Rejestracja
Rejestracja
Autoagresywni Strona Główna
  Użytkownik: Hasło:



Poprzedni temat «» Następny temat
Desperacja z samotności...
Autor Wiadomość
Naamah
[Usunięty]

Wysłany: 2013-03-04, 11:46   Desperacja z samotności...

Wszyscy doskonale wiemy, jak samotność potrafi nie raz dać nam w kość. Jesteśmy samotni po rozpadzie wieloletniego związku, z przyzwyczajenia, przez chorobę, samotni wśród tłumu, w rodzinie...
Często jest to korzystne. Lubimy pobyć sami, mamy taki charakter, nikt nie zawraca nam głowy, możemy w spokoju myśleć. W pewnym momencie dochodzimy jednak do punktu, gdzie chcielibyśmy się do kogoś odezwać, kogoś przytulić, usłyszeć dobre słowo... Wcześniej wycofaliśmy się ze społeczeństwa do tego stopnia, że wyjść na głupie piwo nie ma z kim, porozmawiać tym bardziej. Dlatego też, gdy pojawia się ktoś kto zaczyna z nami normalnie rozmawiać łapiemy się go, jak ostatniej deski ratunku... (Lub, jak powiedziałabym w przypadku, który chcę opisać: jak tonący brzytwy).

Moja przyjaciółka już parę lat temu wycofała się z życia towarzyskiego. Nie wyjdzie ani na pizze, ani na piwo... (o imprezie nie wspomnę). Nikt nie jest w stanie jej namówić, bo ona woli posiedzieć w domu, popatrzeć w tv, powrzucać na siebie, a następnie iść spać. Ludzie z mojego otoczenia ledwo ją kojarzą, mimo, że większość chodziła z nią do szkoły. Całkowita alienacja.
Ostatnio jednak nastąpił przełom. W weekendowej szkole poznała kogoś, kto strasznie przypadł jej do gustu. Spotykali się, rozmawiali. Było ekstra, wkrótce zostali parą.
Nie była szczęśliwa, przez zachowanie tego chłopaka. Przychodził pijany na randki, podczas których dalej pił. Chciał ją dotykać, w porządku... Ale gdy tylko mówiła, że już dosyć, koniec - obrażał się i rzucał teksty: "No w końcu jesteś moją dziewczyną, to chyba Twój obowiązek, nie?". Tłumaczyła mu, że nie chce być tak traktowana. On odpowiadał, że ok, a gdy znów się spotykali wszystko było tak samo, o ile nie gorzej.
Ostatnio ją rzucił. Rozmawiałam z nią, pocieszałam. Pisała, że nie wie dlacego tak postąpił... I (ehh) niemal błagała go o powrót... Łaskawie się zgodził, przeprosił... I powiedział, że jak następnym razem do niego przyjedzie to przedstawi ją rodzicom. Ona ucieszona, cała w skowronkach - zadzwonił do niej wieczorem i przy kumplach (wypity oczywiście) zaczął się śmiać, żeby przyjechała to się wymienią. Ona, że nie rozumie... I jego tekst: "Spoko mała, ja Tobie palcówkę, Ty mnie loda".

Obiecała mi, że zerwie z nim kontakt - podświadomie jednak wiem, że tego nie zrobi. Koleś mówi jej, że seks z nim to jej obowiązek i że on długo czekać nie będzie. A ona martwi się, bo nie jest gotowa i jak to zrobić, żeby było mu fajnie. On wie, że ona jest całkowicie niedoświadczona w tych sprawach - wiedzy niemal zero, praktyki tym bardziej. I mówi jej, że ma się nie martwić np. gumkami bo on wyjdzie przed czasem. A ona jak małe cielątko wierzy mu we wszystko.
Tłumaczyłam jej, że on ją wykorzysta i zostawi. Rozmawiałam z nią pół dnia, niemal błagałam żeby się ogarnęła i zadbała o siebie. Nie.
A na sam koniec wybuchła mówiąc mi, że jeżeli go oleje, to nie będzie miała nikogo. Że znów wróci do tv, jedzenia i łóżka. Że nie będzie miała się do nikogo przytulić, że wróci monotonia. I dlatego jej zdaniem, warto mu na to wszystko pozwolić, bo jeżeli prześpią się np. za miesiąc, a następnie ją rzuci, to chociaż ten miesiąc będzie miała kogoś "bliskiego".
A mnie nie dość, że skończyły się pomysły jak jej pomóc to jeszcze zastanawiam się nad poziomem desperacji, jaką ludzie potrafią osiągnąć byleby pozbyć się choć na chwilę samotności...

Czy warto poddać się aż takiej desperacji żeby zapomnieć o instynkcie samozachowawczym i gnać do tej osoby mimo, że dobrze wiemy jak skończy się owa znajomość? Lepiej być z kimś, kto nas wykorzysta, co odbije się na całym naszym życiu, tylko po to, żeby przez parę dni poczuć, że ma się kogoś obok siebie?
Jakie są granice desperacji, którą możemy osiągnąć?




 
 
Desperacja z samotności...
inspire2306 



Wiek: 30
Dołączyła: 21 Sty 2013
Posty: 325
Skąd: Europa

Wysłany: 2013-03-04, 13:05   

Zniesc mozna duzo, ale niewarto - czesto niestety trudno jest to zauwazyc. A samotnosc, smutek, rozne emocje i wydarzenia potrafia tak bardzo doskwierac, ze czlowiek robi rozne rzeczy - chwyta za alkohol, zyletke, narkotyki,... - lub tak jak tu za inna osobe. I chociaz predzej czy pozniej samu zauwaza sie, ze jest to zle, to jednak robi sie to dla tych paru chwil w ktorych udaje sie jakos troche to rozproszyc.
Wydaje mi sie, ze w pewnym sensie mozna taka znajomosc uznac za "wybawienie"(od samotnosci) jak i kare dla samego siebie.
Nawet jak sie wie, ze jest zle, i ze sie cierpi, wybiera sie to poniewaz jest ciekawsze od codziennosci, samotnosci, bo jednak sa tez mile chwile.

...
przepraszam, ze pisac nie potrafie - mam okropne problemy myslec madrze, i ubrac pozniej te mysli w slowa :D




 
 
Desperacja z samotności...
Niewidzialny 



Dołączył: 24 Lut 2013
Posty: 133
Skąd: Polska

Wysłany: 2013-03-04, 15:19   

Naamah napisał/a:
Czy warto poddać się aż takiej desperacji żeby zapomnieć o instynkcie samozachowawczym i gnać do tej osoby mimo, że dobrze wiemy jak skończy się owa znajomość? Lepiej być z kimś, kto nas wykorzysta, co odbije się na całym naszym życiu, tylko po to, żeby przez parę dni poczuć, że ma się kogoś obok siebie?
Jakie są granice desperacji, którą możemy osiągnąć?


Jakie są granice? Na to pytanie każdy sam sobie musi odpowiedzieć, ponieważ każdy człowiek ma inną skalę desperacji. To bardzo indywidualna sprawa. Ogólnikowo to trudno wytłumaczyć. Nie da się tego jakoś książkowo określić.
Nie warto się temu poddawać, ale czasami już nie można wytrzymać tego stanu, w jakim się znajdujemy.
Co prawda wszysto musi być robione w granicach rozsądku, gdzie te granice również są indywidualne.
To nie jest tak, że warto, czy nie warto, to po prostu czujesz i brniesz w to, bo wierzysz, żę będzie lepiej. Wpada się w jakiś trans, opętanie..to jest tak jak z alkoholem, zaczynasz pić i jest super..a później wpadasz w nałóg i albo z tego wychodzisz, albo upadasz niżej.
Naamah, desperacja, którą osiągnęła Twoja znajoma, patrząc z mojej perspektywy, to już praktycznie samo dno. Ona musi się za siebie wziąć. Problem z tym, że trafia na nieodpowiednich ludzi, którzy w jakiś sposób, może wyczuli jej słabość i wykorzystują to. Ona już chyba na dobre złapała haczyk. Nie jest w stanie z tego bagna wyjść.
Wiem, że może niepotrzebne, ale napiszę:
Jeśli chcesz jej pomóc to ja na Twoim miejscu chyba szukałbym źródła głównego problemu - czyli "dlaczego wycofała się z życia towarzyskiego?", bo wątpię, że nagle stwierdziła, że woli posiedzieć w domu. Musi być źródło tego problemu.

Przepraszam, jeśli nie do końca zrozumiałem co masz na myśli.




 
 
Desperacja z samotności...
Euphoriall 



Wiek: 34
Dołączyła: 18 Gru 2009
Posty: 10447
Skąd: świat

Wysłany: 2013-03-04, 17:24   

Moim zdaniem i tak ją rzuci jak tylko mu się znudzi. A znudzi mu się szybko, niestety ale znam ten typ człowieka :roll: ale byłam młoda i głupia.... z tego to mi młodość pozostała :lol: dooobra to nie o mnie miało być.
Namiś, nie masz co sobie flaków wypróbować, bo dziewczyna i tak zrobi jak będzie chciała, a ona chyba już wybrała. Co prawda duże prawdopodobieństwo, że po tym jak ją rzuci, dziewczyna się załamie i zamknie w sobie, ale to jest jej życie i "jak sobie pościeli, tak się wyśpi". Pewno żal Ci koleżanki, ale musi nauczyć się na własnych błędach. Martwi mnie jedynie ten fragment:
Naamah napisał/a:
A ona martwi się, bo nie jest gotowa i jak to zrobić, żeby było mu fajnie. On wie, że ona jest całkowicie niedoświadczona w tych sprawach - wiedzy niemal zero, praktyki tym bardziej. I mówi jej, że ma się nie martwić np. gumkami bo on wyjdzie przed czasem. A ona jak małe cielątko wierzy mu we wszystko.

Tu by można ją było bardziej uświadomić żeby nie obudziła się za kilka miesięcy... wiadomo w jakiej sytuacji. A tak to złamane serce każdy kiedyś leczył i większość przeżywa mając się dobrze.
Tyle ode mnie jeżeli chodzi o tą konkretną sytuację.

Natomiast:
Naamah napisał/a:
Lepiej być z kimś, kto nas wykorzysta, co odbije się na całym naszym życiu, tylko po to, żeby przez parę dni poczuć, że ma się kogoś obok siebie?

To trochę mi przypomina seks/przygodę dla sportu. Ale mam mieszane uczucia odnoście tego.
Naamah napisał/a:
Jakie są granice desperacji, którą możemy osiągnąć?

Jest tam, gdzie sami ją wyznaczymy - czyli ile ludzi tyle granic. Wszystko zależy od podejścia i tego jak bardzo się zaangażujemy.




Przejęcie kontroli nad światem za pomocą łyżeczki i waty cukrowej
Na przypale, albo wcale - o tym będą musicale!
Jak widelcem kompot jesz.
 
 
Desperacja z samotności...
Naamah
[Usunięty]

Wysłany: 2013-03-05, 18:41   

Niewidzialny napisał/a:
Naamah, desperacja, którą osiągnęła Twoja znajoma, patrząc z mojej perspektywy, to już praktycznie samo dno. Ona musi się za siebie wziąć. Problem z tym, że trafia na nieodpowiednich ludzi, którzy w jakiś sposób, może wyczuli jej słabość i wykorzystują to.

Tak. On właśnie jakoś inaczej się zachowywał, później jak płaszczyła się przed nim przynosząc na spotkania piwa bez mrugnięcia okiem, (bo sobie zażyczył) wyczuł grunt i wykorzystuje to. Dlatego mam ochotę powiesić go za jaja...
Niewidzialny napisał/a:
Jeśli chcesz jej pomóc to ja na Twoim miejscu chyba szukałbym źródła głównego problemu - czyli "dlaczego wycofała się z życia towarzyskiego?"

Zawsze była cichutką, szarą myszką. Na integracje chodziła w gimnazjum, bo ją prosiłam. Na pizze z koleżankami - bo mama ją wypychała <przewraca oczami>
Teraz jest na to za duża, co jej matka może na to poradzić? Ja jeszcze mniej, bo mieszkamy w innych miejscowościach.
Psychosis napisał/a:
Namiś, nie masz co sobie flaków wypróbować, bo dziewczyna i tak zrobi jak będzie chciała, a ona chyba już wybrała. Co prawda duże prawdopodobieństwo, że po tym jak ją rzuci, dziewczyna się załamie i zamknie w sobie, ale to jest jej życie i "jak sobie pościeli, tak się wyśpi". Pewno żal Ci koleżanki, ale musi nauczyć się na własnych błędach.


Kiedy ja właśnie wolałabym wypruć sobie flaki:| To nie jest zwykła koleżanka z ławki. To moja przyjaciółka, znamy się od 4 roku życia, wszędzie (do czasu liceum, bo wtedy się przeprowadziła) byłyśmy razem. Papużki nierozłączki. Jest dla mnie jak siostra, wie o mnie niemal wszystko. To sobie nawzajem wypłakujemy się w rękaw na ojców alkoholików/popieprzone rodzeństwo/niesprawiedliwość świata. W ogień bym za nią skoczyła... Dlatego mam ochotę złapać tego złamasa i coś mu zrobić;/

Psychosis napisał/a:
Tu by można ją było bardziej uświadomić żeby nie obudziła się za kilka miesięcy... wiadomo w jakiej sytuacji.

Nie przebieramy w naszych kontaktach w słowach, dlatego powiedziałam jej wprost, że ktoś tak nieświadomy, jak ona (brak zielonego pojęcia w sprawach seksu to mało powiedziane) skończy z brzuchem i bez tatusia, na własne życzenie. Na co dostałam odpowiedź, że nie jest głupia i że on jej tłumaczył, że wyjdzie przed czasem -.-
Załamanie mnie bierze. I jak ją kocham nad życie, tak mam ochotę zabić. Tłumaczę, "jak dziecku", że dzieci nie przynosi bocian, a z ch**a deszcz nie leci... A ona swoje, że mu ufa.
Psychosis napisał/a:
A tak to złamane serce każdy kiedyś leczył i większość przeżywa mając się dobrze.

Złamane serce, złamanym sercem. Ona przeżyje pierwszy seks z kolesiem, który po prostu się w nią spuści i ją z tym zostawi wyzywając na koniec.

Gdy tak czytam nasze rozmowy, mam ochotę zamknąć ją w złotej klatce i nie wypuszczać zanim... zanim, nie wiem.
Mój K. powiedział mi, że chyba lepiej się nie wtrącać. Nie zgodzę się z nim. Ja mogę się nie wtrącać w życie koleżanek, obcych ludzi, którym tylko wydaje się, że mnie znają i na odwrót. Ale nie kogoś z kim przeżyłam tak wiele. Nie oleję kogoś, kto wiem, że przeżyje coś takiego samym sobą i którego po tym nie pozbieram.
K. powiedział też, że jeżeli on się nagle zmieni (co wątpliwe), to ja stanę się tą złą, która chciała ich rozdzielić i ona odsunie się ode mnie. Trudno, zaryzykuję. Wolę się pomylić niż pozwolić jej na taką desperację.
Nie wiem tylko jak.




Ostatnio zmieniony przez Naamah 2013-03-05, 18:43, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Desperacja z samotności...
Euphoriall 



Wiek: 34
Dołączyła: 18 Gru 2009
Posty: 10447
Skąd: świat

Wysłany: 2013-03-05, 19:31   

Naamah, a co chcesz zrobić? Nie przełożysz jej przez kolano i dasz klapsa bo dziewczyna źle postępuje. Sama musi do tego dojść.



Przejęcie kontroli nad światem za pomocą łyżeczki i waty cukrowej
Na przypale, albo wcale - o tym będą musicale!
Jak widelcem kompot jesz.
 
 
Desperacja z samotności...
Niewidzialny 



Dołączył: 24 Lut 2013
Posty: 133
Skąd: Polska

Wysłany: 2013-03-05, 19:50   

Naamah napisał/a:
Zawsze była cichutką, szarą myszką. Na integracje chodziła w gimnazjum, bo ją prosiłam. Na pizze z koleżankami - bo mama ją wypychała <przewraca oczami>
Teraz jest na to za duża, co jej matka może na to poradzić? Ja jeszcze mniej, bo mieszkamy w innych miejscowościach.

Jednak nadal proponowałbym szukanie źródła, wiem, że nie zawsze jest wszystko ładnie, pięknie określone i podane na tacy, ale może to nie jest wina jej cichego charakteru..nawet jeśli zawsze była cicha i spokojna. Może ma jakiś wieloletni problem, który ją "zniszczył". To może być najmniejsza rzecz.
Psychosis napisał/a:
Nie przełożysz jej przez kolano i dasz klapsa bo dziewczyna źle postępuje. Sama musi do tego dojść.

Zgodzę się, albo sama się za siebie zabierze, albo wypadnie z "gry życie"..Też zależy od tego jakim typem człowieka jest. "Czy lepiej na nią działają porażki, czy sukcesy?" - nie wiem jak to ująć dokładnie.




 
 
Desperacja z samotności...
Scarlet Halo
[Usunięty]

Wysłany: 2013-03-05, 19:59   

Naamah napisał/a:
K. powiedział też, że jeżeli on się nagle zmieni (co wątpliwe), to ja stanę się tą złą, która chciała ich rozdzielić i ona odsunie się ode mnie.

K. ma rację. Powiedziałaś jej co miałaś do powiedzenia - reszta to już jej życie i jej decyzje. Jak chcesz być dobrą przyjaciółką to bądź przy niej jak już ją zbrzuchaci i zostawi.




 
 
Desperacja z samotności...
Naamah
[Usunięty]

Wysłany: 2013-03-07, 09:51   

Niewidzialny napisał/a:
Jednak nadal proponowałbym szukanie źródła, wiem, że nie zawsze jest wszystko ładnie, pięknie określone i podane na tacy, ale może to nie jest wina jej cichego charakteru..nawet jeśli zawsze była cicha i spokojna. Może ma jakiś wieloletni problem, który ją "zniszczył". To może być najmniejsza rzecz.

Ja wiem ile rzeczy i jakie rzeczy się na to składają. Doskonale wiem, bo znam ją i jej dom jak własne. Wiem też, że potrzebny jej specjalista. Na siłę jednak nic nie zrobię.

Emaleth napisał/a:
K. ma rację. Powiedziałaś jej co miałaś do powiedzenia - reszta to już jej życie i jej decyzje. Jak chcesz być dobrą przyjaciółką to bądź przy niej jak już ją zbrzuchaci i zostawi.

Gdyby zaszła w ciążę to albo sama by się zabiła albo zrobiłby to ojciec alkoholik, który ma różne schizy po alkoholu.
Psychosis napisał/a:
Naamah, a co chcesz zrobić? Nie przełożysz jej przez kolano i dasz klapsa bo dziewczyna źle postępuje. Sama musi do tego dojść.

Być może on sam pomógł mi w rozwiązaniu problemu, znów ją wyzywając itp. Napisała mi, że CHYBA spadają jej klapki z oczu.
Na sobotnie spotkanie jadę z nią.




 
 
Desperacja z samotności...
burgerqueen 



Wiek: 29
Dołączyła: 04 Mar 2013
Posty: 69
Skąd: Gorzów

Wysłany: 2013-03-09, 10:21   

Kojarzę tą sytuację. Tak bardzo bałam się samotności, że nie odeszłam od chłopaka, mimo, że traktował mnie delikatnie mówiąc jak szmatę. Znęcał się psychicznie, kilka razy mnie popchnął, krzyczał na mnie i ubliżał mi, mówił, że jestem nic nie warta i inne tego typu rzeczy. A ja? Płakałam, ale ciągle chciałam z nim być, mimo, że pojawiły się myśli samobójcze, samookaleczanie. Więc tak, rozumiem jak można być tak zdesperowanym. Bałam się tego, że będę sama. No i jestem,byłam z nim 2 lata, od tamtej pory nic mi się nie układa...



You couldn't hate enough to love
Is that supposed to be enough?
 
 
Desperacja z samotności...
Naamah
[Usunięty]

Wysłany: 2013-03-09, 11:04   

burgerqueen, nie czułaś żadnej ulgi po rozstaniu?

A szacunek? Szacunek do samej siebie? Co czułaś, gdy patrzyłaś w lustro po każdym pchnięciu czy wyzwisku?




 
 
Desperacja z samotności...
Naamah
[Usunięty]

Wysłany: 2013-03-13, 09:57   

Spotkałam się z nią. Powiedziałam wszystko co myślę. Wspomniałam również, że założyłam taki temat na forum i zgodnie nazwaliśmy to desperacją.
Nic do niej nie dotarło. Coż, pozostało mi pocieszanie jej we właściwych momentach.


A wasza dolna granica? Co jesteście w stanie zrobić żeby mieć kogoś "bliskiego"? O czym potraficie zapomnieć gdy na kimś Wam zależy, gdy widzicie nadzieję na wyzbycie się z samotności?




 
 
Desperacja z samotności...
meggi 
Wredota :D



Wiek: 37
Dołączyła: 15 Kwi 2011
Posty: 698
Skąd: z krańca świata

Wysłany: 2013-03-13, 10:25   

Naamah napisał/a:
Nic do niej nie dotarło.

I myślę, że nie dotrze. Może kiedyś sama się ocknie z tego co robi. Być może będzie wtedy za późno i pozostanie płacz nad rozlanym mlekiem. Ale to jej życie i nie możesz na siłę nikogo uszczęśliwiać.

Dolna granica?
Ja kiedyś potrafiłam zapomnieć o samej sobie, o godności, o jakimkolwiek morale osobistym. Wiedziałam, że jestem zdradzana, widziałam to jak na dłoni, wszyscy mi mówili w okół, żebym dała sobie spokój, żebym nie była z nim na siłę, ale ja byłam zaślepiona lękiem przed samotnością i ta namiastką uczuć, którą (wydawało mi się) dostawałam, że byłam jak pijane dziecko we mgle. Dziś już bym tak nie postąpiła. Wstydzę się tego i gardzę sobię, jak pomyslę, że dałam sobą tak łatwo manipulować, tylko dlatego, że nie chciałam być sama.




Nie bójcie się, moje myśli są takie malutkie, że będę je i po śmierci rzucał wam na płatkach śniegu spadających z nieba. A w lecie? Namyślę się! Przecież nie umieram jeszcze.

----------
Bierny obserwator.
 
 
 
Desperacja z samotności...
Scarlet Halo
[Usunięty]

Wysłany: 2013-03-13, 11:15   

Naamah napisał/a:
A wasza dolna granica? Co jesteście w stanie zrobić żeby mieć kogoś "bliskiego"? O czym potraficie zapomnieć gdy na kimś Wam zależy, gdy widzicie nadzieję na wyzbycie się z samotności?

Zależy... zasadniczo nie schodzę poniżej jakiś własnych standardów tylko po to by być z kimś (pewnie dlatego jestem sama). Jeżeli jednak już się zaangażuję i moje potrzeby są zaspokajane to właściwie trudno mi wskazać granicę... przymknęłabym oko na jednorazowy akt przemocy, postępowanie niezgodne z prawem, a nawet jawną działalność przestępczą, seks z innymi kobietami... i pewnie wiele innych rzeczy... ale myślę, że odeszłabym przy regularnym znęcaniu się psychicznym lub fizycznym albo okazywaniu kompletnego braku szacunku.




 
 
Desperacja z samotności...
emilyrose 


Wiek: 31
Dołączyła: 21 Lut 2013
Posty: 85
Skąd: świat

Wysłany: 2013-03-13, 22:38   

ho ho temat idealny dla mnie chociaż wstyd mówić mi o tym co robiłam i jak pozwalałam się traktować. Byłam w patologicznym związku ponad 3 lata, przepychanki, zdrady, wyzwiska, przekleństwa, szantaże, znęcanie się psychiczne i fizyczne, nie raz uderzyłam nie raz zostałam uderzona... W imię czego? Pojęcia nie mam, dopiero na początku lutego tego roku, nie wytrzymałam, odeszłam... Czemu tak późno? Nie wiem czy on był złym człowiekiem, czy spotykał naiwnych ludzi po prostu był osobą która krzywdzi wszystkich a nikt go nie opuszcza, manipuluje swoimi znajomymi traktuje ich jak swoje marionetki ale te marionetki nie wiedzieć czemu przy nim trwały i ja byłam jedną z nich, bałam się że go stracę, że nie znajdę nikogo, że zostanę sama, że mnie zniszczy jak go opuszczę, że sobie nie poradzę. Tylko wieczne obietnice zmian i starania się żebyśmy jakoś odbudowali to co zepsuliśmy. Teraz choć minęło mało czasu wiem, że rozstanie to najlepsza decyzja jaka podjęłam w życiu bo on jest po prostu psychopatą który sprawiał że czuję się winna temu że mnie nie szanował, bił, wyzywał. Mam nadzieje że będę na tyle silna i tak nisko już nigdy nie upadnę



 
 
Desperacja z samotności...
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,14 sekundy. Zapytań do SQL: 11