Żaden
Nie integruję się z obecnym rokiem. Wcale a wcale.
Mam tu jedną przyjaciółkę na miejscu. Od liceum. Jesteśmy jak House i Wilson Całkiem nieźle się rozumiemy. Z nią to i do tańca i do różańca I upić się i pogadać o polityce/seksie/dzieciach/butach/wszystkim innym, i na imprezę pójść i palić i skakać przez płot.
(Kocham ją )
Z całą resztą ludu w najbliższym otoczeniu, to ja tak grzecznościowo tylko raczej rozmawiam jak już muszę. Oni też - jak muszą. Albo mają problem i szukają jelenia.
Ostatnio zmieniony przez Tracy 2010-01-10, 19:53, w całości zmieniany 1 raz
normalny. chyba nawet, mimo wszystko, jestem lubiana przez innych. wielorazowym pocieszaczem jestem, konie kraść ze mną można to i każdy korzysta. autoagresja nie zmienia nic. przynajmniej, nie zanotowałam jakichś większych zmian. nigdy z nikim o tym nie rozmawiałam.
O autoagresji nie wie nikt. A jaki stosunek do mnie mają? Nie wiem, podobno jestem dziwna, a kontakt mamy żadnen. Mam kilka koleżanek, z którymi rozmawiam czasami, z jedną więcej, ale o niczym więcej. Taki kontakt przymusowy po prostu.
o moim aa nikt nie wie .. więc na złe nie wychodzi .. mam wielu wrogów, bo moja szkoła składa się praktycznie z samych kujonów, którzy co rusz przy książce, a że mi idzie nie za dobrze to stałam się blee ...
U mnie jest ok. Nikt prawie nie wie o mojej przeszłości. Jedynie dwie dziewczyny, które też miały lekko coś z tym wspólnego... Im można ufać, trzymamy się siebie.
A inni? Chyba nic do mnie nie mają. Nie wiem, należałoby ich zapytać.
Zauważyłam, że otworzenie się trochę przed nimi dało efekty. Okazało się, że się w większości wszyscy lubimy, rozmawiamy częściej, na wycieczkach trzymamy razem...
A to wszystko dzięki odrobinie zaufania, rozmowie i uśmiechu. Aż mi dziwnie ze świadomością, że kiedyś sama nieświadomie odstraszałam od siebie ludzi.
Hmm... moi rówieśnicy i nie tylko traktują mnie jak jakiegoś psychologa. Zwierzają mi się z wszystkiego. Ale.... No właśnie ale. W momencie gdy ja pomocy potrzebuję to już nikogo nie ma. Każdy ma swoje zajęcia i już taka fajna nie jestem. Nie wiem czy to z zazdrości czy czegoś innego, ale tak cóż... Trzeba liczyć na siebie.
okaleczona_dusza,HANIA1215, ech, rozumiem Was w pewnym stopniu. Zwłaszcza część z encyklopedią i psychologiem,
Przez pewien czas unikałem kontaktu z rówieśnikami. Nie chodziłem na imprezy, spotkania, nie jeździłem na klasowe wycieczki. Ostatnio odkryłem, że mimo różnic, mojej małej tajemnicy z autoagresją- potrafię jednak się z ludźmi dogadać, ba nawet jestem lubiany. Całkiem miło się z tym czuję. Można by powiedzieć, że odżywam towarzysko i jest mi z tym dobrze
Buka, żeby się potem nie okazało, że masz samych znajomych na emeryturach
A tak na serio- kiedyś tez tak miałem, ale potem doszedłem do wniosku, że lepiej mi z osobami w podobnym wieku, bo ci starsi to zaczęli już schodzić na tematy "dzieci, dom, praca..." i trochę dziwnie się z nimi czułem
Haha oj Buka wiem coś oty,;) Czasami mam wrażenie, że mam ze 40 lat więcej. Mam takie doświadczenie choć mam dopiero 15 (prawie 16;)) lat.
Co do tych emerytów hihi to może jakaś sumka ci się skapnie;) hihi
A nawiasem mówiąc to jestem pełna podziwu, że sie dogadujesz, bo niektórym starszym to tłumaczyć i tłumaczyć, a i tak nie zawsze wyjdzie:)
Co do tych emerytów hihi to może jakaś sumka ci się skapnie;)
o tym to nawet bym nie pomyślała... ale.. kto fie <fiu fiu<
Cytat:
A nawiasem mówiąc to jestem pełna podziwu, że sie dogadujesz, bo niektórym starszym to tłumaczyć i tłumaczyć, a i tak nie zawsze wyjdzie:)
a ja jakoś tak trafiam na osoby starsze, które potrafią o wiele szybciej i łatwiej mnie zrozumieć niż ludzie w moim wieku. Nie wiem czemu. Może dlatego, że rozmawiając z nimi staram się być poważna (no, teraz już się nie staram, bo jestem) i mówić wszystko dokładnie i szczerze... nie muszę udawać, bo oni znają życie. Po prostu. I myślę, że ta moja szczerość jest wyczuwalna. Już w Twoim wieku tak było...
tylko, kurka... jakoś z rodziną się nie dogaduję, a też są starsi ode mnie, nooo...
Rówieśnicy? W szkole? nie znoszę ich, nie mogę na nich patrzeć, nie chodzę na zajęcia, bo mi słabo na samą myśl, że ich spotkam.
Paradoks jest taki, że ja jestem osobą bardzo lubianą. I w mojej grupie, i w innych. Ale nie wiem, chyba zmieniłam się przez wakacje, bo nie trawię tych lasek. Wydają mi się takie puste, takie dziecinne.
Moja obecność w szkole wygląda tak, że albo siedzimy z moją Anetą z boku i rozkminiamy co my tu robimy. Albo siedzę z laskami i zastanawiam się co one za pierdoły gadają.