Jakieś 3 lata temu sporo czasu poświęcałem na medytację, ale chyba ominąłem jakiś ważny element, bo po kilku dniach regularnego medytowania dostawałem niesamowicie dużą dawkę energii z którą nie za bardzo wiedziałem co zrobić. Wręcz dochodziło do tego, ze nie mogłem spać dlatego zaprzestałem w pewnym momencie, bo zwyczajnie bardziej mi to przeszkadzało, niż pomagało. Generalnie nie korzystałem z żadnej konkretnej techniki, a bardziej sam zlepiłem z kilku coś, co mi odpowiadało i wydawało się naturalne. Otóż odprężałem całe swoje ciało, odliczałem od 100 czy 50 do 1 i relaksowałem każdą część po kolei. Kiedy dochodziłem do 1 myśli zwalniały i miałem nad nimi swojego rodzaju kontrolę. Wtedy naginałem je w stronę pozytywnych i przepełnionych radością ( stąd prawdopodobnie ta niekontrolowana energia ).
Ktoś może ma większe doświadczenie w temacie i pomysł, jak można to zmodyfikować czy nawet zmienić? Bo chyba miałbym ochotę wrócić do tego.
W liceum medytowałem. Zaczęło się od zajęć karate. Później kontynuowałem sam, przez około 3 lata. Pomagało w walce ze stresem i dołami. Oczyszczałem w ten sposób umysł. Nie skupiałem się na konkretnych myślach, ani nie stosowałem żadnej specjalnej metody. Po prostu pozycja z zajęć, czyli na kolana i spokojnie siadałem. Skupiałem się jedynie na oddechu. Na początku po kilka minut, później do godziny czasu. Potrafiłem się tak wkręcić, że prawie się wyłączałem, do tego stopnia że nie docierały do mnie sygnały z zewnątrz, jak ktoś wszedł i zaczął gadać. Oddech i serce bardzo zwalniało. Kadzidła przy tym paliłem. Chyba do tego wrócę. Kiedyś pomogło, wiec na pewno teraz też się przyda
Tematy poruszane na tym wykładzie dotyczącym medytacji miały bardziej "duchowy" charakter. Siedząc na sali czułem jakbym uczestniczył w zebraniu jakiejś buddyjskiej sekty. Jedyne czego się dowiedziałem to to, że dzięki medytacji można poznać własnego siebie, ale podczas samej medytacji się nie myśli więc w sumie nie wiem z czego to wychodzi.
Rozśmieszyło mnie stwierdzenie, że medytacja pozwala na zaspokojenie naszych "fizycznych" potrzeb w sposób duchowy. Podając przykład "mistrza": Jeśli chce się nam pić, ale nie chce się ruszyć dupy to możemy sobie podczas medytacji w jakiś magiczny sposób przyswoić duchową wodę. Medytowaliśmy trochę, ale kiedy kazał nam połączyć się ze swoim wnętrzem i usłyszeliśmy Nokia Tune. Połowa sali odpuściła sobie medytacje. Ogólnie nie dowiedziałem się niczego ciekawego jeśli chodzi o zdrowie psychiczne, a niestety na to liczyłem ;/
Ostatnio przeglądałem gumtree i znalazłem kobietę która chciała medytować tylko nie chce iść sama, napisałem do niej. Prawdopodobnie pójdziemy razem na zajęcia we wtorek, super. Zapisałem się głównie po to aby dzięki medytacji nauczyć się autohipnozy, wprowadzić się w trans. Będzie to przydatne do OOBE/kontroli własnych snów, w co się ostatnio zagłębiam(po raz x). Mam nadzieje że tym razem coś z tego będzie.
Ja tylko kilka razy próbowałam, owszem jest to w pewnym sensie przyjemne, jak się człowiek skupi relaksujące, ale boję się wkręcenia się w religie wschodu, niby osoba prowadząca takie warsztaty wydawała się spoko, ale trochę mi to jakąś sektą zajeżdżało...
Niunia16, a gdzie chodziłaś na te warsztaty? Ja chodzę właśnie do grupy buddyjskiej, wiadomo buddyzm ma swoje podgupy moja to Diamentowa Droga. Ludzie ogólnie bardzo fajni, bywają w okolicach 20 lat jak i 40. Atmosfera jest luźna idzie pogadać z każdym. Nie zauważyłem niczego niepokojącego. Ot, po prostu przychodzisz kiedy chcesz, możesz przychodzić codziennie, albo raz na tydzień. Kiedy masz ochotę, nie ma żadnych zapisów, nic się nie płaci. Możesz powiedzieć jak to u Ciebie wyglądało?
Ja mam takie same odczucia jak Tnanever - do niczego nie przymuszali, atmosfera była bardzo swobodna, wydaje mi się, że to mogą być jakieś Twoje obawy, ktore niekoniecznie mają pokrycie w rzeczywistości.
Odkopuję wątek, bo ostatnio zainteresowałam się tematem i szukam osób z większym doświadczeniem. Na tą chwilę raczej intuicyjnie medytuję na tzw. ,,chłopski rozum'' i czuję namiastkę spokoju i czasem udaje mi się nie myśleć o niczym. Wczoraj nawet na chwilę straciłam kontakt z nogami i dłońmi, ale nie wiem czy to właśnie dobry znak czy nie. Macie jakieś rady dla kogoś totalnie zielonego?