Może zacznę od tego, że mam stwierdzone zaburzenie osobowości - borderline. Co za tym idzie (może niektórzy wiedza jak to wygląda) przywiązuję się bardzo do ludzi i staję się od nich zależna. I tak oto stałam się zależna od mojej przyjaciółki.
Nie potrafię wytrzymać dnia bez kontaktu z nią. Płaczę wtedy, jest mi smutno, nie mogę się totalnie skupić na niczym innym, nagle wybucham złością. Chcę się też ciąć, bo jest mi źle z tym, że to tak wygląda, ale naprawdę nie wiem jak można by to zmienić.
W dodatku w tym zaburzeniu charakterystyczne jest też to, że mam zmienny stosunek do wszystkich i wszystkiego. Więc do niej też. Raz jest idealną osobą, jakimś guru wręcz, a za chwilę kimś, kto tkwi przy mnie tylko z litości, ze strachu, że gdyby mnie opuściła, to ja mogłabym się zabić.
I to też ją bardzo męczy. Ma dość kiedy mówię jej, że jej na mnie nie zależy, że ma mnie gdzieś. Starałam jej się wytłumaczyć, że ja tak nie sądzę, że to cześć zaburzenia, ale ona nie chce tego zrozumieć. Mówi, że nie chce traktować mnie jak osobę chorą.
No i mam też zmienny stosunek do życia. Raz bardzo chcę żyć i cieszę się tym, że żyję, a za jakiś czas chcę się zabić. Myślę o tym dość często. Ona też boi się tego, że mogę to zrobić. Tym bardziej, że jestem po próbie samobójczej, więc ona uważa, że jestem nieprzewidywalna. Tym też jest zmęczona. Bo ile można wytrzymać, ciągle zastanawiając się, czy bliska osoba jeszcze żyje?
Ona też ma swoje problemy, dość poważne. Chociaż ona je unieważnia i nie chce o nich mówić, bo ja mam własne i według niej w tym stanie, w którym teraz jestem, nie potrafiłabym udzielić jej wystarczającego wsparcia. To bardzo boli, bo wiele razy wiedziałam, przeczuwałam, że coś jest nie tak, ale ona nie chciała ze mną o tym rozmawiać. Czuję się jej niepotrzebna, jakbym była dla niej ciężarem, który tylko wymaga kontaktu dla siebie. A tak nie jest. Bardzo chciałabym, żeby mogła na mnie polegać, też chciałabym się o nią zatroszczyć.
Niestety ostatnio przegięłam. Dziś napisała mi, żebym do niej nie pisała, nie dzwoniła itd, bo musi najpierw siebie poukładać. Beze mnie. To było dla mnie bardzo przykre, ale chyba ma rację. Sama myślałam o tym, czy się od niej nie odciąć przynajmniej na jakiś czas, bo póki co, tylko się kłócimy, albo ja za wiele od niej wymagam, a ona ze swojej bezsilności, z tego, że nie potrafi mi pomóc, załamuje się. Ona sobie nie daje z tym rady, a ma też własne problemy. Powiedziała, że to nieodzywanie się to kwestia, godzin, dni. Ale jest mi teraz bardzo ciężko bez niej.
Od jutra zaczynam oddział dzienny. Mam nadzieję, że dzięki niemu stanę na nogi i w końcu będę mogła dać jej coś z siebie. Być dla niej podporą.
Piszę to wszystko, bo chciałam się z tym podzielić. Po prostu napiszcie co myślicie? Może lepiej byłoby zerwać zupełnie kontakt? Tyle, że obie tego nie chcemy...
takecontrol , czytam i jestem w szoku.. czuję się jakbym czytał o sobie. Ja też mam borderline, też panicznie boję się opuszczenia, dlatego pod wpływem impulsu zrywam przyjaźń, żeby za chwilę wracać i przepraszać.. Ta choroba nie niszczy tylko nas, ale też bliskie nam osoby ...
Jakże wspaniałym tworem jest człowiek! Może chuchać na dłonie, aby je ogrzać i dmuchać na zupę, by ją ostudzić.
PanFoster, i właśnie to jest w tym najgorsze- ranimy innych. Czasem mam ochotę odciąć wszystkich od siebie, żeby przeze mnie nie musieli cierpieć. Ale z drugiej strony to też będzie ich bolało. Więc jedyne co mogę robić, to próbować kontrolować siebie, chociaż pewnie jak sam wiesz, to jest trudne i czasem wydaje się aż niemożliwe.
Wiek: 29 Dołączyła: 04 Kwi 2011 Posty: 3178 Skąd: Polska
Wysłany: 2013-02-11, 14:45
takecontrol, rozumiem Cię doskonale. Sama ostatnio w swoim temacie żaliłam się na koleżankę/przyjaciółkę (?), od której byłam uzależniona (równocześnie ona ode mnie), ale przy tym wszystkim źle się przy niej czułam.
Przez nią więcej się okaleczałam. Pierwszy raz pojawiły się też myśli samobójcze. Może nie konkretnie przez nią, bo tu w końcu chodzi o MOJE podejście do naszej znajomości, ale mimo wszystko, gdybym jej nie poznała, ani ona by nie cierpiała, ani ja.
Tymczasem, na prośbę terapeuty, ograniczyłam z nią kontakt. Nie piszemy, nie rozmawiamy, nie spotykamy się.
I wiesz co? Czuję się o niebo lepiej. Fakt, na początku jej zaufałam, mocno się przywiązałam, ale byłam nią całkowicie zniewolona.
Teraz jestem uwolniona. Lepiej się czuję.
Problem w tym, że teraz ona, przeze mnie, czuje się jak śmieć, który psuje innym humor. Ona też nie chciała zrozumieć, że to nie JEJ charakter, a MOJE zaburzenie wywoływało te wszystkie spięcia.
Smutne jest piękne, ale na szczęście
Nie wszystko piękne smutne jest.
Ostatnio zmieniony przez Ella 2013-02-11, 14:46, w całości zmieniany 1 raz
Ja także próbowałem odciąć się, ale ciężko urwać z kimś kontakt, jak chodzi się z nim do szkoły, mamy wspólnych znajomych ... wiele nas łączyło i robie to z wielkim bólem. Niestety, mój przyjaciel w ogóle nie rozumie na czym polega moja choroba ...
Jakże wspaniałym tworem jest człowiek! Może chuchać na dłonie, aby je ogrzać i dmuchać na zupę, by ją ostudzić.
Mam problem z moją przyjaciółką. Ona ciągle mi mówi o tym jak beznadziejnie się czuje, jakie to ma problemy, jak to ma zamiar popełnić samobójstwo. Niby czasami naprawdę staram się jej pomóc, jednak tak mnie to już denerwuje. Tyle miała wyznaczonych terminów - nic, mówię jej, aby porozmawiała z rodzicami, psychologiem - nie. Sama mam dużo problemów, ale to mnie naprawdę wku***a. Nie chce jej zostawiać samej, ale na dłuższą metę takie zachowanie mnie tak zdołuje, że sama już nie dam rady. Nie wiem co mam robić...
wulg.//Ł.
Ostatnio zmieniony przez Mustela Nivalis 2018-03-26, 23:06, w całości zmieniany 2 razy
Wiek: 23 Dołączył: 24 Mar 2018 Posty: 54 Skąd: warmińsko-mazurskie
Wysłany: 2018-03-26, 23:13
Zamordowana, moim zdaniem powinnyście się wspierać nawzajem. Obie strony na tym skorzystają.
"Wiesz gdzie można znaleźć najwięcej niewypowiedzianych myśli i nie okazanych uczuć? Na cmentarzu. Większość ludzi nosi je w sobie całe życie, by któregoś dnia zabrać je do grobu. Nie mieli odwagi. Woleli milczeć i tym samym zakopywali je pod kilkoma metrami piachu."
Wiek: 23 Dołączył: 24 Mar 2018 Posty: 54 Skąd: warmińsko-mazurskie
Wysłany: 2018-03-26, 23:21
Zamordowana, też miałem z tym problem, zazwyczaj wszystko tłumiłem w sobie i naprawdę tego nie polecam. Jest ci z tym bardzo ciężko, więc dla dobra twojego oraz waszej przyjaźni powinnaś spróbować powiedzieć lub napisać. W przyjaźni bardzo ważne jest wspólne wspieranie, wysłuchiwanie problemów, oraz przeżywanie ich razem z bliską nam osobą. Jakąkolwiek decyzję podejmiesz, powodzenia!
"Wiesz gdzie można znaleźć najwięcej niewypowiedzianych myśli i nie okazanych uczuć? Na cmentarzu. Większość ludzi nosi je w sobie całe życie, by któregoś dnia zabrać je do grobu. Nie mieli odwagi. Woleli milczeć i tym samym zakopywali je pod kilkoma metrami piachu."
@Zamordowana
Tak samo jak ona, też z pewnością masz swoje potrzeby - i nie mówię tutaj koniecznie o dzieleniu się swoimi problemami. Możesz chcieć na przykład wyjść na miasto, iść do kina, chcesz gdzieś się udać i potrzebujesz towarzystwa... Nieważne co - może po prostu powinnaś też jej trochę "potruć". Będziesz wtedy i ty coś z tej relacji miała, bo teraz jest to jednostronne.