Wiek: 33 Dołączyła: 11 Sie 2011 Posty: 1841 Skąd: Europa
Wysłany: 2013-03-08, 10:38
meggi napisał/a:
Pomógł ktoś Wam?
Tak, ale mało kto był w stanie to zrozumieć. Raczej chodzi tu o wsparcie i akceptację.
meggi napisał/a:
Uratował swoim uczuciem lub choć próbował?
Nie. W sensie, próbowali, ale u mnie zawsze występuje taki mechanizm, że ja ufam do końca w kwestii miłości czy zaufania. Po prostu nie jestem w stanie do końca uwierzyć w to, zawsze mi się wydaje, że ktos się mna w końcu ostatecznie rozczaruje i przekona się, że nie jestem w porządku. Czyjaś akceptacja nie daje mi akceptacji mnie samej, ponieważ nie jestem w stanie w nią uwierzyć.
meggi napisał/a:
A może to Wy cierpicie, bo kochana osoba robi sobie krzywdę?
Cierpię, jeśli jemu jest źle, to oczywiste. Chociaż tego nie uniknę.
Walczę! O swoją przeciętność, o wyrwanie się z błędnego koła chorobliwej perfekcji, o każdy swój dzień.
Naamah, Będę zwracać na to uwagę, przeważnie jak chcę coś szybko napisać to wychodzą mi jakieś farmazony
Odnośnie tematu: ten temat przeczytałam od dechy do dechy w nadziei, że znajdę tam jakąś wskazówkę. Niestety jakoś nic mi tam nie pomogło, rozmowy zawsze wywołują awantury. Dochodzi do tego parę innych spraw pomiędzy nami, jakieś stare wyrzuty i kłamstwa. Poza tym głównym powodem przez jaki się tnę to jego zachowanie, że po miesiącu nieobecności wrócił zmieniony: chamski, opryskliwy i taki jakiś nieswój po prostu. Od tego się zaczęło, potem doszło parę innych rzeczy. Teraz nie wiem czy to zakończyć, czy da się to uratować. A najważniejsze czy warto.
Teraz nie wiem czy to zakończyć, czy da się to uratować. A najważniejsze czy warto.
Najważniejsze właśnie, żebyś odpowiedziała sobie, czy warto. Nie ma sensu tkwić w związku w którym czujemy się źle. Oczywiście każdy zasługuje na jakąś szansę jeśli nie przekracza pewnej granicy, którą sobie postawisz.
Dreams torn to pieces, broken like glass
Hope faded away, withered like leaves...
Wysłany: 2013-03-28, 14:15 Re: Autoagresja, a miłość
meggi napisał/a:
Słyszałam też historię, że kogoś miłość uleczyła z autoagresji, że ukochana osoba sprawiła, że nabrał ktoś sił do walki.
Jak to wygląda u Was? Pomógł ktoś Wam? Uratował swoim uczuciem lub choć próbował? A może to Wy cierpicie, bo kochana osoba robi sobie krzywdę?
Dzisiaj odgrzebałem swoje stare "żalbooki" i jakoś mnie natchnęło żeby coś w tym temacie napisać... Mój rekord czyli 429 dni bez aa padł właśnie dzięki takiej osobie. Dzięki jej wsparciu, ciepłu, zrozumieniu i masie innych rzeczy. Myślę że gdyby nie jej śmierć to byłbym teraz w zupełnie innym miejscu Ostatnio dłuższym czasem bez aa było wytrzymanie 98 dni ale pewne wydarzenia znowu sprawiły że się poddałem i w niezbyt dobrej formie trafiłem na to forum Teraz znowu mam zamiar walczyć o każdy dzień... Zobaczymy z jakim rezultatem Mam nadzieję że dzięki wsparciu jakie jest na tym forum i ludziom którzy tu są się uda
Jakkolwiek może banalnie to zabrzmi ale szczerze kocham Was ludziska
A wracając do tematu to wydaje mi się że ta jedna jedyna osoba może naprawdę dużo....
I jest bardzo wskazana w walce z aa... w zaleczeniu problemu bo w całkowite wyleczenie chyba sam nie wierzę
Ostatnio zmieniony przez 2013-03-28, 14:18, w całości zmieniany 3 razy
Teraz znowu mam zamiar walczyć o każdy dzień... Zobaczymy z jakim rezultatem Mam nadzieję że dzięki wsparciu jakie jest na tym forum i ludziom którzy tu są się uda
Jakkolwiek może banalnie to zabrzmi ale szczerze kocham Was ludziska
Zanotuję to sobie. Pamiętaj - wszystko co powiesz może i zostanie wykorzystane przeciwko tobie przy każdej nadarzającej się okazji No i od chyba 2 czy nawet 3 dni nie dostałam od ciebie żadnego przepisu na nietypową herbatę! Jak to tak?!
Mnie za pierwszym razem wyciągnęła z tego przyjaciółka, także chyba można mówić o jakiejśtam formie miłości tutaj. A teraz składa się na to moje niecięcie kilka czynników. Ten wcześniejszy też.
Teraz znowu mam zamiar walczyć o każdy dzień... Zobaczymy z jakim rezultatem Mam nadzieję że dzięki wsparciu jakie jest na tym forum i ludziom którzy tu są się uda
Jakkolwiek może banalnie to zabrzmi ale szczerze kocham Was ludziska
Zanotuję to sobie. Pamiętaj - wszystko co powiesz może i zostanie wykorzystane przeciwko tobie przy każdej nadarzającej się okazji No i od chyba 2 czy nawet 3 dni nie dostałam od ciebie żadnego przepisu na nietypową herbatę! Jak to tak?!
rozwielitka strasznie Cię przepraszam:) obiecuję i w tej kwestii poprawę od jutra siedzę i wymyślam dalej przepisy
Nie powinno się nigdy mówić do drugiej osoby, że inni mają gorzej, bo tak na prawdę, każdy przeżył swój 'koniec świata'.
Teraz społeczeństwo nas wszystkich(młodzież) dyskryminuję, wiedzą, że wiele młodzieży sięgnie po żyletki, nożyki, czy czym się tam jeszcze da ciąć.
Potem nas pouczają, co my o życiu wiemy, a prawda jest taka - jak wiele przede mną napisało - np.
Evicka napisał/a:
Tylko, że niestety taka osoba nie wie, że wiele osób za dzieciaka zostało bardziej pokopane po dupie, niż wielu dorosłych.
No, ale w oczach większości zawsze jesteśmy kimś kto nic nie wie...
Wracając do tematu jaki tu jest, bo chyba trochę odbiegłam... Ja jak byłam z chłopakiem, też starałam się nie ciąć, dla niego, bo mnie o to prosił. Nie chciałam, żeby może zerwał ze mną przez to, albo coś... ale no cóż, byłam z nim zaledwie 3 tygodnie a on zerwał ze mną przez fb ._.' No, ale zależało mi i tak potem dalej się cięłam.
Mój mężczyzna walczył z moją autoagresją 3 lata. Potrafił stanąć przede mną i rozciąć swoje ramię bym zobaczyła jak boli to bliską osobę gdy musi na takie coś patrzeć bezsilnie. Po tej akcji ukrywałam każdą ranę, ale w końcu i tak odkrywał prawdę. W pewnym sensie udało mu się mnie z tego wyciągnąć bo nie robię tego częściej niż raz na kilka miesięcy. Jednak jestem pewna że to zostanie ze mną do końca życia.
Po znakach interpunkcyjnych stawiamy spację. Nmh
Czy jest coś gorszego niżeli śmierć? - Życie, jeśli pragniesz umrzeć.
Ostatnio zmieniony przez 2013-06-26, 19:46, w całości zmieniany 1 raz
U mnie jest tak, że co prawda miłość nie wyciągnęła mnie z tego, bo 3 dni temu po 1,5 roku znów zaczęłam, ale mam nadal siłę by walczyć. Kiedyś było gorzej. Byłam słaba. Łatwiej przegrywałam. Teraz przez uczucie łatwiej mi to wszystko znieść i sobie z tym radzić, co nie znaczy, że nie wkładam masy wysiłku w nic nie robienie sobie. Miłość często wiele osób motywuje do pozytywnych działań czy do walki. Mnie poniekąd też, chociaż czasem czuję, że mam w sobie wewnętrzną walkę o to co tak na prawdę jest silniejsze we mnie. Miłość czy chęć okaleczenia się.
Wiek: 33 Dołączyła: 21 Sie 2013 Posty: 1861 Skąd: małopolskie
Wysłany: 2013-10-18, 18:59
Stwierdzenie, że autoagresja jest wynikiem braku dziewczyny/chłopaka w młodym wieku może być spowodowane dwoma czynnikami- pierwszym, w pewnym wieku posiadanie drugiej połówki staje się niezwykle ważne, wręcz bycie sparowanym uważa się za podniesienie statusu społecznego. Potrzeba akceptacji, zazdrość odczuwana do osob, które kogoś mają... przyczyn jest wiele. Mam wrażenie, że takie usilne szukanie kogoś na siłę w pewnym momencie przechodzi i człowiek akceptuje siebie jako singla.
Drugim powodem może być obiegowa opinia, że problemy młodzieży to głównie rozterki sercowe, później brak akceptacji u rówieśników, rodzinne, szkoła.
Zapewne opinia, że autoagresja mija po znalezieniu sobie chłopa bierze się z tego, że wsparcie drugiej osoby w takiej sytuacji życiowej jest niezwykle ważne. Jeżeli ktoś okaleczał się z powodu uczucia samotności- to taki scenariusz jest możliwy.
Chciałabym powiedzieć, jak to było w moim przypadku- niestety jestem przypadkiem niemiarodajnym, moje epizody zbiegły się z okresem, gdy poznałam męża i rozwijają się przez cały okres trwania naszego związku (pociągi do aa ujawniały się u mnie już wcześniej, ale były sporadyczne). Czy wejście w związek mogło przyczynić się do rozwoju autoagresji u mnie? Nie wiem, sama zaczęłam wciągać się w trans, który od tych kilku lat nabiera jedynie na intensywności- ale to może mój sposób na radzenie sobie z rzeczywistością i nie należy wyciągać takich wniosków.
Czasem słyszy się opinie (ba! jak się zaczęłam ciąć, też mi ktoś to kiedyś powiedział), że jak się ktoś nie to znaczy, że nie ma faceta albo go potrzebuje i wtedy problem zniknie.
Facet też?
Wychodzi, że potrzebuję drugiego...
A tak serio, to świat się nie kończy i nie zaczyna jedynie w miejscu związku. Istnieje też kupa innych powodów, problemów, relacji itd, niż więź pomiędzy facetem a kobietą.
meggi napisał/a:
Pomógł ktoś Wam? Uratował swoim uczuciem lub choć próbował?
Próbuje pomóc, a ja próbuję się starać. Samej byłoby ciężej.
Gdy byłam w związku, nie cięłam się. Mój chłopak mnie wspierał, nie chciał, żebym robiła sobie krzywdę. Kiedyś obiecałam też mamie, że z tym skończę, ale teraz mieszkam sama i wróciłam do żyletki...
Przyczyny autoagresji są różne, więc nie każdemu pomoże druga osoba. Jednak na pewno jest łatwiej żyć wiedząc, że ktoś się o nas martwi i jesteśmy dla kogoś ważni. Niestety teraz odczuwam często samotność, taki bezsens. Wiem, że gdyby był tu przy mnie ktoś do przytulenia - potrafiłabym się powstrzymać.
Jak wyglądają reakcje ukochanych osób na akty autoagresji, których dokonujecie na sobie? Jak wyglądają po tym Wasze relacje? Co czujecie kiedy Wasze "miłości" zobaczą okaleczenia? Jak się tłumaczycie?
<<< Dodano: 2014-06-12, 22:17 >>>
Podbijam.
[ Komentarz dodany przez: Chochlik: 2014-06-12, 22:43 ]
Jak ktoś zechce to odpowie. Nie spamuj.
Ostatnio zmieniony przez 2014-06-12, 23:14, w całości zmieniany 1 raz