Ryba, a jeśli to był jedyny możliwy sposób żeby jej pomóc?
Co lepiej zrobić zaszantażować dla czyjegoś dobra, czy przymknąć oczy i czekać aż przeholuje?
Wszystko zależy od jednej osoby. Tej którą widzisz w lustrze.
Syriusz, a jeśli miłosny szantaż nie podziała, to co? Autoagresja to nałóg i bardzo często nasze postanowienia i obietnice dane komuś nie pomagają w chwili, gdy np. w domu wybuchła kolejna awantura i trzeba dać upust złości i nienawiści.
Jeśli więc dasz ultimatum musisz liczyć się z tym, że dana osoba złamie obietnicę. Nie dlatego, że Cię nie kocha i ma gdzieś, że się martwisz, a dlatego, że jest osobą uzależnioną i zwyczajnie sobie nie poradziła.
Co wtedy Twoim zdaniem? Olać tę osobę i zerwać? Tak to widzisz? Czy być niekonsekwentnym?
Absolutnie nie jestem za taką próbą pomocy osobie autoagresywnej. Osoba, która robi sobie krzywdę chce wsparcia, zrozumienia i pociechy, a nie gróźb i strachu, że przez swoją słabość zostanie sama, jak palec, zostawiona nawet przez kogoś, kto wcześniej twierdził, że kocha ponad wszystko.
Naamah, dla mnie szantaż nie zawsze jest ultimatum. Tak samo jak kwadrat jest prostokątem ale prostokąt nie zawsze jest kwadratem.
Naamah napisał/a:
Co wtedy Twoim zdaniem? Olać tę osobę i zerwać? Tak to widzisz? Czy być niekonsekwentnym?
Nie wiem jak inni postępują, ale ja zawsze jestem za drogą mediacji. Najpierw rozmowa potem czyny adekwatne do sytuacji.
Wróćmy jednak do Twojego pytania i weźmy za przykład sytuacje którą przedstawiłaś (Poza naszą kwestią sporną dodał bym aby za każdym razem gdy się choć trochę zdenerwuje zadzwoniła do mnie i nic nie robiła tylko czekała na mnie.). Czyli stawiam ultimatum i moja ukochana zrobiła to czego miała nie robić. Tak na prawdę odpowiedź jest tylko jedna. Nie porzucił bym jej. Zrobił bym to co mówiłem na początku czyli rozmawiał. Może i jest to nie konsekwentne ale wolę to niż stratę ukochanej. Zresztą nie umiem się gniewać na kogoś bez kogo nie umiem żyć.
Ta sytuacja pokazał by mi że ultimatum inie pomogło i szukał bym innego sposobu aby jej pomóc.
Wszystko zależy od jednej osoby. Tej którą widzisz w lustrze.
Nie chcę straszyć, ale tym Twoim sposobem ostatecznie może wyjść tak, że kiedyś nie wytrzyma i zrobi sobie krzywdę, a następnie Ci nie powie, bo tak będzie łatwiej i mniej ryzykownie, że się wkurzysz i ją rzucisz.
Dużo lepsza jest rozmowa, zapewnienia o wsparciu i po prostu... wsparcie.
Syriusz napisał/a:
Ryba, a jeśli to był jedyny możliwy sposób żeby jej pomóc?
I nie wierz w to, że szantaż to jedyny możliwy sposób, żeby jej pomóc... Dokładasz jej tylko zmartwienie.
Z własnego doświadczenia - jedynym sposobem, by pomóc osobie autoagresywnej w związku jest wsparcie. Wsparcie, okazywanie jej miłości i zainteresowania oraz bezwarunkowej akceptacji (przy zastrzeżeniu, że boli nas, kiedy ta osoba się krzywdzi i w ten sposób krzywdzi także nas).
Szantaż absolutnie w niczym nie pomoże.
Po pierwsze. Chochlik, proszę nie używaj wulgaryzmów. Zastąpienie liter symbolami nie zmienia faktu użycia nie odpowiedniego słowa.
Po drugie. Ok, mogę się mylić w moim rozumowaniu. Nikt nie jest nieomylny. Weźcie tylko pod uwagę to że przedstawiłem sposób którym mi ktoś pomógł. Dzięki temu już od kilku lat nic sobie nie zrobiłem. Owszem czarne myśli i plany są nadal ale już nic nie wychodzi poza moją głowę.
Na każdego działa coś innego. sadgirl, od której "wyszła" ta rozmowa sama napisała, że to jej pomogło walczyć z tym problemem.
Mówienie, że coś nie pomoże mając przykłady że jednak tak nie jest, chyba mija się z celem.
Wszystko zależy od jednej osoby. Tej którą widzisz w lustrze.
Właśnie się zbierałem żeby odpisać w tym wątku, ale...
Arya napisał/a:
Z własnego doświadczenia - jedynym sposobem, by pomóc osobie autoagresywnej w związku jest wsparcie. Wsparcie, okazywanie jej miłości i zainteresowania oraz bezwarunkowej akceptacji (przy zastrzeżeniu, że boli nas, kiedy ta osoba się krzywdzi i w ten sposób krzywdzi także nas).
Szantaż absolutnie w niczym nie pomoże.
To śmieszne jak strata kogoś bliskiego może na nas wpłynąć, i co zrobić żeby ulżyć sobie w bólu? Pozwolić aby na naszym ciele pojawiły sie kolejne rany, blizny czy jest jakiś inny sposób? Chociaż po co inny skoro ten pomaga nieważne ze tylko na chwile ale pomaga wtedy kiedy go najbardziej potrzebujemy
Wiek: 24 Dołączyła: 29 Mar 2015 Posty: 566 Skąd: mazowieckie
Wysłany: 2016-01-23, 23:12
Zawsze bałam się w tych krótkich chwilach nadziei "kiedyś może będzie lepiej" że jeśli ktoś jakimś cudem się we mnie zakocha, odrzuci mnie ze względu na aa. No i ta miłość nastąpiła. Co najlepsze - okazało się że mój chłopak ma ten sam problem. Wspierać go oczywiście będę, z własnego doświadczenia wiem, tak jak ktoś też wyżej napisał, że sama obecność i czucie, że może się na kimś polegać daje najwięcej. Jednak problem jest w tym, że on jeszcze nie wie, że "ja też". Mam nadzieję, że przez pryzmat poznania tego problemu łatwiej to zaakceptuje niż ktoś, kto nie miał z tym doświadczenia, ale jednak strasznie się boję jego reakcji, bo zależy mi na nim. Nie wiem nawet jak zacząć tą rozmowę, nikt o tym nie wie oprócz mamy, która tak naprawdę też nie miała się dowiedzieć, nie umiem o tym rozmawiać, to taki mój temat tabu, ale wiem, że powinien wiedzieć...
"Wiesz dlaczego żółw jest taki twardy? Bo jest taki miękki..."
Ja przez długi czas bałam się powiedzieć o tym mojemu chłopakowi, co było bez sensu bo prędzej czy później sam by zauważył. Czasami strach ma wielkie oczy. Ja myślałam, ze to wszystko zniszczy naszą relację, a okazało się, że to nas zbliżyło i mam w Nim teraz ogromne wsparcie.
Ja przez długi czas bałam się powiedzieć o tym mojemu chłopakowi, co było bez sensu bo prędzej czy później sam by zauważył. Czasami strach ma wielkie oczy. Ja myślałam, ze to wszystko zniszczy naszą relację, a okazało się, że to nas zbliżyło i mam w Nim teraz ogromne wsparcie.
Świetnie coś takiego czytać.
A ja się cieszę, że swojego chłopaka poznałam tutaj... nie musiałam mu o niczym mówić, bo o mojej autoagresji już wiedział.