Nie miałam jeszcze dużo takich okazji, kiedy dzieci widziały moje blizny, bo zazwyczaj w takich sytuacjach je zakrywam. Raz tylko, będąc na urodzinach trzyletniej siostry byłego, jedno z zaproszonych dzieci spytało się co mi się stało w rękę, na co odpowiedziałam klasycznym "bawiłam się z kotem".
W przeszłości miałam styczność z pytaniami zadane przez dziewięcioletniego siostrzeńca.
"Dlaczego masz blizny na ręce?"
"Dlaczego byłaś w szpitalu?"
"Dlaczego bierzesz leki?"
Niewygodne pytania sprawiły, że próbowałam je obejść, jednak siostrzeniec mnie zaskoczył pytaniem: "Masz depresję?"
Do dziś nie wiem skąd w umyśle dziewięciolatka takie pytanie. Milczałam, bo nie wiedziałam co odpowiedzieć, pomimo, że dzieciak nalegał na odpowiedź. W końcu mu wytłumaczyłam, że czuję głęboki smutek w sercu i że te leki mi pomagają na to.
"Jednak jak jesteś przy mnie to ten smutek mija, bo cię bardzo kocham". Ta odpowiedź go zadowoliła.
Czy mieliście styczność z podobną sytuacją? Jak odpowiadacie dzieciom na niewygodne pytania? Lepiej kłamać, czy powiedzieć delikatnie prawdę?
Co zrobić, jak dziecko pyta się tobie, czy masz depresję?
"Moja blizna nie ma wad nawet jak jest trochę szpetna pozwoli mi z biegiem lat nie skłamać że nie pamiętam"
Ja swoim córkom powiedziałem że są to blizny i kiedyś im opowiem.
Ludzie (...) lubią wymyślać potwory i potworności. Sami sobie wydają się wtedy mniej potworni (...) Wtedy jakoś lżej im się robi na sercu. I łatwiej im żyć.
Dzieci, zgodnie z moimi obawami, pytają o blizny. Samo pojawienie się pytania powoduje, że lecę w dół. Pytają raz, za jakiś czas znowu, bo taki ze mnie mięczak, że kłamię. Dzieci to cwane bestie i czują blef, czują że im się historyjki nie składają. Jestem tym zmęczona, żadne strategie przygotowywane wcześniej mi się nie przydały. Paraliżuje mnie strach i już po mnie.