Moja psycholożka wychodzi z założenia, że wyładowanie się na kimkolwiek przez krzyk, przekleństwa jest lepsze niż robienie sobie krzywdy. Według mnie to troszkę działa na odwrót, ponieważ w moim wypadku zwykle krzywdzę słowami, za co później chcę się karać. Na pewnym etapie to chyba się sprawdza.
U mnie to się nie sprawdza, bo zazwyczaj właśnie dopiero zaczyna się od krzyku i pretensji, że mnie nie rozumieją. Potem ta agresja tylko rośnie i muszę ją wyładować zazwyczaj na sobie, bo jestem tak nauczona by broń Boże nie popsuć czegoś.
toxic napisał/a:
medytacji ale rzadko kiedy to pomaga... albo to ja coś źle robię
trudno zacząć od tak medytować, gdy ogarnia cię szał.
Chloe napisał/a:
Gdy okazuje się, że aa nie pomaga wpadam w "szał".
Chyba raz tak miałam, nie pomagało a głębszych nacięć nie chciałam robić. Potem po prostu zaczęłam płakać z bezsilności i trochę się uspokoiłam.
Nie wiem jak ty. Mało ludziom wierzę
Mam wrażenie, że się gubią, kiedy mówią szczerze
Czuję, czuję, że pulsują moje bzduromierze.
Trochę to dziwne, ale utrata kontroli zawsze pojawia się paradoksalnie nie wtedy, kiedy jestem rozhisteryzowana i wściekła, tylko wtedy, kiedy towarzyszy mi spokój...
Kiedy wezmę do ręki coś ostrego wtedy, kiedy jestem w miarę spokojna i opanowana (mimo smutku i innych negatywnych emocji), to kolejne nacięcia nie powodują bólu. Pojawia się wtedy tylko ulga, otępienie, jeszcze większy spokój i nawet nie zauważam momentu, w którym powinnam przestać, bo właśnie tego bólu nie czuję, a też jakoś zapominam wtedy o wszystkim.
Powrót do rzeczywistości pojawia się dopiero na drugi dzień z rana, kiedy widzę, do jakiego stanu się poprzedniego dnia doprowadziłam...
Ja ostatnio próbuję swój smutek i samotność wypełnić właśnie aa. Zaczęło się w niedzielę. Poczułam, że muszę upuścić sobie krew, jak najwięcej. Więc zrobiłam to. Patrzyłam na moją krew, kapiącą, kropla po kropli. Powtórzyłam to jeszcze dwa razy w ten sam dzień. I wczoraj. I dziś. Mój nadgarstek to prawdziwe pobojowisko, ale nie przeszkadza mi to w kontynuowaniu tego wszystkiego. Tak jakby oprócz żyletki nic już nie było ważne.
Przeraża mnie to. Smutek tłumi mi wszystkie uczucia, to przerażenie trochę też, ale nie całkowicie. Nie mogę przestać, co jeśli zbytnio przekroczę granicę? Jeśli nie dam rady tego zatrzymać?
Wariuję, już kompletnie wariuję.
Cyklicznie w moim życiu przychodzą takie momenty, gdy bez aa nie istnieję. Teraz znów przyszedł taki okres. Boję się, że tym razem to źle się skończy...
Czy jest coś gorszego niżeli śmierć? - Życie, jeśli pragniesz umrzeć.
Mam dokładnie to samo! Juz od długiego czasu. Myślałam, że aa jako nałóg będzie trochę inna niż reszta. A okazuje się, że jest jak z używkami. W końcu przestaje Ci wystarczać.
Na początku oprócz ciecia zaczęłam się bić, jakimiś ciężarkami po nogach itd.
Tnę się jeszcze głębiej, odcinam czasami skórę płatami, ale to nic nie daje.
Kiedyś po kilku czerwonych kreseczkach na skórze czułam spokój i ulgę. Teraz?
Nawet gdy cała podłoga w łazience jest we krwi czuje w głębi taki niepokój, takie małe zakorzenione napięcie, którego nie mogę z siebie wyrzucić...
Wchodzę na krawędź, jak wtedy, gdy byłam ptakiem.
Błękit był zaproszeniem wtedy, dzisiaj czerń jest rozkazem...
Ostatnio zmieniony przez 2014-07-06, 08:47, w całości zmieniany 1 raz
Szał z bezsilności. Tylko pierwsze cięcia są impulsywne i doprowadzają mnie do szału. Jakim bezwartościowym śmieciem jestem, żebym nie była w stanie [***]. Ta wściekłość, paradoksalnie, uspokaja mnie, co niestety prawie zawsze kończy się na szyciu. Przeważnie bez znieczulenia, bo po co takiej znieczulenie? I pytam, kto tutaj bardziej ma "porąbane pod kopułką"?
Zbliżają się święta, pamiętam chirurga, który nie mógł tego pojąć. Inni na izbie tłumaczyli, że to norma...
Tak, w pewnym sensie jesteśmy dla nich normą
Usunęłam zbyt sugestywny fragment. // Myszka
Ostatnio zmieniony przez aga_myszka 2014-11-26, 13:53, w całości zmieniany 1 raz
Ja trace kontrole tylko w takich momentach gdy zdaje sobie sprawe jak bardzo zraniłem (emocjonalnie) drugą osobe np.: tak jak dzisiaj...
Jesteś uwięzioną duszą w głębokim zaprzeczeniu dotyczącym Twojej przeszłości. Chcesz się poprawić i naprawdę próbujesz, ale po prostu coś Cię powstrzymuje. Dopóki nie weźmiesz odpowiedzialności za Twoje czyny, będziesz zgubiony.
A ja mam takie pytanie... Nie wiem co mam zrobić z tym... Tnę gdzie się da. Najczęściej ręce i uda. Jednak ostatnio całkowicie straciłam kontrolę nad sobą i pocięłam sobie... twarz. Nienawidzę jej, brzydzę się sobą jak widzę swoje odbicie. Wiem, że jeśli znów stracę kontrolę, to zrobię to ponownie, po twarzy. A nie chcę... Gdyby to były płytkie rany, mogłabym powiedzieć, że kot mnie podrapał, czy coś... ale są to dość głębokie, które strasznie widać. Nie chcę tego i boję się, że znów trafię do gabinetu lekarza, nie daj boże do szpitala. Co powinnam zrobić w takiej sytuacji? Boję się siebie bardzo.
Macie jakieś sposoby żeby następnym razem podczas tak silnych emocji to przerwać?
Myślę, że jedynym sposobem jest wyjście z domu. Chociaż to chyba jeden z trudniejszych. Jeśli będziesz siedzią samotnie nie wiem czy uda się to powstrzymać. A w miejscach publicznych nawet jeśli byś chciał to i tak nie masz takiej możliwości.
Najgorsze utraty kontroli zdarzają się u mnie po alkoholu. Przerażające jest to, że budzę się i nie pamiętam... Widzę tylko rozmiar szkód i wpadam w załamanie.
Wchodzę na krawędź, jak wtedy, gdy byłam ptakiem.
Błękit był zaproszeniem wtedy, dzisiaj czerń jest rozkazem...
Ostatnio zmieniony przez Axxie 2015-04-28, 12:30, w całości zmieniany 1 raz