Moje dzieci też mają rtęcice. Ja już jestem w bardzo złym stanie. Poza tym nie mogę patrzeć na to co im jest. Zresztą nie chcę, aby moja 70letnia mama się mną zajmowała i mi tyłek wycierała
Ostatnio zmieniony przez Ella 2015-06-22, 11:08, w całości zmieniany 1 raz
Wiek: 28 Dołączyła: 30 Gru 2015 Posty: 395 Skąd: Polska
Wysłany: 2016-01-02, 16:12
Ja się wszystkiego boję, ha, ha. Ale śmierci chyba najbardziej. Nie chcę umrzeć... naprawdę nie chcę umrzeć, ale... nie potrafię żyć. Nic nie potrafię. I tylko wszystkich cały czas ranię... I jaki jest sens żyć, jeżeli jestem w stanie tylko wegetować i czekać, żeby znów pójść spać? A potem znowu się budzę, ach... Nie mam odwagi, żeby ze sobą skończyć, ale... ile jeszcze mogę tak dreptać w miejscu?
Budzisz się rano i czujesz zmęczenie… nie fizyczne, ani nie psychiczne… takie chroniczne zmęczenie związane z wysługą lat… z powolną erozją wszystkiego czym byłeś i jesteś. Czujesz, że oddychasz. W lepsze dni ciężar klatki piersiowej unoszonej przez mięśnie przy każdym wdechu jest prawie pomijalny. W gorsze, staje się to bardzo wyczerpującą czynnością, ale przestałeś już się tym przejmować, bo wiesz, że Twoje ciało będzie to robić automatycznie, nawet wtedy kiedy bardzo… ale to bardzo będziesz chciał, aby przestało. Zwlekasz się z łóżka i parzysz sobie poranną kawę. Z kubkiem w ręce spoglądasz w mijane w przedpokoju lustro. Twoje odbicie w lustrze patrzy na ciebie oczami starego człowieka… człowieka absolutnie pozbawionego złudzeń. Wiesz, że go nie oszukasz nadzieją na lepsze jutro. On dobrze wie, że jutro może być lepsze, gorsze, takie samo albo może go nie być wcale. Wie też, że to, co jest naprawdę straszne, jest poza jego wszelką kontrolą, więc nauczył się, że lęk nie ma sensu. Człowiek w lustrze nie ma złego życia. Jest szczęśliwy dzięki temu co osiągnął, co dostał, co zbudował i co ma. To wszystko potrafi sprawić mu radość, ale nie jest w stanie ulżyć w syzyfowym wysiłku ciągłego oddychania. Gdyby tak wyłączyć wszystko i już nigdy więcej nie musieć zrobić ani jednego wdechu, nie czuć ciężaru klatki piersiowej, powiek, nóg, głowy. Gdyby tak choćby przez chwilę odpocząć od życia. Człowiek w lustrze uśmiecha się smutno na tą myśl, bo wie, że nigdy mu ta chwila błogości nie będzie dana… kiedy przestanie oddychać, przestanie żyć, więc nie będzie zdolny do doświadczenia ulgi. Odwracasz się do niego plecami i idziesz usiąść przed komputerem wypić kawę. Wiesz, że nie ma absolutnie żadnego sensu abyś teraz cokolwiek czuł. Nic niczego nie jest w stanie zmienić. Tak jest. Tak ma być. Tak to działa. Dopijasz kawę, zbierasz się do pracy… wiesz już, że dzisiaj będzie ten gorszy dzień. Nie czujesz nic.
Ja się wszystkiego boję, ha, ha. Ale śmierci chyba najbardziej.
Ja wprost przeciwnie bardziej się boję śmierci kogoś bliskiego (chociaż nie wiem czy ktoś taki jest w moim życiu) niż swojej własnej.Moja śmierć śniła mi się za dużo razy żeby się jej bać.
Parę dni temu niedaleko mnie miało zderzenie że młody chłopak około 20-kilku lat chciał popełnić samobójstwo poprzez wejście przed rozpędzony pociąg. Było o tym w telewizji. W przerwie w pracy ktoś rzucił ten temat z dyskusji wynikło jedynie tyle że ta osoba jest wariatem który ma nie równo pod sufitem. Poczułem się źle gdyż była to dyskusja w gronie 6 osób i byłem najmłodszy z nich <22lata reszta ponad 40. Dodaje to dlatego że wszyscy poza mną mieli jednomyślną opinie "Wariat" .Starałem się ich przekonać sami wiecie że bywają sytuacje w których człowiek się poddaje i jedni próbują się podnieść inni chcą już to skończyć. Poczułem się źle bo sam ostatnio miewam ciężkie czasy i tez myślałem/myślę o samobójstwie wręcz zazdroszczę osobom którzy zebrali się na odwagę. Jak u was wyglądają dyskusje z osobami w realnym świecie na takie trudne tematy czy tylko ja uważam że samobójstwo nie powinno być tak krytycznie oceniane?
Nie wiem czy pisze w dobrym temacie jeżeli nie to proszę o przeniesienie.Dziękuje
Kilka dni temu pisaliśmy na ten temat na forum, ale w mniejszym zakresie, link: http://www.autoagresywni....t=3126&start=45 . Opisany przez Ciebie przypadek, niestety jest wyjątkiem potwierdzającym regułę, że ludzie myślą o samobójcach w kategorii wariatów, nie wiem tylko, dlaczego panuje takie przekonanie?