Rejestracja
Rejestracja
Autoagresywni Strona Główna
  Użytkownik: Hasło:



Poprzedni temat «» Następny temat
Związki na odległość
Autor Wiadomość
M.I.D. 


Wiek: 36
Dołączył: 21 Lis 2016
Posty: 226
Skąd: śląskie

Wysłany: 2017-09-18, 01:47   

W... O... W... Imponujący wpis.



 
 
Związki na odległość
sunehri 


Wiek: 32
Dołączyła: 17 Wrz 2017
Posty: 55
Skąd: Polska

Wysłany: 2017-09-18, 01:47   

Nie powiedziałam o tym wyraźnie wcześniej, ale ostatnie miesiące były dla nas szczególnie ciężkie. Już nawet pomijając ciągłe zagrożenie zdradą, które on sam sugerował (coś w stylu: może jak Cię zdradzę to się bardziej postarasz), to często słyszałam wiele przykrych słów na swój temat, np. to, że traktuję go najgorzej ze wszystkich jego byłych, byłam dla niego okropna, nigdy go nie wspierałam, zawsze miałam go w dupie, myślałam tylko o sobie, itd. Używał przy tym mocniejszych słów, ale wolę ich teraz nie powtarzać. Raz nawet w złości wykrzyczał mi, że co mi przyszło do głowy, że będzie nadal chciał spotykać się ze mną i że dla tak chujowej osoby jak ja nie warto się starać i czekać. Zawsze jednak później przepraszał tłumacząc się przy tym nerwicą (chociaż nigdy nie chciał z tym iść do lekarza, mimo, że ciągle go do tego namawiałam, szczególnie jak raz się pociął żyletką z powodu naszej sytuacji), innym razem stresem związanym ze studiami (ma jeszcze dwie poprawki w tym miesiącu) czy np. brakiem nikotyny przez dwa dni. Te słowa były dla mnie tym bardziej bolesne, że ja naprawdę się starałam. Przysięgam, zawsze starałam się go wspierać, nie tylko psychicznie, ale i pomagać mu, tak realnie, jak tylko mogłam. W pierwszym semestrze poprawiałam jego kod, robiłam i tłumaczyłam masę zadań z programowania (oprócz tego miał korki z tego przedmiotu), na drugim wręcz wyręczyłam go w większości zadań domowych z podobnego przedmiotu (przy kolokwiach i projekcie końcowym pomagała mu jeszcze jedna osoba), oczywiście starając się wyjaśnić wszystko najlepiej jak umiem. Nigdy nie odmówiłam mu pomocy, nawet gdy sama miałam sporo rzeczy na głowie czy własną pracę do nadgonienia. Siedziałam nawet po nocach półprzytomna, żeby on miał rozwiązania na rano. Starałam się mu też zawsze doradzać na co zwracać największą uwagę, może trochę nakierować zawodowo, chociaż sama nie jestem najlepszym przykładem. Ale przynajmniej mówiłam mu o swoich błędach, czego ja żałuję, żeby jemu udało się tego uniknąć. Zachęcałam go też do zawierania różnych znajomości, które mogłyby procentować w przyszłości. I teraz nagle to wszystko przestało się liczyć. Była tą najgorszą, która w ogóle się nie starała.
Ja rozumiem, że nasza sytuacja go dobijała i było w tym sporo mojej winy. Wcześniej planował miesięczny wyjazd do pracy w Niemczech (miał się odbyć w lipcu i mimo obaw kibicowałam mu oraz byłam dumna, że stara się być tak zaradny i odpowiedzialny), ale ostatecznie z niego zrezygnował. Tłumaczył, że to ze względu na poprawki, ale sama już nie wiem... Przez pierwszy miesiąc i tak się prawie się nie uczył. A ja czułam, że to przeze mnie. Że związek na odległość go tak przytłacza, że nie ma na nic sił.
Sama też czułam się podle. Ale wróćmy na chwilę wydarzeniami nieco wcześniej. Gdy się poznawaliśmy, czułam wielką presję z jego strony. Nie taką celową, ale po prostu on zawsze miał wielkie ambicje. Jeszcze przed jego studiami słuchałam, jak sam się próbuje dokształcać w programowaniu (co prawa to nie do końca się udało, ale wtedy, z jego relacji postrzegałam to tak, jakby niemalże sam wyprzedził materiał o semestr czy dwa), przez co było mi wstyd, że ja nie byłam taka w jego wieku. Byłam dumna, że znalazł sobie wtedy (w zeszłym roku) pracę na wakacje (co prawda, załatwioną po znajomości, w sumie dzięki swojej mamie która pracowała w tym samym miejscu i miała jakieś wyższe stanowisko, ale to nie miało dla mnie znaczenia). Imponował mi tym, że stara się być taki zaradny i dojrzały. Z drugiej strony już wtedy czułam taką pewną presję... Na przykład gdy jawnie przy wszystkich wyśmiewał mieszkanie z rodzicami w wieku 25 lat, uznając to za niezaradność i lenistwo. Panicznie bałam się wtedy potknięcia, które i tak ostatecznie nastąpiło. Gdy kiedyś spytałam go co by było gdyby mi powinęła się noga, to odpowiedział, że byłoby trochę ciężko, ale przecież by mnie nie zostawił. Nie powiem, żeby to mnie pocieszyło. Ja zawsze brałam jego słowa bardzo do siebie, nawet gdy wygłaszał je bardzo ogólnie, w stosunku do innych. Dlatego tym bardziej czułam się gorsza, gdy wydawało mi się, że innych traktuje lepiej ode mnie czy ocenia ich bardziej ulgowo. Przykładowo, cieszył się, że mam takie poglądy na życie jak on, bo twierdził, że z osobą o odmiennych nie byłby w stanie się związać, ale jakoś wcale nie przeszkadzało mu, że Olga jest katoliczką (no, powiedzmy, że "katoliczką") i chce zostać na stałe w Polsce (on bezwzględnie chce emigrować zagranicę), gdy zaczął się z nią spotykać po naszym krótkim rozstaniu w maju. Przez wiele miesięcy powtarzał, jak ważne dla niego jest utrzymanie niezależności przez partnerkę, ale teraz w ogóle nie przeszkadza mu to, że Wiktoria pracuje jako wolny strzelec i mieszka z rodzicami tylko dlatego, że tak jej wygodnie. Jakoś przy innych, te wszystkie rzeczy na które ja czułam pewną presję, przestawały się liczyć. Dalej, Marlenie pojawiającej się na domówkach razem z kumplami przypiął łatkę dziwki i się od niej odcinał, bo zarywała do jego kumpla przez co było przykro dziewczynie tego chłopaka, ale jakoś nie dostrzega nic złego w zachowaniu Moniki, która mnie perfidnie poniżyła i naśmiewała się ze mnie, tylko nadal się z nią kumpluje. Chwalił się, że gdy pewnego razu był w klubie (swoją drogą, tym samym, w którym wcześniej modlił się aby jakaś laska do niego zagadała) to pocieszał tam pewną dziewczynę, która przyszła tam ze swoim chłopakiem, ale gdy ten facet spotkał tam swoją byłą to poszedł z tą ex w pizdu. Ale mój miś oczywiście nie widzi tego, że on teraz robi mi praktycznie to samo co tamten gnojek.
Chciałabym wierzyć, że mój ukochany wyznaje jakieś uniwersalne wartości i jest dobrym człowiekiem, ale czasem jest naprawdę ciężko mi się do tego w pełni przekonać. Niby brzydzi się zdrad i osób, które się ich dopuszczają, ale jakoś nie widzi w tym nic złego gdy dotyczy to jego znajomych. Weźmy chociażby Alicję, czyli przyjaciółkę z dzieciństwa, z którą był razem w trójkącie. Już pomijając to, że ona wtedy zdradziła swojego chłopaka (Justyna z którą wtedy to zrobił zresztą też), to od jakiegoś roku ona gra na dwa fronty. Spotyka się i sypia z dwoma facetami, przy czym jeden nie wie od drugim i to wcale nie są jakieś luźne relacje bez zobowiązań tylko związki. Nie znam szczegółów, bo aż tak nie dopytywałam, ale przeraża mnie jak mój luby potrafi praktycznie wszystko tłumaczyć słowami "to skomplikowane" naginając tym samym własne zasady. Jest w stanie niemalże każdą rzecz usprawiedliwić jeśli tylko dotyczy to jego znajomych, za to innych potrafi cisnąć za mniejsze przewinienia czy nawet za styl bycia lub wręcz rzeczy, które są od nich niezależne.
Niby nie czepiał się za bardzo moich znajomych, ale nieraz słyszałam, że moje koleżanki mnie wykorzystują. Ja wiem, może niepotrzebnie żaliłam mu się ze wszystkiego i jest w tym też trochę mojej winy, że tak je postrzegał, ale mimo wszystko miałam wrażenie, że jest do nich trochę zrażony. Jedną nawet krytykował publicznie i chociaż nie podawał wprost jej imienia, to wszyscy co ją kojarzyli raczej się domyślili. Było to jednak zanim się poznaliśmy. Później jednak był zazdrosny o to, że mogłabym się z nią spotkać (utrzymywałam z nią głównie internetową relację), więc zrezygnowałam z tego, nawet gdy była ku temu okazja. Czułam się także izolowana od jego znajomych. Nigdy do końca nie wiedziałam co o mnie wiedzą, jak on mnie im przedstawił. Czasem byłam tylko koleżanką, czasem wspominał coś o dziewczynie, ale precyzował, że chodzi o konkretnie mnie. Z początku mówił mi, że chciałby, abym bliżej poznała jego znajomych, była częścią paczki, ale z czasem czułam, że nie chce abym za bardzo się z nimi zaprzyjaźniała i zżyła się z nimi jako grupą. Wielu jego znajomych nawet nie wie o tym, że z kimś jest. Najbliższym przyjaciołom niedawno powiedział, że zerwał ze mną jakiś czas temu (swego czasu miałam jakiś tam kontakt z jednym z nich). Mówił, że wstydził naszego związku na odległość i głupio było mu się za mnie tłumaczyć, gdy nie mogłam się z nimi spotkać. Koleżanki dzielące z nim wspólne hobby też o nas nic nie wiedzą. Może z wyjątkiem Wiktorii, ale jak mówiłam, przedstawił to tak, jakbyśmy byli dopiero na etapie pierwszych spotkań a nie w dłuższym związku od ponad roku. Przynajmniej ja to tak odebrałam. Ciągle powtarzał, że nie mam się na siłę nigdzie wpychać, nie wciskać się tam gdzie mnie nie chcą. Nie wiem, może faktycznie czasem zbyt usilnie próbowałam nawiązać kontakt z niektórymi. O ile rozumiałam, dlaczego nie może przedstawić mnie swoim rodzicom (obydwoje doszliśmy do wniosku, że by mnie nie zaakceptowali - nie potrafili zaakceptować żadnego z jego związków, niezależnie od płci drugiej połówki), to czasem ciężko było mi pojąć, dlaczego tak niechętnie mówi o mnie swoim znajomym. Może się to Wam wydawać głupie, ale czasem byłam zazdrosna nawet o to, że pod jakimiś śmiesznymi/zabawnymi postami na fb oznacza koleżanki z którymi dzieli hobby a ze mną praktycznie nigdy czegoś takiego nie robił a przynajmniej nie z własnej inicjatywy. Ba, potrafił w jednym wątku oznaczać zarówno te dziewczyny jak i swoją eks, i jakoś wtedy nie miało znaczenia, że ona jest spoza tej grupki. Tylko mi odradzał pchanie się tam na siłę i zagadywanie do nich. Swoją drogą, gdy spytałam go kiedyś czy chciałby abym spróbowała zakolegować się z Asią to odparł, że nie bo to jego eks i byłoby to dziwne. Tylko, że jakoś wcześniej, gdy przez cały rok na studiach mieszkali razem, tulił się do niej, łaskotał, masował stópki, dawał przyjacielskie klapsy czy nawet czasem sypiał z nią na łyżeczkę, to nie widział w niej swojej byłej tylko aseksualną przyjaciółkę. Gdy jednak wspomniałam, że hipotetycznie mogłabym z nią nawiązać kontakt to nagle mu się odmieniło! Niedawno nawet chyba przez przypadek przyznał się, że ona wciąż w pewnym sensie pociąga go seksualnie i mu się podoba, ale gdy zaczęłam drążyć temat to nagle się wycofał i zaczął twierdzić, że w ogóle nie myśli o seksie z nią bo ona jest dla niego jak siostra.
Nieraz czułam, jakbym nie istniała w jego życiu. Mógłby jednego dnia przestać się do mnie odzywać i dosłownie nikt by tego nie zauważył. Czasem miałam wrażenie, jakby praktycznie już teraz wymazał mnie ze swojego życia. W każdej chwili może odejść bez słowa i ja nie jestem w stanie nic na to poradzić. Jakby coś mu się stało i zwróciłabym się do jego znajomych przedstawiając się jako jego dziewczyna to chyba uznaliby mnie za kompletną wariatkę, która po prostu ubzdurała sobie związek.
Z każdym dniem miałam też wrażenie, że mój ukochany ma do mnie coraz mniejsze zaufanie. Nie tylko męczą go rozmowy ze mną, ale jest bardziej skryty i oddala się ode mnie. Niechętnie opowiada mi już o swojej przeszłości, o swoich problemach, dawnych i teraźniejszych, nawet tych zdrowotnych (np. związanych z odżywianiem). Jakiś czas temu zablokował możliwość podglądu znajomych na Facebooku. Nieco wcześniej przestał dzielić się ze mną prywatnym kalendarzem synchronizowanym z Todoist, w którym organizował sobie plan dnia. Tłumaczył to tym, że wstydzi się pokazywać mi takich rzeczy, bo zabiera się za coś, robi duże plany, ale niewiele później z tego wychodzi i jest mu potem głupio. A ja byłam z niego naprawdę dumna. Podziwiałam go za to, że się stara. Nawet jeśli w przeciągu kilku miesięcy udało mu się wrzucić na GitHuba tylko trzy małe projekciki, nad którymi pracował łącznie przez 7 dni, to dla mnie to było już coś. Bo widziałam, że się stara. Próbuje się rozwijać na własną rękę a ja zawsze za to go podziwiałam, że robi coś ponad to co musi. Nigdy nie wypominałam mu potknięć, wręcz zawsze starałam się podtrzymywać na duchu i mówić, że na pewno będzie dobrze i da radę. Gdy okazało się, że oblał jakieś kolokwia czy egzaminy starałam się pomagać. Jak nie sama, to chociaż sugerowałam spotkanie z pewnymi osobami, które mogłyby mu pomóc. Czułam też, że część porażek jest po części moją winą, tak jak np. te dwie poprawki we wrześniu. Gdybym dała radę i była przy nim cały czas to pewnie łatwiej byłoby mu to zaliczyć w pierwszym terminie. Dlatego czuję się chociaż po części odpowiedzialna za to i nie robię mu wyrzutów o spotkania i imprezowanie, żeby go jeszcze bardziej nie zdołować. Wracając jeszcze do kalendarza, to czułabym się chociaż trochę bezpieczniej, widząc co robi. Ostatnio o niektórych spotkaniach dowiadywałam się w trakcie lub zupełnie po fakcie. Naprawdę nie chcę być toksyczna i wypytywać o wszystko, ale po tych wszystkich zdarzeniach które opisałam wyżej chciałabym chociaż wiedzieć z kim gdzie wychodzi i kiedy zamierza wrócić. Czy to naprawdę zbyt wiele?
Na początku związku (no, nie dosłownie, ale powiedzmy w zeszłym roku, gdy już lepiej się poznaliśmy) zapewniał mnie, że nie zamierza mieć przede mną tajemnic. Że byłby w stanie dać mi dostęp do swoich kont (mail, fb) i telefonu, bo mi ufa. Zapewniał mnie, że pozwoliłby pobawić mi się swoją komórką, gdybym tylko chciała (ma nieco lepszy smartfon). To jednak zmieniło się parę miesięcy temu. Gdy go spytałam, czy rzeczywiście dałby mi swobodny dostęp do swojego telefonu, to odpowiedział, że nie, bo jestem specyficzna i pewnie od razu zaczęłabym przeszukiwać historię jego rozmów i doszukiwać się jakichś rzeczy. On zaś jest w stanie rozwiać wszystkie moje wątpliwości, odpowiedzieć na każde pytanie (co jak wiemy, nie jest do końca prawdą...), ale nie w taki sposób. Było mi tym bardziej przykro, gdy dał swoją komórkę Monice (tą, z którą był na weselu) i to podczas tak ważnej rozmowy między nami o której wcześniej wspominałem a ja znowu byłabym w pewnym sensie gorzej traktowana, bo mi tak nie ufa.
Na początku letniej sesji egzaminacyjnej czyli w połowie czerwca on zaproponował mi, żebyśmy szczerze opisali własne doświadczenia seksualne z byłymi partnerami. Trochę mnie tym zaskoczył, ale ostatecznie się zgodziłam. Przez kilka dni udało mi się stworzyć obszerną wiadomość e-mail (po przeklejeniu do Worda miała ponad 8 stron A4), w której opisałam wszystko czego sobie życzył. W sumie była ona podzielona na kilka części, bo jeszcze dopytywał, ale ze wszystkim wyrobiłam się do końca czerwca. Najpierw obiecywał, że zrobi to po jednym egzaminie, bo musi się uczyć. Później, że po drugim. Minęła sesja, później lipiec i kolejne miesiące a odpowiedzi nie dostałam. Czasami mu się z tym przypominałam, ale nie jakoś nachalnie. Ostatnie zapewnienie otrzymałam bodajże 30 sierpnia. Zrobił to sam z siebie, ale jak zwykle nie dotrzymał słowa. Było mi trochę przykro... W końcu ja się przed nim obnażyłam i sama czułam się trochę wyrolowana. Tłumaczył się tym, że jemu ciężko się pisze takie długie wiadomości... albo, że ja za mało się staram, ale przecież nie tak się umawialiśmy. Mi zależało na tej odpowiedzi z kilku powodów. Po pierwsze, sama podałam na swój temat bardzo intymne szczegóły i czułabym się bezpieczniej, gdyby on też coś takiego o sobie opowiedział. Co prawda rozmawialiśmy wcześniej o swojej przeszłości, ale nigdy aż tak dokładnie, chociaż przyznam, że i tak powiedział mi o sobie bardzo dużo (czasem tylko nie miał wyczucia, gdy np. mówił mi, że właśnie wybiera się w miejsce w którym kiedyś robił swojej byłej minetę czy palcówkę to czułam się trochę dziwnie słuchając tego). Myślałam też, że może w ten sposób mogłabym się czegoś nauczyć. Wiecie, poznać bardziej jego nawyki, co mu się podoba, żeby to później potrafić zastosować przy nadchodzącym spotkaniu, bez dopytywania się co chwila, czego oczekuje i czy wychodzi mi to dobrze (nie lubię za bardzo wypytywać o wszystko podczas stosunku). Może uznacie to za głupotę, ale jest jeszcze coś... Myślałam, że może w ten sposób uda mi się zweryfikować to na ile mogę mu ufać. Wiecie, w końcu o niektórych rzeczach mi już kiedyś opowiadał, co nieco pamiętam, czasem nawet coś sobie notowałam. Gdybym mogła to porównać to wiedziałabym, czy był ze mną zupełnie szczery czy jednak nie mówił mi wszystkiego albo przeinaczał fakty. Wiem, to trochę chore, ale naprawdę czasem ciężko mi mieć do niego 100%-owe zaufanie, szczególnie po tym co się wydarzyło wcześniej. Może to mało istotne, ale pamiętam jak kiedyś powiedział, że żałuje tego, że powiedział mi tyle o niektórych rzeczach związanych z jego przeszłością seksualną. Jak mówiłam, poznawałam go bardzo stopniowi, miesiącami dowiadując się nowych faktów o nim. W tym roku jednak co najmniej sześć osób poznało bliżej jego życie intymne i miałam wrażenie, że niektórym już na pierwszych spotkaniach zdradzał szczegóły które jak poznawałam w przeciągu powiedzmy pół roku. Sama nie wiem już co o tym myśleć. Może tylko tak mi się wydaje i nie do końca tak było, ale mimo wszystko mnie to trochę smuci.
Był taki temat, który swego czasu (tj. przez pierwsze miesiące naszej znajomości) dosyć mocno wałkowałam. Chodzi o jego kontakty intymne z facetami. Ja naprawdę nic do tego nie mam, w pełni akceptuję jego przeszłość. Prawdę mówiąc sama jestem chyba biseksualna i również miałam doświadczenia z obydwiema płciami, więc byłoby to hipokryzją gdybym się tego czepiała. Problem w tym, że czasem mam wrażenie, że on nie chce mi mówić wszystkiego, również o teraźniejszości. Zacznę jednak od początku. Jak wspomniałam, zanim się poznaliśmy miał już pewne doświadczenia z płcią mniej piękną. W pierwszej gimnazjum miał mieć starszego chłopaka, ale doszło z nim jedynie do pocałunków. Nie wydaje mi się to aż tak dziwne, w końcu wiele osób w tym wieku dopiero poznaje swoją seksualność, dużo nastolatków eksperymentuje z czego niewielka tylko część się do tego później przyznaje. Dowiedziałam się także, że całował się dosyć namiętnie z kilkunastoma innymi chłopakami, głównie na dyskotekach po alkoholu, ale to też chyba można by pociągnąć pod młodzieńcze eksperymenty. Najbardziej znaczący incydent miał miejsce pomiędzy pierwszą a drugą klasą liceum. Był wtedy po rozstaniu z pierwszą dziewczyną (znacznie starszą od niego Sandrą: gdy rodzice się o niej dowiedzieli to potraktowali ją dosłownie jak pedofilię próbującą go uwieść i namieszać mu w głowie, tak, że chyba nawet zawiadomili policję), która go nałogowo zdradzała. Tłumaczył, że był zagubiony i chyba próbował sobie to jakoś odbić. Zrobić coś, bez zastanawiania się nad konsekwencjami, ale szukał czułości nie tam gdzie trzeba. Nie wnikając aż tak w szczegóły, był razem z dalszym znajomym (poznał go przez przyjaciółkę) na jakiejś imprezie i po wyjściu na zewnątrz w jakieś bardziej ustronne miejsce zaczęli się całować, po czym ten drugi zaczął odważniej, wkładając mu rękę pod bieliznę. A potem jakoś już poszło. Był oralny ze strony tego drugiego chłopaka a później mój postanowił się tamtemu odwdzięczyć w analogiczny sposób, bo uznał, że tak wypada. Co mnie trochę zdziwiło to to, że byli blisko penetracji, ale o tym dowiedziałam się dopiero jakieś 9 miesięcy od początku naszej znajomości (wcześniej w ogóle mi o tym nie wspominał). W każdym razie tamten drugi chłopak miał już w niego wejść, był tuż przy wejściu, jakby trochę ocierając się, spytał się o zgodę, ale mój wtedy zrezygnował i odmówił. Nie chciał tego, tym bardziej, że nie mieli prezerwatyw, ale to chyba nie był główny powód. Chyba po prostu nie miał ochoty tego robić z drugim facetem. Na tym zakończyli, nawet żaden z nich nie doszedł. Po kilku dniach przerwy (miał wtedy jakieś bóle) jednak spotkali się ponownie, mniej więcej w tym samym miejscu, ale miało już dojść tylko do oralnego... który i tym razem został przerwany, bez orgazmu żadnej ze stron. Ten chłopak później próbował jeszcze namówić na coś mojego, ale on już nie chciał. Oczywiście wszystko miało miejsce na długo zanim się poznaliśmy. Wałkowałam ten temat z moim lubym wiele razy, bo miałam wrażenie, że nie chce mi o wszystkim powiedzieć (i w istocie, za każdym razem dowiadywałam się nowych faktów). Ta sytuacja wydawała mi się nieco nietypowa i trochę dziwiło mnie, dlaczego np. chociaż sobie nie strzepali nawzajem rękoma, kolokwialnie mówiąc, skoro już zaszli tak daleko a nie dali rady oralnie, ale wierzę w tę wersję jaką mi przedstawił mój ukochany. Gdy go pytałam o odczucia, to wyznał, że czuł się trochę podłamany tym, że nie potrafił doprowadzić drugiej osoby do orgazmu podczas robienia loda. Podobno przeszło mu przez myśl nawet zakończenie w ustach i połknięcie, ale teraz taka wizja wręcz go odrzuca. Tak samo, kilka razy miał pomyśleć o penetracji, ale nie rozwodził się jakoś nad tym. Twierdzi, że jest hetero i pociągają go tylko dziewczyny. W to jednak ciężko mi do końca uwierzyć, szczególnie po tym co miało miejsce w tym roku. Mówiąc w skrócie, zdarzały mu się sny erotyczne z facetami, w których robił loda. Tak samo kilka razy fantazjował na jawie, głównie po alkoholu. W sumie przez myśl przeszły mu przynajmniej trzy konkretne osoby, gdzie rzeczywiście zastanawiał się nad tym aby to zrobić. Dwa razy myślał o penetracji w swoją stronę (w drugą w ogóle, tylko jako strona bierna), ale najczęściej o lodziku (jako osoba, która go wykonuje). Gdy spytałam go, dlaczego właśnie to, to totalnie zaskoczył mnie odpowiedzią. Twierdził, że to pod moim wpływem, bo ja tak to lubię i o tym dosyć często mówię, przez co rozbudziłam w nim ciekawość. Tylko, że z mojej strony to wszystko tyczy się raczej w stosunku do niego, chyba, że akurat rozmawiamy o naszej przeszłości. Dlatego taka odpowiedź wydaje mi się co najmniej dziwna. Możecie uznać, że przesadzam i szukam dziury w całym. Może po części tak jest, ale ja naprawdę nie mam nic do tego, że on czasem ma takie myśli. Chciałabym tylko, żeby był ze mną szczery i mówił mi o tym. Niezręcznie się czuję, gdy po wypiciu alkoholu myśli o zrobieniu loda koledze (raz był już prawie zdecydowany, tak, że gdyby tamten tylko coś zasugerował to pewnie by do tego doszło) a później baluje z nim do rana. Albo, przy innej okazji leży z tym samym kumplem na łóżku i się do niego tuli lub chce z nim oglądać gejowskie porno. Była też taka sytuacja, że zatrzymał się w mieszkaniu innego kolegi gdzie było tylko pojedyncze łóżku jednoosobowe. Spytał mnie przez telefon o to czy może koło niego spać a ja zapytałam go wtedy, czy nie fantazjował o nim. Odparł, że nie. Następnego dnia jednak przyznał, że przytulał się do niego w nocy a poprzedniego wieczoru przez chwilę chciał mu zrobić loda, ale to była tylko krótka myśl, którą od razu porzucił. Czułam się wtedy trochę oszukana, bo o ile nie uważam się generalnie zagrożona ze strony facetów, to nie znaczy, że takie sytuacje nie są dla mnie bez znaczenia i mnie nie ranią. Podobnie średnio podoba mi się, gdy idzie z kumplem do gejowskiego klubu a później śpią razem spici w jednym łóżku, chociaż drugie jest dostępne dostępne tuż obok. Albo gdy kolega prezentuje mu na dłoni jak duże ma przyrodzenie (bez wyciągania penisa oczywiście, tylko tak zaznaczając palcem rozmiar mniej więcej), razem gadają swobodnie o seksie analnym czy on rozbiera się przy innym gościu do samej bielizny gdy się przebiera zamiast udać się do łazienki. Nie wiem czemu to ma służyć. Może faktycznie jestem trochę przewrażliwiona. Kilka razy jednak nie wytrzymałam i starałam się upewnić w kwestii jego orientacji. Albo pytałam, czy nie zdarza mi się fantazjować czasem o seksie z facetem. On jednak zawsze zaprzeczał, w dodatku sugerując, że skoro tak często o to pytam (a było to może kilka razy w przeciągu roku) to pewnie mnie to kręci albo chcę go nakłonić do takiego stosunku lub zmiany orientacji, co jest dla mnie kuriozum, bo kompletnie nie rozumiem jak coś takiego można wywnioskować z moich słów. Ja chciałabym tylko, żeby był ze mną szczery. I prawdę mówiąc, trochę boję się plotek, bo nawet jeśli on się nimi kompletnie nie przejmuje to nie znaczy, że dla mnie są one zupełnie bez znaczenia. Mnie jednak trochę boli to, że ktoś mógłby go o coś takiego podejrzewać (w sensie jego sporadyczne upodobania do facetów) i sama też czułabym się niefajnie gdyby inni myśleli, że może nie wystarczam mu do końca.
Jest jeszcze jedna taka rzecz, z której powodu było mi trochę przykro. Wrócę może jednak na chwilę do jego relacji z Asią, gdy jeszcze byli w związku. Jak mówiłam, mój ukochany od zawsze był bardzo ambitny. Będąc jeszcze w liceum marzył o prestiżowych studiach i chociaż wyboru kierunku dokonał w ostatniej chwili, trochę pod moim wpływem, to zawsze wysoko mierzył. Gdy mówił wcześniej swojej eks, że rozważa wybranie się na studia do Krakowa lub Warszawy, na bardziej poważane uczelnie, to ta była zasmucona i może wręcz obrażona na niego, że mógłby zostawić ją w taki sposób (bo to z pewnością wiązałoby się z ich rozstaniem). Tłumaczył to tym, że on chciał się piąć wyżej i coś osiągnąć. Ale szczególnie teraz, rozumiem zachowanie Asi, przynajmniej po części. Może i ograniczanie ukochanych osób nie jest dobre, ale czy poświęcanie ukochanej dla wykształcenia i kariery jest całkowicie fair? Gdy kiedyś, już dawno temu, rozmawialiśmy o emigracji zagranicę, to stwierdził, że pewnie by mnie zostawił gdybym nie chciała wyjechać z Polski, nawet gdybym miała tutaj niezałatwione sprawy. Było mi trochę przykro i prawdę mówiąc nadal boję się, że mógłby mnie kiedyś porzucić dla kariery czy nawet lepszej partii. Ja trochę zaprzepaściłam swoją szansę na osiągnięcie prawdziwego sukcesu zawodowego i czuję, że kiedyś to może okazać się problem. Jest jeszcze coś. Kiedyś zarzekał się, że gdyby między nami nie wypaliło to na pewno zostalibyśmy przyjaciółmi, bo nie potrafiłby o mnie zapomnieć i beze mnie funkcjonować. To wiele dla mnie znaczyło. Czułam się pewniej, tak bezpiecznie, wiedząc, że w razie czego będę mogła na nim polegać. On ma przed sobą szansę na osiągnięcie czegoś w zawodzie i na pewno czułabym się pewniej wiedząc, że mogą na niego liczyć, tym bardziej, że moje dotychczasowe znajomości z branży zaczęły się już sypać. Niedawno jednak usłyszałam, że przy ewentualnym rozstaniu całkowicie zerwałby ze mną kontakt. Że było między nami za dużo emocji i nie potrafiłby już za mną utrzymywać żadnych relacji. Z jednej strony trochę rozumiem, ale z drugiej znowu było mi przykro... I jeszcze bardziej bałam się o to, żeby niczego nie zepsuć między nami, żeby tylko teraz się nie posypało. Wręcz, przymykałam oko na pewne rzeczy, żeby tylko jakoś przetrwać trudny okres. Tym bardziej, że to co mówił wydaje mi się całkiem prawdopodobne, bo już wcześniej zerwał kontakty z bardzo bliską przyjaciółką z dzieciństwa (Justyną), więc jest zdolny do takiego odcięcia się.
Nie powiedziałam o bardzo istotnej rzeczy... Chociaż bałam się do tego przyznać nawet przed samą sobą to popadłam w depresję. Zawsze uważałam, że to słowo często jest nadużywane i sama nie potrafiłam na siebie spojrzeć pod tym kątem. Ciężko mi powiedzieć, kiedy to mnie dokładnie dopadło. To postępowało powoli, już o ponad roku, a ostatecznie przygniotła mnie utrata pracy na etacie. Nie chcę za bardzo się o tym rozpisywać, bo nie o tym jest ten temat. W każdym razie zwróciłam się o pomoc do lekarza, który przepisał mi leki, antydepresanty z grupy SSRI (zaproponował mi też miesięczny pobyt w szpitalu, ale odmówiłam). Brałam je stopniowo zwiększając dawkę, zgodnie z zaleceniami lekarza. Liczyłam się z tym, że na efekty będzie trzeba trochę czekać, bo taka już natura tych tabletek. Mimo, że po miesiącu czułam już jakąś poprawę, to było to trochę za mało. Czułam, że bez naprawienia spraw w swoim życiu depresja nie przeminie. Dlatego tak bardzo zależało mi na znalezieniu stałej pracy, która pozwoliłaby mi znowu stanąć na nogi i ponownie osiągnąć niezależność. Wiedziałam, że mogę liczyć praktycznie tylko na siebie, bo mój ukochany niezależnie od tego jak by się nie starał to nie był w stanie mi tutaj pomóc. Nie miał po prostu takich możliwości. Z rodzicami mam prawdę mówiąc mierne stosunki a na znajomych też za bardzo nie mogę polegać. Nie ukrywam, trochę mi pomagają, ale największy ciężar muszę udźwignąć sama. Naprawdę bardzo starałam się, aby podnieść swoje kwalifikacje i końcu gdzieś się zaczepić na dłużej, ale było mi ciężko ze względu na ciągły stres i sytuację w związku. Jak wiecie, co chwila coś wyskakiwało, a ja każdą z tych rzeczy bardzo przeżywałam. Ja po prostu nie potrafię normalnie funkcjonować, gdy co chwila boję się o mój związek, czuję się zagrożona zdradą lub porzuceniem. W najtrudniejszych momentach nie potrafiłam spać po nocach, ciągle bolał mnie brzuch, nie miałam w ogóle apetytu i jadałam jeden posiłek dziennie a zdarzało się, że wcale. Prosiłam ukochanego o wyrozumiałość, starałam się tłumaczyć, jakie to jest dla mnie ważne, ale wyszło jak wyszło. Jak wspominałam już wcześniej, w ten sposób straciłam prawdopodobnie szanse na świetną posadę. To nie był jedyny taki przypadek a teraz jest taki okres, że w ogóle ciężej coś znaleźć. Mam dwie rozmowy kwalifikacyjne w ostatnim tygodniu września, ale już sama nie wiem, czy dam radę. Potrzebuję spokoju i wsparcia a nie ciągłych kłótni, wzajemnych oskarżeń i nieprzespanych nocy... Nie wiem już co robić. To naprawdę dla mnie kluczowy moment a ja muszę się do tego przygotować, jak najszybciej załatwić obecne zlecenia i podszkolić się na tyle ile się da. Czuję, że jak teraz nie dam rady to się kompletnie załamię.
Nadchodzące spotkanie lubego z Wiktorią a później z Sandrą jest dla mnie niezwykle ciężkie. Szczególnie boję się o to pierwsze i obawiam się, że może nie skończyć się na jednym razie. Nie potrafię przestać o tym myśleć. Wiem, że jemu też nie jest lekko a pod koniec miesiąca ma dwa ciężkie egzaminy. Z początku chciałam więc na to przymknąć oko, ale nie wiem czy dam radę. To naprawdę dla mnie uwłaczające, że na dwa tygodnie przed naszym terminem, gdy jeśli wszystko pójdzie dobrze będziemy mogli się już widywać regularnie, on spotyka się z osobą, która jest w nim zakochana i która planowała z nim randkę. Co gorsza, mam wrażenie, że w pewnym sensie on pozwala na takie flirty uznając je za niewinne żarty. Nie przemawia do mnie argumentacja, że nie lubi łamać innym serce. Jakbym ja nie miała uczuć... Czy on naprawdę nie widzi tego, jak ja się czuję w takiej sytuacji? Jak odbiorę to, że dostanie od niej sentymentalny upominek, który już mu kupiła? Ona zapewne powie innym o tym spotkaniu, przez co poczuję się jeszcze bardziej podle... bo będę miała wrażenie, że to ona zajmuje miejsce, które się mi należy i inni zapewne pomyślą podobnie. W dodatku umówiła się z nim na nocne picie a z doświadczenia wiem, że to nie zawsze dobrze się kończyło. Jak mam być spokojna, gdy jeszcze jakieś dwie tygodnie temu zastanawiał się czy się z nią nie przespać? Co gorsza to wcale nie była pojedyncza myśl, tylko przewijało się to przez ostatnie miesiące. Słowa "nie martw się" już nie wystarczają. Mam dosyć jego czułego obejmowania się z obcymi mi osobami, masowania stópek, trzymania na kolankach, koleżeńskich pocałunków w usta i klepania po pupce, leżenia z przyjaciółkami na łyżeczkę obejmując się przy tym w talii czy spania razem z nimi z tuleniem się "po przyjacielsku". Tak samo nie potrafię już przechodzić obojętnie obok jego wielogodzinnych rozmów i żartów z innym o seksie. To dla mnie już za dużo. Nie mam już sił godzinami czy dniami wyciągać od niego informacji co znowu się wydarzyło. Nie chcę słuchać przeprosin i jego samobiczowania. Po prostu chcę być już spokojna a biorąc pod uwagę to co się wcześniej działo, nie potrafię przestać o tym myśleć. Czy ja naprawdę mam paranoję albo wymagam zbyt wiele?
Proszę, doradźcie coś, bo już sama nie wiem co robić. Co Wy byście zrobiły w mojej sytuacji? Czy mam prawo prosić, żeby zrezygnował tym razem? Odpuścił sobie te spotkania, aby mnie uspokoić?
Przepraszam jeśli ta wiadomość jest trochę chaotyczna i niespójna emocjonalnie. Pisałam ją w różnych okresach i początkowo chciałam ją wysłać gdy miało jeszcze miejsce wspomniane wcześniej wesele, ale nie byłam w stanie wtedy tego dokończyć. Możliwe, że pominęłam niektóre rzeczy, ale chyba udało mi się jednak zawrzeć tutaj większość tych naprawdę znaczących i istotnych. Ja naprawdę go kocham i nie chcę się z nim rozstawać. Może z powyższego opisu ciężko to wywnioskować, ale to jest miłość mojego życia a ja bardzo ostrożnie obchodzę się z takimi stwierdzeniami. Nikogo już tak dobrze nie poznam jak jego i przed nikim się tak nie otworzę jak przed nim. Naprawdę, wiemy o swoich najbardziej intymnych sekretach i tajemnicach o których nie rozmawialiśmy z innymi osobami. Z nikim tak nie planowałam przyszłości, nie rozmawiałam o wspólnym domku, dzieciach i zwierzątkach. Może te wizje są dosyć odległe, ale naprawdę czuję, że mają szanse się jeszcze spełnić. Wiem także, że nigdy nie podniósłby na mnie ręki (jest przeciwny przemocy a w życiu pobił się tylko dwa razy i to dawno temu: z dziewczyną a później chłopakiem, kiedy oni obrazili jego rodziców). Po prostu jestem pewna, że to jest ten jedyny i naprawdę chciałabym, żeby nam się udało. Teraz pragnę tylko tego, żeby starał się mnie zrozumieć, wczuć się w moją obecną sytuację i jednak postawił moje dobro nad innymi. Tylko tyle. Przez te dwa tygodnie naprawdę potrzebuję wsparcia, bez zamartwiania się o niego i o nas. Czy oczekuję zbyt wiele?

Przepraszam za rozbicie tego na dwa posty, ale ze względu na ograniczenie 65500 znaków na post nie byłam w stanie tego zamieścić inaczej. Proszę moderatorów o powstrzymanie się od próby scalania tekstu, bo może to doprowadzić do niepożądanych skutków, np. jego ucięcia.




 
 
Związki na odległość
Adenium
[Usunięty]

Wysłany: 2017-09-18, 08:09   

sunehri, czytając Twojego pierwszego posta szybko w mojej głowie pojawiło się pytanie: dlaczego z nim jesteś? dlaczego nie odpuścisz sobie tej znajomości? Doczytałam, że to ten jedyny, że go kochasz i żeby Wam się udało, ale... do mnie to jakoś nie przemawia, opisana przez Ciebie jego postawa mówi o czymś zupełnie innym niż wierność, traktowanie Ciebie na poważnie... Może jemu odpowiada taki styl życia? Na miejscu umawia się z innymi, a z Tobą może popisać o fantazjach z innymi... Nie brzmi to dobrze i nie dziwne, że masz dość i Cię to przytłacza. Czy ta znajomość jest warta takich poświęceń, by czekać aż mu się zachce stabilności w życiu i jednego stałego związku?
Post jest mega długi, ale w sumie kręci się wokół seksu z innymi w czasie związku z Tobą...




 
 
Związki na odległość
Żurawek 
Śmiertelna Nogawka



Wiek: 27
Dołączyła: 18 Paź 2014
Posty: 5179
Skąd: Polska

Wysłany: 2017-09-18, 10:13   

Scaliłam do istniejącego tematu.




Ludziom najtrudniej się przyznać, że ich życie nie ma żadnego znaczenia. Żadnego celu. Żadnej treści. Opowieść Podręcznej M. Atwood
23.10.15r.
 
 
 
Związki na odległość
sunehri 


Wiek: 32
Dołączyła: 17 Wrz 2017
Posty: 55
Skąd: Polska

Wysłany: 2017-09-18, 12:03   

Żurawek napisał/a:
Scaliłam do istniejącego tematu.

Prawdę mówiąc sama już nie wiem czy to był dobry pomysł aby zamieszczać to w tym dziale... :?
Chyba jednak wolałabym aby to było jakoś w osobnym temacie, dotyczącym tylko mnie.
Czy istnieje jeszcze możliwość przerzucenia dyskusji (tj. od dzisiejszego posta z 2:24 do tego którego właśnie piszę) do mojego prywatnego wątku (już istniejącego w dziale "Poznajmy się!" skoro nie mam dostępu ani do "Moje myśli zamienione w literki" ani do "Sprawy intymne")?




 
 
Związki na odległość
Milijon 
1 000 000



Wiek: 28
Dołączyła: 19 Sie 2017
Posty: 968
Skąd: Polska

Wysłany: 2017-09-18, 14:34   

sunehri, na pewno chcesz szczerości? Uważam, że koleś ewidentnie Cię nie szanuje i nie traktuje Waszego związku poważnie. Manipuluje Twoimi uczuciami, bawi się, jest niedojrzały emocjonalnie, bo nie potrafi zrozumieć, że jego zachowanie może być krzywdzące. Mam wrażenie, że jesteś jedyną osobą, która stara się podtrzymać ten związek przy życiu, a tak nie powinno być. Związek to forma partnerstwa - wymaga poświęcenia i starania z obu stron. Przepraszam, ale wydaje mi się, że idealizujesz osobę swojego partnera, co nie jest niczym dziwnym, zważając na uczucie, jakim go darzysz. Twój ukochany najwidoczniej bardzo Cię rani, nie mając przy tym wyrzutów sumienia.
Trzaśnijcie mnie w łeb, jeśli się mylę. Przepraszam za brutalną szczerość.

A, jeszcze jedno. Do działu "sprawy intymne" nie mają dostępu nawet niektórzy użytkownicy z rangą "zaufany", bo jak nazwa wskazuje, są tam rzeczy, które nie powinny być upubliczniane szerokiemu gronu odbiorców (również nie mam dostępu).
Trzymaj się!




Kiedy przyszłość przestała być obietnicą i stała się
zagrożeniem?
 
 
 
Związki na odległość
Castro 



Wiek: 37
Dołączyła: 08 Maj 2017
Posty: 825
Skąd: Polska

Wysłany: 2017-09-18, 17:46   

sunehri, przede wszystkim to gratulacje. Jesteś pierwszą osobą, której udało się wyczerpać limit znaków w poście.

Co do tematu... bardzo dobrze, że wybrałaś się do specjalisty i przyjmujesz leki, ale psychoterapia też mogłaby Ci bardzo pomóc.
sunehri napisał/a:
nie potrafiłam spać po nocach, ciągle bolał mnie brzuch, nie miałam w ogóle apetytu i jadałam jeden posiłek dziennie a zdarzało się, że wcale
sunehri napisał/a:
w ten sposób straciłam prawdopodobnie szanse na świetną posadę

sunehri napisał/a:
Może z powyższego opisu ciężko to wywnioskować, ale to jest miłość mojego życia a ja bardzo ostrożnie obchodzę się z takimi stwierdzeniami. Nikogo już tak dobrze nie poznam jak jego i przed nikim się tak nie otworzę jak przed nim.

To nie są normalne reakcje. To jest poziom stresu i somatyzacji adekwatny do sytuacji, w której Twój partner ląduje w stanie ciężkim na OIOMie, a nie przy byle sprzeczce w związku. Twoje zarzekanie się, że 'ten albo żaden' raczej przywołuje skojarzenia z niezdrową zależnością, zamiast pięknym uczuciem między dwojgiem ludzi.
sunehri napisał/a:
Po prostu chcę być już spokojna a biorąc pod uwagę to co się wcześniej działo, nie potrafię przestać o tym myśleć. Czy ja naprawdę mam paranoję albo wymagam zbyt wiele?
Proszę, doradźcie coś, bo już sama nie wiem co robić. Co Wy byście zrobiły w mojej sytuacji? Czy mam prawo prosić, żeby zrezygnował tym razem? Odpuścił sobie te spotkania, aby mnie uspokoić?

Pytasz czy masz prawo prosić... a ktoś Ci zabrania prosić? Prosić możesz zawsze, nie zawsze te prośby będą się spotykały z pożądaną reakcją. Twój partner prowadzi stereotypowe 'życie studenckie', co jest dość naturalne biorąc pod uwagę, że niedawno wszedł w wiek studencki. Jemu to odpowiada i najwyraźniej nie chce tego zmieniać. Ty możesz albo dojść do wniosku, że ani Cię ziębi ani grzeje, Wiesia, Kasia czy inna Marysia w łóżku z Twoim facetem albo możesz tą relację zakończyć. Alternatywnie możesz też wściekać się nadal, rwać sobie włosy z głowy i tracić zdrowie w oczekiwaniu, że on 'wreszcie się zmieni', ale taką postawę sugerowałabym leczyć, bo 'szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów'.

Zróbcie sobie oboje na wzajem przysługę i zakończcie ten związek, bo żadne z Was się do związku na odległość nie nadaje, a pewnie i bez odległości mogłoby Wam być ciężko cokolwiek rozsądnego wspólnie zbudować.




 
 
Związki na odległość
pan_da 



Wiek: 26
Dołączyła: 22 Maj 2017
Posty: 271
Skąd: łódzkie

Wysłany: 2017-09-27, 21:12   

sunehri, przyznam się szczerze, że nie przeczytałam wszystkiego co pisałaś. Ale nie zrobiłam tego bez powodu czy dlatego, że mi się nie chciało. Ja po prostu nie byłam w stanie tego przeczytać, bo z każdą kolejną linijką tekstu wkurzałam się coraz bardziej na tego kolesia.
On Cię w ogóle nie szanuje a już na pewno nie myśli o Tobie na poważnie. Proszę, zostaw go, bo naprawdę mam wrażenie, że jesteś tylko "laską z internetu", z którą wymienia się nudesami.
Szkoda Twojego zdrowia i nerwów. :(




17.12.2018 - przestałam uciekać od odpowiedzialności.
05.02.2019 - mówię prawdę, całą prawdę i tylko prawdę.
30.06.2019 - jak zagłuszyć wyrzuty sumienia?
 
 
 
Związki na odległość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,07 sekundy. Zapytań do SQL: 11