Wiek: 28 Dołączyła: 08 Maj 2016 Posty: 299 Skąd: mazowieckie
Wysłany: 2016-06-17, 12:49
Reifu napisał/a:
Ja doszłam już do tego etapu, że pożyczam na słodycze, żeby zrealizować chorą potrzebę jedzenia.
To nie jest potrzeba jedzenia, ta potrzeba jest związana z emocjami. Gdy miałam anoreksję, byłam na terapii grupowej dla osób z zaburzeniami odżywiania, gdzie większość osób w grupie miała problemy właśnie z kompulsywnym jedzeniem. Moja terapeutka mówiła, że kompulsje zawsze mają za zadanie przede wszystkim wyciszyć jakieś trudne emocje. Tak samo jest z papierosami i to jest dobry przykład, bo widać wyraźnie, że tutaj już nie da się powiedzieć, że faktycznie mam potrzebę zapalenia papierosa - uzależnienie i zachcianki to nie potrzeby.
Według tej teorii nie da się wyjść z kompulsywnego jedzenia za bardzo, o ile nie zajmie się swoimi emocjami, czyli najlepiej iść na terapię, bo skoro to emocje są na tyle trudne, że ucieka się przed nimi w obżarstwo (to równie dobrze mogłyby być np. narkotyki), to na własną rękę ciężko sobie z nimi poradzić.
Jeszcze istotny jest tu mechanizm reaktancji - im bardziej zabraniasz sobie tego jedzenia, tym bardziej go chcesz, aż w końcu w bardzo gwałtowny sposób ulegasz chęci jedzenia, bo tak samo 'gwałtowny' był zakaz. W każdym razie tkwienie w tym mechanizmie pozwala odwrócić uwagę od sedna problemu, jakim są tłumione emocje. We wszystkich zaburzeniach odżywiania w jakiś sposób ten mechanizm występuje, w anoreksji też.
Fearless, zgodzę się z Tobą w stu procentach. Gdy zaczęłam chodzić na terapię nie mam już takich napadów jedzenia jak przedtem. Wszystkie swoje smutki, złości próbowałam zajadać chipsami, czekoladami, batonikami. Nie potrafiłam nie jeść. Cały czas ktoś mnie widział chociażby z batonem. Ale teraz wiem, że potrafię z tym zawalczyć. Nie raz jeszcze się zdarzy, że sobie kupię coś aby za tłumić smutki ale staram się o coś mało kalorycznego. Czułam się jak grubas nie mogący sobie z niczym poradzić bo ludzie się ze mnie śmiali, że jadłam i grubnęłam.
Fearless, aktualnie nie mam raczej możliwości pójścia na terapię, więc trudno będzie. Bez tego mechanizmu wytrzymuję maksymalnie dwa tygodnie, a potem mam nawrót. Nie umiem sobie inaczej radzić. Czasami chciałabym coś zrobić, ale po prostu to odwlekam. Wmawiam sobie, że zacznę od jutra albo za tydzień. Wtedy staram się być czysta, a za dwa dni wracam do kompulsji.
Skierka78, niską samoocenę, przeczekiwanie dnia, odkładanie wszystkiego na później, brak asertywności, nieumiejętność radzenia sobie z porażkami, stresem i negatywnymi emocjami i wahania nastroju.
Rodzice. Oni (zwłaszcza ojciec) twierdzą, że mam za dobrze i w głowie mi się przez to poprzewracało. Mają tendencję do bagatelizowania moich problemów, a rozmowa nie wchodzi w rachubę, bo ich znam po prostu.
Wiek: 28 Dołączyła: 08 Maj 2016 Posty: 299 Skąd: mazowieckie
Wysłany: 2016-06-18, 18:29
Reifu, ja chrzanię, brak mi słów Słabo. Tak sobie myślę... A jeśli udasz się do psychiatry i on wyda zalecenie, że Tobie potrzebna jest terapia, to takiego argumentu już chyba Twoi rodzice nie będą mogli odeprzeć? Psychiatra będzie chciał doprowadzić do spotkania razem z jednym z Twoich rodziców, ale myślę, że w takiej sytuacji możesz najpierw pójść do niego sama, wyjaśnić sytuację, opowiedzieć o swoich problemach i spytać, co możesz z tym zrobić.
Reifu, pomysł Fearless nie jest głupi. Jeśli rodzice usłyszą od "autorytetu" że powinnaś się leczyć pewnie zaakceptują konieczność pomocy Tobie. A to, że rodzice mają obecnie takie podejście jak piszesz to niestety często bywa. Rodzicom czasem trudno zaakceptować, że z dzieckiem może być coś nie halo, bo od razu mają w głowie schemat, że być może oni zrobili coś nie tak jak powinni.
Za bardzo się boję ich reakcji. Zaczęłoby się gadanie, że jestem psychiczna i jakie mogę mieć w tym wieku problemy, a moje odpały ich wykończą. Jeszcze do tego pewnie ograniczenie internetu, bo dzieci od niego wariują (zwłaszcza po pewnym incydencie, o którym wolałabym nie mówić). Naprawdę wolałabym nie mieć do czynienia z rodzicami w tej kwestii.
Wiek: 28 Dołączyła: 08 Maj 2016 Posty: 299 Skąd: mazowieckie
Wysłany: 2016-06-18, 20:33
Reifu, wobec tego albo zostaje Ci czekanie do 18ego roku życia albo może jednak spróbujesz. Może nawet psychiatra zgodziłby się pogadać z tym bardziej ugodowym rodzicem przez telefon, jeśli trafisz na jakiegoś fajnego?
Myślę, że Twoim rodzicom jest zwyczajnie ciężko zaakceptować myśl, że nie sprostali swojej roli (jaki może być inny powód tego, że nie chcą uznać, że nie jesteś szczęśliwa?), ale wobec tego jasne jest, że patrzą na całą sprawę bardzo egoistycznie.
Kurczę, bardzo Ci współczuję Twojej sytuacji. Trzymam kciuki za to, żebyś zawalczyła. To Twoje życie, nie ich.
edit: nawet jeśli doszłyby jakieś utrudnienia (np. to odcięcie internetu) z ich strony, to myślę, że warto spróbować. Jak już trafisz do specjalisty, on może Ci też poradzić, w jaki sposób rozmawiać o swoich problemach z rodzicami.
Reifu, może spróbuj porozmawiać najpierw z Twoim ogólnym lekarzem prowadzącym w przychodni. Może jego wpływ na Twoich rodziców będzie łagodniejszy i będzie w stanie ich przekonać że Tobie naprawdę potrzebna jest pomoc.
Ewentualnie możesz spróbować dostać się do psychologa poprzez poradnię chorób metabolicznych. Jest to ścieżka bardziej naokoło ale powinna dać Tobie to, że z jednej strony zostaniesz zdiagnozowana pod kątem zaburzeń endokrynologicznych a z drugiej prześwietlą także to czy Twoje problemy nie są na tle psychicznym. A mając od nich skierowanie do psychologa Twoi rodzice nawet nie będą wiedzieć że tam trafiłaś.
Do tego jeszcze dochodzi myślenie co ludzie powiedzą (typowe dla małych miejscowości) i moje tchórzostwo. Przeczekanie 1,5 roku aż skończę 18 lat i łudzenie się, że jakoś to będzie po prostu wydaje mi się... bezpieczniejsze niż jakiekolwiek rozmowy z rodzicami na temat ED. Po prostu nie potrafię inaczej.