Mój ojciec jest alkoholikiem od zawsze. Pierwsza awantura, którą tak naprawde dobrze pamiętam miała miejsce kiedy miałam 10 może 11 lat. Wczesniej też były kłótnie. Ale niewiele z nich pamiętam. Krzyk, płacz. Nic więcej. Jako taki dzieciak raczej niewiele mogłam zrobić. Siedziałam pod kołdrą z pluszową owcą i płakałam. ja wtedy chciałam po prostu być gdzieś indziej. Jak najdalej krzyczącego taty, płaczącej mamy, krzyczącego rodzeństwa. A potem było tylko gorzej. Im byłam starsza tym bardziej stawałam się świadoma tego co sie dzieje. Starałam sie dbać o młodsze rodzeństwo. Podczas tych kłótni oni tak płakali. Ale ja zawsze bałam sie cokolwiek zrobić. Zamykałam drzwi. Zostawiałam mame samą z tym człowiekiem. To przez ojca zaczęłam się ciąć. Miałam 12 lat. W szkole kolezanki mówiły coś o emo, o cięciu się i tak to się zaczęło. Spróbowałam. I czułam taką błogość. Nie potrafie tego opisać. Byłam szczęśliwa bo cierpiałam. Inaczej. Nigdy nie zapomne dnia, w którym mama wyrzuciła ojca z domu. To był najgorszy dzień w całym moim życiu. On ją bił. On ją dusił. I ja wtedy oierwszy raz zrobiłam cokolwiek. Wtedy dał spokój mamie. I znęcał się nade mną. Jak juz wyszedł. Nie mogłam patrzeć w jakim stanie jest moja mama. Płakała przy mnie, przepraszała mnie, przytulała. I wtedy obiecała że on już nigdy nie wróci. Ale nie dotrzymała obietnicy. Nigdy nie dotrzymuje obietnic. Gdyby nie mój ojciec byłabym zwykłą, szczęsliwą dziewczyną.
"Ja i tak przecież nie zmienię się
Choćbym nie wiem naprawdę jak chciał"
casadi, jeśli chodzi o mnie, przez całe moje życie pamiętam jak ojciec był pijany, babcia, dziadek, reszta. Matki nie miałam przy sobie, wyjechała do Włoch uciekając od tego wszystkiego, zostawiając w tym mnie. Jak wiesz, musiałam sobie radzić. Rozumiem, że potrzebujesz normalnej matki i ojca, bo chyba każde dziecko potrzebuje rodzica, inaczej autorytetu, jednak w tym wypadku to on musi się opanować ze swoim nałogiem. Ty na razie powinnaś zając się siostrą i starać się ją trzymać z daleka od tego wszystkiego. Musisz mu dać wybór, inaczej nigdy się nie zmieni. Z tego co mówisz, wnioskuję, że jest nałogowym alkoholikiem, a z tego co już na pewno zauważyłaś, nie liczy się dla niego nic bardziej, poza wódką. Jeśli zaczniesz się od niego sama oddalać, pokazując, że nie masz innego wyjścia, przez jego picie, tak on będzie rozdarty i w końcu poczuje, że nie może bez Was żyć. Nie możesz na pewno przymykać oczu na to co robi, bo inaczej pozwoli sobie na więcej. Najlepiej jakbyś z nim szczerze porozmawiała, ale jeśli mówisz, że nie dasz rady, to na razie spróbuj tego. Musisz w końcu przestać tchórzyć.
Mój ojciec nie pije od czterech lat, przestał od kiedy wyjechałam do Włoch, do matki. Wtedy uświadomił sobie, co się dzieje.
Ostatnio zmieniony przez 2013-05-14, 20:29, w całości zmieniany 1 raz
Wiek: 27 Dołączył: 06 Mar 2013 Posty: 194 Skąd: dolnośląskie
Wysłany: 2013-05-14, 22:45
Dziadek pijany wpadał w ciągi po kilka dni, leżąc przy tym w łóżku i robiąc pod siebie. Czasami wybuchały awantury pijak ganiał babcie z czymś ostrym
Na 10 latka chyba to dobrze nie wpłnęło skoro tu jestem...
"Będziemy już razem (...) Na zawsze (...) Jestem Twoim przeznaczeniem?"
Wróciłam właśnie od babci i nasunął mi się temat. Opowiedziała mi, że pokłóciła się ze swoją córką (siostrą mojego ojca), bo powiedziała jej, że jest patologią. Bardzo była zła na nią, stwierdziła, że jej nie wybaczy jak mogła ją tak nazwać. Jak zapytała mi czy powiedziałabym do swojego ojca, że jest patologią, to tylko nabrałam powietrza w płuca i zaniechałam jakiegokolwiek komentarza. Z jednej strony rozumiem babcię, ale rozumiem również i ciocię. Co prawda, moja ciocia jest specyficzną osobą i ma dziwne podejście do różnych spraw, co nie zmienia faktu, że to co miała w domu na pewno również na niej jakiś ślad odcisnęło, a teraz jako dorosła osoba nie boi się o tym powiedzieć. Babcia tego nie rozumie, jest jej przykro, bo to nie ona piła tylko jej mąż i się starała, żeby ona miała jak najlepiej. A więc jak zwykle racja leży po środku. Ja bym mojej mamie nigdy nie powiedziała, że jest patologią, bo przecież to nie jest jej wina, że ojciec chlał. Ale z drugiej strony nie dziwię się, że jej to w głowie siedzi, bo mi również siedzi. Ale pytanie babci czy mój ojciec jest patologią mnie rozwaliło na łopatki. Oczywiście, że jest.
U mnie od zawsze alkohol był główną częścią rodziny, w sumie był traktowany jak jego członek. Co by sie nie działo - alkohol zawsze w pogotowiu. Babcia - odkąd pamiętam widzę ją z tanią wódką i robionymi papierosami. Tak samo Matka, lubi popić i to często. Kiedyś gdy było gorzej i nie było w domu niczego sensownego do jedzenia to Matka i tak znalazła hajs na alko. Gdy tylko sie temu sprzeciwiłam - migiem znajdowałam sie na dworze. Sama, często po pierwszej w nocy, a ona sie dziwiła na drugi dzień czemu nocowałam znowu u kumpla. Smutne, bo nie pamiętam kiedy matka była trzeźwa dłużej niż tydzień. Potrafi nawet wlać wódkę do puszki po piwie, popijając ją colą ze szklanki i siedzieć w kuchni jakby nigdy nic.
Najgorsze jest to, że idę w jej ślady...
Miłość jest ślepa, podobno - dlatego oczy nam otwiera samotność.
Menelite, pjona. Niestety u mnie identyczny przypadek z matką... może nie chleję wódki często, ale codziennie przynajmniej musi być kilka piw. A jak wypije to się awanturuje. Jak to dobrze, że jestem już daleko od niej. Nie wytrzymałabym psychicznie dłużej. Zobaczę się z nią raz na rok przez około tydzień i już jestem "wymiętolona" emocjonalnie jak nigdy...
Musisz pilnować te swoje picie. Wiem, łatwo mówić. Ja też nieźle zapijałam, teraz po prostu nie mogę, sytuacja życiowa mnie do tego zmusiła jak i moje zdrówsko. A niestety, jeżeli ktoś ma problem z alkoholem w rodzinie, szczególnie któryś z rodziców to my jesteśmy bardziej narażeni na uzależnienie. Eh... życie... .
Yoruichii, no niestety.. Też czekam na dzień kiedy wyprowadzę sie stąd. Niekiedy mam cholernie wszystkiego dość. Niby dla niektórych co mają "normalną", nie pijącą rodzinę to wygodnie tak, że "ooo, mama ci pozwala pić i palić... Ty to masz fajnie". Gunwo prawda może na początku jest fajnie, potem czujesz wstyd, zażenowanie, obojętność i zero motywów by rzucić szlugi czy ograniczyć alko. No bo przecież po co skoro nikt nie wymaga.
Miłość jest ślepa, podobno - dlatego oczy nam otwiera samotność.
czujesz wstyd, zażenowanie, obojętność i zero motywów by rzucić szlugi czy ograniczyć alko. No bo przecież po co skoro nikt nie wymaga.
Czy likwidacja wstydu i zażenowania nie jest dostateczną motywacją? Czy nie możesz zrobić czegoś dla siebie, a nie dlatego, że ktoś od ciebie czegoś wymaga?
Chochlik, może i bym mogła, ale jak na razie nie widzę większej potrzeby. Nie dociera jeszcze chyba do mnie tak na prawdę co robię i jaki to będzie miało wpływ w przyszłości.
Miłość jest ślepa, podobno - dlatego oczy nam otwiera samotność.
Poza wstydem, o którym piszesz, zdrowiem, które możesz stracić i życiem, które wiesz jak może wyglądać jeśli nie przestaniesz? To ja już nie mam więcej pytań.
Menelite napisał/a:
Nie dociera jeszcze chyba do mnie tak na prawdę co robię i jaki to będzie miało wpływ w przyszłości.
Skoro tak piszesz, to jednak dociera, ale przecież wygodniej jest nic nie robić, więc się szuka wymówki 'młoda jestem i głupia, co ja tam wiem...'
Chochlik, hmm, nie widzę poza słabą kondycją innych efektów ubocznych. Małymi kroczkami to zwalczam, ale to na zasadzie, że "przez kilka dni jest ok, a potem dół, smutek i znowu to samo". Sama z siebie nie dam rady rzucić choćby papierosów. No i w sumie to też lenistwo i "bo mi tak wygodnie". Uległa jestem.
Miłość jest ślepa, podobno - dlatego oczy nam otwiera samotność.
Ostatnio zmieniony przez Sadist 2013-08-20, 19:18, w całości zmieniany 1 raz
Mój ojciec jest alkoholikiem, a w dodatku teraz mój przyszły teść. I jeszcze każdy z moich ex facetów (było ich dwóch) nadużywał alkoholu.
Jeśli chodzi o mojego ojca to sprawa jest dość skomplikowana dla mnie. Z tego co wiem od mamy to zaczął pić przed moim narodzeniem w czasie narzeczeństwa z matką. Wtedy, aż tak nie przesadzał. Moja matka myślała, że zmieni go miłością. Przeliczyła się. Z czasem zaczęłam rozumieć coraz więcej. I tu powoli pojawiał się mój problem bycia DDA. Gdy ojciec pił byłam rozdarta wewnętrznie na dwa fronty. Miałam ochotę dać mu w pysk, potrząsnąć nim i wykrzyczeć mu wszystko, żeby przestał, ale chciałam też za wszelką cenę bronić go przed wszystkimi, gdy moja matka z płaczem okładała go pięściami. Mimo to wszystko strasznie go kocham, a jednak jest taki obojętny dla mnie. Tylko , że ja nie umiem okazać swojej miłości.
Z moim ex (niektóre osoby z forum go znają) było tak, że z początku wydawało mi się to niezbyt groźne. Potem? Alkohol przewyższył wszystko inne. Mnie, nasze plany etc. Wszystko przekreślił. A ja zawsze tłumaczyłam go przed jego i moimi rodzicami chowając po szafkach puszki po piwie. Zupełnie ignorował to, gdy go prosiłam, żeby powoli zaczął luzować, bo wiedziałam, że od razu tego nie rzuci. Obiecał, że postara się pić 2 piwa naraz nie więcej. Kilka dni wytrzymał i znów upadał i walczył. Ale widziałam, że walczy. Potem zignorował mnie i całą resztę. Wolał alkohol niż mnie. Wolał iść z kumplami na piwo niż porozmawiać ze mną tym bardziej, że dzieliło nas ok 700km. Mimo to wszystko jest mi bliski nadal...
Mój jeszcze wcześniejszy ex (ten damski bokser i mój pierwszy facet jednocześnie) też lubił popić. Zdarzało mu się pijanemu jechać autobusem miejskim po całym mieście na gapę. Wciąż chodził na dyskoteki chlać. Potem się uspokoił. To zaczął inne wybryki.
Teraz mój przyszły teść. Wpadam z deszczu pod rynnę. Nie chcę przechodzić tego co w domu. Jestem jedyną osobą, której on słucha. Robi mojemu narzeczonemu pełno długów, wszędzie chowa flaszki z wódką. Boję się.
Z tego co wiem to nie. Nie są to horrendalne sumy te długi (przeważnie ok. pół tysiąca), bo ma rentę, ale mój narzeczony wkurzył się i zapowiedział, że nie będzie płacił Jego długów.