Między mną a mężem już dawno wszystko się skończyło.
Boli to. Boli mnie to, że nic do niego nie czuję, że jedyne uczucia jakie do niego pałam, to złość, rozżalenie, zawód. Mimo, że to ja się odsunęłam.
Nie zawalczył o mnie. Nie pokazał, że mu zależy, że chce...
Pozwolił mi się odsunąć a teraz wini mnie za to jak wygląda nasze życie.
Osoba, którą obdarzyłam uczuciem też już nie jest mi tak bliska jak była.
Wiem, że tak być powinno, że rozsądek dobrze mi nakazuje, ale serducho bardzo cierpi.
Jest mi ciężko. Czuję się nie kochana. Niepotrzebna.
Czuję się obrzydliwie samotna. I nie radzę sobie z tym.
Ostatnio zmieniony przez 2012-06-04, 20:23, w całości zmieniany 1 raz
Przed ślubem był zawsze gdy go potrzebowałam, był miom przyjacielem. Mówiłam mu o wszystkim i on bardzo się starał. A wcale nie było wesoło.
Też miałam doły, też się ciełam, zamykałam przed całym światem...
Widział to i wspierał mnie. A po ślubie gdy przyszła chwila ciężka dla mnie..? Zignorował to, jakby nie wiedział co się ze mną dzieje.
Widział, że jest mi źle, że mam nawrót depresji, że zaczynam świrować i jedyne co usłyszałam, to to że sama to sobie wkręcam i nic mi nie jest.
Więc zaczęłam go oszukiwać, kłamać że jest ok, ciąć się w ukryciu.
Jego wojsko - odsuneliśmy się wtedy od siebie i chociaż mówiłam jak mi z tym źle (chociażby w 'rozmowach') on mi nie pomógł tego zmienić, nie zbliżył się, nie postarał. Nic.
Potem ciąża, poznałam kogoś, zaufałam, zakochałam się... resztę znacie.
On zostawił mnie ze wszystkim samą.
Żyjemy w jednym domu. Obok siebie.
Prowadzimy chorą rywalizację.
Mamy wspólne sprawy a czuję się tak jakby mnie zostawił.
On mówi, że kocha. Mówi. I nic więcej.
Jestem dla niego nikim.
A na czole pisze mi: kucharka, sprzątaczka, służąca, dziwak, niańka, krawcowa, palacz (i nie wiem co jeszcze).
Zostawił mnie samej sobie. Zostawił mnie samą mojej chorobie, moim demonom.
Czuję się parszywie.
Nie ma w moim życiu osoby, która by mnie kochała i która by została ze mną. Ot, tak po prostu.
A ja zawsze daję całą siebie...głupia.
Mercy, wiesz, Ty masz jeszcze poczucie, że tego nie chciałaś, nie byłaś pewna.
A ja chciałam. Czekałam na ten nasz ślub. Byłam szczęśliwa.
I co. Nic.
musisz zawalczyć o siebie! nie możesz pozwolić na to by postrzegać siebie oczami kogoś innego. szczerze polecam psychologa - to nie tylko temat dla osób z którymi cos jest nie halo, to temat dla każdego na tyle dojrzałego by zadbać o siebie. polecam z czystym sumieniem mojego terapeutę [Ze względu na podejrzenie reklamy kontakt dodano do odpowiedniego tematu - Emaleth]
Ostatnio zmieniony przez 2012-09-15, 15:58, w całości zmieniany 1 raz
Mnie zostawiła narzeczona w maju zeszłego roku tuż przed ślubem. Było ciężko, teraz jest trochę lepiej, ale zauważyłem w sobie zmianę osobowości - trochę na minus. Od tego momentu, a właściwie od lutego zeszłego roku odkrywam siebie na nowo. To najciekawsze doświadczenie, jakie mi się przydarzyło - moje własne życie. Tylko mi bez skojarzeń.
mnie zostawił przyjaciel...w kwietniu się powiesił ... do dziś nie mogę się z tym pogodzić ...czuję się okropnie ...czuję ,że to moja wina...jestem z tym sama ,ale radzę sobie jakoś.
Mnie w najtrudniejszych chwilach zostawiał narzeczony (od dziś były). Kiedy było dobrze był cudowny, kochający, czuły. Gdy na horyzoncie pojawiały się problemy zmieniał się nie do poznania. Z ciepłego głosu wypływał dumny ton... Nie rozumiał gdy mówiłam, że to boli. Jestem wybuchową osobą, ale zawsze mogłam liczyć na jego spokój, opanowanie. Tak było kiedyś na początku. Teraz po 4 latach czekania na jego zmianę i jakiekolwiek działanie mam dosyć. Na nikim się tak nie zawiodłam. On był moją nadzieją, najgorsze jest to, że dalej go kocham jak nigdy nikogo wcześniej. Planowaliśmy ślub, który odwołał;( mieliśmy przesunąć termin, ale z jego strony była dalej bierność. Postanowiłam odejść, żeby zatęsknił i zrozumiał co stracił - nawet nie próbował walczyć. Nie wiem kiedy przestałam być dla niego ważna i czym sobie zasłużyłam na taką obojętność.
Byłem w stanie uciec dla niej z domu... mówiła ''jesteś najcudowniejszym chłopakiem na świecie...'' ''zawsze będę Twoja'', ''nie będzie nikogo innego poza Tobą...''.
W połowie października- pół roku od czasu kiedy byliśmy razem powiedziała mi, że ''nie jest już jak dawniej'', ''nie wiem co do mnie czuję'', i ''będzie lepiej jak zostanie SAMA''... została tak SAMA, że okazało się, że mnie zdradziła...
Teraz jak pomyślę o niej to mam ochotę jechać tam... i zabić ją... tak żeby cierpiała, tak samo jak ja cierpiałem przez nią... a potem zabić siebie...
Dźwigasz brzemię co jak kamień kolana gnie
co do domu ciągle woła
zapomniałeś sam co prawdą jest, a co nie
czy ją jeszcze znaleźć zdołasz...
Teraz jak pomyślę o niej to mam ochotę jechać tam... i zabić ją... tak żeby cierpiała, tak samo jak ja cierpiałem przez nią... a potem zabić siebie...
A wiesz, że w połączeniu z kiepską samokontrolą takie myśli stają się faktem? Po prostu musisz oswoić się z myślą, że to świadczy źle wyłącznie o niej i koniec końców nie była warta Twoich starań. Pół roku to nie jest długi czas.
A słowa.. one zawsze będą słowami. Czymś, co służy do manipulowania uczuciami. Pytanie, czy traktowała Cię z początku tak, jak mówiła.
Swoją drogą to takie szczęście w nieszczęściu, że to 'tylko' półroczny związek, po dłuższym czasie bolałoby bardziej.
Why are you leaving...?
You trust me because I'm lying.
Only a fool would be this kind to me
You...
Zgadzam się z metanoied. Słowa bez pokrycia nic nie znaczą. Samym mówieniem słodkich rzeczy nic się nie wskóra. Trzeba działać i walczyć o związek. Liczy się to czy możesz polegać na drugiej osobie w ciężkich chwilach, a nie fakt, że słyszysz piękne słówka - i tylko tyle.
myślę tak samo jak wy... wogóle to myślałem, że nie znajdę takiego zrozumienia tej sytuacji... a czuję tutaj jakbyście ''wyjmowali mi z ust'' niektóre stwierdzenia... dziękuje za wsparcie
Dźwigasz brzemię co jak kamień kolana gnie
co do domu ciągle woła
zapomniałeś sam co prawdą jest, a co nie
czy ją jeszcze znaleźć zdołasz...
niedźwiedź666, bo ja miałem trochę podobnie. Bez zdrady, ale też moja zostawiła mnie bez jakiegoś poważnego powodu. Ciebie zdradziła po pół roku, a mnie zostawiła po 2 latach, gdy planowałem się jej oświadczyć. Więc jakby się wyrównuje.. I właśnie dlatego mniej więcej Cię rozumiem.
Why are you leaving...?
You trust me because I'm lying.
Only a fool would be this kind to me
You...
Wiek: 30 Dołączyła: 21 Sty 2013 Posty: 325 Skąd: Europa
Wysłany: 2013-01-25, 20:45
hmm... ja nie zostaje zostawiona... to ja raczej zostawiam, uwazam, ze tak jest lepiej dla wszystkich... skonczyc wszystko jak sie zaczyna robic niebezpiecznie pieknie by sie nie rozczarowac...
albo unikam ludzi albo opowiadam jaka to nie jestem porabana by ich zniechecic
ze skutkiem jestem sama juz dlugi czas... bez przyjaciol, milosci... (ajjj... nie wierze w milosc i az mi glupio uzywac tego slowa)
Ostatnio zmieniony przez inspire2306 2013-01-25, 20:47, w całości zmieniany 1 raz
ja nie zostaje zostawiona... to ja raczej zostawiam, uwazam, ze tak jest lepiej dla wszystkich... skonczyc wszystko jak sie zaczyna robic niebezpiecznie pieknie by sie nie rozczarowac...
metanoied napisał/a:
moja zostawiła mnie bez jakiegoś poważnego powodu. Ciebie zdradziła po pół roku, a mnie zostawiła po 2 latach, gdy planowałem się jej oświadczyć
No to chyba mamy parę po przeciwnych stronach barykady...