękne nogi. nigdy w to nie wątpiłam". tak, są to monologi wyjęte z naszych "dyskusji". to są rzeczy, które ją zajmują i których słucham codziennie. czasem po prostu się wyłączam, żeby nie musieć analizować tego, co mówi. jestem trochę zmęczona tą znajomością. moje problemy są zazwyczaj kwitowane krótkim "poradzisz sobie", albo "Twój kłopot jest niczym w porównaniu z moim". to wybieranie spraw ważnych i mniej istotnych jest dla mnie raniące, bo prawie zawsze czuję się jak niepotrzebne coś, które można zepchnąć do kąta, kiedy trochę bardziej marudzi. przestałam mówić jej o sobie, dlatego, że czasem miałam też wrażenie, że szuka wydarzenia, którym mogłaby się emocjonować, co oczywiście wcale nie służy polepszeniu sytuacji. no... po prostu jestem sama.
Ostatnio, mimo szczerej niechęci do tego uczucia, odczuwam pragnienie posiadania bliskiej osoby, której mogłabym powiedzieć całą prawdę o sobie i o tym co jest we mnie. Wkurza mnie to - sądziłam, że okres pragnień jest już daleko za mną. Co prawda mam osoby, do których teoretycznie mogłabym się odezwać, ale w praktyce kiedy jest kryzys i myślę sobie "a zadzwonię albo napiszę" za chwile pojawia się myśl: "no i co właściwie powiem?" a zaraz za nią "no i niby jakiej reakcji oczekuję?". Kiedy sobie na te pytania odpowiadam przechodzi mi chęć żeby się do kogokolwiek odzywać... i tylko robi mi się smutno. Nie wiem po co uczyłam się mówić o własnych emocjach skoro nie ma sensu o nich komukolwiek wspominać... heh... tak kończą ludzie, którzy za bardzo do serca biorą sobie diagnozę "zły człowiek".
ludzie ode mnie uciekają, mam wrażenie, że każdy ma innych, lepszych znajomych, a ja jestem tylko kołem ratunkowym, albo w ogóle o mnie zapominają.
okazuję się, że nic nie znaczę dla ludzi, którzy dla mnie znaczą bardzo wiele.
jak sobie z tym radzić?
nie potrafię nawiązywać stałych relacji, a nawet jak takie są panicznie się boję, że i tak wkrótce zostanę sama. jak sobie z tym radzić?
już nie mogę.
Wiek: 33 Dołączyła: 11 Sie 2011 Posty: 1841 Skąd: Europa
Wysłany: 2012-12-08, 22:52
Często czuję się samotna w tłumie. Nie chodzi tu o jakieś poczucie wyjątkowości, tego się wyzbyłam (na szczęście?). Chodzi tu o to, że co dla nich jest podłogą, dla mnie jest sufitem.
Walczę! O swoją przeciętność, o wyrwanie się z błędnego koła chorobliwej perfekcji, o każdy swój dzień.
Wiek: 29 Dołączyła: 04 Mar 2013 Posty: 69 Skąd: Gorzów
Wysłany: 2013-03-09, 10:27
ho, Mam podobnie. Widzę, jak ludzie się bawią, śmieją, a ja jedyne o czym marzę to zakopać się w łóżku i iść spać, by nie myśleć zbyt wiele i przypadkiem nie płakać.
You couldn't hate enough to love
Is that supposed to be enough?
Codziennie czuję się samotna. W szkole, kiedy przerwy spędzam sama bo nie potrafię się dogadać z dziewczynami i w domu kiedy nikt nie chce wyjść na spacer, oszukuje...
Dodano:
burgerqueen, skąd ja to znam...
Całe dnie bym spała, leżała w łóżku.
Nie piszemy posta pod postem. | S.
Ostatnio zmieniony przez Sadist 2013-04-23, 15:06, w całości zmieniany 1 raz
Czy nadal zdarza się nam czuć samotnymi chociaż jest wokół tylu ludzi? Jak myślicie, dlaczego tak jest? Czy mocno wam to przeszkadza? Czy próbowaliście to zmienić?
Jak to powiedziała Żmija w "Małym Księciu" ~ "Wśród ludzi jest się także samotnym." Niestety dosyć często się czuję samotna. Niby otacza mnie tylu ludzi, lecz tak naprawdę mała jednostka w jakiś sposób się mną interesuje. I to tylko czasami. Nie wiem z czego to wynika. Chciałabym, by ktoś się przejmował mną, przejmował się tym, co się u mnie dzieje. Chcieć to ja mogę, wiem o tym. Przeszkadza? Może i tak, ale da się do tego jakoś przyzwyczaić.
I znowu stoi obok lustra na toaletce całkiem sama
I tylko jedna mała kropla spłynęła w dół po porcelanie