Nie wiem czy podchodzę pod próbę samobójczą, ale miałem generalnie parę wysoko niebezpiecznych sytuacji. Nie wiem czy powinienem w ogóle je tutaj opisywać, może lepiej nie. Generalnie byłem bliski, raz nawet bardzo bliski tego ostatecznego kroku, a byłem wtedy sam więc mogło to się naprawdę nieciekawie skończyć. Potem, jakiś tydzień po tym, trafiłem do szpitala, najpierw jednego, potem trochę później do drugiego. Pomogli mi, oczywiście nie był to oddział dzienny, terapeutyczny, bo w takim stanie nie przyjmują na takie oddziały. Jest to raczej szpital w którym "przechowują" cię, abyś ochłonął. Lekarze próbują ustabilizować i unormować twój stan. I dopiero potem skierować na odpowiednie leczenie i terapię.
Jeżeli masz plany samobójcze, to nawet się długo nie zastanawiaj tylko zgłoś się do szpitala. Naprawdę ci tam nie zaszkodzą, wierz mi. W dodatku w takim stanie mają obowiązek cię przyjąć, więc o to się nie martw. Pozdrawiam, trzymaj się.
Wiek: 29 Dołączyła: 23 Gru 2016 Posty: 3660 Skąd: Polska
Wysłany: 2019-07-16, 14:05
Ja bardziej po impulsywnym geście samobójczym niż próbie byłam – i traktowali mnie jak resztę pacjentów, tylko pierwsze dwa dni kroplówki miałam. Nie wiem, jak jest w innych szpitalach, ale u nas na pierwszy ok. tydzień trafiało się do pokoi przy dyżurce pielęgniarskiej, żeby mieli Cię bardziej na oku. Dużo osób po próbach tam było, nie zauważyłam, żeby traktowali ich inaczej – w sensie zapinali w pasy czy coś (na to trzeba było sobie „zasłużyć”). Exmit dobrze pisze, najpierw raczej unormują, wyciszą uspokajaczami.
Arkowski, Twoje pytanie brzmi, jakbyś chciał trafić do szpitala po próbie, a nie przed, teraz...
Mogę potwierdzić słowa poprzedników - wszyscy traktowani są tak samo.
U mnie było tak, że przez salę obserwacyjną - szyba z dyżurką + kamery przechodził każdy, niezależnie, czy po próbie czy sam się zgłaszałeś. Dopiero gdy byli pewni, że nie zagrażasz sobie, ani nikomu innemu, było się przenoszonym na odcinek "o mniejszym rygorze"
Ja byłam, na młodzieżówce co prawda, ale może też się przyda, mogę opisać jak to wyglądało. Jeśli chodzi o traktowanie to wszyscy byli postawieni na równi, nieważne czy po próbie czy za opuszczanie szkoły.
W wieku 17 lat po próbie trafiłem na oddział młodzieżowy w Józefowie k/Otwocka. Nie mam więc "doświadczenia" na oddziale dla dorosłych. Z tego co pamiętam to tydzień czasu byłem na obserwacyjnym. Później zostałem przeniesiony na łagodniejszy, aczkolwiek również zamknięty. Było tam mniej rygorystycznie, taka sielanka jedzenie, tv, spacery. Czasem, aż brakowało jakiegoś zajęcia, pracy. Pamiętam, że wszyscy trzymaliśmy się tam razem. Było nas mało na tym oddziale, może z 10 osób. Najgorzej było na początku, a później już jakoś się przyzwyczaiłem i przełamałem strach.
Pilnują żeby nie było powtórki, szyba i obserwacja, wywiad jak nie zrobili przy przyjęciu na oddział albo nie było możliwości a traktują jak resztę. Diagnozują, dobierają leki i jazda do domu i terapii własnej.
cytomel, Dziwne, mnie po jednej z prób zamknęli na dwa miesiące w zakładzie zamkniętym. Najpierw byłem wkurzony na siebie, że się nie udało, a później na lekarzy, bo mnie trzymają w zamknięciu w miejscu, gdzie nie można palić.
Ja miałam w marcu taka sytuacje, ze miałam bardzo intensywne myśli samobójcze, bałam się, ze coś sobie zrobię, a ze nie miałam planu, to ze nie wyjdzie, tylko się „uszkodze”. Wtedy przypomniało mi się, ze pani psycholog mi mówiła, ze gdyby cokolwiek się działo, to mogę w godzinach pracy przyjść do nich do przychodni z kimkolwiek porozmawiać, a poza godzinami pracy i w weekendy - zgłosić się do szpitala. I tak zrobiłam, bo to była sobota - poszłam do szpitala psychiatrycznego na Izbę Przyjęć i powiedziałam, ze mam myśli samobójcze, przyjęli mnie na oddział, dostawili łóżko na korytarzu pod dyżurka żeby widzieli mnie przez szybę no i miałam chodzić w takim niebieskim jednorazowym ubranku jak np do operacji się zakłada, żebym była pod obserwacja. Generalnie mocno to była nieprzyjemna sytuacja dla mnie, zadzwoniłam do taty i przyjechał pomoc mi się wypisac w poniedziałek po rozmowie z lekarzem - na oddziale czułam się jeszcze gorzej, nie akceptowałam tej sytuacji w której się znalazłam, bałam się innych pacjentów, zwłaszcza, ze mnie zaczepiała jedna pacjentka no i mówili ze min. 2 tygodnie musiałabym zostać na oddziale, a ja nie chciałam.