Perfekcjonizm jest dobijający. Nie lubię robić czegoś na "odwal się", zawsze się staram wszystko zrobić jak najlepiej. Tylko nieważne ile czasu temu poświęcę, jak się postaram i tak nigdy nie będzie to zrobione tak bym była z siebie zadowolona... Sama sobie za wysoko stawiam poprzeczki, a kiedy nie jestem w stanie temu sprostać jestem wkurzona sama na siebie (co powoduje, że chcę się ukarać i wtedy jest mi najciężej opanować się by sobie czegoś nie zrobić). A jednocześnie czuję się do niczego, że nie jestem w stanie odpowiednio podołać nawet najprostszym obowiązkom. W efekcie nieraz nie chcę się za coś w ogóle brać bo wiem, że nie podołam własnym oczekiwaniom.
Ja potrafię pisać idealną notatkę ręcznie przez godzinę lub dwie ( idealne pismo, wykresy, tabele, uwielbiam tzw. "mapy myśli.", oczywiście ważniejsze info wyróżnione kolorem. ) Ale! Jeżeli popełnię jakąś literówkę, czy krzywą linię na końcu notatki to muszę pisać wszystko od nowa, bo nie jestem w stanie się z tego uczyć.
Jakże wspaniałym tworem jest człowiek! Może chuchać na dłonie, aby je ogrzać i dmuchać na zupę, by ją ostudzić.
PanFoster, mam to samo. Strasznie męczące, jak mało czasu na naukę. Ale przecież nie można się uczyć z brzydkiej kartki... Nie umiałabym robić tego 'na odwal się'.
Wiek: 33 Dołączyła: 11 Sie 2011 Posty: 1841 Skąd: Europa
Wysłany: 2013-03-17, 20:14
Mam dokładnie to samo, jednak staram się to przełamywać. W każdej dziedzinie. Zapisuję np. "kilka", zamiast dokładnej liczby, używam takich wyrazów, które nie określają tak dobitnie. Wtedy łamię schemat a jednocześnie jest coś użyteczne.
Trwało, ale dało.
Walczę! O swoją przeciętność, o wyrwanie się z błędnego koła chorobliwej perfekcji, o każdy swój dzień.
Mój perfekcjonizm jest czasami powodem tego, że część rzeczy zdarza mi się odkładać na bliżej nieokreślone później, a przez to niekiedy nie ruszać ich wcale.
Zawsze mam takie poczucie, że chciałabym wszystko zrobić w 100%, najlepiej jak potrafię, wkładając w to całą siebie. A jeśli czuję, że nie zdążę czegoś zrobić, albo nie zdążę zrobić perfekcyjnie, to wtedy mam jakieś takie dziwne poczucie porażki.
Staram się z tym walczyć - jeśli mam coś do zrobienia to staram się za to zabrać od razu, zgodnie z tym, że lepiej zrobić niewiele (albo każdego dnia po trochu) niż nie zabrać się za to wcale.
Chyba nic mnie tak w życiu nie męczy jak dążenie do perfekcji. Ciągle czepiam się swojego wyglądu, katuję się dietami i ćwiczeniami, planuję operacje plastyczne, wpędziłam się w zaburzenia odżywiania zamiast... po prostu siebie zaakceptować. Oszczędziłabym sobie nerwicy, wypadających garściami włosów i braku snu. Tylko łatwo powiedzieć, ale bardzo się staram i pracuję nad tym.
I miałam tak samo jak PanFoster z notatkami. Zamiast się uczyć, traciłam czas na perfekcyjne notatki - musiało być równo, wszystko w punktach, kolory itp. A po całej tej katordze, przeczytałam je może raz i chowałam do plecaka.
Aż się dziwię, że mnie tu jeszcze nie było.
Już od najmłodszych lat przejawiałam objawy chorego perfekcjonizmu. W przedszkolu potrafiłam układać dzieciom rzeczy w szafkach, bo drażniło mnie to, że są nierówne (nie, nie miały nic przeciwko ) czy zabawki na sali. Wszystkie moje zeszyty, prace plastyczne były dopracowane, jeśli gdzieś wyjechałam poza linię - kartka szła do kosza i zaczynałam od nowa. Co prawda teraz już nie popadam w takie skrajności, ale to głównie dlatego, że mam strasznie niechlujne pismo i gdybym chciała poprawiać każdą literkę to... nie opłacałoby mi się pisać.
Nic natomiast nie zmieniło się w kwestii zaspokajania moich często zbyt wygórowanych ambicji. Jednak świadomość tego, jak bardzo utrudnia mi to życie, mobilizuje mnie do pracy. W końcu nie wszystko musi być na 100%... czasem można zejść odrobinę niżej i świat się nie zawali.
Umrę ci kiedyś.
Oczy mi zamkniesz.
I wtedy - swoje smutne, zdziwione,
Bardzo otworzysz.
Ja potrafię pisać idealną notatkę ręcznie przez godzinę lub dwie ( idealne pismo, wykresy, tabele, uwielbiam tzw. "mapy myśli.", oczywiście ważniejsze info wyróżnione kolorem. )
A jeszcze jak zakreślacz nie zaznaczy dokładnie! Takich "suchych", bez kolorów to nie umiem się uczyć. Jak coś robię, to ma być równo. Tylko ostatnio nie mam siły i jak czasem spojrzę na swój stolik/pokój/życie to sam widok mnie dobija.
No to poniekąd i temat dla mnie.
Jak piszę to ok, bazgram jak kura pazurem, ale z tym się pogodziłem. Ale jak mam się uczyć to też, wszystko ładnie i równo spisane. Jak chowałem np wczoraj grabie, łopaty, szpadle i taczki do piwnicy to musiało też być wszystko jedno obok drugiego i wyczyszczone.
Jak parkuję auto w garażu to też najlepiej jak stoi idealnie na środku
I tak, albo totalny burdel że np na fotelu kilka warstw koszul i koszulek, albo perfekcyjny porządek, że wszystko pochowane i poukładane idealnie, by nic nie wystawało czy jakoś nierówno leżało.
"Mam w sobie tyle ładu i porządku co przedszkola."
Mam całe życie by umrzeć, więc nie będe się spieszyć."
I tak, albo totalny burdel że np na fotelu kilka warstw koszul i koszulek, albo perfekcyjny porządek, że wszystko pochowane i poukładane idealnie, by nic nie wystawało czy jakoś nierówno leżało.
Mam podobnie. Albo jedna albo druga skrajność.
Ale perfekcjonizm może zabić w sensie dosłownym. Na przykład w przypadku anoreksji.
Po co komu piwnica, w której nie ma dachu?
Życie ma sens, Strusiu...
/Pasja. Możesz zrobić z nią wszystko. BIEGANIE ma taki wymiar jaki mu nadasz./
Wiek: 32 Dołączyła: 05 Maj 2016 Posty: 190 Skąd: wielkopolskie
Wysłany: 2016-05-07, 11:39
Znam to i ciężko z tym walczyć. Najgorsze jest to, że jeśli wiem, że nie uda mi się czegoś zrobić w 100% perfekcyjnie to nie podejmuję się tego w ogóle. Najgorzej było na studiach. Logiczne było dla mnie, że każdy ma swoje mocne i słabe strony, ale jak dostałam trójke z przedmiotu, którego nie rozumiem to panikowałam. Panikowałam już podczas egzaminu. Perfekcjonizm utrudnia życie.
"- Ludzie mają zbyt mało czasu, aby cokolwiek poznać. Kupują w sklepach rzeczy gotowe. A ponieważ nie ma magazynów z przyjaciółmi, więc ludzie nie mają przyjaciół. Jeśli chcesz mieć przyjaciela, oswój mnie!"