Uważacie osoby dzięki którym się zmieniliście, którym coś zawdzięczacie za przyjaciół?
Ja uważam, że osoby które spotkałam w poszczególnych etapach życia, a którzy wiele mi wówczas pomogli, mimo że teraz ich obok już nie ma, to nadal pozostaną przyjaciółmi.
Nie uważam, że jak przyjaciel odchodzi, to jednocześnie oznacza że przyjacielem nigdy nie był.
Wręcz niekiedy śmieszy mnie takie gadanie "odszedł, znaczy że przyjacielem nie był", itp.
Tracy napisał/a:
To i niektórych wrogów trzeba by zaliczyć
Każdy człowiek czegoś uczy.
Ostatnio zmieniony przez inside 2010-02-04, 18:59, w całości zmieniany 1 raz
Jeżeli w tamtym czasie uważałam go za przyjaciela i jeśli mi pomógł,a potem coś się popsuło, to w sumie nie fair jest nagle mówić, że nigdy nim nie był, skoro odszedł.
Napisałam, że przyjaciele po prostu nie odchodzą a Wy zaczęliście pisać o tym, że "w sumie nie fair jest nagle mówić, że nigdy nim nie był (przyjacielem), skoro odszedł"
Ostatnio zmieniony przez Tracy 2010-02-04, 19:08, w całości zmieniany 1 raz
że "w sumie nie fair jest nagle mówić, że nigdy nim nie był (przyjacielem), skoro odszedł"
Ja tak nie napisałam!
Nie pisałam że jest nie fair coś mówić.
Do tego:
Nie uważam, że jak przyjaciel odchodzi, to jednocześnie oznacza że przyjacielem nigdy nie był.
- powinnam była dodać słowa, że nie w każdym przypadku, jak przyjaciel odchodzi to nie w każdym przypadku oznacza to że przyjacielem nigdy nie był.
inside napisał/a:
śmieszy mnie takie gadanie "odszedł, znaczy że przyjacielem nie był"
Nie wiem czy to była reakcja na moje słowa, czy myśl wolna
Zjadłaś jedno słowo, dość istotne: niekiedy śmieszy mnie takie gadanie "odszedł, znaczy że przyjacielem nie był"
I raczej (na pewno) myślą wolną niż na Twoje słowa.
Jakbym się Ciebie nie zapytała o rozszerzenie myśli, to dopiero wyszedłby bigos.
No, ale wystarczyło zapytać
Tracy napisał/a:
Owszem, przyjaciele czasem odchodzą. Odchodzą, a nie zostawiają cię w bagnie.
To także racja.
W ogóle mój pierwszy post w tym temacie był chyba bardziej myślą ogólną co do tematu niż odpowiedzią na czyiś post, bo tak jak teraz patrzę, że się nieźle wstrzeliłam swoją wypowiedzią
Nawet wtedy, gdy przyjaciel odchodzi, dla mnie jest/był przyjacielem. Ludzie nie są wiecznie, zmieniają się, to też nie zawsze wytrwają w danej przyjaźni. Jednak, moim zdaniem, coś musi się zdarzyć, by przyjaźń dobiegła końca.
Zastanawia mnie tylko, jak przyjaciel, który do tej pory traktował wszystko poważnie odchodzi bez jakichkolwiek wyjaśnień.
Przyjaźń jest dla mnie ważna. Przyjaciel to ktoś, kto staje się, w pewnym sensie, integralną częścią mnie. Dociera tam, gdzie jest miejsce tylko dla niego. Poznaje świat, który jest zazwyczaj niedostępny. Poznaje mnie najbardziej dogłębnie, jak to tylko możliwe z moimi wewnętrznymi oporami.
A czy to, że komuś ufam, i ta osoba mi ufa i to, że sama nasza obecność sprawia, że łatwiej nam mówić o sobie, łatwiej znosić wszystkie problemy, że jest mniejsza chęć autodestrukcji, że samą obecnościa sprawia, że pojawia się uśmiech na mojej twarzy.
I nie wstydzimy się być sobą i szczerości?
Czy to początek przyjaźni? Czy ma to jakąś szansę?