Spróbuję się streścić. Od podstawówki mam koleżanki, które nie traktowały mnie jak jedną z nich. Byłam wyśmiewana i uciekały ode mnie. Po jakimś czasie zauważyłam, że coraz większą przyjemność sprawia mi bycie smutną i to spowodowało, że mnie zostawiły. Bardzo płakałam z wielu powodów przez nie. I szczerze powiedziawszy stawałam się jak one... obgadywałam... itd. Potem zakolegowałam się z jedną z dziewczyn z tamtej grupy która natomiast zaprzyjaźniła się z nową koleżanką z klasy. Było nawet fajnie. Ale potem zaczęłam zauważać, że mnie wystawiały i tego typu sytuacje. Po prostuu nie fair. Ja nadal bardzo zła obgadywałam i przez to bardzo cierpiałam, ponieważ one bardzo robiły mi awantury i obrażały mnie a same lepsze nie były. Potem nie kończąc z nimi znajomości mimo, że na początku otworzyłam się znowu na ludzi, zaczęłam coraz częściej milczeć.
Obecnie one dwie się nie przyjaźnią, ale utrzymuję z nimi znajomość, nadal robiłam za popychadło i coraz bardziej nie byłam obecna raz zagroziłam, że łyknę tabletki, jednak potraktowały to jako moje dowartościowanie się i znowu nasłuchałam się na swój temat teraz ta nowa kłóci się ze mną od 3 dni (zbliżyłyśmy się po zerwaniu z przyjaźnią z tamtą koleżanką) i pisze mi rzeczy typu: że ludzie mówią, że wstyd się ze mną kolegować i że ona nie robi tak jak ja i nie pisze do ludzi mimo, że mnie olewają. Bardzo mnie to wszystko boli, ona tego nie rozumie, ma o gdzieś. Po prostu byłam wobec niej szczera i też mam swoje nerwy.
A do tego już 4 wakacje spędzam w domu. Nic już nie sprawi, że dogadam się z ludźmi, z nikim nie rozmawiałam od ponad 3 lat, poważnie, a kiedy próbuję to nawet z koleżankami nie mam wspólnego tematu. Próbuję i próbuję wymyślać tematy, gadać na luzie, ale nic. Stałam się taka pusta.
Wiem że szczęście to podstawa do dobrego zycia i nawet przez cały tydzien chociłam bardzo szczęśliwa ale doszło do tej kłótni i tak zawsze konczy sie moje szczescie
to wszystko mnie przygnebia i meczy. Myślę o samobójstwie.
Ludzie!
Czytajcie swoje posty przed wysłaniem, to raz!
Dwa, wielokropek składa się z trzech, uwaga demonstruję, (...) kropek! I bardzo proszę o nie umieszczania tego znaku przez cały post!
A tak to lit, int.
P.
Ostatnio zmieniony przez Ella 2015-06-30, 19:24, w całości zmieniany 2 razy
Nie przejmuj się, naprawdę. Wiem że to tak łatwo mówić, ale ja coś o tym wiem. W podstawówce też się ze mnie śmiali. Byłam i jestem inna. Nie rozumieli mnie. Oni męczyli się w moim towarzystwie a ja w ich. Interesowały nas różne rzeczy, inne rzeczy. Chodziłam z słuchawkami w uszach albo z książką, a jedyną osobą z którą mogłam pogadać była Pani od polskiego. Wiesz jak mnie wyszydzali? Jak się śmiali że się podlizuję? To była jedna wielka pomyłka. Nie znosiłam tych dziewuch... Na sam ich widok miałam dość. W ławce siedziałam z kolegą więc domyśl się jakie były docinki. U mnie wszystko zmieniło się jak poszłam do gimnazjum. Wtedy poznałam ludzi, którzy zaakceptowali moje "wariactwo". A jeśli nawet im nie odpowiada to nie znęcają się nade mną... Wiesz wydaję mi się że po prostu ludzie boją się tego co inne, co odbiega od normy... co może być lepsze od nich. Boją się że mogą stracić poczucie pewności i pozycję dlatego niszczą to co wydaję się niepojęte. Nie próbuj na siłę się im przypodobać. Rozejrzyj się za osobą podobnie wrażliwą jak ty. oddziel się od tego towarzystwa, jeśli tylko będziesz cierpliwa to może akurat poznasz kogoś z kim będziesz mogła pogadać?:) Życzę ci tego z całego serca;) TRZYMAJ SIĘ!
Wiek: 37 Dołączyła: 15 Kwi 2011 Posty: 698 Skąd: z krańca świata
Wysłany: 2012-07-22, 19:07 Nie umiem cieszyć się
Tak jak w temacie...
Nie potrafię spojrzeć z optymizmem w przyszłość. To znaczy nie jest tak zawsze, ale często. Coś jakby mnie blokowało. I wciąż lęk o to, że coś straciłam, że za mało czegoś zrobiłam, że nie wyrabiam się.Poczucie, że wciąż jestem w tyle, że za mało robię, zbyt mało daję z siebie. Dziwny strach, że coś przemija bezpowrotnie.
Ogólnie to staram się mimo wszystko zawsze uśmiechać. Ludzie, którzy mnie widzą codziennie twierdzą, że nie widzieli mnie smutnej, uważają mnie za osobę pogodną. W głębi siebie natomiast wciąż toczę walkę ze swoim największym wrogiem - z samą sobą.
Nie potrafię pogodzić się sama ze sobą, ze swoją przeszłością. Dodatkowo bardzo biorę do siebie opinie innych o mnie - potrafi mnie zdołować głupia uwaga, żart, nawet gdy jestem w danej chwila szczęśliwa. I potem analizuję to, jestem zła na siebie za to, że jestem jaka jestem. Czuję się gorsza od innych, nie potrafię zaakceptować siebie. Mam wrażenie, że nie zasługuję na sympatię innych i często jakieś życzliwości biorę za żarty.
Wiem to, że powinnam cieszyć się z tego, do czego doszłam, zacząć żyć pełną piersią, nie myśleć o tym, co złe. A jednak coś mnie blokuje. Mam żal do siebie, że nie potrafię się ogarnąć.
Wiek: 34 Dołączyła: 18 Gru 2009 Posty: 10445 Skąd: świat
Wysłany: 2012-07-23, 16:14
Jakieś niespełnione ambicje? To pierwsze co mi się nasunęło.
Może sobie zrób jakąś listę "co udało mi się osiągnąć i co mam jeszcze w planach?" Takie poukładanie sobie celów.
Wydaje mi się że to nie to, że nie umiesz się cieszyć, tylko może jakieś lęki, obawy przesłaniają Ci dotychczasowe sukcesy?
Przejęcie kontroli nad światem za pomocą łyżeczki i waty cukrowej
Na przypale, albo wcale - o tym będą musicale!
Jak widelcem kompot jesz.
Wiek: 37 Dołączyła: 15 Kwi 2011 Posty: 698 Skąd: z krańca świata
Wysłany: 2012-07-23, 18:50
Psychosis, oj tak - lęki i obawy towrzyszą mi nieustannie. Ciągle żyje w napięciu, stresie, że robię niewiele, że nie nadaję się, do tego co robię. Wciąż siedzi we mnie ten głos, który zawsze mi mówił, że jestem śmieciem i nie nadaję się do niczego.
Ps. Fajny masz avatar - podoba mi się bardzo:))
Nie bójcie się, moje myśli są takie malutkie, że będę je i po śmierci rzucał wam na płatkach śniegu spadających z nieba. A w lecie? Namyślę się! Przecież nie umieram jeszcze.
Meggi a długo tak już masz? Bo pierwsza myśl jaka mi się nasunęła po przeczytaniu Twojego posta to taka, że może to depresja.
"Jest na świecie taki rodzaj smutku, którego nie można wyrazić łzami. Nie można go nikomu wytłumaczyć. Nie mogąc przybrać żadnego kształtu, osiada ciasno na dnie serca jak śnieg podczas bezwietrznej nocy"
Wiek: 37 Dołączyła: 15 Kwi 2011 Posty: 698 Skąd: z krańca świata
Wysłany: 2012-07-23, 20:05
Dłuuuuuuugo.... Staram się myśleć pozytywnie, ale to działa na krótką metę, a potem znów dół:(
Nie bójcie się, moje myśli są takie malutkie, że będę je i po śmierci rzucał wam na płatkach śniegu spadających z nieba. A w lecie? Namyślę się! Przecież nie umieram jeszcze.
"Jest na świecie taki rodzaj smutku, którego nie można wyrazić łzami. Nie można go nikomu wytłumaczyć. Nie mogąc przybrać żadnego kształtu, osiada ciasno na dnie serca jak śnieg podczas bezwietrznej nocy"
Wiek: 37 Dołączyła: 15 Kwi 2011 Posty: 698 Skąd: z krańca świata
Wysłany: 2012-08-04, 07:09
kathika*** napisał/a:
A byłaś z tym problemem u psychologa na przykład?
Teraz nie byłam. Miałam nawet taki moment, że chciałam się wybrać, ale zawsze tchórzyłam.
Zresztą zawsze bałam się tych wizyt. Jeszcze wiele lat temu jak chodziłam na terapie, to zawsze dzień przed strasznie się stresowałam. ?le się czułam z tym, że muszę mówić o sobie.
Teraz tu, gdzie jestem czasem wybieram się do psychologa, jestem trochę bardziej szczera(a może doroślejsza), ale nie zmienia to faktu, że czuję, że się narzucam i że moje sprawy są tak naprawdę błahe. Dlatego mam obiekcje przed wizytą u psychologa. Czekam na jakąś poprawę. Albo cud. Albo nie wiem co.
Wiek: 34 Dołączyła: 18 Gru 2009 Posty: 10445 Skąd: świat
Wysłany: 2012-08-04, 11:24
Zawracasz czas komu? Specjaliście? Przecież to jego chleb.
Jeżeli masz problem z tym, co masz powiedzieć, może to po prostu napisz i pokaż psychologowi.
Ja miałam podobną sytuację jak pierwszy raz szlam do psychiatry. Kompletnie nie wiedziałam co mam powiedzieć, dlatego napisałam sobie na kartce w punktach jakie tematy chciałam poruszyć, dodatkowo miałam pismo od psychologa, które po prostu dałam do przeczytania psychiatrze.
Przejęcie kontroli nad światem za pomocą łyżeczki i waty cukrowej
Na przypale, albo wcale - o tym będą musicale!
Jak widelcem kompot jesz.
Też tak mam,zwłaszcze w jednej dziedzinie,taki przykład. Praktycznie od dziecka pasjonuje mnie lotnictwo cywilne,snucie marzeń o tym żeby latać,spełnic marzenie mając taką prace która sprawia przyjemność. Oczywiście jak dorosłem to to marzenie nadal ze mną było,wydawałem mase pieniedzy na książki itd. I to bylo do pewnego momentu kiedy zaczynałem uświadomiac sobie,z braku wiary w siebie i patrzenie na to wszystko realnie typu,że jestem na to za głupi,że i tak tego nie zrealizuje,itd. co pchało mnie do tego że kończyułem z lotnictwem i wszystko wyrzucałem,jak marzenia,do śmietnika. Kilka razy wracałem i było,jest tak samo. Zresztą nie tylko z tym,zawsze myśle że jestem do niczego,że jestem gorszy od innych,do pewnego momentu jest nasplyw endorfiny po czym...depresja i myślenie że Ja i tak nic nie znacze,po co mam zaczynac jak i tak nie skończe Staralem się do tego wrócic po powrocie z Iraku ale teraz jest jeszcze inaczej bo moje myśli raczej kieruja się w strone podróży bez powrotu. W sumie jestem jak staw w którym ciągle stoi ta sama woda. Jestem przykry i żałosny. I po części Cię rozumiem meggi.
,
Ostatnio zmieniony przez Zniczek 2012-08-04, 12:11, w całości zmieniany 1 raz
Wiek: 37 Dołączyła: 15 Kwi 2011 Posty: 698 Skąd: z krańca świata
Wysłany: 2012-08-06, 20:46
Psychosis napisał/a:
Zawracasz czas komu? Specjaliście? Przecież to jego chleb.
No niby tak, ale ja mam zawsze takie wrażenie, że może inni badziej potrzebują tej wizyty niż ja i ja tylko się narzucam, wygłupiam, zwracam na siebie uwagę itp.
Nie chcę być natrętem;]
Zresztą... i tak czuję się winna z powodu tego, jak się czuję. Przecież to, co najgorsze już za mną... A ja się czuję wciąż jak gówno.