Wiek: 24 Dołączył: 06 Maj 2019 Posty: 27 Skąd: świat
Wysłany: 2019-10-19, 16:06
Nigdy nie wolno mi było przy nich płakać. Zawsze to był "teatr, który mogę sobie darować, bo nikogo to nie obchodzi". Więc jakoś połykało się łzy i płakało nocami w poduszkę. Cichutko, żeby nikt nie słyszał. Ale czasem łzy się pojawiały. Czasem wciąż się pojawiają. Bo to nie takie łatwe, nie płakać.
Płaczę, bo życie mnie boli.
Płaczę, bo tak bardzo chcę przestać.
Płaczę, bo tak bardzo nie umiem.
Płaczę, bo oni nie mogą tego zrozumieć.
Płaczę, bo moi właśni rodzice szydzą z mojego cierpienia.
When you're falling in a forest and there's nobody around
Do you ever really crash, or even make a sound?
Aaaa, miałem iść do kościoła w sobotę... rano byłem na grzybach a potem się "poćpalem" i praktycznie przeleciał mnie ten weekend tak szybko. Bardzo żałuję. Wypadło mi z głowy, a było to dla mnie ważne... może w niedzielę pójdę ale to już nie to samo
Wiek: 24 Dołączyła: 23 Cze 2019 Posty: 304 Skąd: Polska
Wysłany: 2019-10-24, 21:34
Znowu wariuję leżąc bezwiednie. Znowu jestem podzielona, a wszystkie części krzyczą. Nie mam siły, chęci, planów. Ledwo jutro istnieje. Coraz głupsze myśli, coraz więcej wyrzutów do samej siebie. Część mnie żałośnie chciałaby, żeby coś mi było. A mi nic, po prostu to nie moje miejsce. Wszędzie obco, pusto, głucho. Jakby to była jakaś nierzeczywista gra zanim prawdziwe życie się zacznie, a ja odpadam już w przedbiegach.
Czuję że moja przyszłość skazana jest na porażkę... często nie mam siły się uczyć i generalnie wypełniać obowiązków , najchętniej cały czas żyłabym w świecie pełnym samych przyjemności, na inne rzeczy rzadko mam siłę... To jak ja sobie poradzę w pracy? Wiem że moje czarne myślenie o przyszłości też wynika z depresji, ale jak to zmienić? Jestem na lekach i niby ppwinnam mieć już siłę, i ją mam, sle wystarczy jej tylko na wstanie z łóżka i zrobienie czegokolwiek, na obowiązki czesto jest jej za mało, nie wiem z czego to wynika, czy to może być przez to że przez długie lata młodości byłam nieszczęśliwa? Nie mam pojęcia cholera.
Nienawidzę tego wszystkiego. Nie mogę się pociąć, bo wpędzę się w dyskomfort w pracy. Nie mogę zapić, bo nie wyjdę z kłopotów finansowych. Nie mogę zniknąć, bo zniszczę komuś przez to życie. Nie wiem, naprawdę nie potrafię zrozumieć tego, czemu wciąż trzymam się na nogach. Skąd ten instynkt samozachowawczy, poczucie odpowiedzialności, nie potrafiąca zgasnąć iskierka nadziei... W jakiejkolwiek formie miałbym to ująć. Wkrótce miną dwa lata odkąd próbuję sobie to wszystko poukładać, a wcale nie czuję, żeby było lepiej. Ba! Czuję się o wiele bardziej zniszczony niż wcześniej, już nie tylko nie potrafię czerpać szczęścia życia, po prostu się tego szczęścia boję. Wiem jednak, co będzie dalej - będę walczył, bo nie mam innego wyjścia. Pozostaje mi wierzyć, że naprawdę nie każdy błądzi, kto wędruje.
Rano napisał do mnie kumpel z problemem, oczywiście w moim odczuciu rozmawiałam z nim w miły sposób i starałam się mu pomóc, ale... Odebrał to lekko jak atak oraz, że zachowałam się niemiło. Bardzo mnie to dotknęło, bo w moim odczuciu zrobiłam zupełnie odwrotnie. Nie poszłam właśnie przez to na zajęcia i jestem w totalnym dole- znowu.
Znowu mam dość, znowu ten przytłaczający brak siły, nieustanne zmęczenie, niemoc... zaczynam powątpiewać że to kiedykolwiek się skończy. Po wyjściu ze szpitala mialam takiego powera przez kilka dni, ale jak to do cholery utrzymać?
Wiek: 22 Dołączyła: 16 Lip 2017 Posty: 12 Skąd: Polska
Wysłany: 2019-10-30, 19:45
Znowu czuje się jak wrak człowieka. Znowu nie mam na nic siły. Znowu opuszczam szkołę. Znowu izoluje od siebie ludzi. Znowu leżę cały dzień w łóżku i płacze. Znowu mam poprostu dość tego wszystkiego...