Wiek: 33 Dołączyła: 11 Sie 2011 Posty: 1841 Skąd: Europa
Wysłany: 2011-11-28, 10:59
W mieszkaniu studenckim nie przyjmujemy raczej kolędy, bo mało kto jest wierzący. U mnie w domu są wierzący, dlatego przyjmują kolędę, jednak mnie przeważnie na niej nie ma. W zasadzie, to ostatnio kiedy była kolęda, a mnie i mojej siostry nie było (wówczas także i ona studiowała, skończyła w tym roku), to rodzice poszli na kolędę do mojej Babci, która mieszka sama. W ten oto sposób wszyscy byli zadowoleni i nikt nie czuł jakiegoś braku
Walczę! O swoją przeciętność, o wyrwanie się z błędnego koła chorobliwej perfekcji, o każdy swój dzień.
Hm. Wczoraj stwierdziłyśmy z matką, że siedzimy cały dzień w piżamie. Nagle ktoś puka do drzwi, matka przychodzi do mnie i "Ups, ksiądz" xD oczywiście nie przyjęłysmy i całe szczęście
Teraz kiedy mieszkam z chłopakiem agnostykiem, nie mam zamiaru kiecmanowi drzwi otwierać. Kiedy mieszkałam z mamą, ona przyjmowała kolędę, ale dobrze wiedziała, że mnie wtedy nie będzie w domu. Brałam psa, szłam z nim na spacer i wracałam, kiedy było po wszystkim.
Wiek: 32 Dołączyła: 24 Kwi 2014 Posty: 167 Skąd: Polska
Wysłany: 2014-12-13, 23:46
Ja nie jestem wierząca, ale moja mama tak, więc księdza po kolędzie przyjmuje. Więc w tym roku musiałam go w zasadzie przyjąć ja . Nie było to za przyjemne doświadczenie. Przyszedł znajomy ksiądz, mama się rozkleiła a ja tylko myślałam o tym, żeby to się już skończyło. Ale przynajmniej ksiądz nie zapytał, jak tam u mnie z chodzeniem do kościoła...
Wariuje się wyłącznie z samotności. Póki jest przy tobie ktoś, kto widzi to, co ty, słyszy to, co ty, nie postradasz zmysłów.
Wiek: 25 Dołączyła: 13 Lip 2014 Posty: 1923 Skąd: Polska
Wysłany: 2014-12-14, 10:50
Po kolędzie chodzi ksiądz, który mnie uczy w szkole. Nienawidzę go, serdecznie. Nie kojarzę go w żadnym, nawet najdrobniejszym szczególe z wiarą i Bogiem, a z pieniędzmi i jeszcze większą ilością pieniędzy.
Kojarzy mi się też z papierosami i przekleństwami oraz polityką. Czyli jak każdy inny człowiek z mojego otoczenia.
Kolęda to dla mnie czas bez telefonu, krytyki księdza i przekleństw księdza, potem bierze pieniądze i sobie idzie dalej.
A ja w opozycji do większości napiszę, że lubię ten moment. Jestem osobą wierzącą, a kolęda zawsze kojarzyła mi się z dzieciństwem, z pozytywnymi chwilami. Może to się wam wydać nieco dziwne, ale mam nadzieję, że i w tym roku uda mi się zjechać do domu na ten event.
axellya, mi nie wydaje się to dziwne - dla mnie również kolęda wiązała się zawsze z pozytywnymi wspomnieniami. Do domu najpierw przychodzili kolędnicy śpiewający kolędy (którzy byli de facto moimi znajomymi), a potem przychodził ksiądz - z którym można było spokojnie pogadać o wielu sprawach, opowiedzieć coś czy posłuchać jakichś ciekawych anegdot i dowiedzieć się czegoś nowego.
Chyba nie będzie przesadą stwierdzenie, że to właśnie kolędę lubię najbardziej z całego tego świątecznego okresu.
axellya, mi nie wydaje się to dziwne - dla mnie również kolęda wiązała się zawsze z pozytywnymi wspomnieniami.
No, wiesz... No to wyobraź sobie, że znikają kolędnicy, nie pojawiają się ani razu, a zamiast fajnego księdza, z którym idzie porozmawiać, od lat przychodzi ten sam kostyczny, zgorzkniały proboszcz, który nienawidzi dzieci i młodzieży i egzaminuje z takich rzeczy, jak ilość dzieci (cytuję "rodzić więcej, co to za lenistwo, to grzech przecież"), rozmieszczenie symboli religijnych w domu, godziny pracy, Twój zeszyt do religii nigdy nie jest ok (jak suma pieniędzy w kopercie), jak wszystko w Twoim domu i życiu, a Ty sama głupio się uśmiechasz etc.
Ja tak miałam, dlatego kolędy nie wspominam zbyt dobrze, zwłaszcza, że dodatkowo przed nią w domu atmosfera pełna wyczekującego napięcia jak na wizytę papieża, a po wizycie dzikie awantury za niechlujny zeszyt czy nieśmiały uśmiech i wszystko to, o co się przyczepił ksiądz.
egzaminuje z takich rzeczy, jak ilość dzieci (cytuję "rodzić więcej, co to za lenistwo, to grzech przecież"), rozmieszczenie symboli religijnych w domu, godziny pracy, Twój zeszyt do religii nigdy nie jest ok (jak suma pieniędzy w kopercie), jak wszystko w Twoim domu i życiu, a Ty sama głupio się uśmiechasz etc
Rozumiem, że ludzie są różni i takie sytuacje się na pewno nie pierwszy raz zdarzają, ale mimo wszystko... w głowie mi się to nie mieści. Jak tak można?
Mustela Nivalis napisał/a:
a po wizycie dzikie awantury za niechlujny zeszyt czy nieśmiały uśmiech i wszystko to, o co się przyczepił ksiądz
Atmosfery po wizycie też raczej nie wspominam za dobrze, ale to raczej jest związane z innymi czynnikami, niezwiązanymi z samym tematem kolędy.