Ja nie potrafię okazać komuś niechęci. Dla każdego jestem miły, tak z automatu, nawet jeśli dana osoba mnie irytuje. Nie potrafię nikomu powiedzieć czegoś w stylu " odczep się, mam swoje problemy", tylko zawsze go wysłucham. Przez to mam pełno znajomych, którzy uważają się za moich przyjaciół, oraz dziewczynę, której nienawidzę, ale wiem że mnie kocha i nie potrafię jej zostawić. Z kolei jak spotkałem miłość mojego życia, grałem zimnego skurczybyka, żeby nie pomyślała że coś dla mnie znaczy.
Jeśli ktoś jest dla mnie ważny, to lubię okazywać mu uczucia, dla mnie to naturalne. A jeśil chodzi o związek, mam baaardzo dużą potrzebę bliskości i nie wyobrażam sobie mieć lęk przed powiedzeniem sobie o swoich uczuciach, ciągle wtulam się w mojego narzeczonego, dużo się całujemy, głaszczemy, trzymamy za ręce... Potrzebuję takiego wyrażania uczuć, z obu stron. Nie mogłabym być z kimś, kto nie umie lub nie potrzebuje tego robić, dla mnie to jeden z fundamentów dbania o relację.
Ja mam problem z okazaniem własnych uczuć, tych które mnie dręczą. Nie potrafię pokazać smutku. Mam za to zmysł empatyczny wyostrzony i lubię rozmawiać z ludźmi o ich uczuciach, doradzam...ale sama sobie nie potrafię pomóc. Potrafię okazywać miłość i sympatię, z uczuciowością pozytywną nie mam problemów. Dobrze buduję relację z ludźmi, ale gdy ktos próbuje wnikać w moje wnętrze to się zamykam.
Ja znowu mam taki problem, że nie okazuję zbyt często tych dobrych uczuć w stosunku do innych ludzi. Jak już to robiłem to zawsze na tym słabo wychodziłem. Jeśli chodzi jednak o te negatywne uczucia to jestem niestety bardzo wylewny i "ostry". W praktyce wygląda wszystko tak, że ludzie uznają mnie za strasznego zgreda, któremu nic nie pasuje i który nie potrafi nikogo docenić. Próbowałem z tym walczyć, ale zawsze kiedy już znajdę na to choć odrobinę siły i czasu w moim życiu spotyka mnie coś co sprowadza mnie na ziemię
Staram się nie pokazywać smutku. Zakładam na siebie "maskę".
Jakoś nie lubię pokazywać innym, że nie daje sobie rady.
Czasem jest mi z tym ciężko, ale jakoś daje radę to przeboleć.
I znowu stoi obok lustra na toaletce całkiem sama
I tylko jedna mała kropla spłynęła w dół po porcelanie
Wiek: 37 Dołączyła: 15 Kwi 2011 Posty: 698 Skąd: z krańca świata
Wysłany: 2014-05-18, 15:10
Nie umiem okazywac uczuć. Mhm... wstydze się tego. Nie okazuję nikomu w realnym świecie, że mi na nim zależy, że go lubię itp. Nie chodzi tylko o kocham w związku, ale tez o przyjaźnie, bliższe znajomości... Nie potrafię przytulić bliskiej osoby, kiedy płacze, mimo iż chciałabym to zrobić. Jestem z wierzchu zimną i wredną suką, która chowa w sobie małą dziewczynkę, która chciałaby przytulić cały świat.
Nie bójcie się, moje myśli są takie malutkie, że będę je i po śmierci rzucał wam na płatkach śniegu spadających z nieba. A w lecie? Namyślę się! Przecież nie umieram jeszcze.
Za godzinę znów do roboty, tam pewno spotkam dziewczynę, filigranowego rudzielca o twarzy anioła, gdy ją widzę dostaję przyspieszonego rytmu serca, a mózg mi się wyłącza. Jest to jedna z dziesiątek jak nie setek dziewczyn które przewinęło się przez moje życie. Jedyne na co mnie było stać to te westchnienia, ból w sercu i marzenia o innym szczęśliwym życiu z nimi tymi wszystkimi aniołami które spotykam przez ten cały czas mojej wegetacji, wiem że nie miałbym żadnych szans u nich boję się odrzucenia że to one powiedzą nie, nie podobasz mi się, nie jesteś w moim typie, nie pasujemy do siebie itp.
takie coś boli okropnie, jednocześnie umieram gdy ktoś inny normalny zagaduje do nich obiektów moich westchnień, umieram z żalu i zazdrości...
Nie wiem jak tak długo wytrzymam, starzeję się coraz bardziej się staczam, potrzebuję kogoś do kogo mógłbym się przytulić poczuć ciepło, bicie jej serca. Wysycham umieram z tęsknoty za bliskością, jestem uwięziony w klatce moich strachów, fobii...
Dobijcie mnie bo już sam nawet tego nie potrafię
Wiek: 29 Dołączyła: 11 Sie 2013 Posty: 1778 Skąd: Polska
Wysłany: 2014-10-12, 14:07
Ja także mam problem z okazywaniem uczuć... Wstydze się mówić głośno o tym co czuje. Wśród ludzi też zazwyczaj mam maskę osoby uśmiechniętej ale monetami brak mi i na to sił. Np. ostatnio na lekcji zaczęłam ryczeć, nawet sama do końca nie wiem skąd ten płacz się wziął. Potem ludzie pytali co się stało ale oczywiście moja odp brzmiała że nic.
Z reguły mam taką zasadę że nie przywiązuje się raczej do ludzi, a jeżeli już to zajmuje to sporą ilość czasu. Więc moje stosunki uczuciowe z innymi są dość ograniczone.
"Bóg zsyła na każdą górę tyle śniegu, ile ta w stanie jest udźwignąć."
Z tym okazywaniem uczuć to straszna lipa. Małżeństwo się moje rozpada, z powodu tego, że nie okazywałem uczuć. Tzn. żona ma wyrzuty, że jej nie mówiłem nic miłego, nie prawiłem komplementów itp. Ja wolę to pokazać, zabrać na zakupy, ugotować coś a nie bez sensu gadać. Widać lepiej było siedzie na dupie przed telewizorem i słodzić.
Po mnie od razu widać wszystko. Zmieszanie, niepewność, zażenowanie, zauroczenie, zdenerwowanie, po prostu nie umiem ukrywać uczuć. Nie jestem osobą wyrachowaną, grającą lub udającą cokolwiek.
XOF napisał/a:
Chciałbym wreszcie powiedzieć komuś, że go kocham i to samo chciałbym usłyszeć w odpowiedzi. Zresztą nie chodzi tylko o te słowa. Czasami zwykłe dobranoc, potrzebuję cię, tęsknię w zupełności wystarczą. Nie mówiąc już zupełnie o tej bliskości fizycznej, o dotyku, cieple.
Dodam jeszcze, że pomimo tego, że widać po mnie mój stan i samopoczucie, zazwyczaj jeżeli chodzi o te bardziej negatywne stany, to kiedy ktoś się mnie pyta czy coś się dzieje to zazwyczaj odpowiadam że nie, że nic, że to nieważne.
Zazwyczaj, a wręcz zawsze, nigdy nie mówię wprost co czuję, a wręcz każe danej osobie się tego domyślić.
Wiek: 32 Dołączyła: 20 Sie 2015 Posty: 63 Skąd: Europa
Wysłany: 2015-08-22, 13:58
Długo walczyłam z okazywaniem uczuć. Jestem osobą, która nigdy nie usłyszała od swoich rodziców "Kocham Cię". Wiem, że mnie kochają na swój sposób, ale nigdy nie okazywali mi tego, nigdy nie padło to z ich ust. Wydaje mi się, że to właśnie dlatego nie umiem sobie radzić z uczuciami do drugiej osoby. Po prostu musiałam nauczyć się tego sama. Początki mojego związku z mężem nie były fajne. Miałam ogromne opory z okazywaniem mu uczuć, przez co często dochodziło do kłótni. Nie potrafiłam nawet powiedzieć do niego "kochanie". Coś mnie blokowało, a dopiero w późniejszym czasie to on nauczył mnie wszystkiego.
Ja mam problemy z okazywaniem uczuć, albo tak mi się wydaje. Moi najbliżsi wiedzą ile dla mnie znaczą, bo raz na jakiś czas się nagle otworzę i wyleję z siebie całe uczucia... na co dzień po prostu jestem, istnieję, obok nich, przy nich. W każdym bądź razie staram się wyrażać i okazywać to, co czuję ludziom, których kocham, bo ważne jest dla mnie, żeby o tym wiedzieli.