Wysłany: 2013-06-11, 23:48 Miłość po trzydziestce?
Natrafiłam ostatnio na takie dwa listy w WO:
List 1 List 2
Dwie panie w wieku 30+ wyrażają swoją głęboką frustrację z powodu braku sensownych mężczyzn, z którymi można by stworzyć związek.
Jako, że trzydziestka też mi już powoli zaczyna zaglądać w oczy, a ten mój cholerny książę z bajki chyba zabłądził w stumilowym lesie, bo ani widu ani słychu, przejęłam się dość mocno... nie samymi listami, ale komentarzami pod spodem...
Czy Waszym zdaniem faktycznie jest tak, że jak się nie założy rodziny do tych magicznych 30, to potem już szanse spadają do zera?
Czy naprawdę mężczyzna 30+, który do czegokolwiek się nadaje jest już zajęty? A taki, który w związku nie jest albo nie chce z kimś być albo jest troglodytą?
Czy faktycznie w pewnym wieku należy obniżyć wymagania do zera, jeżeli chce się z kimkolwiek być?
Czy kobiecie po trzydziestce kończy się "data ważności"?
Czy ludzie po trzydziestce jeszcze się zakochują czy też to cecha wyłącznie dwudziestolatków i młodszych?
Czy warto brać "byle co" byle było? A może warto czekać kolejne lata na "tego jedynego"? A co jak się ktoś nie doczeka?
A może w dniu 30 urodzin należy sobie oszczędzić frustracji i rozczarowań i założyć, że będzie się samotnym już do końca?
Jak to widzicie?
Wiek: 34 Dołączyła: 18 Gru 2009 Posty: 10440 Skąd: świat
Wysłany: 2013-06-13, 12:28
Moja ciotka znalazła męża po 50 i to o około 10 lat młodszego od siebie. Żyje im się dobrze. Z kolei moja matka znalazła sobie faceta, czyt. mojego ojca, w wieku 27 lat.
Teraz jest parcie na karierę, a nie rodzinę, więc ja bym się nie martwiła "datą ważności".
Myślę, że w każdym wieku można się zakochać, ale w każdym wieku to zakochanie inaczej wygląda. Bo chyba 40 latka nie będzie podchodziła do uczucia tak samo jak 14 latka. Tak mi się wydaje.
Z wiekiem nasze oczekiwania co do partnera się zmieniają i jak w wieku 14 lat dziewczyny marzą o księciu z bajki na białym koniu tak po 34 roku życia to raczej o dobrze zarabiającym, odpowiedzialnym mężczyźnie w czarnym Audi A8
Generalnie, ja bym histerii nie urządzała, będzie co ma być, bez spiny.
Przejęcie kontroli nad światem za pomocą łyżeczki i waty cukrowej
Na przypale, albo wcale - o tym będą musicale!
Jak widelcem kompot jesz.
Wiek: 30 Dołączyła: 21 Sty 2013 Posty: 325 Skąd: Europa
Wysłany: 2013-06-13, 12:35
Zwlaszcza, ze obecnie wiecej ludzi sie rozchodzi oraz bierze rozwod i oni tez jakos znajduja "druga polowke". Moze kiedys faktycznie bylo z tym trudniej, ale mysle, ze teraz nie trzeba sie zbytnio o to martwic.
chyba 40 latka nie będzie podchodziła do uczucia tak samo jak 14 latka
Może, czemu nie? Ale jeśli będzie tak podchodziła to świadczy, że od tamtego nastoletniego czasu niewiele się nauczyła i pewnie stworzy związek równie trwały jak wakacyjna miłość gimnazjalistki.
Psychosis napisał/a:
po 34 roku życia to raczej o dobrze zarabiającym, odpowiedzialnym mężczyźnie w czarnym Audi A8
Dlaczego akurat czarne Audi? ja bym wolała ciemnozielone Volvo*
Też nie widzę sensu w stawianiu granic wiekowych. Są osoby, które się pobierają (że tak pozwolę sobie użyć tego momentu jako punktu odniesienia) w wieku lat 18, a są tacy, którzy 'prowadzą hulaszczy tryb życia' do 40 albo i dłużej.
Wiek: 34 Dołączyła: 18 Gru 2009 Posty: 10440 Skąd: świat
Wysłany: 2013-06-13, 12:54
rozwielitka napisał/a:
Może, czemu nie? Ale jeśli będzie tak podchodziła to świadczy, że od tamtego nastoletniego czasu niewiele się nauczyła i pewnie stworzy związek równie trwały jak wakacyjna miłość gimnazjalistki.
Toteż napisałam "chyba"
rozwielitka napisał/a:
Dlaczego akurat czarne Audi? ja bym wolała ciemnozielone Volvo*
Bo to akurat mi śmignęło za oknem
Przejęcie kontroli nad światem za pomocą łyżeczki i waty cukrowej
Na przypale, albo wcale - o tym będą musicale!
Jak widelcem kompot jesz.
W drugą stronę wygląda to bardzo podobnie.
Ktoś kiedyś powiedział, że studia to już ostatni gwizdek żeby znaleźć jeszcze kogoś sensownego i coś w tym jest. Widzę wśród znajomych z liceum czy ze studiów, że każdy poukładał już sobie jakoś życie, co nie wejdę na jakiś portal społecznościowy to same zdjęcia ze ślubów, rodzinne wycieczki itp. Tak sobie myślę, że wśród moich znajomych nie ma już ani jednej wolnej kobiety.
Czuję wręcz z dnia na dzień, jak szanse na jakąś rodzinną przyszłość lecą na łeb na szyję.
Co do pytań Emaleth, na pewno wymagań obniżać do zera nie należy i chwytać się byle kogo, natomiast można by trochę odsunąć na bok swój wzór ideału i po prostu dawać szansę, nawet jeśli na pierwszy rzut oka ktoś nie wydaje się nam za ciekawy. Niestety z tego co obserwuję tendencja jest nieco odwrotna, z wiekiem wymagania kobiet drastycznie rosną, zmieniają się. Jeśli poznaje się kogoś jeszcze w liceum czy na studiach to przeważnie nie myśli się o pieniądzach, samochodach i innych takich, bardziej liczy się tu i teraz i burza uczuć. Potem wszystko się zmienia, jeśli nie masz własnego mieszkania i Audi A8 nikt nawet nie zechce z tobą pogadać, takie życie...
Cytat:
A może w dniu 30 urodzin należy sobie oszczędzić frustracji i rozczarowań i założyć, że będzie się samotnym już do końca?
Pewnie coś w tym jest. Ja już w sumie dość mocno czuję, że tak właśnie będzie, a że nie wyobrażam sobie aby spędzić życie samemu to też nie jestem pewien czy po tej magicznej granicy warto w ogóle dalej żyć. Zawsze tak sobie planowałem, że jeśli do 30stki nic się nie zmieni to czas będzie się pożegnać z tym światem.
"Bo nie ma we mnie nic i nic nie jestem wart, a czerwień mojej krwi to tylko jakiś żart..."
Ostatnio zmieniony przez EvenIfICould 2013-06-13, 13:10, w całości zmieniany 1 raz
Jeśli poznaje się kogoś jeszcze w liceum czy na studiach to przeważnie nie myśli się o pieniądzach, samochodach i innych takich, bardziej liczy się tu i teraz i burza uczuć. Potem wszystko się zmienia, jeśli nie masz własnego mieszkania i Audi A8 nikt nawet nie zechce z tobą pogadać, takie życie...
Nie wiem czy piszesz to z żalem do okrutnego świata, czy stwierdzasz fakt. W każdym razie to normalna sytuacja. O ile w szkole mamy zapewniony byt, na studiach w mniejszym lub większym stopniu też, to już wychodząc na swoje musimy zacząć intensywnie liczyć pieniądze. O ile można pójść w liceum na wagary, żeby zjeść paczkę wafelków z ukochanym, to już z pracy tak nie uciekniesz, jeśli chcesz do niej wrócić następnego dnia, a końcowo mieć nadal źródło utrzymania. Tak samo w liceum można mieć chłopaka nieroba, bo oboje jesteście na utrzymaniu rodziców. Nie pojawia się sytuacja, gdzie twoje ciężko zarobione pieniądze są przepuszczane przez niego na 'rozrywki dla dorosłych'*. Także nie upatrywałabym przyczyn w narastającym z wiekiem materializmie, ale w konieczności dostosowania do realiów i przeżycia kolejnego miesiąca.
---
*rozrywki dla dorosłych - seks, hazard i używki
Ostatnio zmieniony przez 2013-06-13, 13:19, w całości zmieniany 1 raz
Tak samo w liceum można mieć chłopaka nieroba, bo oboje jesteście na utrzymaniu rodziców. Nie pojawia się sytuacja, gdzie twoje ciężko zarobione pieniądze są przepuszczane przez niego na 'rozrywki dla dorosłych'*. Także nie upatrywałabym przyczyn w narastającym z wiekiem materializmie, ale w konieczności dostosowania do realiów i przeżycia kolejnego miesiąca.
Otóż to... przykładowo mój ex już po rozstaniu ze mną dokonał zakupu nowego monitora do komputera za 400zł, bo stary mu się znudził... po czym zauważył, że ma pustą lodówkę, pusty portfel i 2 tygodnie do wypłaty, więc poszedł pożyczyć kasę od kumpla... Czy fakt, że taka jego niefrasobliwość była jednym z powodów naszego rozstania czyni mnie materialistką? Ja jako nastolatka spędziłam miesiąc bez prądu po tym jak zdjęto nam licznik z powodu zaległości... a za innym razem miesiąc bez gazu... i naprawdę wolałabym więcej nie doświadczyć takiego braku płynności finansowej. Cenię sobie komfort posiadania ciepłej wody w kranie.
Jako posiadacz wszystkich cech, których tak pragnie pani Wkurzona nie muszę się nigdzie chować. Jednak z drugiej strony, nie chcę też wychodzić na siłownię po to, aby być obiektem spojrzeń samotnych kobiet, a taki powód napisała wyraźnie autorka listu. Nie chcę też uczęszczać na kurs foto, aby skupiały się na mnie spojrzenia wkurzonych pań. Nie chcę również wyjeżdżać na zorganizowane wyjazdy narciarskie, bo lepiej spędzać czas w grupie dobrych znajomych. Co najważniejsze, nigdy nie przyszłoby mi do głowy zapisanie się na portal randkowy, gdzie miałbym być sprowadzony do roli przedmiotu, a także godzić się na przedmiotowe traktowanie kobiet, skatalogowanych w wyszukiwarce.
Kobiety nikt nie pyta czy chce być oglądana i oceniana jak kawał mięcha przy każdej okazji, a ten pan sobie tego nie życzy, bo to uwłaczające. Może powinien przekonać 'kolegów po prąciu', żeby przestali robić dokładnie to samo?
Nie wiem czy piszesz to z żalem do okrutnego świata, czy stwierdzasz fakt. W każdym razie to normalna sytuacja.
Tak sobie trochę ironizuję z listu pani Wkurzonej. Zgadzam się z Tobą Rozwielitko, sęk w tym, że często to urasta do jakichś zabawnych rozmiarów. Niestety często jest tak, że te wymagania z pozoru nie aż tak wielkie tak naprawdę są jednak niebotyczne. Łatwo stwierdzić, że nie ma już żadnych fajnych facetów bo ten na przykład byłby fajny ale daleko mu do Brada Pitta, tamten może i byłby fajny ale zarabia tylko 3 tysiaki a przecież prawdziwy facet powinien zarabiać co najmniej 5, a jeszcze tamten ma głupie hobby, no bo wiadomo, ze musi mieć pasję ale fajną i najlepiej modną. Specjalnie przesadzam, ale irytuje mnie to często, bo jak podliczyć te wszystkie wymagania pani Wkurzonej, to pewnie faktycznie w jej otoczeniu nikogo takiego nie ma. A czasem naprawdę można spotkać kogoś fajnego, kogoś komu wcześniej życie poukładało się tak a nie inaczej i po 30stce jest nadal samotny, tylko czasem trzeba dać szansę. Nie wiem czy tylko mi się tak zdaje, czy wszystko ostatnio jest takie powierzchowne... No bo po co kogoś poznawać skoro od razu widać, że z wyglądu jest nie taki jak ktoś sobie wymarzył i po co iść na głupią kawę i stracić czas skoro widziało się jak pod pracę podjechał Tico więc nic z tego nie będzie. Masakra...
No ale co ja tam mogę wiedzieć. Ja przecież jestem z tych, którzy ponad wakacje na Majorce cenią sobie spacer po parku ale za to z kimś kogo uczucia są szczere, czyli w oczach większości - frajer, bywa i tak...
Oczywiście to wszystko z mocnym przymrużeniem oka, żeby nikt się nie poczuł urażony (Tico są fajne)
"Bo nie ma we mnie nic i nic nie jestem wart, a czerwień mojej krwi to tylko jakiś żart..."