Wiek: 29 Dołączyła: 12 Cze 2017 Posty: 341 Skąd: Polska
Wysłany: 2017-11-22, 15:08
obecność zwierząt ma ogromny wpływ na ludzką psychikę. Nie bez powodu są dogoterapie felinoterapie i hipoterapię. np. Konie dodają pewności siebie, dają moc sprawczą, uspokajają, rozładowują napięcie.
Myślałam kiedyś, że nie jednak nawet mając małego chomika gdy bylam młodsza, czułam się dużo lepiej bo miałam do kogo pogadać.
Teraz mając kota, wiem że mam po co wrócić do domu, że przyjdzie i się przywita. Nie skrzyczy na mnie, a zawsze mogę go wziąć i się odprężyć poprzez zabawę czy głaskanie. Trochę się polepszyło, mając kota.
Zwierzęta pokazują nam jak można żyć tu i teraz, nie myśląc o złych rzeczach.
Wiek: 23 Dołączyła: 06 Cze 2016 Posty: 274 Skąd: Europa
Wysłany: 2017-11-23, 16:54
Po całej akcji z psychiatrami, psychologami i terapiami rodzice zgodzili się na wzięcie jakiegoś zwierza do domu. Odkąd mam fretkę jest nieco lepiej, to znaczy nie było tak, że odkąd ją wzięliśmy, to nagle wszystkie problemy zniknęły... Po prostu jest przy kim popłakać, Fryta zawsze przybiega do mnie jak przychodzę do domu i staje na łapkach.
A zawsze, jak leżę i jest mi smutno, to do mnie przychodzi, kładzie się obok i grzeje swoim ciepełkiem. Jakoś jest wtedy lżej.
What if I left and it made no sense
And you tell your friends and they hold your hands?
Jak dla mnie, zwierzątka są kochane i cudowne, moje maleństwa mogłabym tulić i głaskać non stop, ale gdy czuję się mocno źle, boję się nawet je brać. Strasznie się boję, że mogłabym im coś niechcący zrobić, jak z resztą i innym ludziom, czy sobie...
Może pora zmienić nastawienie...
Mam kota. Jest moim wielkim przyjacielem. Jego obecność bardzo mi pomaga. Niweluje lęki i samotność. Trzyma mnie w ryzach świadomość że muszę się o niego troszczyć, co więcej wydaje mi się że to przedsmak macierzyństwa.
Mam nadzieję, że nikt nie oskarży mnie o znęcanie się nad zwierzętami. Miałam świnkę morską, ogólnie dużo piszczała (zwłaszcza przy otwieraniu lodówki, bo przez jakiś czas jej klatka stała w kuchni), kiedy podsuwalo się pod jej czarny, drgający nosek na przykład koperek to piszczała dwa razy głośniej i wykonywała w powietrzu dziwny wymach przednimi łapkami, co wyglądało jak klaśnięcie. Nazywała się Antoninka, kochała jeść i była brązowa, gruba i miała na głowie zawadiackiego, białego irokeza. Nie żartuję, naprawę jej białe włoski na główce wyglądały jak irokez.
Często bywało tak, że na przykład ja, lub ktoś inny z rodziny jadł powiedzmy pizze, albo dużo pizz. Po skończonym posiłku, ja czy też inny domownik zasiadaliśmy na widocznej z kuchni kanapie żeby odpocząć po (bardzo przecież męczącym) jedzeniu. Czasami odwracałam wzrok w stronę podłogi blisko drzwi i widziałam jak zwierzątko siedziało (ledwo co powstrzymywalam wtedy śmiech bo moja świnka miala tak grube boczki, że gdy siedziała, te rozlewaly się nieco po obu stronach jej ciała). Po bodajże dwóch tygodniach byłam świadkiem, jak moja Antonina obżerala się jakimiś wyjątkowo dużymi marchwiami. Gdy ostatni pomarańczowy kawałek warzywa zniknął w jej pyszczku i świnka przestała mielić go ząbkami usłyszałam coś w stylu bardzo wysokiego, cichutkiego westchnięcia. Po czym Antonina bez ceregieli upadła na swój prawy boczek. Mogłam przysiąc, że na jej pyszczku błąkał się błogi uśmiech, odrzuciła swoje grube łapki jakoś tak w poprzek brzuszka i odwróciła lekko główkę w moją stronę, po czym spojrzała na mnie wzrokiem tak pełnym wdzięczności, miłości i zadowolenia, że aż usiadłam na podłodze i patrzyłam jak Antoninka zapada w szczęśliwy sen.
Moim zdaniem, obecność zwierząt NAPRAWDĘ pomaga w utrzymywaniu pogodnego czy choćby stabilnego nastroju człowieka, pomaga też rozładować stres i napięcie i nie mówię tylko o psach, kotach, koniach czy... Indykach. Antoninka była moją przyjaciółką, kiedyś na nią siadlam (naprawdę niechcący). Natychmiast gdy poczułam coś pod siedzeniem zerwałam się na równe nogi i po odwróceniu się przodem do poduszki zobaczyłam jakąś taką jakby lekko zgniecioną, brązową kulkę z wilgotnym czarnymi oczkami i teraz rozczochranym lekko, białym irokezem. A gdy poruszyła noskiem zaczęłam płakać razem z nią, nigdy sobie tego nie daruję. Na szczęście Antoninka przeżyła i przyjaźniłyśmy się przez 5 kolejnych lat, aż do jej śmierci ze starości, po której wraz z siostrą prawie wypłakałyśmy oczy. Ja mam tak, że naprawdę ciężko zaufać mi ludziom, którzy nie szanują czy wręcz krzywdzą zwierzęta.
Lubię swojego kota. Choć rzadko bywa w domu bo łazi po łąkach
Jestem zdania, że zwierzęta bardzo pomagają na ludzką psychikę. Mam kotkę ( wychodzącą, ale zawsze pojawia się w domu) do której lubię się przytulać. Misia jest już z namj 3-4 lata, dokładnie nie wiem.Lubię, kiedy wracam z pracy i ona przychodzi się przytulić.
Usunęłam separator. | Hiro
Ostatnio zmieniony przez chiroptera 2020-03-15, 10:25, w całości zmieniany 1 raz
Zwierzę na pewno może pomóc w życiu, ale musi być dobrane do naszego charakteru. Nie wyobrażam sobie mieć np akity, labradora, huskiego, bengalskiego. To takie rasy, z którymi miałabym problemy, bo wiem, że i ja i ten pies nie wykazywalibyśmy chęci do spędzania ze sobą czasu. Za to są takie rasy, które odpowiadają mi w 100 procentach.
20września, doberman, dogo argentino, pitbull. Wiele czytałam o tych psach i uważam, że są niesamowite. Lubisz takie rasy, czy może wolisz bardziej rodzinne albo puchate?
needy, wydają mi się lojalne, inteligentne i nieustraszone, ale też bardzo spokojne. Niektóre psy muszą być w ciągłym ruchu, a te są troszkę wyciszone. Oczywiście zależy to od charakteru i sposobu wychowania, ale takie cechy często rzucają mi się w oczy.
20września, każda z tych ras ma coś w sobie, ale jak pomyślę sobie ile z takim huskym trzeba by było dziennie biegać... a znowu co do bernenskiego to jak tu znaleźć takie ogromne podwórko.
Cthulhu, fajne rasy . Uwielbiam dobermany i dogi argentyńskie, sama zdecydowałam się na border collie. To też dość specyficzna rasa, ale jest fajnie z nim.