Rejestracja
Rejestracja
Autoagresywni Strona Główna
  Użytkownik: Hasło:



Poprzedni temat «» Następny temat
Można wszystko...
Autor Wiadomość
Dante 
Cyberpunker



Wiek: 32
Dołączył: 05 Wrz 2011
Posty: 567
Skąd: Bydgoszcz

  Wysłany: 2011-12-04, 18:12   Można wszystko...

Nie wiem, czy dobry dział, bo przyznam, że trochę jest namotane i do napisania tego brakowało mi czegoś "ogólnego". Ale najwyżej się przeniesie.

To co teraz napiszę będzie taką krótką opowieścią o mnie. Zaznaczam na wstępie, że ani razu nie byłem u żadnego psychologia (nawet u pedagoga szkolnego).

Dzieciństwo miałem dosyć spokojne. W szkole podstawowej kontakty z kumplami były normalne, na podwórku też, a moja rodzina nie była patologiczna. Jednakże nie było do końca idealnie. Rodzice kłócili się czasami (i to dosyć poważnie). Nieraz matka się pakowała i groziła rozwodem, ale zawsze jakoś potem wychodziło wszystko na prostą. Nie mam zamiaru opowiadać tutaj o moich rodzicach, ale nawiązanie do tego jest istotne. Matka często się denerwowała (przynajmniej moim zdaniem) o byle gówno. Co prawda szybko jej przechodziło z reguły, no ale co się zestresowałem to nie znikało od razu. Nie wiem, czy przez to, czy przez coś innego straciłem pewność siebie. Kontakty oczywiście utrzymywałem dalej z rówieśnikami, ale w nowych sytuacjach, z nowymi osobami traciłem pewność siebie, nieraz trzęsły mi się ręce. Wtedy poszedłem do gimnazjum. Nie byłem jakiś śmiały i miałem trudności w nawiązaniu kontaktów z innymi. W pierwszej klasie oczywiście czasami z kimś gadałem, ale nie trzymałem się bliżej z nikim, na przerwach z reguły stałem pod ścianą. Z kolejnymi klasami było już lepiej, no ale łatka dziwaka została mi chyba do końca. Okresowe problemy w domu i gimnazjum przełożyły się na chyba największy problem, jaki miałem dotąd - zaczęły pojawiać się u mnie zaburzenia obsesyjno-kompulsywne (w skrócie nerwica natręctw. Oczywiście nie jest to stwierdzone, gdyż jak pisałem specjalisty nie odwiedziłem, ale o tym, że miałem dowiedziałem się czytając w internecie objawy kilka lat później - natrętne myśli, rytuały, częste mycie rąk - wypisz wymaluj nerwica natręctw. Gdy poszedłem do Technikum pierwszą klasę spędziłem trzymając się z niewyróżniającymi się kumplami, z którymi nietrudno było się dogadać. Pewnego dnia zacząłem się zastanawiać nad tym wszystkim i stwierdziłem, że mam dość, że męczy mnie już to wszystko. Ale nie, nie postanowiłem popełnić samobójstwa, wręcz przeciwnie - chciałem zmienić swoje życie. Powoli zacząłem zbliżać się do fajnych ludzi uchodzących za największych "zwałowiczów" w klasie i zakumplowałem się z nimi na dobre. Przełamałem swój wstyd i nieśmiałość przekonując się, że nie wszystko musi iść po tej "złej myśli". Z nerwicą było nieco trudniej - uporanie się z nią zajęło mi jakieś pół roku. Po prostu stwierdziłem, że to wszystko, co dzieje się w mojej głowie mnie męczy i nic mi nie daje. Zacząłem się pilnować, gdy pojawiały się natręctwa mówiłem im krótkie i stanowcze "NIE". Uzyskałem spokój na jakieś 4 miesiące, po czym nastąpił lekki nawrót, z którym po jakimś czasie znowu się uporałem. Po jakichś 3 latach męczarni umysłowych mogłem powiedzieć, że jestem wolny od tego wszystkiego, na co traciłem tak dużo energii. Jednakże rok później w skutek utraty pewnej bliskiej osoby wpadłem w autoagresję. Robiłem to niemalże codziennie. Nie ciąłem się głęboko, ale rany posypywałem sobie pewną szeroko dostępną substancją, by bardziej bolało. Podobnie jak wy twierdziłem, że jestem do kitu, że moje życie nie ma sensu i nigdy nie będę szczęśliwy, że tak zostanie już do końca. Jako prezent na 18 urodziny chciałem zafundować sobie największe rany jakie sobie zadałem. na szczęście nie udało się, ale spędziłem bezsenną noc z myślami samobójczymi. I wtedy coś we mnie pękło. Stwierdziłem "Na co mi to?". Zrozumiałem, że tą drogą daleko nie zajdę, i że nie ma to większego sensu i korzyści. Przestałem to robić tak często. Oczywiście czasami przychodziły kryzysy i wszystko wracało, ale działo się to z biegiem czasu coraz rzadziej.

Dzisiaj jestem zupełnie innym człowiekiem, cieszącym się z życia, dojrzewającym coraz bardziej i chyba wreszcie gotowym, by w pełni zająć się swoim własnym życiem.Chcę iść dalej naprzód. Nie mam wielu problemów, a nawet jeśli takowe się pojawiają to staram się nimi nie przejmować i szukam sposobów na ich rozwiązanie, a potem działam. Nie mam problemów z dogadywaniem się z ludźmi, co prawda czasem się wstydzę czegoś zrobić ( z reguły są to jakieś błahostki), ale nie zdarza się to za często i zamierzam nad tym też popracować. Wyszedłem na prostą dzięki wielu czynnikom, głównie (nieświadom moich problemów) pomógł mi kolega zaciekawiając najpierw psychologią, a potem duchowością - konkretnie buddyzmem i medytacją, które to można powiedzieć wykończyły wszystkie moje problemy i pozwoliły żyć spokojnie. Najważniejszym jednak czynnikiem był mój upór, praca nad sobą i zrozumienie, że naprawdę można żyć lepiej nawet, jeśli się w to nie wierzy.


Opisuję historię swoich problemów nie po to, by się przed Wami chwalić, ale po to, by pokazać Wam - osobom, które mają różnego rodzaju problemy, które są tak podobne do osoby, którą byłem kiedyś, że naprawdę można zmienić wiele w swoim życiu, ale trzeba tylko chcieć, wystarczy podjąć decyzję i zacząć działać. Zmiany oczywiście nie przyjdą pewnie od razu, ale będą one widocznie postępować. Teraz przyszła Wasza kolej na to, by pokazać, że można zmienić swoje życie :)




"Najsurowszy norweski black metal prosto z głębin norweskich lasów osikany moczem renifera"

Stay hungry, stay foolish...
Ostatnio zmieniony przez Dante 2011-12-04, 18:17, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
 
Można wszystko...
Dante 
Cyberpunker



Wiek: 32
Dołączył: 05 Wrz 2011
Posty: 567
Skąd: Bydgoszcz

Wysłany: 2011-12-04, 18:30   

Dziękuję ^^ Ja też z siebie jestem. i mam nadzieję, że będę mógł kiedyś skierować Twoje słowa do innych użytkowników forum :)



"Najsurowszy norweski black metal prosto z głębin norweskich lasów osikany moczem renifera"

Stay hungry, stay foolish...
Ostatnio zmieniony przez Dante 2011-12-04, 18:30, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
 
Można wszystko...
Aya 



Wiek: 36
Dołączyła: 03 Kwi 2011
Posty: 544
Skąd: Katowice

Wysłany: 2011-12-04, 21:43   

Dante, to naprawdę wspaniałe, że jesteś tak silną osobą... Ja właśnie nie potrafię zacząć działać.... Tysiące razy myślałam - tak od jutra coś się zmieni. Wezmę moje życie we własne ręce... Ale niestety na samych myślach zawsze się kończy. Wątpię bym kiedykolwiek odnalazła w sobie taką siłę... Żadna motywacja na mnie nie działa.



"Każdy ma niezbywalne prawo do zmarnowania sobie życia."
Amelia
 
 
Można wszystko...
Dante 
Cyberpunker



Wiek: 32
Dołączył: 05 Wrz 2011
Posty: 567
Skąd: Bydgoszcz

Wysłany: 2011-12-04, 21:55   

Aya napisał/a:
Wątpię bym kiedykolwiek odnalazła w sobie taką siłę... Żadna motywacja na mnie nie działa.

Spokojnie, dział "Rozwój osobisty" będzie się rozwijał i znajdziemy wspólnie jakieś metody do zmotywowania Ciebie (i innych) :)




"Najsurowszy norweski black metal prosto z głębin norweskich lasów osikany moczem renifera"

Stay hungry, stay foolish...
 
 
 
Można wszystko...
Scarlet Halo
[Usunięty]

Wysłany: 2011-12-04, 22:20   

Aya napisał/a:
Ale niestety na samych myślach zawsze się kończy. Wątpię bym kiedykolwiek odnalazła w sobie taką siłę... Żadna motywacja na mnie nie działa.

Znam ten ból... po prawie 3 terapiach mam ten sam problem... podobno bez woli zainteresowanego nic nie da się zrobić, ale być może jest możliwość, że ktoś wskaże Ci drogę, udowodni Ci, że to jest możliwe i gdzieś znajdziesz energię i motywację.




 
 
Można wszystko...
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,04 sekundy. Zapytań do SQL: 11