Czuję powoli, że się kończę. Tak zwyczajnie, po prostu. W ten sam sposób, w jaki kończy się rolka papieru toaletowego czy płatki do mleka na śniadanie. Zupełnie niespektakularnie, a jednak dosadnie. Odnoszę uczucie jakby nic już we mnie nie było. Jakbym nie mogła już więcej z siebie wyciągać kolejnego dnia. Rozmawiając z ludźmi, mam wrażenie, że to ostatnie z rozmów, jakie z nimi prowadzę. To samo tyczy się wykonywania codziennych czynności. Mam pseudo-wiedzę, że to nie zdarzy się już nigdy więcej. Wewnętrzny instynkt. Miałam taki sam, dwa lata temu mniej więcej o tej samej porze roku. Wtedy parktycznie się udało. Plany skaczą w moim umyśle, sposobności też nie brak. Nie radzę sobie już ze sobą. Żałosność ze mnie wypływa. W końcu sama się w niej zatopię.
śpiewały ptaki, gdy wracałem nad ranem
i nie czułem euforii, tylko to,
że przegrałem.
Odnoszę uczucie jakby nic już we mnie nie było. Jakbym nie mogła już więcej z siebie wyciągać kolejnego dnia.
atrophia, Jednak wydaje się z pozoru, że coś w tobie jest? To ''coś'' co nas wypełnia i z nas w takich momentach wypływa, może się odnowić. Jestem tego pewien, bo poniekąd jestem tego przykładem. Jednak jest to trudne, wymaga dużo bardzo ciężkiej pracy i czasu(no i po tym czasie znów z nas magiczne "coś" wypływa). Bez czyjejś pomocy to już wogóle jest ciężko, ale piszesz, że już tak miałaś. Jest to z jednej strony dołujące, ale też pomaga nam dostrzec, że już to raz pokonałaś, choć było bardzo blisko końca, to jednak otchłań nie zdołała cię pochłonąć. I wierzę, że nie da rady tego zrobić.
Vozdk, a czy to „coś” nie jest jednak tylko błędnie wygenerowaną aktywnością prawej części środkowego obszaru skroniowego kory mózgowej lub czegoś innego o równie przydługiej i nudnawej nazwie, mającej przekonać nasze śmiertelnicze potrzeby, że jesteśmy jacyś fajni…?
Krzysiu, To "coś" można różnie nazywać. Nie wiem, czy ma to pozwolić nam czuć się fajni. Nie. Może nie jest to poetyckie, ale porównajmy to do samochodu. Zwyczajny samochód nie ma problemów z olejem. Jednak te "zepsute" mają wycieki. Potrzebują więc naprawy. Jednak to nie tak, że ciągle tego potrzebujemy. Czasem wystarczy jedna solidna naprawa na naprawdę długi czas. Jednak nie można zapominać o sobie później. Trzeba dbać o siebie. Gdy znów idziemy w dół szybko reagować.
Nie patrzę w sumie tak na świat. W kwestii, że to chemia podtrzymuje nas do życia, a my jako przeewoluowani jesteśmy zbyt mądrzy by prosta biologia nas oszukała. Jako ludzie nie znamy wcale wielu rzeczy i pewnie jeszcze wiele przed nami. Może dlatego warto ?
Oczywiście, że nie. Nauka jest wspaniała. Chodzi mi o to, że to nie którym wydaje się to bardzo proste, a jest złożone. Ja się na przykład na biologi nie znam zbyt dobrze. Wolę historię
Czuję powoli, że się kończę. Tak zwyczajnie, po prostu. W ten sam sposób, w jaki kończy się rolka papieru toaletowego czy płatki do mleka na śniadanie. Zupełnie niespektakularnie, a jednak dosadnie. Odnoszę uczucie jakby nic już we mnie nie było. Jakbym nie mogła już więcej z siebie wyciągać kolejnego dnia. Rozmawiając z ludźmi, mam wrażenie, że to ostatnie z rozmów, jakie z nimi prowadzę. To samo tyczy się wykonywania codziennych czynności. Mam pseudo-wiedzę, że to nie zdarzy się już nigdy więcej. Wewnętrzny instynkt. Miałam taki sam, dwa lata temu mniej więcej o tej samej porze roku. Wtedy parktycznie się udało. Plany skaczą w moim umyśle, sposobności też nie brak. Nie radzę sobie już ze sobą. Żałosność ze mnie wypływa. W końcu sama się w niej zatopię.
Mam to samo uczucie antrophio. Mam niby jakieś plany na życie ale mimo to widzę jedną wielką czarną dziure która mimo usilnego wprowadzania światła sprawia że te światła gasną. Do tego mam cholerne sny prorocze które jakby kontrolują każdą dziedzine mojego życia,po prostu czuje że nie mam wpływu i wpadnę do końca w tą cholerną ciemność. Tymbardziej jak ostatnio mam nasilenie wszystkiego a ja sie głupia oszukuje że a może jednak będzie dobrze,może należne mi życ ale ja po prostu nie potrafię sie wtopić w ten durny swiat. Boli mnie dalsze istnienie i czuje że będzie boleć coraz bardziej z każdym dniem. Mówią że trzeba umieć funkcjonować by żyć. Ja tą zdolność trace i coraz bardziej nikne.
Wiek: 103 Dołączył: 12 Maj 2016 Posty: 77 Skąd: Polska
Wysłany: 2021-01-07, 19:38
atrophia napisał/a:
Czuję powoli, że się kończę. Tak zwyczajnie, po prostu. W ten sam sposób, w jaki kończy się rolka papieru toaletowego czy płatki do mleka na śniadanie. Zupełnie niespektakularnie, a jednak dosadnie. Odnoszę uczucie jakby nic już we mnie nie było. Jakbym nie mogła już więcej z siebie wyciągać kolejnego dnia. Rozmawiając z ludźmi, mam wrażenie, że to ostatnie z rozmów, jakie z nimi prowadzę. Żałosność ze mnie wypływa. W końcu sama się w niej zatopię.
Co za piękny opis.. czuje sie jakby ktoś mnie czytał.
Nie żałuj mnie, bo dobrze spędziłem ostatnią noc
Nie żałuj mnie, sam wybrałem sobie taki los