To, że dziewczyna w wieku 16 lat spróbowała alkoholu nie jest czym nienormalnym.
I nie mówię, że to takie czasy, czy coś... wiem z opowiadań ludzi wieku moich rodziców, że kiedy oni mieli po 16-17 lat też próbowali, że zdarzało się jakieś wino na urodzinach czy coś...
Ja pierwszy raz piłam wódkę przed 14 urodzinami. W wieku 14- 15 lat co weekend praktycznie miałam % w dupie. łatwością w popadnięcie w alkoholizm jestem zagrożona genetycznie z dwóch stron i jakoś... alkoholiczką nie jestem.
Zdarza mi się napić, jasne... nawet był czas, kiedy czułam że chyba mam z alkoholem jakiś problem. Ale minęło. Po prostu wiedziałam, że nie na każdej imprezie muszę pić.
Mam wielu kumpli którzy pili ze mną w tamtym czasie - teraz nie mają problemów z alko, ale oczywiście znam też takich co zaczynali w wielu 18-19 lat i mają problem.
Co do tematu - nie umiem sobie wyobrazić, jakby było bez zaburzeń w moim życiu.
Ostatnio zmieniony przez Camaleao 2012-11-15, 20:36, w całości zmieniany 1 raz
Wiek: 26 Dołączyła: 26 Sie 2011 Posty: 2709 Skąd: łódzkie
Wysłany: 2012-11-15, 20:47
Pewnie byłabym innym człowiekiem, bardziej stabilnym emocjonalnie, może mniej podatnym na to co się dzieje wokoło. Nie odcinałabym się od ludzi i nie obwiniałabym się za wszystko co mi nie wychodzi. Napewno prowadziłabym inny tryb życia, całkowicie odmienny. Stan mojego zdrowia nie zależałby od lekarzy i leków. W sumie to wszystko byłoby inne.
Byłabym duszą towarzystwa, szczęśliwą nastolatką. Skończyłabym liceum z dobrymi wynikami, dostałabym się na studia, zostałabym jakimś światowej sławy naukowcem, wzięłabym ślub, urodziłabym dziecko(małego berbecia, przez którego zapewne szlag by mnie trafiał) i razem z mężem stworzyłabym maleństwu szczęśliwą rodzinę. Szanowałabym siebie samą. Przede wszystkim. Nie bałabym się mówić, spać, wyjść z domu. Obdarzałabym ludzi szczerym uśmiechem, nie grymasem ust, który ich odstrasza.Nauczyłabym się pływać (wielokrotne próby nabycia tej umiejętności zakończyły się porażką przez nieuzasadniony lęk), skoczyła bym ze spadochronem( mam lęk wysokości -,-), poleciałabym w kosmos i zrobiła sobie sweet focie na księżycu.Cieszyłabym się życiem. Koniec.
Wiek: 30 Dołączyła: 23 Sie 2012 Posty: 490 Skąd: warmińsko-mazurskie
Wysłany: 2012-11-17, 15:28
Byłabym grzeczną, kochającą swojego chłopaka, dziewczyną. Akceptowaną przez wszystkich. Nie kłamałabym i nie ukrywała najgorszych rzeczy, jakie zrobiłam, bo bym ich po prostu nie zrobiła. Nie tknęłabym nigdy w życiu ćpania, nigdy bym nic nie ukradła. Byłabym prymuską w szkole, zdałabym na wymarzoną weterynarię i uczyła się, jak ratować zwierzątkom życie. Nie miałabym napadów wycia, niemożności złapania oddechu z płaczu, nigdy nie sięgnęłabym do autoagresji. Byłabym chyba idealna. Tak bardzo to wszystko mnie zmieniło.
Pewnie już planowałabym wspólne życie z moim kochanym, ale na razie, przeze mnie, nie jest to możliwe...
Agresja jest dynamiczna, jak crescendo w muzyce. Zło jest nieruchome.
Na pewno wierzyłabym bardziej w siebie ,przez co zdałabym maturę z biologii i chemii jak najlepiej i dostała się na weterynarię. Później razem z moim chłopakiem założylibyśmy własną stadninę, gdzieś w cichym,spokojnym miejscu, z dala od jego rodziny. Myślę,że w tym momencie miałabym już przynajmniej jedną odznakę z jeździectwa, umiałabym perfekcyjnie francuski, byłabym świetną pływaczką...Na pewno wiele osób nie cierpiałoby przeze mnie,nie oddaliłabym się tak od ludzi...nie dopuściłabym do próby samobójczej najważniejszej osoby w moim życiu...byłabym odważna,walczyła o swoje i nie pozwoliłabym manipulować innym moim życiem.
To tylko gdybanie, tak naprawdę wiem,że w moim przypadku autoagresja posunęła się tak daleko,że będzie mi towarzyszyć do końca życia...
"Ale kto wie, co mówiła w ciemności, gdy była sama, w gorzkie bezsenne noce, myśląc o swoim życiu, z każdym dniem uboższym, w czterech ścianach pokoju, w którym czuła się uwięziona jak leśne zwierzątko w ciasnej klatce."
Hmmm... mój świat wyglądałby tak samo - nie uważam aby autoagresja czy choroba uniemożliwiały mi robienie czegoś, czego pragnę... inaczej wyglądałyby tylko moje emocje - nie płakałabym w środkach komunikacji publicznej
hole, jestem pewna,że tak będzie...mój organizm zaczął niszczyć sam siebie, mam bardzo słabą odporność,co chwilę choruję...w gimnazjum dopadło mnie AZS, niedawno przeszłam mononukleozę. już nie muszę się ciąć,mój organizm sam mnie niszczy, gdy tylko jest mi źle,denerwuje się,stresuje na całym moim ciele pojawia się wysypka,w jednej chwili robię się czerwona, później drapiąc skórę zadaję sobie coraz większy ból...to smutne,że nawet moje ciało mnie nienawidzi...
"Ale kto wie, co mówiła w ciemności, gdy była sama, w gorzkie bezsenne noce, myśląc o swoim życiu, z każdym dniem uboższym, w czterech ścianach pokoju, w którym czuła się uwięziona jak leśne zwierzątko w ciasnej klatce."
Hmmm... mój świat wyglądałby tak samo - nie uważam aby autoagresja czy choroba uniemożliwiały mi robienie czegoś, czego pragnę... inaczej wyglądałyby tylko moje emocje - nie płakałabym w środkach komunikacji publicznej
Bardzo podobnie... robię co chcę i na co mam ochotę i nie pozwalam aby choroba zniszczyła marzenia -do tego stopnia że od marzeń uzależniam dalsze leczenie. Autoagresja? hmm... mniej blizn i tyle... mniej wstydu i nienawiści do siebie. Autoagresja daje mi poczucie kontroli (może złudne) nad własnym życiem i nad własnym ciałem. Więc generalnie jedyne zmiany jakie by były to może mniej strachu przed ludźmi i relacji z nimi -czyli mniej pustki i zdrowsze relacje.
Ostatnio zmieniony przez 2013-03-11, 09:14, w całości zmieniany 1 raz
Wiek: 25 Dołączyła: 22 Mar 2013 Posty: 49 Skąd: mazowieckie
Wysłany: 2013-03-31, 14:47
Gdyby nie autoagresja, mogłabym zacząć naprawdę żyć. Snułabym plany, marzenia, realizowałabym je. Rozwijałabym się w wybranych dziedzinach, nabrałabym wiary w siebie, opanowałabym lęk, wyciszyłabym ten odwieczny krzyk w mojej głowie....gdyby.
"Odkąd umiłowałam Boga całą swoją istotą, całą mocą swego serca, odtąd ustąpiła bojaźń i choćby mi nie wiem jak już mówiono o Jego sprawiedliwości, to nie lękam się Go wcale, bo poznałam Go dobrze: Bóg jest Miłość, a Duch Jego- jest spokój."