Wstydze się, nawet przed znajomymi. Unikam z nimi kontaktu wzrokowego. Nie odzywam sie wydaje mi się, że to co mówię jest nieważne i nie ma sensu.
" Teraz mam tam tylko czerwonawe blizny. Pewnie zostana na zawsze choc Goody twierdzi, ze z czasem zbledną.nie wiem, czy chce,zeby zbladly. Pewnie mowie teraz jak rasowy swir, ale nie chce zapomniec, jak sie wtedy czulem, choc bolalo. "
Mam problem, aby iść do sklepu coś kupić, bo zaraz w głowie słyszę coś typu jaka gruba/taka gruba, a kupuje to, tamto i sramto. Wstydzę się odpowiadać przy klasie, wyjść na środek. Z miejsca czuję się oceniana, oczywiście negatywnie. Nie lubię być w centrum uwagi.
Ja czuję taki wstyd jedynie, prawie jedynie przed czymś nowym. Z czym do czego jeszcze się nie przyzwyczaiłem.
Gdy poszedłem do pierwszej klasy gimnazjum, nieważne co bym nie zrobił, co bym nie powiedział, cały się zawstydzałem i bylem niemalże różowy.
Nowe miejsce, nowi ludzie, po prostu jak widać bylo to dla mnie za dużo. Z czasem przyzwyczaiłem się, mimo ze trwało to prawie cały jeden rok szkolny. Teraz jestem już na szczeście przyzwyczajony i do klasy i do szkoly, ale bywa, że potrafię bez powodu sie zawstydzić. A pózniej zawstydzić się, że się zawstydziło...
W innych miejscach nie czuję tego wstydu (miejsca publiczne)
Moze i będę przez innych oceniany, ale ja ich nie będę oceniał, nie będą mnie oni interesowali.
Będą dla mnie neutralni, więc nie przejmuję się ich opinią
[ Komentarz dodany przez: Adriaen: 2015-10-10, 20:39 ] Gimnazjum nie jest nazwą własną, więc użycie wielkiej litery jest zbędne.
Możesz jak pies wściekać się, że coś poszło źle. Zaklinać albo przeklinać los. Ale gdy koniec nadchodzi, po prostu odpuść.
Ostatnio zmieniony przez Adriaen 2015-10-10, 20:39, w całości zmieniany 1 raz
W szkole to jest po prostu jakaś masakra. Wstydzę się zagadać do kogokolwiek o cokolwiek, wstydzę się być sobą, staram się unikać ludzi (chociaż to niemożliwe, szkoła 600 osób to chyba raczej ciężko...) i często panikuję, że coś zrobię nie tak, robię się czerwona i w efekcie bąkam parę słów pod nosem i na tym kończy się moje udzielanie się w klasie.
Boję się zapytać o coś w sklepie, u kogoś, nawet u lekarza.
Staram się przezwyciężać ten mój strach, ale kiepsko idzie...
Mi udało się pokonać ten problem ale w nazwijmy to małej skali. Mogę wyjść do kogoś, nawet kogoś obcego i spokojnie z nim porozmawiać ale o większym gronie, a tym bardziej występie publicznym nie ma mowy.
Wszystko zależy od jednej osoby. Tej którą widzisz w lustrze.
Syriusz, publiczne wystąpienie to sytuacja bardziej oficjalna typu wygłoszenie referatu, prezentacja etc. Większe grono... hmm, na przykład nowa klasa, czy jakaś grupa - nie mam żadnego problemu, nawet gdy mówię coś i wszyscy patrzą na mnie na przykład.
spacedementia, jeśli mogę to siedzę na uboczu, ale gdy trzeba coś powiedzieć zaprezentować to stres jest i to niemały, ale zawsze umiem się przełamać. Gdy była prezentacje zawsze starałem wybrać się temat którym się interesowałem. To zmniejszało stres, bo skupiałem się na temacie a nie na widowni. Gdy tylko się dało to próbowałem rozśmieszyć obserwatorów i tym samym rozluźnić tą całą sytuację.
Kiedyś mieliśmy takie warsztaty z psychologiem. Przerobiliśmy na nim jedno ćwiczenie. Wszyscy stanęliśmy przed jednym lustrem i musieliśmy po kolei podchodzić do niego i patrzeć sobie w oczy powiedzieć coś o sobie. Przez chwile panikowałem i myślałem tak szybko że nie jestem w stanie powiedzieć co miałem wtedy w głowie. Gdy nadeszła moja kolej podszedłem do lustra i zrobiłem co miałem zrobić. W tym momencie poczułem że jestem w stanie zrobić wszystko, że stres jest tylko przeszkoda w mojej głowie.
Teraz owszem stres dalej jest ale wiem że go pokonam gdy nadejdzie moment prawdy.
Wszystko zależy od jednej osoby. Tej którą widzisz w lustrze.