bo jestem w stanie funkcjonować jakoś między ludźmi i prowadzić "normalne" codzienne życie. żaden lekarz by mi indywidualnego nauczania nie nakazał
Ja też potrafię "normalnie" funkcjonować. A nie wytrzymuje Pójdź do psychiatry powiedz, że źle się czujesz w szkole, nie dajesz rady, masz ochotę wyjść z lekcji. I będziesz się kwalifikować
Wiek: 29 Dołączyła: 04 Kwi 2011 Posty: 3178 Skąd: Polska
Wysłany: 2014-04-06, 17:14
george94, na indywidualnym czułam się bardzo, bardzo dobrze. Mój stres wyraźnie się zmniejszył (choć wiadomo, że dobry nastrój nadal mi nie dopisywał, ale to kwestia innych spraw). Miałam dobry kontakt z nauczycielami i czułam się przy nich swobodniej niż w szkole. Zauważyłam też, że mają do mnie bardzo 'przyjacielski' stosunek, pewnie ze względu na to, że zostali poinformowani dlaczego mam indywidualne.
Cieszę się, że w klasie maturalnej uczyłam się w domu. Gdybym miała codziennie chodzić do szkoły, nie wiem czy podeszłabym do matury, bo jestem prawie pewna, że już wiosną wylądowałabym w psychiatryku.
Smutne jest piękne, ale na szczęście
Nie wszystko piękne smutne jest.
Ja miałam w tamtym semestrze zindywidualizowany tok studiów. Hm, z jednej strony miałam znacznie mniejszy poziom stresu, bo nie musiałam dostosowywać się do terminów kolokwiów i egzaminów, mogłam wszystko ustalać pod siebie. Z drugiej jednak trudniej było mi wszystko samej nadrabiać. Nie polecam takiego rozwiązania na studiach.
A no i jeszcze aspekt kontaktów z ludźmi - zdziczałam. Przez brak kontaktu z rówieśnikami.
Po co komu piwnica, w której nie ma dachu?
Życie ma sens, Strusiu...
/Pasja. Możesz zrobić z nią wszystko. BIEGANIE ma taki wymiar jaki mu nadasz./
Rozwiązanie może dobre, ale na krótką metę... na pewno nie na dłużej niż rok moim zdaniem, bo wtedy tylko pogłębia problem (np fobię społeczną)
Wiem co mówię. Najbliższa mi osoba miała nauczanie indywidualne praktycznie przez całe liceum. Zdecydowanie więcej szkody mu to wyrządziło niż pomogło.
Tak na bazie autopsji wam powiem. Rzeczywiście, nauczanie indywidualne nie jest złym, żeby nie powiedzieć dobrym, rozwiązaniem. Zwłaszcza, jak macie jakieś problemy ze zdrowiem. Często jest to konieczne nawet, bo zaległości, frekwencja, dochodzi do tego najczęściej stres związany z tym, ale przede wszystkim organizm się bardzo męczy. Dzięki temu organizm się zregeneruje, stres zmaleje, nadrobi zaległości, a i frekwencja zapewne będzie dużo lepsza.
Ale jest kwestia życia w grupie, w społeczeństwie. Jak macie przyjaciela albo przyjaciółkę to bardzo dobrze, nadal będziecie mogli z kimś pogadać. Zresztą, zawsze można wyjść do sąsiada, odwiedzić szkołę itd. Wszystko fajne... na krótką metę, jak napisał przedmówca. Życie bez chodzenia do szkoły jest zupełnie inne, a co najśmieszniejsze, to największą różnicę w samopoczuciu widać w czasie przerw świątecznych, ferii itd. Jak się skończy dłuższe niż kilka miesięcy? Ano, wpadniecie w kompleksy, spadnie radość z tego co do tej pory, koncentracji nie będzie w ogóle, będziecie czuć się kiepsko... ciężko nawet to opisać.
Podsumowując, nauczanie na 2 miesiące w celu podreperowania zdrowia jak najbardziej polecam. Jednak dłużej to zacznie powodować zaburzenia w psychice i dopiero zrobi się problem. Organizm nie przejdzie obojętnie wobec długotrwałego życia w takim innym i nienaturalnym środowisku.
Macie takie doświadczenia? Może wasi znajomi mieli? Podzielcie się wrażeniami.
Ostatnio zmieniony przez 2014-07-07, 20:56, w całości zmieniany 1 raz
Dołączyła: 22 Sie 2014 Posty: 50 Skąd: dolnośląskie
Wysłany: 2014-08-24, 09:55
Dałabym wszystko za powrót do nauczania indywidualnego, którego nie chcą mi znów przyznać... Z tym, że godzin nauki w tygodniu jest bardzo mało, a materiału bardzo dużo. Uwielbiam uczyć się sama, we własnym mieszkaniu, ale później wychodzi na to, że jestem o kilka działów do tyłu...
Wiek: 33 Dołączyła: 12 Sie 2014 Posty: 85 Skąd: Polska
Wysłany: 2014-08-24, 10:32
Brat z pewnych przyczyn, przez prawie dwa lata był na toku indywidualnego nauczania. Lekcje miał co dwa dni. Jednak to kwestia podejścia nauczycieli, z tym czy jest się do tyłu, czy nie...
W pierwszym roku, był bardzo "za rówieśnikami", nadganiał materiał na wakacjach pobierając korepetycje.
Drugi rok toku indywidualnego wyglądał już zupełnie inaczej. Nauczyciele zostawiali ogromne ilości materiałów pomocniczo-dydaktycznych. Tony kserówek, tony zadań, ćwiczeń które miał robić na "kolejną lekcję", przez co był na bieżąco, a czasem przed rówieśnikami. Pech chciał, że były to dwie początkowe klasy technikum, więc trzeci rok był dla Niego najcięższym - uczniowie nieco się jeżyli, myśląc że przez dwa pierwsze lata miał oceny za nic. Za piękny uśmiech, czy oczka.
Dołączyła: 22 Sie 2014 Posty: 50 Skąd: dolnośląskie
Wysłany: 2014-08-24, 17:57
Fakt, że dużo zależy od podejścia nauczycieli, ale nie wszystko. Miałam przyznane 5 godzin tygodniowo na wszystkie przedmioty, a zanim jeszcze dyrekcja szkoły ułożyła plan, zanim dobrała nauczycieli, minęło trochę czasu. Do tego nie było żadnych zastępstw i gdy nauczyciel zachorował/nie mógł przyjść, po prostu traciłam lekcje. Niektórzy nauczyciele byli bardzo zaangażowani, choćby pani od niemieckiego. Mimo, że z nią potrafiłam siedzieć nad lekcjami kilka godzin pod rząd, aż do momentu, w którym robiło mi się już słabo i zupełnie nic do mnie nie docierało, to i tak pod koniec roku byłam trochę do tyłu z przedmiotu. Podobnie język polski, nauczyciel zrealizował ze mną więcej godzin, niż mu przyznano, a mimo wszystko nie zdążyłam przerobić jednego podręcznika. Zwyczajnie za mało czasu, jeśli chce się cokolwiek umieć. Bo na oceny oczywiście nie mogę narzekać.