Dobrze, że istnieje coś takiego jak bujanie się, bo bez niego nie mogę usnąć. Jest to jakaś metoda na uspokojenie się i ukojenie, więc niech tak będzie.
Mam to samo Zaznaczam, że stan nerwowy nie ma tu nic do rzeczy, bo mam ten nawyk od kiedy pamiętam.
Niektórzy tak mają.
Moim zdaniem nic w tym złego. Z tego, co wczytałam się w literaturę i poprzebywałam ze znawcami bujania (tj. osobami ze spektrum autyzmu - przy czym "spektrum", to słowo klucz, bo nie dzieli świata na stronę czarną i białą, a uznaje za normalne odcienie szarości), to jest kwestia albo neuroatypowego ukształtowanego układu nerwowego, albo występuje to na tle nerwicowym (co ma sens - bodźce fizyczne zagłuszają nieprzyjemne odczucia).
Angielska definicja zjawiska to stimming i oznacza powtarzalne, mimowolne ruchy stereotypowe mające na celu tzw. autostymulację i jest to odpowiedź obronna na przestymulowanie (m. in. także emocjonalne). Polega na blokadzie niepożądanego bodźca takim, na które mamy zwiększoną wrażliwość - no i niektórzy są własnie wrażliwi na dotyk, ruch itp.
Dobrze czasem pobujać się, aby zaspokoić braki emocjonalne i niemożność przytulenia się, gdy nikogo nie ma obok. Ciekawe też jest pojęcie frotteringu, oznacza ocieranie się o kosmate powierzchnie, zazwyczaj sweter, chodnik łazienkowy, szlafrok.
Udzielałem porad ludziom ułomnym. Pod wpływem otrzymanego ostrzeżenia zmieniłem swe postępowanie. Już nie będę