Nie jestem pewna czy do tego da się przyzwyczaić, ale mi chyba też zaczęło odpowiadać to, że w końcu jestem sama. Z początku się tego bałam... kiedy zauważyłam, że mój najlepszy przyjaciel odsuwa się ode mnie,a chłopak ma problemy sam ze sobą cholernie bałam się, że zostanę sama. Miałam wrażenie,że uduszę się w tej ciszy. Teraz jest mi to już chyba obojętne.
Hmm... W sumie "przyzwyczaić się" to właściwie określenie. Ja w nie tak znowu dalekiej przeszłości po prostu szalałam na myśl że mogłabym zostać sama, robiłam przez to strasznie głupie rzeczy. Skończyło się na tym że dzięki moim wysiłkom jestem sama. I co? Tak się przyzwyczaiłam, że nie za bardzo potrafię teraz nawiązywać i utrzymywać jakiekolwiek relacje. Ba, po dłuższym czasie wszystkie znajomości wydają się jakieś takie zniekształcone, jak za mały but- uwierają. I bardziej przypominają pantomimę, kiepską karykaturę relacji interpersonalnych. Takie głupie uczucie, które pewnie towarzyszy pustelnikowi który zawitał do baru.
Słowem podsumowania- chciałabym nie być samotna, boję się samotności, ale teraz to już mi z nią dobrze.
Ostatnio zmieniony przez Strigoi 2012-11-27, 22:56, w całości zmieniany 1 raz
Lubie byc sama, potrafie sie soba zajac, ale jak przychodzi weekend to dostaje szalu. Nie wiem co ze soba zrobic, nic mnie nie bawi, nie potrafi pochlonac, czuje sie okrutnie samotna, bliska desperacji (popelniam czasem bledy odzywajac sie do nieodpowiednich osob, ktore i tak maja mnie w dupie, co mnie jeszcze bardziej rani), ale jakos wytrzymuje do niedzieli wieczorem, a w poniedzialek koszmar mija.. Lubicie weekendy? Macie pomysl jak zapomniec o samotnosci? Dzis moj pierwszy dzien na forum od kilku lat...moze to bedzie moja odskocznia.
Nie jestem pewna czy do tego da się przyzwyczaić, ale mi chyba też zaczęło odpowiadać to, że w końcu jestem sama.
Z doświadczenia wiem, że się da. Ja się już przyzwyczaiłam. Tak, jestem samotna pomimo tych wszystkich ludzi obok mnie ("samotnym można być nawet w tłumie"). Mam przyjaciółkę, ale nie potrafię jej wszystkiego powiedzieć, to, co mnie gnębi, Nie chce jej obarczać moimi problemami, wystarczy, że musi mnie znosić. Paradoksalnie, więc buduje między nami mur.
Na początku bałam się samotności, chciałam, żeby był ktoś koło mnie. Teraz już nie. Bo ile można się okłamywać, że ktoś chce być koło ciebie. Ile razy można podchodzić do kogoś, żeby czuć drugiego człowieka, a potem zostać zranionym. I ciągle wydaje mi się, że ludziom beze zemnie jest lepiej, więc lepiej jest jak zrywam z nimi znajomość (nie ciągne ich w dół).
Tak jest lepiej (albo tylko mi się tak wydaje).
Tylko czasami chce, żeby coś się zmieniło.
Ostatnio zmieniony przez 2013-01-05, 20:44, w całości zmieniany 3 razy
ja jednak chyba za dużo chcę... ale czy miłość, o naprawdę tak dużo? urodziłem się sam, żyję sam, i umrę sam... a w ciągu tego ''życia'' szukam kogoś.... z kim można pójść w długą drogę i nie wracać już... robię co mogę, jednak nic nie wychodzi
Dźwigasz brzemię co jak kamień kolana gnie
co do domu ciągle woła
zapomniałeś sam co prawdą jest, a co nie
czy ją jeszcze znaleźć zdołasz...
ale czy miłość, o naprawdę tak dużo? urodziłem się sam, żyję sam, i umrę sam... a w ciągu tego ''życia'' szukam kogoś.... z kim można pójść w długą drogę i nie wracać już... robię co mogę, jednak nic nie wychodzi
Można powiedzieć, że tylko tyle albo aż tyle.
niedźwiedź666 mogłabym napisać, że masz całe życie przed sobą, ale osobiście trochę denerwują mnie takie słowa, więc życzę powodzenia i nadziei. Każdy zasługuje na kogoś, kto by go kochał. Może lepiej będzie jakbyś przestał szukać i czekał aż ktoś Ciebie znajdzie.?
Niestety uważam, że miłość tak jak przyjaźń to towar deficytowy. Nadzieje jednak trzeba mieć.
w gorącej wodzie jesteś kąpany czy co? 16latek, który pewnie nie do końca jeszcze umiałby się odnaleźć w poważnym związku, pełnym kompromisów i wyrzeczeń, nie może wytrzymać?
Prooooszę Cię... Strasznie irytuje mnie takie rozczulanie się nad sobą. Siedź w domu, nie wychodź przez całe dnie, w szkole też nie miej zbyt wielu kontaktów, myśl, że miłość sama przyjdzie!