jak to możliwe, że jakaś sytuacja z przeszłości może tak źle wpłynąć na psychikę kruchej osoby...ech.
Czytałam o takich przypadkach osób dorosłych molestowanych w dzieciństwie, które nawet nie wiedziały,nie zdawały sobie sprawy z tego, jak je skrzywdzono... ale karały się za to swoim zachowaniem.
Jestem więźniem. Zamkniętym w klatce mego ciała. A jednak nazywam się wolnym jak sokół.
Tak po zastanowieniu zawsze tak mialam, ze osuwalam się na podłogę, opieralam o ścianę i lekko ruszała głową w przód i w tył uderzając trochę o ścianę... Nie mam pojęcia czy to ma jakiś związek, ale zawsze w takiej sytuacji "odplywam" więc mi się skojarzyło.
"Krocz spokojnie wśród zgiełku i pośpiechu - pamiętaj jaki pokój może być w ciszy."
Będę musiała spróbować. Ale jak wpadnę w nałóg będzie na ciebie ;p
A tak na poważnie to zauważyłam ostatnio, że żeby się uspokoić muszę siedzieć. Nie leżeć, nie stać, nie chodzić, ale siedzieć i to najlepiej z głową między kolanami.
ja się bujam gdy wpadnę w histerie, faktycznie pomaga się uspokoić, robię to nieświadomie, czasem, gdy po prostu się denerwuję też się zdarza...
chyba nie ma w tym nic złego?
pamiętam, że jak byłam mała, mama krzyczała, żebym tak nie robiła, bo będą myśleli, że jestem z domu dziecka.
nie wiedziałam o co jej chodzi.
Truth is, everybody is going to hurt you; you just gotta find the ones worth suffering for...
pamiętam, że jak byłam mała, mama krzyczała, żebym tak nie robiła, bo będą myśleli, że jestem z domu dziecka.
nie wiedziałam o co jej chodzi
Takie bujenie, okraślało się nazwą choroba sieroca. Własnie dzieci z domów dziecka i te odtrącone często się huśtały, żeby w jakiś sposób zrekompensować sobie samotność. Teraz czasem zdarza mi się widzieć dorosłych, którzy tak robią.
Skowyt męczenników dodaje uroku piekielnemu pożarowi.Nie należy skowytem ognia podsycać, pożar, który wybuchł, nie jest piekielny, lada chwila sam zgaśnie.Nie należy ulegać pokusie skowytu - choć - nie ma co ukrywać, jest to pokusa w swych kiczowatych urokach znaczna.
Ostatnio zmieniony przez 2012-11-21, 13:14, w całości zmieniany 1 raz
pamiętam, że jak byłam młodsza bujałam się i mama wtedy na mnie krzyczała, że ludzie pomyślą właśnie, że mam chorobę sierocą, i że mam tak nie robić
ale zostało mi, a nie wiem czym konkretnie to było wywołane wtedy i czym teraz...
Jak przeczytałam poprzednie posty, to tez zdziwiłam się, że choroba sieroca istnieje. Tak jak już ktoś wcześniej napisał i mi wydawało się, że to tylko takie powiedzenie. A tu proszę...
Też się bujam, kołyszę. Zawsze robię to w sytuacji stresowej, z którą nie potrafię sobie poradzić, albo gdy czuję się samotna lub smutna.
Mam ponadto jeszcze jeden odruch, który uświadomiła mi moja psycholog. Nigdy nie zdawałam sobie z tego sprawy ale często robię to, kiedy jestem na terapii i mówię o trudnych dla mnie sprawach - wtedy biorę kosmyk włosów i przeczesuje go palcami. Psycholog spytała się, dlaczego to robię. Jak tylko o to zapytała, to od razu przestałam, bo dla mnie to było nieświadome! Ale powiedziałam jej, że gdy ktoś mnie głaszcze po włosach to czuje się bezpiecznie. Zapytała się wtedy, kto mnie głaszcze? Nie potrafiłam powiedzieć, bo nikt nigdy tego nie robił, ale taka forma kontaktu jest dla mnie kojąca.
Piszę o tym dlatego, bo mam wrażenie, że to trochę podobny objaw do bujania się. Ja też, jako dziecko zamiast czułego dotyku otrzymywałam od matki krzyk i odtrącenie. Właściwie jedyną osobą w rodzinie, która szczerze i z miłością się mną zajmowała był mój tata, ale niestety nie ma go ze mną już od wielu lat. I tak sobie myślę, że to moje bujanie i przeczesywanie włosów (ostatnio zwróciłam uwagę, że to idzie w parze), to może taka forma nadrobienia tego braku poczucia bliskości?