Wiek: 34 Dołączyła: 18 Gru 2009 Posty: 10452 Skąd: świat
Wysłany: 2015-10-23, 20:59
Zabrzmi mało motywująco, ale mnie by taki kontrakt tylko bardziej stresował i podsuwał inne metody dowalenia sobie. Wiem, bo próbowali mnie tak "zakontraktować" z jedzeniem... nie wyszło. To nie był kontrakt, a próba zrobienia wstępnej umowy.
Ale oczywiście, jeżeli komuś coś takiego by pomogło i rzeczywiście powstrzymało, to każdy wygrany dzień, byłby ogromnym sukcesem godnym podziwu... z resztą z kontraktem czy bez, byłby (jest) to sukces.
Przejęcie kontroli nad światem za pomocą łyżeczki i waty cukrowej
Na przypale, albo wcale - o tym będą musicale!
Jak widelcem kompot jesz.
Wiek: 27 Dołączył: 07 Mar 2014 Posty: 5632 Skąd: Polska
Wysłany: 2015-10-24, 09:00
Autoagresja to nie tylko cięcie. Pociąłem w życiu się dwa razy, tylko dlatego, że nie miałem już innego pomysłu, by poradzić sobie z problemami. Cięcie w żaden sposób nie pomogło. Te dwie sytuacje oddalone były o póltora roku.
Okay, whatever, one man's trash is another man's treasure
Przeczytałam sobie to wszystko - o odwyku od cięcia się, uzależnieniu i potrzebie okaleczania się, lub robieniu tego z przyzwyczajenia. Nie wiem, czy mi ulżyło, że nie jestem w tym sama, czy jest mi przykro bo ktoś ma przesrane tak jak ja.
B.A.D napisał/a:
akiś czas temu podjąłem próbę "odwyku" i wytrwałem tylko, albo aż, siedem dni. Było to moje najgorsze siedem dni w życiu. To, co się działo z moją psychiką jest nie do opisania.
LadyRed napisał/a:
B.A.D, 7 dni? Hm... co się działo z Twoją psychiką? Przynajmniej trochę ciało się zregenerowało.
LadyRed, nie wiem czy to będzie do końca to samo, czy nawet podobne do tego co przeżył B.A.D, ale mogę opowiedzieć Ci, co się działo ze mną podczas odwyku, który trwał pierwszy raz około roku. Najpierw wbiłam sobie do głowy, że chcę być silna, więc nie mogę się ciąć, bo w ten sposób tylko pokazuję jak słaba jestem. Nie wiem jakim cudem, ale zadziałało i wbiło się solidnie. Za każdym razem kiedy próbowałam chwycić za żyletkę/szkło/kamień (wtedy było mi obojętne czym, byle by zrobić sobie krzywdę) wpadałam w histerię. Nie mogłam się skrzywdzić, ale emocje mnie rozsadzały. Ze wstrętem odrzucałam ostry przedmiot, krzyczałam, rzucałam przedmiotami, drapałam się, wyrywałam sobie włosy. Po kilku minutach (może kilkunastu, nie pamiętam) czułam się totalnie wypompowana, ale w jakiś sposób zadowolona. Jakbym stoczyła jakąś ciężką bitwę i jakimś cudem ją wygrała ostatkiem sił.
Jeśli to co przeżywałB.A.D, było podobne do mojego szału, to nie dziwię się, że nie chce o tym pamiętać.
Brak wiary w tobie,
Pociąga za sobą brak wiary w innych.
~Lao Tzu
LadyRed, dalej mam problemy z autoagresją. Dowodem jest choćby próba samobójcza na końcu sierpnia. co prawda nie jestem już "uzależniona" od żyletki, nie robię tego już codziennie jak kiedyś. Zdarzają się po prostu chwile słabości. Odreagowywanie w inny sposób...
Cóż, nie znalazłam dobrego sposobu. Bicie w ścianę - autoagresja. Niszczenie własnych rzeczy - też swoista autoagresja.
Zapijanie się w trupa - autoagresja.
Moje rozładowywanie napięcia po prostu przybiera coraz to nowe formy.
Brak wiary w tobie,
Pociąga za sobą brak wiary w innych.
~Lao Tzu
Ja robiłam to 10 lat i powoli wychodzę. Staram się. Jestem jak alkoholik, całe życie będę autoagresywna i muszę się pilnować, ale ze wszystkiego da się wyjść, trzeba mocno chcieć.
Ja się tak zastanawiam...
Czy to już myśli samobójcze, czy... 'wyższy etap' autoagresji?
Od jakiegoś czasu pragnę rzucić się pod auto... nie chcę, by było ono bardzo rozpędzone. Chciałbym po prostu... poczuć uderzenie. Chciałbym poczuć ból. Innego rodzaju. Może amputują mi nogę, może rękę... - myślę sobie. I będzie bardzo boleć.
Może amputują mi głowę - myślę sobie - w końcu i tak nigdy nie byłem do niej przywiązany.
nevermore, coś jak moje niedawne pragnienie przekonania się jak wygląda pociąg od spodu i jakie to uczucie być na torach i widziec że ten pociąg jedzie wiedzieć że zaraz w ciebie wjedzie.