Ja chodzę do takiej poradni i jest ok. Zależy na kogo trafisz a po za tym też trzeba się zastanowić porządnie nad tym czy samemu chce się nad czymś popracować i to zmienić. Wiem że jest to ciężkie ale trzeba próbować i nie tracić nigdy nadziei. Życzę ci zebyś w końcu trafiła na kogoś kto ci naprawdę pomoże
Wiek: 33 Dołączyła: 11 Sie 2011 Posty: 1841 Skąd: Europa
Wysłany: 2012-12-25, 12:37 Powolne siebie wyniszczanie
Uprzedzam, że temat może być głupi
Jeśli kogoś ma nakręcać, to niech napisze w odpowiedzi, a ja zgłoszę temat do moderacji - nie chcę tu nikomu krzywdy robić.
Opisy banalnych czynności mających na celu skrzywdzenie siebie samej są celowe, inaczej ciężko wytłumaczyć temat.. Jeśli user znajdzie inny sposób, to chętnie zmienię.
Zastanawiam się, ile osób na forum ma taki problem, jak ja. Mianowicie - jest wiele form autoagresji, prawda? Ona się przejawia w różnych czynnościach, działaniach. Wiele osób wykonuje te czynności że tak to ujmę - doraźnie, żyletkami, etc. Nawet moje ścięcie włosów było doraźne - chęć oszpecenia siebie, natychmiastowego. Jak może niektórzy wiedzą - ja od dłuższego czasu miewam jedynie epizody zadawania sobie ran, takiego bólu doraźnego właśnie. Przeważnie zdarza mi się to raz na parę miesięcy, prędzej robię głodówkę, czy wyrażam tę autoagresję w inny sposób.
No i właśnie, tu zaczynają się schody. Nie mogę sobie poradzić z chęcią wyniszczenia siebie po kawałku. To przejawia się w bardzo banalnych rzeczach - np. biorę po parę tabletek zamiast jednej, jeśli wiem, że może mi to zaszkodzić. Piję więcej kawy odkąd dowiedziałam się, że nie mogę. Jeśli nie mogę biegać, to automatycznie staram się to robić. Wiem, że to brzmi może groteskowo i prawdopodobnie te działania nie będą miały takich skutków, jakie chciałabym żeby miały, ale to mi daje jakąś satysfakcję, poczucie bezpieczeństwa - że powoli zbliżam się do celu, że powoli siebie niszczę. Na tej zasadzie często też działały u mnie diety czy wysiłek fizyczny..
Nie wiem, czy jestem aż tak stuknięta, czy ktoś jeszcze się z tym spotkał?
Walczę! O swoją przeciętność, o wyrwanie się z błędnego koła chorobliwej perfekcji, o każdy swój dzień.
Ostatnio zmieniony przez 2013-01-27, 15:17, w całości zmieniany 1 raz
Wiek: 34 Dołączyła: 18 Gru 2009 Posty: 10450 Skąd: świat
Wysłany: 2012-12-25, 13:07
Myślę, że temat może zastać bo nie ma w nim nic z drastycznych opisów okaleczania się. Tyle, że kojarzy mi się to z tematem "inne formy autoagresji" który został zamknięty więc chyba przedyskutujemy to w zarządzie
Piszę to tu dlatego, żeby ktoś nie miał pretensji czy wątpliwości na chwilę obecną
Przejęcie kontroli nad światem za pomocą łyżeczki i waty cukrowej
Na przypale, albo wcale - o tym będą musicale!
Jak widelcem kompot jesz.
Nie wiem, czy jestem aż tak stuknięta, czy ktoś jeszcze się z tym spotkał?
Spotkałam się... zdarzyło mi się samej tak postępować, ale to jeszcze nie czyni takiego zachowania normalnym
Nie wiem co Ty na taką propozycję, żeby trochę zmienić kierunek tematu... zamiast pytać czy inni tak mają (a na 100% mają - przynajmniej część) może warto by było się tutaj zastanowić z czego wynikają takie inne formy autoagresji i jak z nimi walczyć. Być może przyczyny i skuteczne sposoby radzenia sobie są w tych przypadkach nieco inne niż przy żyletce i warto o tym porozmawiać.
Ostatnio zmieniony przez Scarlet Halo 2012-12-25, 13:25, w całości zmieniany 1 raz
Wiek: 33 Dołączyła: 11 Sie 2011 Posty: 1841 Skąd: Europa
Wysłany: 2012-12-25, 13:27
Emaleth, jestem za. Może niektórzy się też do tego nie przyznają, albo przyjdzie jeden z drugim z takim problemem i mu nuż (widelec) pomoże.
Emaleth napisał/a:
zdarzyło mi się samej tak postępować,
No właśnie. Zdarzyło. Możesz coś napisać więcej na ten temat? Ja chętnie opisałabym wygraną walkę z samą sobą, ale niestety nawet nie wiem jak temat ugryźć.
Walczę! O swoją przeciętność, o wyrwanie się z błędnego koła chorobliwej perfekcji, o każdy swój dzień.
To było w złym okresie mojego życia kiedy sytuacja była na tyle stresująca, że nie po pierwsze zwykła autoagresja nie wystarczała, a po drugie miałam tak makabryczne wizje w głowie, że poważnie obawiałam się, że mogłabym zrobić sobie trwałą, poważną krzywdę. Inne formy autoagresji były więc u mnie rodzajem sublimacji. I ten sam mechanizm wykorzystałam żeby sobie z tym poradzić... zaczęłam obsesyjnie czytać wszelkie publikacje o autoagresji, szukałam ośrodka, w którym mogłabym podjąć terapię - wyszukiwałam opinie w internecie. Przerzuciłam się na jogę, bo z tym trudniej przegiąć niż z normalnymi ćwiczeniami i tak dalej... po prostu stopniowo przerzucałam swoją uwagę na nieco zdrowsze działania, które co prawda nadal miały w sobie pewne ślady obsesji i fanatyzmu, ale nie były szkodliwe.
Mnie też się zdarza na każdym kroku. Takie drobne akty autoagresji(nawet niepozorne, ale poparte autodestrukcyjnymi intencjami) dają satysfakcję taką jak powszechne formy aa, często bez widocznych i długodystansowych skutków takich jak blizny. Czyli jest to w sumie korzystne. Ale przecież to autoagresja, więc nie może być korzystne. Czyli.. Mniejsze zło?
Wiek: 33 Dołączyła: 11 Sie 2011 Posty: 1841 Skąd: Europa
Wysłany: 2012-12-25, 20:46
Ja mam głupie wrażenie, że ostatnio zmieniam jedynie formy autoagresji.. co napawa mnie, cóż, bezradnością wobec siebie samej. Nie potrafię sobie wyobrazić jakby to było, gdybym była zdrowa. Ja po prostu nie chcę być zdrowa, mam wrażenie, że chcę umrzeć, że się chcę wykończyć po kawałku. Nie wyobrażam sobie siebie w wieku np. powyżej czterdziestu lat. Cały czas wydaje mi się,że jestem tu tylko na moment i robię wszystko, żeby tak było.
Walczę! O swoją przeciętność, o wyrwanie się z błędnego koła chorobliwej perfekcji, o każdy swój dzień.
Wiek: 34 Dołączyła: 20 Sie 2012 Posty: 401 Skąd: świat
Wysłany: 2012-12-25, 22:41
ho napisał/a:
Ja po prostu nie chcę być zdrowa, mam wrażenie, że chcę umrzeć, że się chcę wykończyć po kawałku. Nie wyobrażam sobie siebie w wieku np. powyżej czterdziestu lat. Cały czas wydaje mi się,że jestem tu tylko na moment i robię wszystko, żeby tak było.
Czuję dokładnie to samo. Na każdym kroku towarzyszy mi takie uczucie.. Że nie mogę być inna, że nie umiem, że nie mam prawa... Też ''zmieniłam'' formy aa. Z cięcia przeszłam w atakowanie siebie w myślach i takie właśnie.. celowe narażanie siebie na ból czy, ogólnie, cierpienie. To jest już norma w moim zachowaniu. Działam odruchowo. Nie wiem, czy można się jakoś przeprogramować na funkcjonowanie bez tego. Albo chociaż zminimalizować to. Czekam na więcej wypowiedzi.
Ja po prostu nie chcę być zdrowa, mam wrażenie, że chcę umrzeć, że się chcę wykończyć po kawałku. Nie wyobrażam sobie siebie w wieku np. powyżej czterdziestu lat. Cały czas wydaje mi się,że jestem tu tylko na moment i robię wszystko, żeby tak było.
Jakbym czytała o samej sobie...
Powiem tak - jeszcze jakiś czas temu miałam taki problem, że łykałam nadmiarowo jakieś tabletki, które mogłyby mi zaszkodzić. Nie potrafiłam tak raz a dobrze popełnić samobójstwa i myślałam, że może w ten sposób na coś zachoruję... Na coś groźnego, co mnie zabije. Raz połknęłam tego całkiem sporo, ale i tak nic mi nie było.
Teraz już od jakiegoś czasu w ogóle nie stosuję żadnej autoagresji - oprócz jednego załamania ostatnio kiedy sięgnęłam po żyletkę. W moim życiu trochę się pozmieniało i chociaż nie wszystko na lepsze i nadal myślę o samobójstwie czy śmierci, to jednak nie jest to już tak częste. Dużo dała mi moja własna pasja i pewna osoba, którą poznałam. Poczułam, że mogę jej powiedzieć wszystko i nie tłumię już w sobie tak złych emocji czy stresów. Nie zamykam się aż tak bardzo. Napewno nie jest to jakaś wielka poprawa, ale jak na mnie to i tak dużo.
"Każdy ma niezbywalne prawo do zmarnowania sobie życia."
Amelia
Wiek: 29 Dołączyła: 04 Kwi 2011 Posty: 3178 Skąd: Polska
Wysłany: 2012-12-26, 11:10
Bardzo dobrze Was rozumiem.
Ja także łapię się na tym, że robię pewne rzeczy, które powoli będą niszczyć moją skórę, ciało, zdrowie, umysł.
Jako tako nie okaleczam się zbyt często, za to lubię wchodzić w sytuacje, które sprawią, że będę smutna, że znów siebie znienawidzę.
Robię pewne rzeczy, które poniekąd sprawią mi ból, ale nie chcę, by były to dosłowne cięcia, które ktoś może zauważyć.
Smutne jest piękne, ale na szczęście
Nie wszystko piękne smutne jest.
Ostatnio zmieniony przez Ella 2012-12-26, 11:12, w całości zmieniany 1 raz
Wiek: 30 Dołączyła: 23 Sie 2012 Posty: 490 Skąd: warmińsko-mazurskie
Wysłany: 2012-12-26, 16:43
Tak, tak właśnie mam. Dzisiaj u cioci siostra wyjęła glukometr, a ja od razu krzyczę, żeby mi zmierzyła cukier (bo przecież igiełka ukłuje i będzie kropelka krwi). Skończyło się na tym, że wyciskałam z tego palca krew na siłę... albo kiedy jadę z kimś samochodem, to bardzo się cieszę, że jedziemy bardzo bardzo szybko a do tego np. pada deszcz/śnieg i jest ślisko, i są duże szanse na jakiś wypadek. Wyobrażam sobie "aha, właśnie jedziemy 120, to raczej nie przeżyję żadnego wypadku". A jesli chodzi o tabletki, to robię tak, że boli mnie głowa, idę po jakiś przeciwbólowy albo najlepiej 2 i do tego jeszcze coś na grypę profilaktycznie, magnez, witaminy, wynajdę jakąś tabletkę ojca na ciśnienie i jak mi się uzbiera tak do 10 tabletek, biorę i mam nadzieję, że jakieś składniki ze sobą zareagują i zasnę, ale się nie obudzę.
Jak łapię się na takich zachowaniach, to boję się, że to już jest w mojej podświadomości i ukazuje się w najmniej oczekiwanych momentach, i po prostu mój mózg kieruje mnie na jakaś tam drogę do autodestrukcji. Nie myślę o konsekwencjach, kiedy takie pomysły mi przychodzą do głowy, jakbym była w amoku, ale później jak sobie to przypomnę, to poważnie mnie to martwi.
Agresja jest dynamiczna, jak crescendo w muzyce. Zło jest nieruchome.
Więc większość z nas tak mam. Ja też nie jestem wyjątkiem, też szukam czegoś, żeby jeszcze bardziej zbliży mnie do celu. Biegam, chociaż w moim przypadku nie ma mowy o takim wysiłku fizycznym, ale ja po prostu muszę, dieta, gdzie zdarza się, że zjem jabłko na cały dzień, też nie powinnam, ale muszę, ale to też za mało, więc przechodzę na wegetarianizm , termogeniki, po chemii, to prawie czyste samobójstwo, ale ja się dalej trzymam. Naginam wszystkie granice, żeby sprawdzić na jak wiele mogę sobie pozwolić. Pytanie tylko po co?
Okej. Skoro wszyscy tak mają, to może wspólnie zastanówmy się nad tym, jak to zmienić?
Wydaje mi się że praca nad zmianą tego to to samo co praca nad autoagresją(a raczej jej zaprzestaniem). To budowanie samooceny, szacunku do siebie i chęci życia.