Miałam pomysł, zdobyłam potrzebne uprawnienia i trochę kontaktów, ale nie miałam kasy. Teraz już nie wierzę, że bym sobie poradziła chociaż kasa spadła mi z nieba. Jednak na razie bedę zwykłym robolem, a może jak sobie trochę podleczę postrzeganie świata, to wrócę do pomysłu z krówkami.
rozwielitka, no i tak to w życiu bywa... Jak masz jedno, to brak ci czegoś innego, a potem na odwrót... Ale krowy, to niegłupi pomysł, mój przyjaciel zbił na tym niezłą kaskę. Najgorzej mu było rozkręcić interes/
Wysłany: 2013-06-27, 09:22 Re: Pomysł na własną działalność
Evicka napisał/a:
Może macie jakiś pomysł na własną działalność? Myślałam, że mój chłopak mógłby spróbować założyć firmę transportową
Wydaje mi się, że taka firma transportowa to obecnie bardzo dobry pomysł, bo jest duży popyt na tego rodzaju usługi i zapewne będziecie mieć sporo możliwość zarobienia pieniędzy przy tej działalności.
Ostatnio zmieniony przez 2013-08-07, 09:21, w całości zmieniany 1 raz
Syn człowieka zatrudniającego mojego męża próbuje założyć własną działalność. Zaproponował mi pomoc w jej organizowaniu, w końcu jeszcze nie mam zatrudnienia, więc dysponuję czasem i jakimś tam potencjałem (bliżej niezidentyfikowanym ). No właśnie - pomoc. Oznacza to tyle, że mam być kimś na zasadzie jelenia zajmującego się wieloma rzeczami, który jako wynagrodzenie będzie miał zaledwie obietnicę "może odpalę Tobie kilka ubrań z asortymentu" - i to by było na tyle, jeśli chodzi o wartość mojego czasu i pracy.
Działalność ta ma być w sportowym sklepem internetowym: ubrania, bielizna, obuwie, suplementacja etc. oraz poradnictwo dietetyczne i treningowe (chłopak ma jakieś doświadczenie, kilka certyfikatów), do moich zadań ma należeć kontakt z hurtownikami (głównie zagraniczni, może nawet polscy, bo "wychodzi taniej"), składanie zamówień z katalogów, realizacja zamówień klientów - pakowanie, adresowanie i wysyłanie (należałoby nadmienić w tym miejscu, że najbliższy urząd pocztowy znajduje się ponoć jakieś 30-35 km stąd, ja dysponuję jedynie rowerem, a pogoda tutaj bywa różna).
No i tu zaczyna się problem. Jakoś nie mam ochoty się angażować w interes, który nie dość, że może nie wypalić (jest wiele takich sklepów internetowych, reklamujących się w mediach i posiadających konkurencyjne ceny), to jeszcze będzie się opierał na bezczelnym wyzysku. Bo dla mnie to właśnie tak wygląda - organizacja tak wielu rzeczy nie jest warta zaledwie niepisanej obietnicy kilku ciuszków sportowych. Czy może przesadzam i mam zbyt wygórowane wymagania? Już zdążyłam usłyszeć kilka tekstów w stylu "to syn szefa, pomóż mu", "i tak siedzisz w domu", "ojej, twoja pierwsza praca i tak wybrzydzasz". Tyle, że czas spędzony w domu mogę zainwestować lepiej w siebie - dokształcając się, ucząc języka itp., co prędzej czy później może przynieść jakieś profity, zamiast w kogoś i to za nic.
Łasica, jeśli nie masz ochoty się w to angażować to nie warto... żeby taki sklep zaczął przynosić zyski to potrzeba zaangażowania i czasu... rynek sklepów internetowych mimo że się bardzo szybko rozwija to posiada bardzo dużą konkurencję... biznes staje się dochodowy dopiero po jakimś czasie... po roku albo dłużej... ale jak się rozkręci to potrafi przynieść spore zyski a wtedy masz szanse na coś więcej niż tylko "ciuszki". Artykułów, analiz i raportów potwierdzających bardzo szybki rozwój sklepów jest w sieci sporo... trzeba by było się zorientować jak to wygląda w Norwegii... Jeżeli "wierzysz" w ten pomysł i jeżeli stwierdzisz że jesteś w stanie się w to zaangażować to spróbuj... nic nie tracisz... poza zdrowiem i nerwami związanymi z kontaktami z ludźmi... wypisz za i przeciw i zdecyduj...
Wiek: 39 Dołączył: 23 Cze 2013 Posty: 94 Skąd: świat
Wysłany: 2014-03-03, 11:18
Mustela Nivalis napisał/a:
Syn człowieka zatrudniającego mojego męża próbuje założyć własną działalność. Zaproponował mi pomoc w jej organizowaniu, w końcu jeszcze nie mam zatrudnienia, więc dysponuję czasem i jakimś tam potencjałem (bliżej niezidentyfikowanym ). No właśnie - pomoc. Oznacza to tyle, że mam być kimś na zasadzie jelenia zajmującego się wieloma rzeczami, który jako wynagrodzenie będzie miał zaledwie obietnicę "może odpalę Tobie kilka ubrań z asortymentu" - i to by było na tyle, jeśli chodzi o wartość mojego czasu i pracy.
Czy może przesadzam i mam zbyt wygórowane wymagania? Już zdążyłam usłyszeć kilka tekstów w stylu "to syn szefa, pomóż mu", "i tak siedzisz w domu", "ojej, twoja pierwsza praca i tak wybrzydzasz". Tyle, że czas spędzony w domu mogę zainwestować lepiej w siebie - dokształcając się, ucząc języka itp., co prędzej czy później może przynieść jakieś profity, zamiast w kogoś i to za nic.
Jeżeli ktoś jest poważny i poważnie podchodzi do swoich relacji z ludźmi, to powinien zaproponować Ci, za Twoją "pomoc", konkretną gratyfikację. Ewentualnie Ty powinnaś postawić sprawę jasno, oczekując konkretnej propozycji wynagrodzenia. Z tego co piszesz, to może to wyglądać tak, że jaśniepan od czasu do czasu Ci coś rzuci a Ty będziesz murzynić. Jasne, doświadczenie zdobyte przy czymś takim, może Ci zaprocentować - bo będziesz wiedzieć jak coś takiego zorganizować (a nie będziesz niczym ryzykować ewentualnych błędów - bo to też i nie Twoje pieniądze). Musisz sobie tylko odpowiedzieć na pytanie, czy taka wiedza jest Ci potrzebna i czy jesteś gotowa dla niej poniewolniczyć. Jeżeli odpowiedź brzmi nie - to jeżeli za Twoją pracę nie otrzymasz konkretnego wynagrodzenia, to może się okazać, że zostałaś wykorzystana.
Off Topic - to jest fascynujące, jak ludzie potrafią być kreatywni przy zastępowaniu słowa "praca" np. słowem "pomoc" Co więcej, często ludzie posługujący się takimi łamańcami uważają się za geniuszy soft skillsów, podczas gdy trzeba być kretynem, żeby nie wiedzieć o co naprawdę chodzi
trzeba by było się zorientować jak to wygląda w Norwegii...
Wygląda na to, że to dość popularny i powszechny sposób robienia zakupów. Norwegia nie jest gęsto zaludniona, a rozciągnięta terytorialnie, bardzo często dotarcie do jakiegoś profesjonalnego sklepu oznacza dla ludzi duże odległości, więc zakup czegoś online jest bardzo wygodnym, prostym i szybkim rozwiązaniem. Poza tym, takie sklepy mają zwykle szerszy asortyment niż stacjonarne w mniejszych miejscowościach.
toxic napisał/a:
ale jak się rozkręci to potrafi przynieść spore zyski a wtedy masz szanse na coś więcej niż tylko "ciuszki"
Prawdopodobnie nawet oficjalnego zatrudnienia bym nie miała, skoro to tylko "pomoc". Więc bardzo wątpliwe.
zmeczony napisał/a:
Z tego co piszesz, to może to wyglądać tak, że jaśniepan od czasu do czasu Ci coś rzuci a Ty będziesz murzynić.
Dokładnie tak to ma wyglądać... I raczej szybko by się we mnie zagotowało, gdybym miała w taki sposób funkcjonować. Ja już naprawdę wolę nabierać doświadczenia i otrzymywać nawet skromną, ale wypłatę, a nie starać się niemalże pro bono, tylko dlatego, że to jest syn szefa mojego męża i "głupio w takiej sytuacji odmawiać" (tak, pojawiły się takie słowa). Uważam, że parę ciuchów, to ja mogłabym dostać za przysługę polegającą na pośredniczeniu z polskimi hurtownikami, tudzież wygooglowaniu i dostarczeniu listy hurtowni z atrakcyjnymi ofertami, ale nie za całokształt.
Krótko mówiąc koleś chce, żeby ktoś za niego robił wszystko za wyjątkiem księgowości, ale to on będzie brał za to kasę. Nie, moim zdaniem nie przesadzasz z tym wyzyskiem.
toxic napisał/a:
jak się rozkręci to potrafi przynieść spore zyski a wtedy masz szanse na coś więcej niż tylko "ciuszki".
Tylko jeśli chłopak dotrzyma słowa, a z tym może być różnie. Ja też mogę mieć z mojej firmy ciuchy za darmo, ale co z tego? Asortyment jest taki, że w sumie tylko kurtkę zimową i jedną bluzkę sobie wybrałam. Ileż można mieć ciuchów sportowych? Poza tym już się dawno temu skończyły czasy rozliczania się na zasadzie barteru i niepisanych obietnic.
zmeczony napisał/a:
to jest fascynujące, jak ludzie potrafią być kreatywni przy zastępowaniu słowa "praca" np. słowem "pomoc"
Właśnie! Pomoc, to była, kiedy poprosiłam , żeby mi podała adresy popularnych w Norwegii serwisów aukcyjnych. Pełnoetatowe prowadzenie cudzej działalności to praca.
Ze strony męża.
Ubzdurał sobie, że moja niechęć do tak wyglądającej pomocy nie dość, że źle zrobi na jego wizerunku w oczach szefostwa, to jeszcze jest oznaką mojego lenistwa - po prostu wymiguję się od pracy, która sama puka do mych drzwi. Fajna mi praca. Nawet zatrudniona bym nie była.
Chochlik napisał/a:
Ileż można mieć ciuchów sportowych? Poza tym już się dawno temu skończyły czasy rozliczania się na zasadzie barteru i niepisanych obietnic.
No i też właśnie tu jest moje "ale", bo ja trenuję w domu, więc nie mam potrzeby posiadania zaawansowanych portek do wygibasów wyprodukowanych z użyciem "specjalistycznych technologii i włókien oddychających" czy topów sportowych, bielizny termoaktywnej, bluz dresowych etc. etc.
Ubzdurał sobie, że moja niechęć do tak wyglądającej pomocy nie dość, że źle zrobi na jego wizerunku w oczach szefostwa, to jeszcze jest oznaką mojego lenistwa
A mnie się wydaje, że lenistwo sobie wymyślił, żeby wywrzeć większą presję i móc właśnie zapunktować u szefa. W sumie to dlaczego on się tym nie zajmie po godzinach, skoro to taka niesamowita okazja?