Minął ponad rok od mojego poprzedniego posta w tym temacie i mogę już w zasadzie być pewna, że to nie był niestety pojedynczy zryw.
W miarę dobrze radzę sobie z napadami, staram się też jeść pełnowartościowe posiłki (tu już wychodzi różnie), ale tak wiele moich myśli kręci się wokół jedzenia i ciała... Mam już dość.
Strasznie się tego wstydzę. Mam prawie 30 lat, z pozoru poukładane życie a w głowie bajzel i jaram się tym, że widać mi kości.
Znowu czuję, że żywię się nienawiścią do siebie. Znowu brzydzę się tym jak wyglądam, bo znowu przytyłam. Rzucanie wyzwisk i płacz nad swoim wyglądem czy zachowaniami wpisują się w obraz każdego dnia.
Wstydzę się spotykać z osobami, które znam, z którymi jestem blisko. Boję się komentarzy znajomych, rodziny, chłopaka, bo zwyczajnie wstyd mi za to, jak wyglądam. Jeszcze nie widziałam się z nimi bardzo długo, więc to, że zauważą jest nieuniknione. Może i nie każdy skomentuje, ale obsesyjnie czuję ich myśli na temat tego w swojej głowie.
Nie umiem się wyrwać. I nie chcę całkowicie. Chcę jedynie zmienić napady ekstremalnego głodu, obżarstwo i wywoływanie wymiotów na drugą skrajność. Najlepiej taką jak wówczas, gdy miałam 13 lat. Nie znoszę tego jak aktualnie wyglądam. Wstyd mi. Wstyd mi. Wstyd mi przeogromnie.
śpiewały ptaki, gdy wracałem nad ranem
i nie czułem euforii, tylko to,
że przegrałem.
Jakie to jest żałosne. I'm jestem starsza, tym bardziej żenuje mnie moje ED, głodówki, napady, fiksacje na punkcie jedzenia, wagi, wyglądu... Takie zachowanie przystoi nastolatce, a nie trzydziestoletniej babie, o Boże.