Płaczę przy każdym wyjściu ze swojego świata i po każdym ataku autoagresji. Jakie to chore - tnę się by wyjść z wymyślonego świata a później płaczę bo przez kilkanaście godzin nie mogę się odnaleźć w normalnym świecie.
Wszystko wali się a ja nie mogę biec
może ten deszcz udaje łzę
minie ten sen
i będzie okay
Owszem, bardzo często zdarza mi się płakać, ale jak to się mówi ,,wszystko zależy od wszystkiego". Jeżeli sama (moje myśli itp) jestem przyczyną swojego płaczu, to nie trwa to długo, jeżeli jednak spowoduje go coś z zewnątrz, czasem nie mogę pozbierać się 2 dni...
Nie płaczę. Łzy powinny przynosić ulgę, a moje ewentualne bynajmniej tego nie robią.
No i inny problem - gdy chce płakać, powinienem bo taka i taka sytuacja, to choćbym wbił sobie nóż w brzuch - nie uleci ani jedna łza z moich oczu.
Z reguły nie płaczę, bo nie potrafię tego robić. Jak już jednak dojdzie do tego, to znak, że jest cholernie źle. I że na moment stałem się człowiekiem.
Niechaj czterdzieści tysięcy
Braci połączy serca – suma uczuć
Wciąż będzie mniejsza od mojej miłości.
Wiek: 32 Dołączyła: 17 Wrz 2017 Posty: 55 Skąd: Polska
Wysłany: 2017-09-18, 01:21
Płaczę, ostatnio nawet często, ale staram się zadbać o to aby nikt nie widział. Wstydzę się, bo czuję, jakby to było oznaką mojej słabości i niedojrzałości.
Dzisiaj od rana płacze, nie wiem dlaczego... nic się wiele nie zmieniło, chyba, że schodzi, ze mnie ten stres i te nerwy...
<<< Dodano: 2017-09-28, 11:44 >>>
Teraz ryczę... co ja zrobiłam... zawaliłam tylko jedną rzecz a wszystko poszło... dlaczego o tym wcześniej nie pomyślałam... dlaczego... co jest ze mną nie tak nie mam już siły... powinnam już dawno zdechnąć... miała rację jedna osoba, w tym, że jestem taka tępa, że dziwi się, że jeszcze żyje...
<<< Dodano: 2017-09-28, 21:27 >>>
Jutro sądny dzień mnie czeka (ostatnia szansa, żeby coś zmienić, jednak szanse są na to praktycznie zerowe)... nie wiem co sobie zrobię jeśli nie wyjdzie... choć to tylko takie gadanie... bo wiem, że nie wyjdzie... dalej jak ta głupia płaczę i już od kilku godzin niedobrze mi... niech już będzie niedziela i to wszystko się skończy... brak energii... zostaje tylko iść spać...
Gdy przeglądasz się w lustrze i masz ochotę je stłuc, to nie lustro trzeba zniszczyć, to ciebie trzeba zmienić.
Najgorsze w piekle to nie palący ogień, wieczność męczarni, utrata łaski bożej czy poddanie torturom. Najgorsze w piekle jest to, że nie wiesz, czy już się w nim nie znajdujesz.
Zakręcona, co zmienić? Codziennie masz napady płaczu?
Mi zdarzało się dwa razy płakać. Za drugim razem byłam taka niestabilna emocjonalnie, że jak poszłam do pracy to prawie się po płakałam. Od tamtej pory nie płakałam ani razu. Nic nie czuje. Nie czuje bólu psychicznego tylko nude od której mam ochotę się zabić.
Zakręcona, co zmienić? Codziennie masz napady płaczu?
Od kilku dni, tak 3-4 tak codziennie płacze. Nie wiem czy to przez stres się zaczęło, a później to poszło z górki...
Gdy przeglądasz się w lustrze i masz ochotę je stłuc, to nie lustro trzeba zniszczyć, to ciebie trzeba zmienić.
Najgorsze w piekle to nie palący ogień, wieczność męczarni, utrata łaski bożej czy poddanie torturom. Najgorsze w piekle jest to, że nie wiesz, czy już się w nim nie znajdujesz.
Na przestrzeni kilku ostatnich miesięcy nasiliła się u mnie ilość dni, w których bezsilność i całkowita pustka stają się powodem do płaczu. Znajomi i rodzina mają mnie za wesołka ponieważ nauczyłem się przez te wszystkie lata zakładać maskę w obecności innych ludzi. Kiedy jednak wracam do moich czterech wynajmowanych ścian maska spada z twarzy i często kończy się na tym, że ląduję w łóżku, leżę czasem nawet kilka godzin, a łzy spływają po skroniach. Zawsze w takich chwilach pojawiają się myśli i pytania - dlaczego zostałem obdarzony tak wielką wrażliwością i potrzebą miłości, a jednocześnie zepchnięty do głębokiego dołu, w którym muszę siedzieć w samotności. Wychowano mnie w wierze katolickiej i utożsamiam się z tą religią, ale nie umiem pohamować pretensji do Boga o to w jakiej jestem sytuacji. Najgorsze jest to, że ten sam Bóg w którego wierzę, po śmierci zamiast jakoś mnie pocieszyć pewnie surowo mnie ukarze za to, że za życia ośmieliłem się narzekać na moje położenie. Jak tu nie płakać kiedy człowiek jest przegrany i na ziemi i po śmierci...? Płacz w zasadzie i tak w niczym mi nie pomaga, ale czasami nie da się nad tym zapanować. Nie ma tu znaczenia ani wiek, ani płeć.