Rejestracja
Rejestracja
Autoagresywni Strona Główna
  Użytkownik: Hasło:



Poprzedni temat «» Następny temat
Związki na odległość
Autor Wiadomość
pinkrabbits 
mushi



Wiek: 31
Dołączyła: 11 Cze 2014
Posty: 332
Skąd: dolnośląskie

Wysłany: 2017-02-28, 00:59   

Jak tu czytam temat, to wiadomo, że się przewija praca albo inne miejsce zamieszkania. A ja się tak zastanawiam, jak się zapatrujecie na wyjazd na wymianę studencką będąc w związku. Mam taką możliwość, to było od zawsze moje największe marzenie (nie przesadzam), a zegar tyka i niedługo mogę już tej możliwości nie mieć.
Tylko pozostaje kwestia mojego faceta, który ma bardzo duże, zrozumiałe dla mnie zresztą, opory. Jesteśmy w związku ponad rok. Zaraz mamy razem zamieszkać. Jakby nie patrzeć jadę nie za chlebem, nie z przymusu. Chcę pojechać, żeby się sprawdzić, dobrze bawić i poznać przy tym mnóstwo osób. To niby tylko 4 miesiące i w dosyć bliskim mieście (stosunkowo), ale boję się, że mój facet nie wyobraża sobie związku na odległość. Próbuję z nim rozmawiać, ale narazie nic do niego nie dociera. Mam podejrzenia, że liczył, że mnie nie wezmą (co też w jakiś sposób rozumiem). On nie może ze mną pojechać w tym czasie, bo ma taką strukturę studiów, że ten semestr odpada. A ja coraz mniej wyobrażam sobie, żebym mogła zostać w Polsce, bo do tej pory powstrzymywała mnie w sumie najbardziej depresja.
Tylko dodam, że wyjeżdżam tylko na studia za granicę, poznać nowych ludzi. Mnie w ogóle nie ciągnie do całego tego flirtu, romansowania etc., a zdrady sobie nie wyobrażam. A wiem, jakie opinie krążą po ludziach jadących na takie wyjazdy :D




czasem myślę że wszystko jest szaleństwem
bo świat wokół pachnie bzem i agrestem
 
 
Związki na odległość
Fenoloftaleina 
Fenoloftaleina



Wiek: 25
Dołączyła: 01 Paź 2012
Posty: 6439
Skąd: lubuskie

Wysłany: 2017-02-28, 01:04   

pinkrabbits napisał/a:
było od zawsze moje największe marzenie (nie przesadzam)

Twój chłopak o tym wie i nie zachęca Cię sam do spełnienia tego marzenia?

pinkrabbits napisał/a:
4 miesiące i w dosyć bliskim mieście

Dosyć krótki wyjazd i nie na koniec świata. :P




She always has a smile
From morning to the night
 
 
 
Związki na odległość
lekkapatologia 
Sinusoida



Wiek: 32
Dołączyła: 11 Sty 2014
Posty: 1817
Skąd: kujawsko-pomorskie

Wysłany: 2017-02-28, 02:19   

pinkrabbits, Jej nie rozumiem Twojego chłopaka. Gdzie jakieś zaufanie? Cokolwiek. Jezu, przecież nie wyjeżdżasz na koniec świata i nie na zawsze tylko na 4 miesiące. Jakie są jego argumenty przeciw?



Nie wiem jak ty. Mało ludziom wierzę
Mam wrażenie, że się gubią, kiedy mówią szczerze
Czuję, czuję, że pulsują moje bzduromierze.
 
 
Związki na odległość
pinkrabbits 
mushi



Wiek: 31
Dołączyła: 11 Cze 2014
Posty: 332
Skąd: dolnośląskie

Wysłany: 2017-02-28, 20:40   

Fenoloftaleina napisał/a:
pinkrabbits napisał/a:
było od zawsze moje największe marzenie (nie przesadzam)

Twój chłopak o tym wie i nie zachęca Cię sam do spełnienia tego marzenia?

Myślę, że wie, ale może nie do końca zdawał sobie sprawę. Ja jestem znana z gadania co to nie zrobię i wiadomo, że tylko część tych rzeczy udaje mi się zrealizować. Trochę taka w gorącej wodzie kąpana.

lekkapatologia napisał/a:

Gdzie jakieś zaufanie? Cokolwiek. Jezu, przecież nie wyjeżdżasz na koniec świata i nie na zawsze tylko na 4 miesiące. Jakie są jego argumenty przeciw?

Narazie w ogóle nie ma żadnych argumentów, tylko tyle, że nic z nim nie ustalałam. Czekam, aż on się do mnie odezwie, bo tak się umówiliśmy. Myślę, że on po prostu nie chce zostać tu sam, kiedy ja będę sobie podróżować bez niego. Albo się boi, że już do niego nie będę chciała z nim być po wyjeździe. Tak obstawiam.
Rozmawiałam z nim o tym dość luźno na jesieni, ale teraz mi powiedział, że myślał, że to 'kolejny z moich pomysłów'. Żeby być fair, to mówił, że może pojechać ze mną, ale myślę, że nie brał pod uwagę tego semestru... Mimo, że o nim też mówiłam.
No tak, mogłabym czekać jeszcze rok, żeby mógł pojechać ze mną, ale ja też chcę już skończyć te studia, mieć jakąś pracę może. Wydaje mi się, że za rok będzie za późno.

Dzięki za odpowiedzi, bo poczytałam sobie po internetach, i jedni mówią, że to nic wielkiego, a drudzy, że po co narażać związek i sobie tego nie wyobrażają.




czasem myślę że wszystko jest szaleństwem
bo świat wokół pachnie bzem i agrestem
 
 
Związki na odległość
emilyrose 


Wiek: 31
Dołączyła: 21 Lut 2013
Posty: 85
Skąd: świat

Wysłany: 2017-03-10, 10:43   

pinkrabbits napisał/a:
Jak tu czytam temat, to wiadomo, że się przewija praca albo inne miejsce zamieszkania. A ja się tak zastanawiam, jak się zapatrujecie na wyjazd na wymianę studencką będąc w związku. Mam taką możliwość, to było od zawsze moje największe marzenie (nie przesadzam), a zegar tyka i niedługo mogę już tej możliwości nie mieć.
Tylko pozostaje kwestia mojego faceta, który ma bardzo duże, zrozumiałe dla mnie zresztą, opory. Jesteśmy w związku ponad rok. Zaraz mamy razem zamieszkać. Jakby nie patrzeć jadę nie za chlebem, nie z przymusu. Chcę pojechać, żeby się sprawdzić, dobrze bawić i poznać przy tym mnóstwo osób. To niby tylko 4 miesiące i w dosyć bliskim mieście (stosunkowo), ale boję się, że mój facet nie wyobraża sobie związku na odległość. Próbuję z nim rozmawiać, ale narazie nic do niego nie dociera. Mam podejrzenia, że liczył, że mnie nie wezmą (co też w jakiś sposób rozumiem). On nie może ze mną pojechać w tym czasie, bo ma taką strukturę studiów, że ten semestr odpada. A ja coraz mniej wyobrażam sobie, żebym mogła zostać w Polsce, bo do tej pory powstrzymywała mnie w sumie najbardziej depresja.
Tylko dodam, że wyjeżdżam tylko na studia za granicę, poznać nowych ludzi. Mnie w ogóle nie ciągnie do całego tego flirtu, romansowania etc., a zdrady sobie nie wyobrażam. A wiem, jakie opinie krążą po ludziach jadących na takie wyjazdy :D



Ja też "miałam" taki dylemat a właściwie nie miałam bo wyszłam z założenia, że jak mamy być razem to będziemy i mój wyjazd tego nie zepsuje a jeśli zepsuje to widocznie nie było nam dane.

U mnie to trochę inna sytuacja bo wyjechałam na drugi koniec świata (dosłownie) i na prawie dwa lata a nie 4 miesiące, więc związek po 3 miesiącach się rozpadł, ale mimo wszystkod decyzję o wyjeździe, uważam za nejlepszą decyzję jaką w życiu podjęłam.

Jeśli to Twoje marzenie JEDŹ!!!!! Spełnij je!!! Moim zdaniem, kluczem do szczęśliwego związku jest najpierw bycie szczęśliwym z samym sobą. Jeśli chłopak Cię naprawdę kocha, postawi Twoje marzenia ponad swoje objekcje, a jeśłi nie umie tego zrobić to może facet nie dla Ciebie.

Poza tym 4 miesiące tot ak naprawdę nic. Mówisz, że nie chcesz jechać aż tak daleko, więc może raz przyjedziesz ty, drugi raz on i jakoś wyjdzie, że z raz w miesiącu się zobaczycie. Nie będzie tak źle.

pinkrabbits napisał/a:
Dzięki za odpowiedzi, bo poczytałam sobie po internetach, i jedni mówią, że to nic wielkiego, a drudzy, że po co narażać związek i sobie tego nie wyobrażają.


Więc lepiej narazić swoje szczęście, marzenia i plany? Nie życzę Wam źle i oczywiście mam nadzieję, że to ten jedyny i przetrwacie ale pomyśl, że nie pojedziesz a powiedzmy za 2-3 lata się rozstaniecie.

Święte słowa naszych babć jak kocha to poczeka. Porozmawiaj z nim wytłumacz jak to wygląda z Twojej strony, jak już pojedziesz mów o tym co robiłas, jak spędziłaś dzień, kogo poznałaś, żeby wiedział że mimo odległości jest ważny i nie wyjechałaś szukać jego zastępstwa.




 
 
Związki na odległość
Czarny Pan 


Wiek: 28
Dołączył: 05 Maj 2017
Posty: 113
Skąd: mazowieckie

Wysłany: 2017-06-01, 17:59   

emilyrose, W pewnym stopniu się zgodzę, ale sama widzisz że jak wyjechałaś to twój związek się rozpadł bo to logiczne że za duża odległość i ilość czasu. Jeśli ktoś ma marzenie gdzieś wyjechać zająć się sobą to nie ma miejsca na związek, nie można zjeść jabłka i mieć jabłko. Jeśli chcesz się jeszcze bawić i wgl to gdy jesteś z kimś kto chce spędzić z Tobą życie i mieć rodzinę to znaczy że jeszcze nie czas na taki związek.



 
 
Związki na odległość
Castro 



Wiek: 37
Dołączyła: 08 Maj 2017
Posty: 833
Skąd: Polska

Wysłany: 2017-06-01, 21:11   

Czarny Pan napisał/a:
Jeśli ktoś ma marzenie gdzieś wyjechać zająć się sobą to nie ma miejsca na związek, nie można zjeść jabłka i mieć jabłko.

To wszystko zależy od tego co na to partner/ka.
Czarny Pan napisał/a:
Jeśli chcesz się jeszcze bawić i wgl to gdy jesteś z kimś kto chce spędzić z Tobą życie i mieć rodzinę to znaczy że jeszcze nie czas na taki związek.

Jeżeli dwie osoby tworzące związek mają różne aspiracje i wyobrażenia o swoich wspólnym życiu, to taki związek ma małe szanse na powodzenie niezależnie od tego czy istnieje problem odległości czy nie.




 
 
Związki na odległość
Czarny Pan 


Wiek: 28
Dołączył: 05 Maj 2017
Posty: 113
Skąd: mazowieckie

Wysłany: 2017-06-01, 22:36   

Cytat:
To wszystko zależy od tego co na to partner/ka.
no może są osoby które by się zgodziły, ale, jeśli chce się z kimś być to trzeba ten dystans zmniejszać a nie zwiększać.



 
 
Związki na odległość
meryl 


Dołączyła: 08 Sie 2013
Posty: 12
Skąd: mazowieckie

Wysłany: 2017-07-17, 17:41   

Praca zagranicą to nic dobrego. Przekonałam się o tym na własnej skórze. Mąż przyjeżdżał raz w miesiącu a potem coraz rzadziej i rzadziej, aż w końcu oświadczył, że ułożył sobie życie i nie wraca do nas. Na tyle był w porządku, że stawił się na rozprawie. Reprezentował mnie adwokat, który perfekcyjnie poprowadził sprawę i wywalczył dla dzieci uczciwe alimenty.

[ Komentarz dodany przez: Żurawek: 2017-07-17, 17:53 ]
Usunęłam link reklamowy.




Ostatnio zmieniony przez Żurawek 2017-07-17, 17:52, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Związki na odległość
Euphoriall 



Wiek: 34
Dołączyła: 18 Gru 2009
Posty: 10445
Skąd: świat

Wysłany: 2017-07-24, 21:07   

Drugi raz mnie to dopadło. Tylko tym razem zdążyliśmy ze sobą mieszkać ponad pół roku.
Cholernie mi go brakuje, ale powoli się przyzwyczajam i żyję myślą, że pojadę do niego za kilka miesięcy.
Rozmawiamy przez telefon i przez Skype'a. Początkowy tydzień to była masakra - co rozmowa to był jeden wielki płacz z mojej strony. Teraz już jest ciut lepiej, ale też za dużo czasu nie minęło.




Przejęcie kontroli nad światem za pomocą łyżeczki i waty cukrowej
Na przypale, albo wcale - o tym będą musicale!
Jak widelcem kompot jesz.
 
 
Związki na odległość
Artemisia 



Wiek: 29
Dołączyła: 27 Lip 2016
Posty: 711
Skąd: Europa

Wysłany: 2017-07-24, 22:19   

Szamanka napisał/a:
Początkowy tydzień to była masakra - co rozmowa to był jeden wielki płacz z mojej strony.

A z jego?

Pamiętam jak sama byłam w takim związku przez kilka miesięcy, jak mój chłopak musiał pojechać do domu w sprawach zdrowotnych. Rozumiem jak ciężko Ci jest, ale może poszukasz jakieś czynności, które sprawią, że mniej Ci będzie go brakować?




"Na całe szczęście wiem jak radę dać bez wiary
I znalazłem wielu, którzy drogę pokazali mi.
Przez całe życie na najwyższej pędzą fali.
Pochmurne niebo im na głowy się nie zwali."
 
 
Związki na odległość
Zakręcona 
Nikt ważny



Dołączyła: 01 Paź 2014
Posty: 629
Skąd: Polska

Wysłany: 2017-07-25, 11:31   

Nie wierzę w takie związki. Może też zależy od stażu lub stopnia zaangażowania. Mój chłopak po ukończeniu studiów przeprowadził się do innej miejscowości i tak powoli kontakt się urwał, coraz rzadziej dzwoniliśmy do siebie i zakończył się związek. Nie było jakiegoś żalu czy poczucia straty to pewnie uczucie nie było jakieś mocne.



 
 
Związki na odległość
Namelost 


Wiek: 25
Dołączyła: 21 Maj 2017
Posty: 33
Skąd: wielkopolskie

Wysłany: 2017-08-05, 10:54   

Na dłuższą metę takie coś nie zadziała :/ ciężko być razem bez fizycznego kontaktu, zobaczenia się na żywo, no telefon to nie to samo. Poza tym każda strona żyję w zupełnie innym otoczeniu. No i nigdy nie ma 100%, że partner jest nam wierny, bo może zdradzić, a my nigdy się nie dowiemy, bo on i wszyscy jego znajomi są zbyt odlegli, by cokolwiek do nas dotarło



 
 
Związki na odległość
Castro 



Wiek: 37
Dołączyła: 08 Maj 2017
Posty: 833
Skąd: Polska

Wysłany: 2017-08-05, 23:28   

Namelost napisał/a:
Na dłuższą metę takie coś nie zadziała

350km, niedługo 4 lata i nie przestajemy liczyć. ;)
Namelost napisał/a:
No i nigdy nie ma 100%, że partner jest nam wierny, bo może zdradzić

Zdradzić może Cię też partner, z którym mieszkasz. Jak ktoś chce zdradzić, to zdradzi. Jak ktoś do partnera nie ma zaufania, to go nie będzie miał nawet jak go na krok nie będzie odstępował.




 
 
Związki na odległość
sunehri 


Wiek: 32
Dołączyła: 17 Wrz 2017
Posty: 55
Skąd: Polska

  Wysłany: 2017-09-18, 02:24   Trudny związek na odległość - Nie wiem już co robić

Nie wiem od czego zacząć. Generalnie zawsze byłam przeciwna publicznemu praniu brudów, wyżalaniu się na forach i proszeniu o rady (szczególnie te dotyczące związków) obcych ludzi, ale tym razem chyba jednak potrzebuję zewnętrznego spojrzenia na sprawę, takiej chłodnej oceny od zupełnie obcej osoby. Nie chciałabym mieszać w to znajomych bo po pierwsze tak naprawdę do nikogo nie mam aż takiego zaufania, żeby o wszystkim jawnie powiedzieć a po drugie zwyczajnie się wstydzę i jest mi trochę głupio. Dlatego chciałabym to zrobić anonimowo, gdzie nikt nie powiąże tych zwierzeń z moją osobą.
Wydaje mi się, że do zrozumienia moich problemów trzeba by mieć wgląd w moją historię na przestrzeni co najmniej ostatniego roku. Wiele rzeczy się ze sobą wiążę, stare sprawy powracają a rany zamiast się goić są nieustannie rozdrapywane.
Zacznę od tego, że mam 25 lat i od ponad roku jestem w skomplikowanym związku z 19-latkiem. Dlaczego skomplikowanym? Cóż, jest to związek na odległość czy jak nieraz wypomina mi mój luby - "internetowy". Nie chcę wnikać w szczegóły, dlaczego tak się stało, ale tak jest praktycznie od roku. Doprowadził do tego splot pewnych zdarzeń o których nie chcę teraz mówić. Niech będzie, że to moja wina. Nawet jeśli niektóre rzeczy były niezależne ode mnie, to mój ukochany jest tutaj kompletnie niewinny. Nie chcę dalej rozgrzebywać tego tematu. Proszę też nie pytać mnie i nie oceniać dlaczego związałam się z młodszym. Nie o tym jest ten wątek.
Poznaliśmy się bliżej w zeszłym roku przez Internet, gdy był w klasie maturalnej (zaczynał szkołę rok wcześniej). W sumie niby znaliśmy się wcześniej, ale dopiero na przełomie marca/kwietnia 2016 zaczęliśmy ze sobą prywatnie korespondować. To on się do mnie odezwał. To były długie i pasjonujące rozmowy. Od zawsze ceniłam go ze względu na jego hobby i tego jak się do niego przykłada (chociaż miał problemy ze systematycznością), ale wtedy dodatkowo zaimponował mi swoimi zainteresowania, pasjami, ambicjami i osiągnięciami (stosownymi do wieku, rzecz jasna - np. wygrane w konkursach fizycznych). Mieliśmy też praktycznie takie same poglądy na życie. Był bardzo dojrzały jak na swój wiek. Taki umysł ścisły, z którym swobodnie mogłam porozmawiać o poglądach, nauce i po części polityce mimo różnicy wieku. Można nawet powiedzieć, że bałam się, że za kilka lat nie dotrzymam mu kroku. Prawdę mówiąc, obecnie trochę brakuje mi tych rozmów, bo odeszły one trochę w odstawkę, ale tutaj ciężko jednoznacznie wskazać winnego, więc zostawmy to. W każdym razie on miał wtedy dziewczynę, trzecią swoją stałą partnerkę, z którą sypiał (o "niestałych" może wspomnę później). Nazwijmy ją Asia (nie chcę zdradzać prawdziwych imion). Swoje życie seksualne zaczął wcześniej, w wieku 15 lat, ale mi to nie przeszkadzało, może wręcz w jakimś stopniu imponowało, że jest tak doświadczony i otwarty tutaj na różne sprawy (ostrzejszy seks, pieszczoty w miejscach publicznych). Żalił się jednak, że z obecną partnerką mu się nie układa na tym polu. On się starał, zawsze doprowadzał ją do orgazmu nawet minetką a ona często nie chciała mu się odwdzięczać. Niby się bała, że zostaną nakryci (wiadomo, wtedy nie mieli za bardzo warunków i robili to po kryjomu), ale z drugiej strony sama nie miała nic przeciwko pieszczotom w swoją stronę. Zaczął czuć, że to nie jest to... W pewnym momencie wyznał mi, że nie wie co w niej widział. Kochał ją, ale jako przyjaciółkę a nie pożądał jej. Nie chciał się z nią rozstawać do czasu matur, bo mogłaby się załamać i zawalić je. Bardzo pomagał jej w matematyce i w sumie doprowadził do tego, że cudem udało się jej zdać podstawę. Cała jej rodzina była mu wdzięczna (nie wiedzieli, że oni są a w zasadzie byli razem). W tym czasie nasz kontakt się pogłębiał, szczególnie w rozmowach po alkoholu dochodziło do bardzo prywatnych i intymnych zwierzeń oraz rozmów o życiu. Wydawało mi się, że jesteśmy ze sobą blisko i nawet kilka razy prawie przekroczyliśmy koleżeńską barierę, ale ostatecznie się powstrzymywaliśmy. Poza tym, on jeszcze sypiał ze swoją dziewczyną. Jak później go spytałam, sam nie wiedział dlaczego... Faktycznie jednak rozstał się z nią w maju. Myślałam, że to moja szansa. Głupio mi przyznać, ale można powiedzieć, że czekałam na ten moment. I tu zaczyna się pierwszy zgrzyt...
W drugiej połowie maja wybrał się z przyjaciółkami do klubu. Oficjalnie nie byliśmy jeszcze razem, ale myślałam, że nasze dwuznaczne rozmowy coś znaczą. Tymczasem on z jedną dziewczyną urządził sobie siedzenie na kolanka i pocieszanie jej, z inną zaś pocałował się w usta. Niby to jego przyjaciółka rzuciła hasło i powiedziała, że mają się pocałować a on traktował to jakby to jakby to była zwykła codzienna czynność, ale troszkę serduszko mnie zabolało, bo wydawało mi się, że po tych kilku miesiącach bardzo intymnych rozmów jednak coś więcej dla niego znaczę. On zauważył, że mnie skrzywdził i miał "lekkie wyrzuty sumienia" (dosłowny cytat). Zapewniał mnie też, że do niczego więcej nie doszło i nie muszę być zazdrosna. W każdym razie zrozumiał, że między nami to już nie tylko niewinny flirt a obydwoje się w to angażujemy. Jak mówię, nie mogę go za to winić, bo oficjalnie nie byliśmy jeszcze razem... Paradoksalnie, po tym zdarzeniu można mówić o początkach naszego związku. Wszystko jednak odbywało się dosyć powoli. Jeszcze w lipcu i sierpniu słyszałam, że nie wie czy mnie kocha bo on jest ostrożny z takimi deklaracjami. Pierwszy raz taką właściwą deklarację miłości usłyszałam pod koniec września i chociaż na początku października raz wkradło się do niej słówko "chyba" to później już był całkowicie pewny swoich słów. Ale to nie tak, że przez ten cały okres nie było czułości. Po prostu musiałam trochę na takie wyznanie poczekać.
I pewnie dzisiaj byłoby wszystko super... gdyby nie to, że popełniłam szereg błędów za które teraz obydwoje cierpimy. Jak wspomniałam już wcześniej, to praktycznie z mojej winy, przez moje porażki i zaniedbania, jesteśmy teraz w związku na odległość. Ta rozłąka niestety bardzo daje się we znaki.
W tym czasie mniej więcej, czyli na początku jego studiów, poznał on na Badoo (taki serwis randkowy) pewną dziewczynę (Olgę) która studiowała inny kierunek na politechnice. Ta znajomość szybko przeniosła się na FB a później doszło między nimi do spotkania. Trochę zabolało mnie, że nie powiedział mi o tym od razu tylko sama do tego doszłam, szperając trochę. Jeszcze to zdziwienie, skąd o tym wiem. Poza tym, aż do stycznia tego roku na tamtym portalu występował jako singiel "poszukujący bratniej duszy z którą mógłby założyć rodzinę" (zmienił to gdy powiedziałam, że jest mi z tego powodu trochę przykro). Ostatecznie jednak z tamtą Olgą do niczego wtedy nie doszło poza kilkoma spotkaniami (podobno pomagała odnaleźć się mu w nowym mieście gdy ja nie byłam w stanie), które się urwały gdy powiedziałam wprost, że czuję się przez nią zagrożona.
Nie powiedziałam jeszcze o jednej, dosyć istotnej rzeczy. Mój luby zamieszkał w nowym mieście ze swoją byłą... Tak, wynajęli tam razem mieszkanie na studia. Jakkolwiek jednak dziwnie to brzmi, obecnie nie czuję się przez nią zagrożona. Wiem, że traktuje ją wyłącznie jako przyjaciółkę i nie jest nią zainteresowany pod względem romantycznym czy seksualnym. Na początku jednak nie było mi tak łatwo... On jest osobą która bardzo lubi się tulić i okazywać drobne czułości również wobec przyjaciół. Nie ukrywam, że ciężko było mi to zaakceptować gdy dowiadywałam się, że oglądają sobie razem filmy pod kołderką, tulą się, czy zasypiają wtuleni w siebie. Dochodziły do tego inne sytuacje, jak np. klepanie się po pupie i jakoś nie przemawiało do mnie, że to tylko "po przyjacielsku". Teraz jednak wiem, że on nie jest nią zainteresowany ani pod względem związku ani czysto seksualnym. Nie czuję się już przez nią zagrożona, więc przynajmniej tutaj jestem spokojna.
Przez kolejne miesiące było w miarę ok, pomijając oczywiste trudy związku na odległość. Później jednak zaczęły pojawiać się rzeczy, które nieraz ciężko mi było przełknąć. Zacznę jednak od małego incydentu w styczniu, kiedy to koleżanka (Patrycja) w jego urodziny opublikowała na jego tablicy na FB widoczne tylko dla znajomych zdjęcie... które przedstawiało mojego lubego po wyjściu z wanny, owiniętego wyłącznie ręcznikiem. Nie ukrywam, że to mnie troszkę ukuło w serduszko i doprowadziło do sprzeczki między nami, gdyż myślałam, że takie materiały są zarezerwowane wyłącznie dla nas (tak, wysyłaliśmy sobie nawzajem tzw. nudeski). Tłumaczył się, że to tylko dla beki, ale komentarze pod zdjęciem wydawały się temu przeczyć (on do niej: "Myślałem, że nudeski zachowasz tylko dla siebie :/", ona: "Tylko tę fajniejszą część ;)"). Przypominam również, że wtedy na Badoo miał jeszcze status singla, chociaż nie wiem czy ona o tym wiedziała. Ostatecznie jednak przyjęłam jego wyjaśnienia, gdyż koniec końców nie było tam stricte nagości a ona zarzekał się, że po prostu przy tej koleżance ma taki gimnazjalny humor. Zresztą pokazał mi, że wymieniali się już wcześniej podobnymi materiałami, atencyjnymi fotkami okraszonymi jakimś prowokacyjnym komentarzem (np. "zgwałcę Cię przy najbliższej okazji" a ona w odpowiedzi - "ciągnij mnie za włosy <3"). Nie powiem, że to mi się do końca podobało, ale ostatecznie odpuściłam ten temat.
Powinnam w tym miejscu wspomnieć, że tę koleżankę poznałam w sumie wcześniej niż lubego. Pod koniec lipca 2015 dołączyłam do jej nieistniejącej już grupki na fb. Ona posiada praktycznie takie samo hobby co on. Nie chciałabym za wiele zdradzać, ale powiem, że to dosyć zamknięta społeczność. Próbowałam z nią nawiązać trochę bliższą znajomość, ale nigdy nic z tego nie wyszło. Od lubego słyszałam, że ona miała jakieś niemiłe przeżycia i generalnie odcina się od osób spoza tego środowiska. Może coś w tym jest... Chociaż z drugiej strony sama zaprzyjaźniłam się z dwoma innymi dziewczynami, które również się tym zajmują aczkolwiek nie są one powiązane konkretnie z tamtą grupką (chociaż na pewno się kojarzą).
Naprawdę drażliwe dla mnie sytuacje zaczęły się jednak później. Może z początku nie było to nic wielkiego, ale mimo wszystko za każdym razem troszkę mnie to kuło w serduszko. Bodajże w marcu mój chłopak zaczął chodzić na takie studenckie domówki, gdzie wkrótce uformowała się bliższa grupka kolegów i koleżanek. Nie miałam nic przeciwko, tym bardziej, że sama nie mogłam niestety tak dotrzymywać mu towarzystwa. W każdym razie w pewnym momencie zaczęli często grywać w alkoholowy wariant "ja nigdy nie...". Polegało to na tym, że wszyscy po kolei wypowiadają to zdanie kończąc je jakimś wyznaniem a potem osoby które jednak tego doświadczyły (może to dotyczyć także tej rzucającej hasło) biorą shota. Problem w tym, że upodobali sobie wyznania o seksie lub z tym związane. Nie chcę wyjść na zołzę i naprawdę się tego nie czepiałam, ale chciałam chociaż wiedzieć, jakie tematy się przewijały i do czego przyznał się mój luby. No a tu niestety pojawił się problem, bo on nie był skory do takich rozmów. Próbował tłumaczyć się prywatnością innych, że to ich sprawy (chociaż wcale nie pytałam o ich odpowiedzi - zresztą, nawet nie znałam tych osób) i powiedział, że jak chcę wiedzieć to niech sama do nich przyjadę (co było wtedy niemożliwe). Gdy w końcu godził się o tym rozmawiać (takich sytuacji było kilka) to często niewiele już pamiętał. Udało mi się jednak wyciągnąć z niego, że przyznał się do wielokrotnego seksu bez zobowiązań na jedną noc, trójkąta z dwoma dziewczynami, zdrady (później wyjaśnię - chodziło o byłą, ze swoją przyjaciółką od trójkąta, ale podczas tej alkoholowej zabawy nie wyjawił żadnych szczegółów, nawet tego, że tyczyło się to byłej), całowania osoby tej samej płci czy oralnego z facetem. Tak, miał taki incydent, a w zasadzie dwa a do tego kilkanaście razy całował się z różnymi kolesiami (głównie na dyskotekach, po alkoholu), zaś w pierwszej gimnazjum nawet miał chłopaka (wynikły z tego później problemy z rodzicami gdy się o tym dowiedzieli). Ja naprawdę nie czepiałam się jego przeszłości, akceptowałam ją, ale było mi troszkę nie w smak, że zaczął się nią chwalić na prawo i lewo. Gdy mi o tym wcześniej opowiadał, był bardzo skryty, wyciągałam to z niego dosłownie miesiącami a on zarzekał się wtedy, że dotychczas wiedzieli o tym tylko jego najbliżsi przyjaciele z dzieciństwa. Podczas tych domówek miałam jednak wrażenie, jakby zupełnie nie przejmował się tym, że obnaża się przed grupą osób, których do końca nie zna. Ba, podobno to on sam rzucił to hasło o lodziku bo był ciekaw które koleżanki robiły dobrze facetom. Miałam też wrażenie, że niektórymi rzeczami wręcz się chwalił i były one dla niego powodem do dumy chociaż przy mnie wcześniej twierdził, że ich żałuje i źle wspomina (seks bez zobowiązań/trójkąt). Zaczęłam wątpić w jego twierdzenia, że w głębi duszy jest wielkim monogamistą i zawsze chciał się kochać tylko z jedną osobą (dosłownie tak mi wcześniej powtarzał). Nie podobało mi się też do końca o tym, że mówił o rzeczach które dotyczyły pośrednio mnie, np. chęci spróbowania seksu analnego (jego znajomi wiedzieli już wtedy, że jest ze mną). Chociaż było mi trochę przykro to nie krytykowałam go jednak, tylko sugerowałam, żeby bardziej uważał na to co komu mówi. On stwierdził, że nie przejmuje się plotkami, nie myśląc o tym, że mnie również mogą boleć rzeczy które ludzie mówią na jego temat. Pod koniec maja przyznał się nawet, że ktoś z jego "zaufanej grupki" zaczął rozpowiadać, że on sypia z jedną dziewczyną (czy raczej, że ruchał się z nią jednej nocy) i oczywiście nie miał na myśli mnie. Niech będzie, że jej imię to Ewelina. Luby opowiadał to jakby to była jakaś zabawna historia, chociaż mnie do śmiechu wcale nie było. To była jego przyjaciółka z którą uczył się razem matematyki, czasami zarywając noce (to wtedy rzekomo miało do tego dojść). Nie minęły dosłownie dwa dni a późnym wieczorem (po 22) dostałam maila z zapytaniem co by było, gdyby został na noc u koleżanki. Praktycznie od razu jak to przeczytałam zapytałam co się dzieje, czując niepokój. Chodziło oczywiście o Ewelinę. Przyznał się, że przyszedł mu przez głowę seks z nią bo czuje się samotny, brakuje mu czułości i trochę wypił. W dodatku nieco wcześniej kilka razy fantazjował o kimś innym (w tym wspomnianej wcześniej Oldze... i koledze, którego ledwie wtedy znał). Wracając jednak do Eweliny, myślał o oralnym w obydwie strony i penetracji, z wytryskiem na brzuch i do środka (naprawdę długo musiałam wyciągać od niego ten opis). Zapewniał mnie jednak, że wszystko jest ok... po czym po chwili totalnie zbił mnie pytaniem "co gdybym dzisiaj... wiesz?". Ostatecznie do niczego wtedy nie doszło, ale on wcale nie zamierzał rezygnować z jej towarzystwa. Włóczył się z nią po mieście dalej pijąc alkohol i kontaktując się ze mną przez messengera, nie widząc w tym oczywiście nic złego, gdy ja dosłownie umierałam zapłakana sama w domu czekając aż odpisze. W końcu po moich błaganiach wysłał mi zdjęcie, gdzie siedział u siebie na łóżku w samych bokserkach. Ona oczywiście też była u niego w mieszkaniu i "gadali trochę o seksie", "tak dosyć otwarcie", ale nie chciał nic więcej powiedzieć, bo to w końcu "prywatne sprawy". Powtarzał tylko, że w ogóle nie powinnam się przejmować. Był wtedy już po 4 piwach. Mój koszmar trwał prawie do 4 w nocy, kiedy w końcu ona opuściła jego mieszkanie. Później, gdy trochę wytrzeźwiał, stwierdził, faktycznie mogę być na niego zła i przeprasza za to... w jednym zdaniu. Koło południa zasugerował zaś, że może powinniśmy trochę odpocząć od siebie...
Gdy kilka dni później spytałam, dlaczego właśnie ona (Ewelina) to usłyszałam, że jest niezdolna do związków na dłuższą metę i przynajmniej nie zaczęłaby o niczym myśleć. Podobno faceci sami wskakują jej do łóżka, ale ona nie jest taka, żeby się tym przechwalać. Nie powiem, żeby to mnie uspokoiło. Na dokładkę, na początku czerwca "pochwalił" mi się, że za jej na mową założył konto na Tinderze i rywalizują ze sobą kto zgarnie więcej matchów, jednak mam się tym nie przejmować (Później jeszcze pokazywał mi screenshoty mające dowodzić tego, że dla niego to tylko głupia zabawa, np. pisał do dziewczyn, że szuka kogoś na "ostre ruchanie". Do mnie zupełnie nie przemawia taki humor. Mówiłam już, że w Prima Aprilis mój luby wpadł na pomysł, żeby oznajmić mi, że zdradził mnie z jakąś kobietą? Oczywiście to też była wyrafinowana forma żartu...). Kolejnego dnia usłyszałam, że nie ma dnia aby nie rozważał bycia z kimś innym albo chociaż przygody na jeden raz, ale ostatecznie zostaje przy mnie. W końcu, gdy pewnego dnia wróciliśmy do rozmowy o tym co się wydarzyło pod koniec maja to przyznał, że nawet gdyby spróbował z Eweliną, to "byłoby ok" (to dokładnie jego słowa!), bo mimo, że ona lubi zdobywać mężczyzn to nie jest głupia i szanuje facetów a takimi przygodami nie chwali się każdemu. No i podeszłaby do tego "bezuczuciowo". Przyznał się również do tego, że przez tamtą noc myślał o tym co jakiś czas i w sumie nie miałby wtedy nic przeciwko, więc gdyby tylko ona coś zaproponowała to pewnie by do tego doszło. Potwierdził również, że miał na myśli oralny i pozycję na misjonarza. Więcej nie chciał powiedzieć, bo "nie chce mu się już o tym rozmawiać" a poza tym to "sprawa między nim a ją". No i oczywiście moje ulubione: "nie pamięta wszystkiego". Nie muszę chyba mówić, jak bardzo mnie to "pocieszyło" i jak to wszystko na mnie działało, prawda? Najgorsze jest to, że on się jeszcze na mnie gniewał, gdy nie chciałam z nim za bardzo rozmawiać przez messengera, kiedy akurat był razem z Eweliną... a ja naprawdę to przeżywałam i nie chciał powiedzieć czegoś głupiego.
Cofnę się teraz do wcześniejszych wydarzeń, które miały miejsce w połowie kwietnia. Przepraszam, że tak chaotycznie, ale ciężko mi to wszystko ująć w jedną całość. Mieliśmy wtedy dwa ciche dni, powiedzmy, że z mojej winy. Gdy znów wszystko wróciło do normy, dowiedziałam się, że coś się wydarzyło gdy on był na imprezie w tamtym czasie i spił się trochę. Gdy zobaczył, że dwoje kolesi zaczęło palić "po studencku", postanowił spróbować tego samego z koleżanką (nazwijmy ją Oliwia) i to kilka razy. Dotykał wtedy jej ust swoimi, ale oczywiście według niego to nie był pocałunek ani tym bardziej żadna zdrada. Wszyscy tam byli w związkach i żaden się nie przyznał swojej połówce, więc chyba powinnam być "wdzięczna" za takie wyznanie. Najgorsze jednak było to, co jej wtedy powiedział. Gdy tamta spytała go, czy ma dziewczynę, on odparł, że "sam już nie wie". Wtedy ona się zbliżyła i do tego doszło. To mnie najbardziej boli, że z powodu tak krótkiej przerwy między nami potrafił nagle o mnie zapomnieć. Oczywiście przepraszał mnie i twierdził, że "czuje się okropnie" i ma "ogromne wyrzuty sumienia" z tego powodu, ale nie zapomniał też wypomnieć mi, że był "zdenerwowany" naszą sytuacją i czuł się olany przeze mnie. Wtedy przyznał się również do tego, że czasem myśli o odnowieniu kontaktu z Olgą, ale nie zrobi tego, bo wierzy w nas.
Nie wspomniałam tutaj jeszcze o jednym, bardzo istotnym wydarzeniu. W maju mieliśmy bardzo poważny kryzys, ja straciłam pracę na etacie i zaczęłam chwytać się gorzej płatnych zleceń. Utraciłam też swoją niezależność i byłam zmuszona wrócić do rodziców. Mój luby miał już dosyć związku na odległość i dał mi ultimatum (sam użył takiego określenia) do 12 maja... a ja nie dałam rady, szczególnie, że tego dnia byłam pochłonięta robotą. Postanowił zakończyć nasz związek, chociaż czuję, że to w dużej mierze moja wina, bo może za mało się starałam. Wcześniej zapewniał mnie, że kocha tylko mnie, nie wyobraża sobie życia z nikim innym i nawet gdybyśmy się rozstali to przez wiele miesięcy nie potrafiłby nawet spróbować z kimś innym. Tymczasem tydzień od naszego rozstania, zupełnie przypadkiem dowiedziałam się, że on spotyka się znowu z Olgą. Nie powiem, zabolało mnie to, ale nie mogłam mieć do niego pretensji. W końcu nie byliśmy już razem. Mimo to czułam potworny ból w sercu. Gdy wiele miesięcy temu, na moją prośbę, zrywał z nią kontakt to zarzekał się, że nie potrafiłby z nią być, bo mają inne poglądy na życie. Ona jest katoliczką i chciałaby zostać na stałe w Polsce podczas gdy on po studiach chce emigrować zagranicę (a ja chciałabym razem z nim). Dowiadując się o kolejnych spotkaniach czułam, jak moje serce krwawi. 23 maja było już po wszystkim... Oznajmił mi, że ona nie jest chyba nim zainteresowana. Cieszyłam się, że wrócił do mnie, ale jednocześnie w głowie kołatała mi myśl, że to tylko dlatego, że dostał kosza. Gdy później próbowałam go o to delikatnie spytać, usłyszałam tylko, że lepiej nie wiedzieć o niektórych rzeczach. I na tym zakończyliśmy ten temat, nie wracając już do tego. Wspomnę jeszcze tylko, że w momencie gdy zaczął się z nią ponownie spotykać, usunął konto na Badoo, uznając je za niepotrzebne. Trochę dziwnie się poczułam, że wybrał akurat taki moment... Jakby wcześniej chciał sobie zostawić jakąś furtkę, gdy był ze mną, ale to może już tylko moja mała paranoja.
Pod koniec czerwca miała miejsce kolejna przykra dla mnie sytuacja. Pojechał do jednego kumpla i się tam znowu spił. Wylądował wtedy na łóżeczku z Ewelinką i Oliwią, gdzie leżeli wszyscy na łyżeczkę (on z przodu, potem Ewelina a za nimi Oliwia). Byli w siebie wtuleni, ale "po przyjacielsku". Stykali się cały tułowiem, raz Ewelina miała ręce na jego szyi a on ją trzymał ze ręką, później ona obejmowała go w talii. No ale oczywiście nie powinnam się martwić, bo to tylko koleżanki. Nie wiem czy wspominałam, ale podczas jednych z tych domówek ta Oliwia w trakcie zabawy przyznała, że miałaby na niego ochotę i mogłaby z nim spróbować (mimo, że sama rzekomo ma chłopaka).
Niedługo potem dowiedziałam się, że trochę go przerażam tym, że ciągle podejrzewam o coś jego bliższe znajome i że jestem do niektórych niepotrzebnie zrażona... Tego samego dnia dowiedziałam się o tym, że odnowił kontakt z Alicją, tj. przyjaciółką z którą był kiedyś w trójkącie. O niej opowiem więcej za chwilę. W każdym razie powiedział, że w wakacje chciałby odbudować z nią przyjaźń i spędzać razem czas na jakiś wyjazdach. Najlepsze jest jednak to, co usłyszałam chwilę potem. Otóż, powiedział mi, że z nią "raczej mnie nie zdradzi", tak na "99%", ale boi się tego co zacznie robić na dyskotekach, bo już kilka razy przejechał się na samym sobie. Świetnie, nie? To teraz opowiem więcej o tym co zaszło wcześniej. W czerwcu zeszłego roku przyznał mi się, że zdradzał z Alicją Asię, swoją ostatnią ex. To było wtedy gdy ze mną prowadził dwuznacznie rozmowy (na początku naszej bliższej znajomości, gdy się poznawałyśmy i wyznawałyśmy sobie różne rzeczy mówił, że nigdy nikogo nie zdradził). Twierdził, że zrobił to gdy był trochę wcięty (po alkoholu) i zaczęła mu ciążyć sytuacja, ale bardzo tego żałuje, bo on nie jest taką osobą. Do dzisiaj jednak nie powiedział Asi o tym, że ją zdradził (a przecież się przyjaźnią a ona jest jego współlokatorką na studiach), ani nawet o tym, że przed ich związkiem był z Alicją i jeszcze jedną przyjaciółką (niech będzie, że Justyną) w trójkącie (one miały go do tego namówić, zdradzając przy tym swoich chłopaków). Twierdził, że Asia przyjaźni się z jedną z nich i to tamta poprosiła ją o to, aby o tym nie mówić. O tamtej zdradzie zaś wiem ja, on, Justyna, Alicja i zapewne inne osoby którym ta ostatnia powiedziała, co mój luby uznał za wielce prawdopodobne (ja dowiedziałam się oczywiście ostatnia z tych osób). Ba, pod koniec związku okłamywał Asię twierdząc, że ją kocha, chociaż to nie była prawda. Tłumaczył to troską o jej matury. Podobno przy rozstaniu wygarnęła mu, że się pieprzy z kim popadnie, że może z byle kim i byle jak i że pewnie po miesiącu będzie ze mną (a więc domyślała się, że między nami coś jest). Wcześniej też dochodziło między nimi do kłótni. Asia nie potrafią zaakceptować tego, że on utrzymuje bliski kontakt ze swoją ówczesną byłą (drugą dziewczyną, Darią). Twierdził, że wręcz jej nienawidziła, chociaż nie miała do tego powodu. Później jednak wyznał mi, że będąc ze swoją ostatnią ex zdarzało mu się wracać myślami do poprzedniej i fantazjować o niej. Twierdził także, że Asia ma destrukcyjną naturę i mówiła, że zabiłaby się gdyby coś między nimi nie grało. Martwił się o jej zdrowie i życie, ale przecież teraz mieszkali przez rok na studiach po swoim rozstaniu i nic się nie działo. Ponadto bał się, że ona kiedyś mu to wygarnie. Wcześniej jakoś nie zwracałam na to uwagi, ale później zaczęłam w pewnym sensie rozumieć Asię, jej nieufność oraz bać się o to, że sama mogę być okłamywana, albo, że będę, gdy tylko zajmę bardziej stanowcze stanowisko wobec tego co robi mój luby... gdy zacznę mu to wypominać lub zażądam ograniczenia kontaktów z niektórymi osobami. Na podobnej zasadzie obawiam się trochę, że mógłby zaczął mnie obgadywać czy na mnie narzekać, tak jak to robi czasem o swojej byłej. On jednak cały czas zapewniał mnie, że ze mną jest inaczej, że z tamtą po prostu "nie kliknęło", że był w niej tylko zauroczony a nie zakochany, może i jest trochę "chujkiem", ale ze mną jest inaczej, jestem miłością jego życia i nie wyobraża sobie przyszłości już z nikim innym. Sama już czasem nie wiem, na ile powinnam w to wierzyć... W czerwcu mieliśmy pogadankę w której stwierdził, że jeśli poczuję, że go ograniczam, to sobie porozmawiamy o tym a jak to nic nie da to się rozejdziemy, bo on tego nie akceptuje. Zawsze jednak mogę z nim porozmawiać. Jeśli zauważy, że mnie rani to przemyśli swoje zachowanie, ale jeśli uzna moja obawy za bezzasadne (jak np. w przypadku Eweliny) to będzie robić co chce, co prawda bez zdrad, ale bez odtrącania nikogo ze względu na mnie. Gdy podczas niedawnej rozmowy pytał mnie, co w jego zachowaniu mnie niepokoi a ja poruszyłam tamtą zdradę z Alicją, to zdziwił się, że w ogóle o tym wspomniałam, bo był przecież wtedy z Asią. Jakby nie widział nic złego w tym i zapomniał, że ze mną wtedy flirtował a nawet nie powiedział mi o tym od razu. Teraz stwierdził tylko, że był zagubiony... Głupio mi przyznać, ale czasem zastanawiam się, na ile on faktycznie traktuje mnie poważnie. Wracając jeszcze do Alicji, to podczas jednego spotkania w wakacje ona miała zasugerować mu, że mogliby powtórzyć przygodę na jedną noc... ale oczywiście mam być spokojna, bo to pewnie tylko takie żarciki.
Pod koniec czerwca mój ukochany wybrał się z grupą znajomych na grilla. Wszystko było fajnie, pisaliśmy sobie przez messengera, zapewniał, że ma na mnie ochotę i prawdę mówiąc liczyłam, że wkrótce dojdzie między nami do zbliżenia. Humor mi jednak minął, gdy oznajmił mi, że bawią się w dobieranie par i do niego przydzielili Ewelinkę. Mój miś szybko się upił, wkrótce oznajmił, że zaczyna 5 piwo, ale wcale nie zamierzał na tym kończyć. Zabrał ją do swojego mieszkania gdzie mieli oglądać "Salo, czyli 120 dni Sodomy" (ja osobiście nie przepadam za gore, ale nigdy się nie czepiałam tego co on ogląda) a później porno, ale jak zwykle miałam się "nie martwić". Nie wspominałam o tym wcześniej, ale on ma dosyć nietypowe preferencje. Nie przepada za filmami hetero, za to kręcą go lesbijskie i gejowskie. Ja naprawdę nie mam nic do jego upodobań, nigdy mu tego nie wypominałam. Gdy wcześniej wielokrotnie prosiłam go, żeby mi chociaż jeden pokazał to zawsze odmawiał twierdząc, że to bardzo prywatne i się tego wstydzi, ale z nią jakoś nie miał takich problemów. Nie ukrywam, że to mnie mocno zabolało. Nie wiedziałam co robić... więc postanowiłam przeczekać mniej więcej 2 godziny i odezwać się gdy seans się skończy (miałam nadzieję, że przez ten czas trochę wytrzeźwieje). Prosiłam go również, żeby sam się odezwał jak film się skończy. Tak się jednak nie stało... Znowu nie przespałam całej nocy, z bólem brzucha i łzami w oczach. Udało mi się z nim porozmawiać dopiero rano i był wielce zdziwiony, że się o niego martwię. Powiedział, że był tak wstawiony, że zasnął koło Ewelinki na łóżku a ona tylko dokończyła piwo po czym obudziła go na chwilę, żeby otworzył jej drzwi. Dowiedziałam się również, że obejrzeli może 30 minut filmu a resztę przegadali. Były to rozmowy o seksie. Próbowałam dopytywać na jakie tematy, ale bezskutecznie. Ciągle słyszałam, że to ich prywatna sprawa a on nie chce zdradzać jej tajemnic. Tylko, że ja wcale nie o to pytałam. Nie obchodziły mnie jej wyznania tylko na jakie tematy rozmawiali i co on o sobie opowiadał. Wymigiwał się tym, że nie chce już mu się o tym mówić i oskarżał mnie o to, że sugeruję, że pewnie coś z nią zrobił. Niby przyznał, że ostatnio dużo pije i jest dla mnie okropny, ale i tak nic więcej się wtedy nie dowiedziałam. Próbowałam podejmować taką rozmowę jeszcze kilka razy, i za każdym razem słyszałam, że musimy zrobić sobie przerwę, bo jego męczy ta sytuacja. Przez kolejne kilka dni dowiedziałam się tylko, że dzielili się swoimi typami z roku (Ewelinka studiuje z nim na tym samym kierunku) oraz "żartowali", że mógłby ją zapłodnić. Te rozmowy jednak trwały przynajmniej półtorej godziny, więc była tam zapewne masa rzeczy o których się już nie dowiem. Najbardziej jednak zabolały mnie słowa "jak Cię zdradzę to Cię zdradzę". Skończyło się na tym, że na początku lipca faktycznie zrobiliśmy sobie przerwę gdy on stwierdził, że nie zamierza mi się ze wszystkiego spowiadać i mówić o czym rozmawia ze znajomymi. Ja naprawdę nigdy nie chciałam być toksyczna i przesadnie się wszystkiego czepiać, ale jednak jestem zdania, że jego rozmowy z koleżankami (szczególnie takimi, z którymi do czegoś doszło lub takimi z którymi chciał współżyć) o seksie to również moja sprawa, przynajmniej póki jesteśmy w związku. Czy ja naprawdę przesadzam, oczekując takich wyjaśnień? W międzyczasie dowiedziałam się, że jego rodzice podejrzewali, że jest w związku z Eweliną albo jeszcze inną dziewczyną (Moniką), która kiedyś nocowała u niego w mieszkaniu i z którą chwalił się na fb wspólnymi zdjęciami. O mnie w ogóle nie wspominał rodzinie, bo zapewne by mnie nie zaakceptowali. Mimo wszystko, było mi trochę przykro.
Jakoś 10 lipca dowiedziałam się, że pod koniec miesiąca idzie z tą Moniką na wesele, bo ona go zaprosiła. Nawet nie zapytał wcześniej co ja o tym myślę. Sądziłam, że ona ma chłopaka, więc nie czułam się nią wcześniej zagrożona. Okazało się jednak, że to już nieaktualne. Specjalnie na tę okazję kupił sobie nowy garnitur i buty. Jeszcze mnie pytał czy nie czuję się zazdrosna a ja zwykle nie wiedziałam co odpowiedzieć w takiej sytuacji. W dodatku podpuszczał mnie tekstami "Co gdybym z Moniką... no wiesz..." po czym po pauzie dodawał "...za dużo wypił i miał kaca?" albo "podobno wtedy dni płodne będzie miała". Nie chcę wyjść na sztywną, ale nie leży mi takie poczucie humoru. W połowie miesiąca jeszcze zarzekał się, że będzie spał tam na podłodze bo ona ma jednoosobowe łóżko. Później dodał jednak, że gdyby było dwuosobowe to byłoby w sumie spoko i mógłby z nią spać, bo nie musiałby jej dotykać przez całą noc. Nie powiem, żeby taka odpowiedź mi się spodobała, ale w końcu nadal miało być "na podłodze", więc się nie czepiałam. Tuż przed wyjazdem dowiedziałam się, że Monika wie co nieco o naszym związku i tym, że jest na razie na odległość. Ja w sumie wiedziałam tylko tyle, że pracuje w firmie informatycznej i mają tam również stanowiska związane z technologią którą się zajmuję. Podobno nawet pytała czy może ze mną porozmawiać, żeby mi może jakoś pomóc, ale odmówiłam. Nie bardzo mi się podobało, że jeszcze przed wyjazdem do niej śmieszkowali razem o gumkach (prezerwatywach), ale nie chciałam już nic mówić. Niedługo potem dowiedziałam się, że mają zamiar skołować dwuosobowe łóżko. Myślałam, że będzie to jakieś dodatkowe i każdy będzie miał osobne, ale wkrótce usłyszałam, że wcale nie i będą je dzielić między sobą, bo inaczej ktoś musiałby spać na podłodze (jakoś wcześniej to nie stanowiło problemu). Nie wiedziałam już sama co wtedy myśleć, więc chwilowo odpuściłam temat. Jeszcze przed weselem Monika postanowiła pokazać mojemu lubemu gdzie pracuje. Oprowadziła go po siedzibie firmy a tam już znalazła się inna dziewczyna, która zaczęła go podrywać. Po prostu uwielbiam takie wiadomości. Dodatkowo ciągle słyszałam ochy i achy o Monice oraz o firmie w której pracuje. Później poszli coś zjeść i się napić (alkoholu oczywiście), więc dopiero koło trzeciej dotarli do jej mieszkania.
Na miejscu okazało się, że łóżko wcale nie jest dwuosobowe, tylko "nieco większe jednoosobowe", o jakieś pół metra. Twierdził, że po prostu źle się zrozumieli. Mieliśmy krótką rozmowę na temat tego co Monika wie na jego temat. Okazało się, że powiedział jej, że lubi dominować w łóżku (nie mam nic przeciwko jego dominacji w łóżku, nawet mnie to kręci, ale gdy opowiada o tym swoim koleżankom to mam mieszane uczucia, bo to już jakby nie dotyczy tylko jego, ale i mnie) i zdarzały mu się akcje na jedną noc. Spytałam czy myślał kiedykolwiek o niej w ten sposób, pod względem tego czy mogłoby się coś między nimi wydarzyć. Zapewniał mnie, że nie, bo traktuje ją jak siostrę a to by było "kazirodztwo". Po chwili jednak dodał, że spytała go, czy może się do niego przytulić, bo "cierpi na brak czułości". Oczywiście "po przyjacielsku", bo przecież ona sama mówiła, że tylko o to chodzi. Mój luby nie czekając na moją odpowiedź zgodził się na to. Jeszcze praktycznie w tym samym momencie dodał, że ona przed chwilą śmiała się z tego, że nie myślała o gumkach i nie kupiła ich. No ale oczywiście nie muszę się martwić, bo to tylko żarciki a ona "bardzo nam kibicuje" jako parze. W tym momencie chciałam to natychmiast przerwać, powiedzieć, że się na to nie godzę. Jeszcze raz spytałam go, czy od momentu tamtej pamiętnej nocy z Eweliną nie miał takich wyraźnych myśli i chęci, żeby przespać się z jakąś dziewczyną. To co usłyszałam totalnie zbiło mnie z tropu. Otóż, powiedział mi, że mam chwilę poczekać, bo ona była właśnie na jego telefonie, ale od razu oddała, odwróciła wzrok i na pewno nic nie widziała. Przy okazji dodał, że nie miał takich myśli. Byłam w szoku. Dosłownie w szoku. Jak można podczas takiej rozmowy oddać telefon w ręce obcej osoby?! No jak do jasnej cholery?! Zanim zdążyłam cokolwiek odpisać, mój miś już poszedł spać... tuląc się do Moniki... oczywiście, "po przyjacielsku".
Rano oczywiście usłyszałam, że bardzo mnie przeprasza, jest okropny, nie przemyślał tego, chuj z niego, jest mu naprawdę głupio i przykro, itd.... Tylko, co z tego?! Nie ukrywam, byłam wściekła, ale apogeum mojego wkurwienia było jeszcze przede mną. Dowiedziałam się, że Monika rozumie, bo miała już podobną sytuację. Oczywiście nie dowiedziałam się o co chodzi, ale bo to jej prywatna sprawa o której ona powiedziała mu w tajemnicy. No kurwa! Od razu czułam, że to zaplanowała z premedytacją a ten mi jeszcze mówi, że nie możemy o tym rozmawiać! W dodatku przez większość dnia nie miałam z nim kontaktu bo "ładował telefon".
Na weselu zaś mój miś porobił sobie fotki z Moniką, na których widać, jakby byli parą (był wynajęty fotograf, ale takie naprawdę profesjonalista). Później mój kontakt z nim był bardzo utrudniony. Około w pół do drugiej dowiedziałam się, że mój lub jest "najebany jak jasny chuj" i "ledwie żyje". Na kolejną wiadomość czekałam godzinę i usłyszałam, że stara się pomóc pewnej programistce, bo ona "ma problemy". On za to miał być "najebany" (wypił dużo wina i piwa), ale "panuje na sobą". W każdym razie, z tą dziewczyną miało być "trochę źle", "depresja". Znowu wyczekiwałam godzinę na kolejny znak życia aż dowiedziałam się, że misio sobie gra na różnych kontrolerach (może z góry wyjaśnię, że na weselu było skupisko samych nerdów pracujących w tej samej firmie co Monika a jako, że zajmowali się oni produkcją gier, to takie atrakcje wcale nie były specjalnie dziwne). Powiedział, że opowie mi później o tamtym zdarzeniu (co się działo z tamtą dziewczyną). O czwartej nad ranem znowu zostałam poinformowana przez mojego ukochanego, że jest "trochę najebany"... i to w sumie tyle. Ostatni sygnał otrzymałam przed piątą i do pierwszej po południu wyczekiwałam na rozmowę. Usłyszałam, że że tej dziewczynie którą tak musiał się zajmować przez godzinę w sumie nic takiego nie dolegało, bo miała podobne akcje już wcześniej. W zasadzie nic więcej się o tej sytuacji nie dowiedziałam poza tym, że to ta sama która dzień wcześniej do niego zarywała. Znowu "prywatne sprawy".
Przez kilka godzin luby z Moniką chodzili po mieście i kontakt z nim był utrudniony. Dopiero o 19:30, gdy wracał już do domu, mogliśmy sobie pozwolić na normalną rozmowę. Dowiedziałam się wtedy, że przez te dwa dni on sypiał w samej piżamce, bez bielizny i bez nakrycia, bo było mu ciepło. Oczywiście zaczął też bronić Moniki twierdząc, że miała bardzo trudną sytuację w domu i dzięki swojej samodzielności udało się jej stamtąd wyrwać. Dlatego też nie wierzy, żeby taka dobra osóbka mogła mieć złe zamiary. Po chwili wyznał jednak, że nie był ze mną do końca szczery. Pierwszego dnia, gdy był wstawiony, "przez sekundę" pomyślał o seksie z nią. Okłamał mnie więc mówiąc, że niczego takiego nie było gdy szykował się z nią do spania z tuleniem. No i oczywiście skruszony wyznał, że niezręcznie się czuł, bo spanie razem kojarzy mu się z kimś kto jest bardzo blisko a to była tylko koleżanka. Szkoda tylko, że dopiero teraz to zauważył... Później pokazywał mi screenshoty z rozmów z Moniką, gdzie ta mu niesamowicie słodziła. Dopiero jednak o 22 zdecydował się na prawdziwą szczerość, twierdząc, że wcześniej się bał, że Monika może coś zobaczyć gdy będzie w pobliżu. Oczywiście cały czas zarzekał się, że nie mogła podejrzeć naszej rozmowy gdy miała wcześniej jego komórkę w ręku... bo nie. W każdym razie dowiedziałam się, że Monika od początku z nim flirtowała (a ja już naprawdę zaczynałam myśleć, że mam jakąś paranoję). Swobodnie poruszała temat seksu, mówiąc, że obydwoje są dojrzali i nie muszą tego traktować tak poważnie. Gdy już wyjeżdżał, zaczęła coś o tym, że mogliby być idealnym małżeństwem, ze względu na ich charaktery. No i szkoda, że mój luby ma już kogoś, bo jest jedną z osób które ona podziwia i uznaje za atrakcyjne. Gdy temat zszedł na dzieci, ona miała mu też powiedzieć, że z pewnością byłby świetnym ojcem. Ogólnie, takich komplementów nie było końca a on się nimi zachwycał. To była prawdziwa uczta dla jego ego. Oczywiście mój facet zarzekał się, że wcześniej uznawał to za niewinne żarciki oraz niegroźne pochlebstwa i dopiero gdy ona wspomniała o małżeństwie zaczęło coś do niego docierać. Gdy jednak pytałam go o to wcześniej gdy jeszcze był z nią tam na miejscu to jak zwykle wymigiwał się, że nie będzie ze mną rozmawiał o czyichś prywatnych sprawach. Bo to wcale mnie kurwa nie dotyczy, jak jakaś laska podrywa mojego faceta! W dodatku on powiedział jej o naszym "ultimatum", czyli dacie do której muszę się ogarnąć, żeby w końcu przerodzić związek na odległość w normalny. To dla mojego faceta wcale nie są nasze prywatne sprawy! A ona oczywiście się podśmiechiwała, że termin miał być w maju a jest teraz pod koniec września. To chyba było to "kibicowanie naszemu związkowi" o którym wcześniej mój miś wspominał! Gdy spytałam go, czy gdyby nie ja to mogłoby to czegoś dojść to odpowiedział, że pewnie skończyłoby się na całowaniu. Po prostu super! Wcześniej cały czas twierdził, że traktuje ją jak siostrę. Może jestem jakaś dziwna bo nie mam rodzeństwa, ale raczej nie w głowie mi całowanie czy oralny z hipotetyczną siostrą lub bratem. Później dowiedziałam się również o tym, że mój ukochany przebierał się przy Monice rozbierając do samej bielizny, np. gdy wychodzili na miasto i oczywiście nie widział w tym nic złego. Co prawda słyszałam słowa "przepraszam", ale już następnego dnia, nie mógł się powstrzymać, żeby nie wypomnieć mi, że dawno nie dostał ode mnie jakiegoś ładnego zdjęcia i zrobić z tego problemu...
Jest jeszcze coś. Wspominałam wcześniej, że mój chłopak ma dosyć specyficzne hobby. Z tego powodu prowadzi m.in. fanpage i grupę na Facebooku, chociaż prawdę mówiąc, obecnie są już one prawie martwe, podobnie jak jego pasja od ponad roku. W każdym razie mianował mnie kiedyś administratorką na swojej grupie a ja korzystając z tych uprawnień wrzucałam tematyczne posty, które wzbudzały jakieś zainteresowanie. Od kilku miesięcy jednak, takie rzeczy publikowałam tam praktycznie tylko ja. Oczywiście Monika nie mogła się powstrzymać, żeby i tu mi nie dopiec, więc wstawiła tam materiały z wesela na których widnieje z moim facetem jakby to ona była jego dziewczyną. Oczywiście on nie widział w tym nic złego, chociaż mi w te wakacje już kilka razy wypomniał, że niepotrzebnie udzielam się na tej grupie. Odbiegając trochę od tematu, pamiętam z jego opowiadań, jak na jednej domówce pojawiła się niechciana dziewczyna, Marlena. Krążyła o niej plotka, że przespała się z jednym kolesiem oraz flirtowała z innymi, więc przypięli jej łatkę dziwki. Również mój partner miał o niej takie niepochlebne zdanie, gdyż podobno próbowała podbijać przez messengera do jego kumpla, mimo, że wiedziała o tym, że ten ma dziewczynę, której było potem przykro. Gdy jednak Monika zachowała się podobnie wobec mnie, to jakoś się tym specjalnie nie przejął. Nadal utrzymywał z nią kontakt i śmieszkował, jakby nie zdawał sobie w ogóle sprawy, jak ona mnie skrzywdziła swoim zachowaniem. Wtedy znowu poczułam się, jakbym najmniej dla niego znaczyła. Ja autentycznie czułam się przez nią poniżona i upokorzona, a miałam wrażenie, że nikogo poza mną to nie obchodzi.
Nie wiem w sumie, czy powinnam o tym wspominać, ale akurat w tym czasie miałam mieć rozmowę o pracę. Byłam naprawdę przygotowana, odpowiadało mi to stanowisko i byłam wręcz przekonana, że je dostanę... ale nie poszłam. Nie byłam w stanie się zebrać przez tę sytuację. Ja niestety bardzo przeżywam takie chwile. Bezsenność, bóle głowy i brzucha, nudności, brak apetytu, nie mówiąc już o braku koncentracji i sił na nic. No i zawaliłam, a to była prawdopodobnie najlepsza okazja jaka mogła mi się w tym roku trafić. Już tego nie odwrócę, ale jest mi po prostu przykro.
Tuż na początku sierpnia dowiedziałam się, że kolejna koleżanka chce zaprosić mojego faceta na wesele. To była Wiktoria, która ma chyba 28 lat (a więc jest 9 lat starsza od niego). Kojarzyłam ją nieco bardziej, bo to jedna z osób która współdzieli hobby z moim lubym. Prawdę mówiąc, sama chciałam nawiązać z nią kontakt w drugiej połowie lipca, jednak mi to kompletnie nie wyszło. On mówił mi wcześniej, że opowiadał jej kiedyś coś o mnie, miała go pytać podobno o to czy nie chciałabym z nimi razem pograć w PUBG (oni często grywają w to razem, jeszcze z paroma innymi osobami), jednak teraz okazało się, że nic takiego nie miało miejsca a przynajmniej nie posługiwał się przy tym ani moim imieniem ani nickiem. Była więc zdziwiona gdy oznaczyłam ją na Facebooku i miałam później pogadankę z lubym, żeby już więcej tego nie robić, bo później on musi się głupio przed nią tłumaczyć.
Kiedyś tak mnie naszło i spytałam go co o niej sądzi. Powiedział, że od początku podobała się mu z charakteru. Ma te same poglądy i poczucie humoru. Może nawet coś między nimi byłoby możliwe, przeszło mu to nawet kiedyś przez myśl, ale odkąd ma mnie, traktuje ją już wyłącznie jako koleżankę (ją zna od co najmniej kilku lat). 7 sierpnia jednak śniło mu się, że się z nią całował a nawet chciał coś więcej, ale okoliczności we śnie nie pozwalały. Opowiedział jej o tym i o dziwo ona miała bardzo podobną wizję, w której też się całowali. O ile te sny mnie nie zmartwiły, to kierunek w którym schodzą ich rozmowy już tak. Powiedział mi wtedy, że ona przejeżdża do niego we wrześniu a on boi się, że ona mogłaby jednak chcieć czegoś więcej. Planowali picie u niego w mieszkaniu, przez jeden dzień a w zasadzie noc. Chyba nie muszę mówić, że już wtedy ten pomysł mi się nie podobał, prawda?
Następnego dnia było jeszcze "lepiej". Ukochany udostępnił mi zrzuty ekranu z rozmów z nią. Ona nagle wyskoczyła z tekstem, że poczuła się trochę zazdrosna... o jego byłą, z którą wynajmuje razem mieszkanie na studiach. Rozumiecie kuriozalność tej sytuacji?! Jakby mnie tam w ogóle nie było, jakby kompletnie nie istniała! Wtedy okazało się, że mój facet w ogóle nie przyznał się jej do tego, że jest w związku... i wcale nie zamierzał jej jeszcze o tym mówić, bo "on nie lubi łamać ludziom serc", bo go to później "strasznie boli". Oczywiście potwierdził, że nadal jest chętny na spotkanie, chociaż to było oczywiste, że od teraz chodzi o randkę. Przez kilka następnych dni mój miś nie był w stanie powiedzieć swojej koleżance, że ma kogoś aż w końcu koło 10 sierpnia wydukał jej, że spotyka się z kimś i chciałby być fair. Miał jej oznajmić jeszcze, że "raczej nie jest [nią] zainteresowany". Oczywiście "ucieszyłam się" gdy przedstawił nasz roczny związek w takim świetle, jakby to były dopiero początkujące randki, ale nie chciałam już nic mówić.
Później przedstawił mi kolejne fragmenty rozmów, z których wynikało, że Wiktorii jest przykro bo uważała, że on nie ma nic przeciwko skoro nie protestował na takie teksty jakie rzucała. Oczywiście misio tłumaczył się, że on jak zwykle nie wyczuwa flirtu i takie pogaduszki traktuje trochę pół-żartem, pół-serio. Przykro mi, i może nie powinnam tego mówić, ale naprawdę ciężko mi uwierzyć, że on jest taki niekumaty i że te wszystkie dziewczyny czystym przypadkiem tak lgną do niego a on wcale nie prowokuje takich sytuacji, przynajmniej w jakimś stopniu.
Niedługo potem mój luby dostał jeszcze wiadomość z której wynikało, że ta dziewczyna kupiła już dla niego prezent (nie chcę zdradzać za bardzo co to jest, ale to po prostu jakiś sentymentalny przedmiot) i mu go podaruje na tym spotkaniu. Oczywiście, to "wcale" nie wyglądało tak, jakby zostało kupione z zamysłem o randce... ani trochę... Można jednak powiedzieć, że na chwilę ten temat przycichł.
Chwilowo bowiem pojawił się bardziej palący problem - wakacje ukochanego, ale bez ze mnie. Tu muszę przyznać, że moja nieobecność wynikała wyłącznie z mojej winy. Po prostu nie byłam wtedy w stanie jechać. On miał wybrać się z Eweliną oraz zaprzyjaźnioną parą, z której znałam pobieżnie faceta. Bardziej jednak od możliwych tulasków z Eweliną obawiałam się, że mój partner może nie wytrzymać rozłąki i zrobić coś z przypadkową dziewczyną poznaną nad morzem. W tym przekonaniu utwierdzał mnie mój partner, który zarzekał się, że nie chce tego zrobić, ale jeśli zrobi, to może sprawi, że zacznę się bardziej starać. Nie powiem, żeby taka "motywacja" na mnie działała. Ostatecznie do niczego nie doszło, ale to były dla mnie kolejne emocjonujące dni, pełne zszarganych nerwów.
Ostatnie tygodnie były dla nas naprawdę burzliwe. Coraz częściej dochodziło do sprzeczek i przykrych dla mnie zdarzeń. Przykładowo, jeszcze tuż przed wyjazdem na wakacje miała miejsce sytuacja w której ukochany wybrał się z Eweliną do klubu. Oczywiście, jak zwykle się upił. Po wyjściu poszli do jego mieszkania i obydwoje położyli się na łóżku w pokoju jego ex, czyli Asi (ona ma szersze, dwumiejscowe, zaś on tylko pojedyncze). Już nie było nawet pytania czy może się z nią położyć, czy mi to nie przeszkadza. Zresztą, nie miało ono zbytnio sensu, skoro kilka metrów dalej, w drugim pokoju, czekało osobne łóżku. On jednak nie widział już nic złego w spaniu razem z osobą przeciwnej płci. Oczywiście, jak zwykle czekała mnie nieprzespana noc i bóle brzucha. Następnego dnia przyznał się, że myślał o innych... o tym, że może udałoby mu się kogoś do siebie zaciągnąć. Gdy był w klubie, to miał wręcz "w myślach błagać, żeby ktoś przyszedł i się [nim] zainteresował". Niby nie chciał mnie zdradzać, ale z drugiej strony ciężko byłoby mu zrezygnować z tego co fizyczne. Przyznał, że gdyby zagadała do niego normalna, miła dziewczyna, to nie potrafiłby się oprzeć. Gdy kilka razy próbowałam go wypytać o to wspólne spanie z Eweliną, zawsze dochodziło do kłótni. Nic mu nie zarzucałam, ale on i tak mówił, że bolą go moje podejrzenia gdy pytałam o szczegóły. W końcu wypalił z tekstem, że "pewnie bycie z kimś kto nie ma Cię za kurwiarza jest fajne". Tak, jakbym to ja miała jakąś chorobliwą obsesję, czepiała się o byle co a moje obawy wcale nie były ani trochę uzasadnione...
Po powrocie z wakacji ponownie powrócił temat Wiktorii. Mój luby rzekomo próbował tłumaczyć jej, dlaczego nie może z nią być... Niby miał powiedzieć jej, że mu na mnie zależy, ale treści tych rozmów nie poznałam, bo to oczywiście "ich prywatne sprawy". W kolejne dni próbowałam coś więcej wyciągnąć, ale bezskutecznie. Dowiedziałam się tylko, że ona ciągle zabiega o niego, ale nie powie mi nic więcej na ten temat dopóki my się nie spotkamy. Nasze spotkanie było ustalone na 30 września, ja wcześniej nie mogłam... Pod koniec sierpnia poznałam datę ich spotkania, która przypada w połowie tego miesiąca, czyli dosłownie tuż tuż (nie chcę zdradzać dokładnego terminu). Wtedy mój ukochany zaproponował nam kolejną przerwę od związku... Niby zapewniał mnie, że nie mógłby być z nią na dłuższą metę, bo ona nie widzi siebie z dziećmi ani w ogóle takiego typowego domu, ma inne podejście do życia, ale te zapewniania w ogóle do mnie nie przemawiają. Podobne rzeczy mówił o Oldze a koniec końców i tak to nie miało żadnego znaczenia gdy się z nią spotykał po naszym majowym rozstaniu dopóki nie dostał od niej kosza. Dokładnie 1 września otrzymałam wiadomość: "Co gdybym Cię zdradził z Wiki?". Chodziło oczywiście o Wiktorię. Później usłyszałam, że to było powiedziane w złości i nie powinnam tego brać do siebie. Ciągle jednak pisała i żartowała z nim, podejrzewam, że nawet więcej niż my razem ze sobą. No i podobno jest gotowa przyjeżdżać do niego co tydzień lub dwa z odległego miasta. Nie muszę chyba mówić jakie to było dla mnie trudne... Widziałam, że ciągle oznaczają się na FB. W rozmowach, pytając jak minął dzień, coraz częściej słyszałam, że pisał o czymś z Wiki. Razem przesiadywali na tych samych grupach gdzie toczyli długie dyskusje. W końcu doszło do tego, że zamiast mówić mi o czymś, zaczął mi podsyłać screenshoty z ich rozmów gdzie już poruszył ten temat lub udostępniał mi materiały audio/wideo, które nagrywał dla niej. Z każdą chwilą czułam, że go tracę...
Kilka dni temu mieliśmy długą rozmowę, podczas której naprawdę starał się być dla mnie wyrozumiały. Prosił, żebym mu opowiedziała o wszystkich krzywdach jakie mi zadał od początku związku. Długo się wahałam, ale w końcu zdecydowałam się o tym opowiedzieć a on naprawdę mnie słuchał. Poruszyliśmy też parę tematów, które dręczyły mnie od jakiegoś czasu. Myślałam, że naprawdę zrozumiał jakim zachowaniem mnie krzywdzi i zaprzestanie tego. Naprawdę myślałam, że w końcu zrozumiał... Do czasu, gdy następnego ranka poinformował mnie o tym, że Sandra (jego pierwsza dziewczyna) będzie w mieście w przyszłym tygodniu i chce się spotkać. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, tym bardziej, że jak on sam stwierdził, to typ imprezowiczki, która lubi zaliczać (jego samego zdradziła 8 razy w przeciągu 8-miesięcznego związku). Nie miałam już sił. Powiedziałam tylko, że chyba musimy zrobić sobie przerwę, odpocząć od siebie, bo to dla mnie za dużo. Nie protestował... a wręcz miałam wrażenie, jakby to mu było na rękę. Na koniec skwitował to słowami, że przynajmniej teraz będę wiedziała, jak on się czuje, gdy już nie daje rady...




 
 
Związki na odległość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,12 sekundy. Zapytań do SQL: 13