Rejestracja
Rejestracja
Autoagresywni Strona Główna
  Użytkownik: Hasło:



Poprzedni temat «» Następny temat
Depresja a nasze życie
Autor Wiadomość
Zakręcona 
Nikt ważny



Dołączyła: 01 Paź 2014
Posty: 629
Skąd: Polska

Wysłany: 2023-01-05, 16:34   Depresja a nasze życie

Widziałam, że jest temat jak depresja wpływa na pracę a jak wpływa na życie codzienne...?
U mnie objawia się brakiem siły,motywacji, są dni, że mogłabym cały dzień spać czy leżeć. Podejmowanie decyzji jest dla mnie ciężkie, to że rzeczy, które mnie cieszyły kiedyś już radości nie sprawiają. Pisałam, że niedawno zapisałam się na fitness. Na początku wprawiało to przyjemność teraz już nie. Doszły na powierzchnie głosy, że po co mi to, że tylko wstyd sobie robię, że nie nadążam za grupą. Mam już tyle lat a dalej nie wiem czego chcę. W gorszym momentach mam natrętne myśli, tj. że konkretne rzeczy muszę w określonej ilości kupić. I ta wszechobecna paranoja i panika. Biorę leki przeciwbólowe (na receptę) i tu panika objawia się tym czy nie będę miała redakcji alergicznej (można uznać, że panika poniekąd uzasadniona bo raz przez leki wyglądam na pogotowiu bo źle na nie zareagowałam). I to nic, że po pierwszym dniu nic mi nie było, strach i tak się utrzymuje. I ten płacz 😭 ostatnio za bardzo płacze. I to, że czasami unikam ludzi, spotkań nawet z znajomymi.




Gdy przeglądasz się w lustrze i masz ochotę je stłuc, to nie lustro trzeba zniszczyć, to ciebie trzeba zmienić.
Najgorsze w piekle to nie palący ogień, wieczność męczarni, utrata łaski bożej czy poddanie torturom. Najgorsze w piekle jest to, że nie wiesz, czy już się w nim nie znajdujesz.
 
 
Depresja a nasze życie
kova84 
Nieżyciowy marzyciel



Wiek: 39
Dołączył: 08 Paź 2022
Posty: 433
Skąd: łódzkie

Wysłany: 2023-01-05, 20:50   

Wiem, że to temat akurat o wszystkim, a nie o samej pracy, ale na wstępie napiszę tylko, że zaskakująco mało depresja wpłynęła na pracę zawodową, a dużo bardziej na wszystko inne. Praca jakoś zawsze szła i dalej idzie, może dlatego, że teraz tak bardzo musi.

U mnie podczas tych największych nasileń ciężko było wstać z łóżka. Miałem jednak obowiązki, których nie mogłem zupełnie olać, więc napędzały mnie trochę. Zaprowadzenie czy odebranie córki z przedszkola, wyjście z psem na spacer, odbębnienie godzin w pracy. Przestałem pielęgnować hobby. Zamiast gotować (co lubiłem), zacząłem zamawiać jedzenie na obiady. Szukałem wymówek, by nie widzieć się ze znajomymi. Popołudniami, gdy żona już była w domu i córka miała opiekę, praktycznie zawsze drzemałem do wieczora. Oj jak mnie żona za to znielubiła. Przestałem mieć głowę do tego, by regulować bieżące zobowiązania, coraz więcej z nich gubiło się. Starałem się jednak stwarzać chociaż pozory, nie miałem świadomości jakiejś choroby.

Dwa i pół roku temu zacząłem leczenie, przerwałem po około roku, by znów dorywczo do niego wracać. Poprawiło się. Ciągle zdarzały się okresy większego załamania, podpierałem się wtedy psychologiem. Dużo się wywróciło - konieczność spłacania zobowiązań finansowych, rozejście z żoną, wyprowadzka. Wpłynęło to też na moją głowę. Przestało mi na wielu rzeczach zależeć - jakimś sukcesie zawodowym, życiowym, tylko na tym, by w miarę w spokoju i bezboleśnie egzystować i być znośnym ojcem. Zwolniłem tempo.

W zeszłym roku poważniejsze załamanie już mi się nie zdarzyło. Nawet jesień z długami nie była momentem (tak jak była w 2021) kiedy kompletnie wycofałem się z życia i zobojętniałem na emocje. Obecnie jest raz gorzej, raz lepiej, nigdy super, ale nigdy strasznie. Lubię drzemki, ale troszkę wróciła mi ochota na hobby. Nie spotykam się ze znajomymi często, ale nieco częściej niż podczas najgorszych lat. Zdecydowanie częściej mógłbym brać prysznic, ale z drugiej strony... dla kogo? :oops: Mógłbym w końcu kupić jakieś ubranie nowe, a nie w kółko w tych samych kilku koszulkach i spodniach. Mógłbym odświeżyć kontakt z częścią rodziny, ale odpychają mnie te myśli. Golę się jak mi wąsy przeszkadzają za bardzo. Mam problemy z wagą po kilku latach depresji, nie wygląda to dobrze. Na pewno stałem się przez to mniej pożądaną przez społeczeństwo, mniej produktywną jednostką. I boję się, że przez to zostanę w końcu zupełnie sam. Lubię wyobrażać sobie raczej te gorsze niż lepsze scenariusze. Rzadko się uśmiecham. Ale jest mi... znośnie.

Zakręcona napisał/a:
Doszły na powierzchnie głosy, że po co mi to, że tylko wstyd sobie robię, że nie nadążam za grupą.

Tu chyba deprecha wjechała mi pozytywnie. Przestałem się przejmować tym, by zadowolić nieznajomych. Rób mnóstwo wstydu, żenady i czegokolwiek, byle Tobie było z tym dobrze, dopóki nikogo nie krzywdzisz :) Wiem, wiem, łatwo napisać.




 
 
Depresja a nasze życie
void 
ad absurdum



Wiek: 33
Dołączył: 12 Sty 2019
Posty: 1704
Skąd: małopolskie

Wysłany: 2023-01-05, 23:08   

Jak staram się sięgnąć pamięcią w przeszłość, to chyba nie mam za wiele wspomnień "sprzed depresji". Tzn. pamiętam dzieciństwo, ale jakoś nie pamiętam tamtych emocji za dobrze i potem zresztą szybko zaczęło się źle dziać w domu, moje problemy zostały przeoczone, nigdy czułem się częścią grupy.
Depresja, lęki, problemy... Poznałem może 2-3 lata bez lęku, bez depresji, bez myśli rezygnacyjnych czy samobójczych. Przede wszystkim dzięki terapii w ogóle, będąc dorosłym 27-letnim facetem zobaczyłem zupełnie inne życie. Sporo z lęków wróciło, pojawiły się nowe, ale jakoś to doświadczenie pozwoliło mi nabrać dystansu do własnych myśli i emocji.
Najbardziej ucierpiały jednak na tym relacje, właściwie nie stworzyłem w swoim życiu żadnych głębszych relacji po za nielicznymi wyjątkami. Otoczyłem się murem i sam go nie umiałem zburzyć.

Pewnie też przez to nie lubię specjalnie podróży, dużego towarzystwa, jestem raczej zamknięty w swojej głowie. Jeśli muszę przebywać w licznym gronie, to raczej obserwuję ludzi, zachowania, gesty.

Jestem na swój sposób dziwny, niezręczny. Trochę to teraz lubię, ale nie wiem czy to skutek czy przyczyna moich problemów z panią D.

Rzucam różne myśli w tym temacie, więc to może nie być spójne. Ale ostatecznie jakoś mi dobrze, z tym lękiem, bólem. Jakoś tak wrosło to we mnie.

Niemniej ciągle dociekam tego co ze mną jest, że jestem jaki jestem, choć staram się nie czynić tego w kategoriach czy jest dobrze czy źle, a bardziej myślę, zastanawiam się, medytuję przed snem i kawałek po kawałku zaczynam siebie rozumieć. Oczywiście kiedy już dojdę do jakiś wniosków, to w tym czasie kiedy się zastanawiałem zdążyłem się zmienić na tyle, że muszę zaczynać od nowa. Każdy Syzyf ma swój kamień.

W życiu zawodowym... (wiem temat nie o tym) Wieczny syndrom oszusta. Wydaje mi się, że wszystko przychodzi mi za łatwo i towarzyszy mi wieczny lęk, że zaraz się wyda, że nie ogarniam niczego.




To object to this inseparability of pleasure and pain, life and death, is simply to object to existence. But, of course, we cannot help objecting when the time comes. Objecting to pain is pain.
 
 
Depresja a nasze życie
kova84 
Nieżyciowy marzyciel



Wiek: 39
Dołączył: 08 Paź 2022
Posty: 433
Skąd: łódzkie

Wysłany: 2023-01-05, 23:37   

Michał napisał/a:
W życiu zawodowym... (wiem temat nie o tym) Wieczny syndrom oszusta. Wydaje mi się, że wszystko przychodzi mi za łatwo i towarzyszy mi wieczny lęk, że zaraz się wyda, że nie ogarniam niczego.

Oj nawet nie wiesz jak często tak mam. Jestem prawie pewien, że inni ogarnęliby lepiej i sensowniej, a jednak z jakiegoś powodu nikt tego nie zauważa. A w dodatku faktycznie przyszło to dość łatwo, więc jest zawsze myśl, że równie łatwo może przepaść.




 
 
Depresja a nasze życie
wiedźma 
666



Wiek: 28
Dołączył: 17 Cze 2022
Posty: 390
Skąd: Polska

Wysłany: 2023-01-06, 16:53   

U mnie wszystko zaczęło się jak miałam 14 lat. Przez półtora roku jedynym tego objawem była bezsenność - lub na odwrót - spałam za dużo. Wszystko zaczęło się od depresji i niezdiagnozowanej schizofrenii. Wiek, kiedy zaczęłam chorować sprawia, że tak naprawdę nie pamiętam wcześniejszego "zdrowego" okresu. Zawsze byłam inna, wycofana, nielubiana przez otoczenie. Później to się pogłębiło i to ja zaczęłam nienawidzić innych. Każdy, kto pojawił się na mojej drodze do dnia dzisiejszego ukształtował moją osobowość (a znajomości te nie były jakoś intensywne, a raczej powierzchowne, tylko wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam.). Z każdą napotkaną osobą i nieudaną relacją międzyludzką zamykałam się w sobie jeszcze bardziej, aż doszłam do momentu w którym jestem teraz. Więc jeśli chodzi o spojrzenie na świat i relacje międzyludzkie to depresja bardzo ukształtowała mnie taką, jaka jestem.

Zakręcona napisał/a:
U mnie objawia się brakiem siły,motywacji, są dni, że mogłabym cały dzień spać czy leżeć.


Miewam takie dni zbyt często, ale dla innych z boku wygląda to tak, że jestem po prostu leniem, któremu nie chce się wsiąść na rowerek stacjonarny, czy iść na spacer by mieć trochę ruchu. Moje zamknięcie się w czterech ścianach i niechęć do świata zewnętrznego spowodowały, że się wycofałam i nie mam po prostu psychicznej siły, by się ruszyć i wziąć za siebie, bo:

Zakręcona napisał/a:
Doszły na powierzchnie głosy, że po co mi to, że tylko wstyd sobie robię, że nie nadążam za grupą

"Po co mi to, i tak jestem gruba, brzydka, głupia, nic w życiu nie osiągnęłam i nic nie osiągnę".

Michał napisał/a:
Pewnie też przez to nie lubię specjalnie podróży, dużego towarzystwa, jestem raczej zamknięty w swojej głowie.


Nie lubię podróży, szczególnie tych dłuższych, bo jakoś uświadamia mi to, jak wielki i niepoznany jest świat i jak mało o nim wiem oraz to, jak małą jednostką w nim jestem i jak bardzo nic w nim nie znaczę.

Depresja i inne problemy wywróciły mój świat do góry nogami, ale nie wiem, czy mogę powiedzieć, że mi to przeszkadza. Chyba to już jakieś przyzwyczajenie. Pomimo tych natrętnych głosów w mojej głowie (dosłownie i w przenośni) staram się żyć, staram się funkcjonować nie zapominając, że może dla świata nic nie znaczę, ale znajdą się osoby, dla których znaczę wszystko.




Może ja nie pasuję do tych ludzi. Jeżeli ja mam znowu wyjść z tej swojej skorupy, wystawić tę rękę na zewnątrz i od razu mi odetną, to mi się nie chce, to ja się boję.
 
 
Depresja a nasze życie
Zakręcona 
Nikt ważny



Dołączyła: 01 Paź 2014
Posty: 629
Skąd: Polska

Wysłany: 2023-01-06, 19:49   

Michał napisał/a:
Jak staram się sięgnąć pamięcią w przeszłość, to chyba nie mam za wiele wspomnień "sprzed depresji". Tzn. pamiętam dzieciństwo, ale jakoś nie pamiętam tamtych emocji za dobrze

Ja miło wspominam dzieciństwo, wtedy chyba byłam szczęśliwa, ale z drugiej strony czy nie odbieram tego okresu właśnie tak, że to był radosny okres bo później było tylko gorzej...
Michał napisał/a:
Najbardziej ucierpiały jednak na tym relacje, właściwie nie stworzyłem w swoim życiu żadnych głębszych relacji po za nielicznymi wyjątkami. Pewnie też przez to nie lubię specjalnie podróży, dużego towarzystwa, jestem raczej zamknięty w swojej głowie. Jeśli muszę przebywać w licznym gronie, to raczej obserwuję ludzi, zachowania, gesty. Niemniej ciągle dociekam tego co ze mną jest, że jestem jaki jestem, choć staram się nie czynić tego w kategoriach czy jest dobrze czy źle, a bardziej myślę, zastanawiam się, medytuję przed snem i kawałek po kawałku zaczynam siebie rozumieć. Oczywiście kiedy już dojdę do jakiś wniosków, to w tym czasie kiedy się zastanawiałem zdążyłem się zmienić na tyle, że muszę zaczynać od nowa. Każdy Syzyf ma swój kamień.

Nie umiem nawiązywać relacji, dziwie się, że mam znajomych co się spotykam, można ich policzyć na palcach jednej ręki, ale są. Mimo tego, nowych nie nawiązuje: w pracy zdarza się, że rozmawiam ludźmi, ale ta znajomość nie przenosi się poza nią. Mnie nachodzą myśli czy może to ja jestem osobą toksyczną, skoro skończyłam samotnie (tak się właśnie czuję).
wiedźma napisał/a:
U mnie wszystko zaczęło się jak miałam 14 lat. Przez półtora roku jedynym tego objawem była bezsenność - lub na odwrót - spałam za dużo. Wszystko zaczęło się od depresji i niezdiagnozowanej schizofrenii. Wiek, kiedy zaczęłam chorować sprawia, że tak naprawdę nie pamiętam wcześniejszego "zdrowego" okresu. Zawsze byłam inna, wycofana, nielubiana przez otoczenie. Później to się pogłębiło i to ja zaczęłam nienawidzić innych. Każdy, kto pojawił się na mojej drodze do dnia dzisiejszego ukształtował moją osobowość (a znajomości te nie były jakoś intensywne, a raczej powierzchowne, tylko wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam.). Z każdą napotkaną osobą i nieudaną relacją międzyludzką zamykałam się w sobie jeszcze bardziej, aż doszłam do momentu w którym jestem teraz. Więc jeśli chodzi o spojrzenie na świat i relacje międzyludzkie to depresja bardzo ukształtowała mnie taką, jaka jestem. Miewam takie dni zbyt często, ale dla innych z boku wygląda to tak, że jestem po prostu leniem, któremu nie chce się wsiąść na rowerek stacjonarny, czy iść na spacer by mieć trochę ruchu. Moje zamknięcie się w czterech ścianach i niechęć do świata zewnętrznego spowodowały, że się wycofałam i nie mam po prostu psychicznej siły, by się ruszyć i wziąć za siebie.
Depresja i inne problemy wywróciły mój świat do góry nogami, ale nie wiem, czy mogę powiedzieć, że mi to przeszkadza. Chyba to już jakieś przyzwyczajenie. Pomimo tych natrętnych głosów w mojej głowie (dosłownie i w przenośni) staram się żyć, staram się funkcjonować nie zapominając, że może dla świata nic nie znaczę, ale znajdą się osoby, dla których znaczę wszystko.

U mnie pierwszy raz postawiono diagnozę, że mam stany depresyjne, depresje jak miałam 16 lat. Zaczęło się pierwsze od autoagresji, jednym z pierwszych aktów autoagresji było to, że walnęłam głową o drzwi od szafki aż tak, że guza się dorobiłam. Doszły później myśli samobójcze... Powiedziałam o tym matce, nawet wzięła mnie na wizytę do psychiatry. Dostałam leki, ale później zaczęły się od matki docinki, że od tabletek tylko się uzależnię, że symuluje. Na nieszczęście o wizycie u psychiatry dowiedziało się rodzeństwo (matka się wygadała) i słyszałam od rodzeństwa, że pewnie symuluje, że chce zwrócić na siebie uwagę, że to nie możliwe, że choruje to jest tylko lenistwo. I na długi okres porzuciłam leczenie przez psychiatrę. Wróciłam dopiero jak miałam dwadzieścia kilka lat, po przeżytym załamaniu, ja tak to nazywam. Gdy było już tak źle, że miałam objawy somatyczne, gdy miałam takie ataki paniki, że czułam jakbym miała się zaraz udusić, przez około trzy tygodnie nie wychodziłam z domu bo się bałam. I ta panika objawia się dalej, może w innych sytuacjach, ale jest.
I czuję, że byłam przez tyle lat sama, zamknięta w sobie, tak w skrócie moja rodzina mnie nie akceptuje i dawali mi to odczuć, więc cokolwiek mnie dotyczyło nie rozmawiałam o tym. Może przemyślenia zostawiałam dla siebie. Wracając do tematu, czuję, że przez tyle lat byłam zamknięta w sobie, że nie potrafię w społeczeństwie funkcjonować. Miłe gesty z drugiej strony odbieram jako coś, że za tym coś się kryje, albo ktoś coś chce ode mnie i robi sobie grunt pod to. Nawet jeśli coś opowiem o sobie zaraz mnie nachodzi, że zanudzam itd.




Gdy przeglądasz się w lustrze i masz ochotę je stłuc, to nie lustro trzeba zniszczyć, to ciebie trzeba zmienić.
Najgorsze w piekle to nie palący ogień, wieczność męczarni, utrata łaski bożej czy poddanie torturom. Najgorsze w piekle jest to, że nie wiesz, czy już się w nim nie znajdujesz.
 
 
Depresja a nasze życie
Smutna Mia 


Wiek: 29
Dołączyła: 08 Gru 2021
Posty: 11
Skąd: łódzkie

Wysłany: 2023-02-04, 14:18   

Według mnie depresji nigdy sie nie pokona. Jest to choroba nawracająca i nkomu nie uwierzę że z nią można wygrać. Ponad 10 lat leczenia na nic. No sorry i to jest uleczalne tak? Nie, nie jest. Zdarzy sie przykra znów sytuacja i od nowa depresja nawet jeśli przez chwile jest poprawa.



 
 
Depresja a nasze życie
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,1 sekundy. Zapytań do SQL: 11