chodziłam na terapię 3 lata. Dodało mi to pewnosci siebie i przestałam. Moj rekord to 4 miesiące. Ale teraz znowu poległam. Mogłabym kontynuować terapie ale wstydze się tam iść, bo wiem ,że zwiodłam wszystkich.
Cięcie zastąpiłam robieniem tatuaży, bólem mięśni od sportu i pracy, zmęczeniem z masy zajęć. Tatuaże to dobre zastępstwo. Musisz nazbierać forsę, a potem wytrzymać kilka godzin. Po dwóch, trzech to już potwornie nużące, ciało męczy się od bólu, niezależnie od tego, jaki kto ma próg wytrzymałości. Potem dwa tygodnie gojenia, żywa rana. I tego nie trzeba się wstydzić jak blizn, człowiek raczej eksponuje tatuaże jak może
eudoksja, nie chcę Cię martwić, ale nie wygrałaś z autoagresją - jedynie zmieniłaś jej formę. Szczerze powiem, że już wolę moje sznyty niż zrujnowane zdrowie. Skóra się zagoi i nie będzie sprawiała problemów... a zniszczone stawy, naciągnięte/naderwane mięśnie czy inne cuda przypomną o sobie za kilka, kilkanaście lat i wtedy będzie płacz i zgrzytanie zębami... a czasu cofnąć się nie da.
Ostatnio zmieniony przez Scarlet Halo 2013-04-29, 16:49, w całości zmieniany 2 razy
Przecież nie mówię o niszczeniu stawów! O zdrowych dawkach sportu i pracy Wielu ludzi mocno trenuje, i wcale nie znaczy to, że są autoagresywni. Wielu ludzi lubi także ból z tatuaży, ale też nie ma to nic wspólnego z autoagresją.
nie wiem czy da sie z tym wygrac, ja nie okaleczam sie juz celowo, ale nie staram sie wcale unikac kontuzji/otarc/okaleczen podczas codziennych czynnosci; np przy robaniu drzewa ciesze sie jesli sobie cos naciagne, albo zedre skore przy przezucaniu klockow, lubie widziec jak krwawie, lubie ten bol
Ja się siebie po prostu przestraszyłam. Moja depresja galopowała, a ja myślałam o tym, żeby wyskoczyć przez każde okno, które widziałam. Może jeszcze nie wygrałam, ale robię to o wiele rzadziej i mniej dotkliwie. Obawiam się, że nigdy z tym do końca nie wygram i zawsze wróci w jakimś kryzysie. Od kiedy wyszłam z uzależnienia ani razu nie byłam czysta dłużej niż pół roku, ale to i tak coś. Zawsze jakieś zwycięstwo.
Przestałam się okaleczać z podobnych powodów do opisanych przez Was. Ale najważniejszym argumentem było to, że nie przynosiło mi to już wystarczającej ulgi. Cięłam się bardzo głęboko, trzeba było to szyć prawie za każdym razem i... w pewnym momencie zrobiło mi się wstyd przed chirurgiem Poważnie.
W tym momencie mniej więcej zaczęłam także zmieniać swoje myślenie. Nie byłam już osobą nastawioną na autodestrukcję. Denerwowało mnie, że na uczelni zawsze musiałam nosić długie rękawy. Ale zarazem wstyd nie pozwalał ubierać się inaczej. Zaczęłam myśleć o przyszłości, zaczęłam wreszcie widzieć przyszłość - nietrumienną. Zdecydowałam się na swój ostatni pobyt w szpitalu - ale tym razem naprawdę chciałam wyleczyć się z ED, które niemal mnie zabiło. Wyleczyć się nie wyleczyłam, ale jestem w o niebo lepszym stanie. Nie tylko widzę jakąś przyszłość, ale mam marzenia z nią związane. Od chyba 2 lat nie okaleczam się (nie jestem pewna czy 2 czy 1,5, przestałam liczyć). Po prostu cięcie się już nie pasuje do mojego życia, a skoro nie przynosiło już ulgi - to po co?
Podjęłam również decyzję o usunięciu blizn w przyszłości. Nie wiem, na ile jest to możliwe, ale na pewno da się coś z tym zrobić.
Nie tnę się już długo, ale powiem Wam, że żyletkę nosiłam w portfelu do zeszłego tygodnia. Kilka tygodni zajęło mi podjęcie decyzji o tym, by się jej całkowicie pozbyć, pozbyć się ostrej alternatywy i tamtego sposobu radzenia sobie z rzeczywistością - raz na zawsze. Było trochę ciężko, ale udało się jej pozbyć. Żalu o dziwo nie mam. Bo i nie ma powodu
Dobrze, że jest taki post, w którym jest tyle przykładów, że można
Po co komu piwnica, w której nie ma dachu?
Życie ma sens, Strusiu...
/Pasja. Możesz zrobić z nią wszystko. BIEGANIE ma taki wymiar jaki mu nadasz./
Chodzi mi o to, co sprawiło, że zażegnaliście autoagresję nie na chwilę tak jak to opisuje się w temacie "Ja się nie dam!" ale być może na zawsze. Takie Wasze recepty na sukces które może podpowiedzą innym forumowiczom co nie co.
Piszemy tu, gdy wygraliśmy z autoagresją na zawsze, nie na dwa miesiące.
Jakże wspaniałym tworem jest człowiek! Może chuchać na dłonie, aby je ogrzać i dmuchać na zupę, by ją ostudzić.