Ale myślę, że jak się lubi oglądać swoje rany to jest trochę co innego niż ze zdjęciami. Zdjęcia nakręcają mnie do tego, żeby zrobić sobie nowe rany i dlatego staram się ich nie oglądać. Swoje, świeże też zawsze bardzo lubiłam oglądać, czasem wydawało mi się to nawet chore, potrafiłam sobie odwijać rękawy i patrzeć się w nie jak zahipnotyzowana, a przecież co w tym jest fajnego.
Wiek: 31 Dołączyła: 16 Maj 2013 Posty: 104 Skąd: śląskie
Wysłany: 2013-07-29, 03:42
Nigdy nie czułam potrzeby przeglądania zdjęć o tej tematyce. Ani mnie one grzeją, ani chłodzą. Kilka razy natknęłam się na takowe, omiotłam wzrokiem i przeszłam do porządku dziennego. Nie sprawiły, że miałam ochotę zrobić to samo swojemu ciału, ani też nie przeistoczyły się w myśli o ,,krzywdzie, którą sobie wyrządzam". Obojętność, nic więcej. A może lekkie uczucie zazdrości, jeśli w danym momencie nie jestem pocięta dostatecznie mocno? Jednak nie zawsze.
Inaczej ma się sprawa z ludźmi, z problemem aa, i ich bliznami. Gdy spotykam kogoś takiego włącza mi się tryb podglądacza. Mogłabym na sznyty patrzeć godzinami. Gdyby ktoś mi pozwolił to zapewne poszłabym o krok dalej i dotykała, sprawdzała czy rzeczywiście istnieją. Jakby mogło mi to w czymś pomóc. Albo jakbym mogła się, dzięki temu, zbliżyć do tej osoby duchowo. Choć brzmi to nie najlepiej, podejrzewam.
,,Gdybym mógł, gdybym tak mógł wydrzeć sobie serce i odrzucić serce, i być bez serca. ”
Nie odczuwałam nigdy potrzeby przeglądania tego typu zdjęć. W żaden sposób mnie to nie nakręca. Po co mi zdjęcia, skoro mam to na żywo...
Ainoria napisał/a:
Inaczej ma się sprawa z ludźmi, z problemem aa, i ich bliznami. Gdy spotykam kogoś takiego włącza mi się tryb podglądacza. Mogłabym na sznyty patrzeć godzinami. Gdyby ktoś mi pozwolił to zapewne poszłabym o krok dalej i dotykała, sprawdzała czy rzeczywiście istnieją. Jakby mogło mi to w czymś pomóc. Albo jakbym mogła się, dzięki temu, zbliżyć do tej osoby duchowo.
Mam podobnie. Do tego często wpatruję się w przedramiona osób, z którymi mam do czynienia. Usilnie staram się na nich zobaczyć choćby jedną małą bliznę.
Do tego często wpatruję się w przedramiona osób, z którymi mam do czynienia. Usilnie staram się na nich zobaczyć choćby jedną małą bliznę.
Ostatnio również zauważyłam u siebie taką tendencję. Każde zadrapanie, bliznę, czy inną ranę u znajomych odbieram jako formę autoagresji.
Co do samych zdjęć, to czasem zdarza się (najczęściej wtedy, gdy jestem na ujemnym bilansie), że negatywnie mnie nakręcają. Odczuwam wtedy dość silną zazdrość, poczucie, że jestem zbyt słaba, by tak ładnie ozdobić swoje ciało. Podoba mi się to. Jednak zazwyczaj zdjęcia nie robią na mnie wrażenia i nie mam potrzeby, by je oglądać.
Umrę ci kiedyś.
Oczy mi zamkniesz.
I wtedy - swoje smutne, zdziwione,
Bardzo otworzysz.
Ja czasami oglądam zdjęcia, wręcz podziwiam to, co niektórzy potrafią sobie zrobić
Ostatnio też uwielbiam patrzeć na swoje rany, szczególnie dziś, na tą którą zrobiłam wczoraj Opatrzyłam ją, ale mam straszną ochotę to zerwać i patrzeć, patrzeć, patrzeć W sumie to kwalifikowałoby się do szycia, ale mniejsza o to, koniec mojego offtopu.
Bardzo często robię zdjęcia swoim ranom. Nigdzie ich nie publikuje, z reguły kilka dni później je usuwam mimo to zrobienie "sesji" świeżym cięciom daje mi dziwną satysfakcję.
Jeśli chodzi o oglądanie cudzych zdjęć to czasem mi się zdarza bo ogólnie sprawia mi to przyjemność, chociaż staram się tego unikać, z reguły kończę potem z żyletką w ręce. Zawsze pozostawia to w mojej głowie myśli typu "dlaczego ty nie potrafisz zrobić sobie czegoś takiego?", "jesteś za słaba nawet na to, żeby porządnie się zranić".
"Ja i tak przecież nie zmienię się
Choćbym nie wiem naprawdę jak chciał"
Nigdy jakoś nie interesowały mnie zdjęcia w internecie. Nie prowokowały mnie, wręcz odrzucały. Swoim ranom rzadko robiłam zdjęcia, bo moi znajomi lubią sobie przeglądać wszystko w moim telefonie, więc wolałam, żeby na coś takiego nie trafili. Zrobiłam zdjęcie, obejrzałam pod innym kątem i usuwałam.
Ale mam jedno zdjęcie, bardzo przerobione, na którym w ogóle nie widać ani mojej ręki, ani krwi - ot, ładny, kolorowy wzorek. Swego czasu była to moja tapeta. Odczuwałam dziwną satysfakcję, kiedy słyszałam, że jest bardzo ładna, wszystkim się podoba... Cóż.
Ja nawet mam kilka podejrzeń, co do dziewczyn z mojej klasy, bo nigdy nie zakładają spódnic/krótkich spodenek. W tym jedna z nich na facebooku ostatnio polubiła jedną z tych stronek, na których co jakiś czas pojawiają się zdjęcia samookaleczeń. No ale przecież nie zapytam, czy się tnie. xd
Vanilla, u mnie nie ma takich dziewczyn. Znaczy jest kilka, ale wiem o tym,że się samo okaleczają bo to powiedziały. Reszta albo to robi i naprawdę dobrze ukrywa, albo jest normalna
Kiedy spytają cię, jak się masz, odpowiedz po prostu, że wcale. ~ Kłapouchy.
Wiek: 28 Dołączył: 10 Mar 2014 Posty: 78 Skąd: Polska
Wysłany: 2014-03-14, 00:03
Oj zdarzało mi się nie raz oglądać... często jak widzę na prawdę ciężkie przypadki zastanawiam się co mogło ich do tego popchnąć i jak to ma się do moich problemów. Co robienia zdjęć swoim ranom. Zdarzało się nie raz. Daje to dziwna satysfakcje. Jakby uwiecznienie bólu i krwi miało być pamiątką własnej głupoty i upadku...
Kilka razy zrobiłam zdjęcia swoim ranom, ale szybko je usuwałam, nigdy nie zgrałam ich też na komputer. Nieraz zdarzało mi się też oglądać takie zdjęcia w internecie. Na początku czułam zazdrość, też chciałam ciąć się tak głęboko, zostawić tak widoczne blizny. Teraz zobojętniałam, może dlatego, że kilka razy znalazłam się blisko "ideału" i mam nadzieję, że nigdy więcej to się powtórzy. Nieraz takie zdjęcia mnie zniechęcają, ale bardzo rzadko. Jeśli już coś może to zrobić, to tylko moje blizny, jedna naprawdę paskudna.