Dziś znowu. Noc na pograniczu jawy i snu, co jakiś czas patrzenie na zegarek: trzecia... <kładzie się> <podnosi się> szósta już? Tylko mrugnęłam okiem!
Tak jakby ten czas pomiędzy był niesamowicie długi, ale i niesamowicie krótki jednocześnie Masakra.
Tracy, znam to uczucie. Jak się podnoszę z wyra, to przecież wiem, ze to nie był sen, ale też nie jawa. Bo nie pamiętam nic. Tak jakby się film urwał. Właśnie to 'mrugnięcie okiem'.
No właśnie. I nie wiem czy spałam, czy nie, czy mi się film urwał i byłam nieprzytomna, czy co... W sumie wydawało mi się że cały czas byłam świadoma, a jednak nie byłam. Okropne.
Hm... Kolejna przespana noc... Brak ciotki przez dwa tygodnie niesamowicie dobrze na mnie wpłynął. Ja nie wierzę, jak jedna osoba potrafi zatruć życie...
Dzisiaj śnił mi się cały czas mecz ręcznej. Znów stałam na boisku, znów czułam tą przyjemną adrenalinę... Znów cieszyłam się jak dziecko.
A potem, gdy się obudziłam, poczułam łzy w oczach... Znów przypomniało mi się, że stanę na boisku dopiero za rok... ;(
A ja znowu zasnąć nie mogłam... Muliło mnie, muliło i nic ;x Później jak się obudziłam to na krańcu łóżka, gdybym drgnęła chociaż trochę to bym zleciała. I ogółem tak kiczowato, ale cóż.
Pokłóciłam się z M. i to dość poważnie z mojej winy, powiedział, że odchodzi i wyprowadzi się rano. Pobiegłam do łazienki i próbowałam się udusić, lecz w ostatniej chwili stwierdziła, że nie mogę zostawić przyjaciół. Potem wyszłam z domu, długo spacerowałam, jak już miałam wracać spotkałam M. który stwierdził, że odchodzi już dziś. Próbowałam go zatrzymać, długo płakałam. Stwierdził, że mam czas do nocnego, żeby go przekonać by został. Więc łaziliśmy po Konstancinie, wyjaśniałam mu wszystko itd. I wróciliśmy razem do domu.