Wiek: 31 Dołączyła: 22 Cze 2014 Posty: 1410 Skąd: Europa
Wysłany: 2018-03-14, 20:25
Fluffluf napisał/a:
ciągle tylko wychodzę po czym wpadam w kolejne, jeszcze większe, głębsze, ciemniejsze, gęstsze... tchu coraz mniej, sił wkładać trzeba co raz więcej.
Ja się czuję jak na nieustającej karuzeli, ostatnio było dobrze, nawet bardzo dobrze i czułam, że to koniec moich problemów ale to było tylko chwilowe. Teraz znowu jest dół, jak Rów mariański, nic nie chcesz i na nic nie masz ochoty.
Po dzisiejszym dniu, twierdzę, że nie da się z tego bagna wyjść. Co z tego, że się leczę jak koniec końców jest gorzej niż było na początku. Co z tego, że wiem jak powinnam zareagować jak inny współczynnik sprawie, że zachowam się inaczej niż chciałam. Co z tego, że próbuje bronić swojego zdania by na koniec zeżarły mnie poczucia winy, które walnięta ja tworzę lub sama daje się w to w pędzić lub ugne się pod innymi. Wpadam to coraz głębiej i żyje iluzją że jakoś z tego wychodzę.
Gdy przeglądasz się w lustrze i masz ochotę je stłuc, to nie lustro trzeba zniszczyć, to ciebie trzeba zmienić.
Najgorsze w piekle to nie palący ogień, wieczność męczarni, utrata łaski bożej czy poddanie torturom. Najgorsze w piekle jest to, że nie wiesz, czy już się w nim nie znajdujesz.
Żeby wyjść z tego najpierw musicie odpowiedzieć sobie na podstawowe pytanie: Czego pragnę? Czego moja dusza chce tu doświadczyć na ziemi?
A potem do roboty i pracować nad sobą. Tkwienie w bierności jest najgorsze. Wiem mój nick jest doskonałym tego przykładem. xD
Wiek: 34 Dołączył: 25 Sie 2018 Posty: 200 Skąd: Europa
Wysłany: 2018-08-26, 02:07
Da się wyjść, ale trzeba tego chcieć i nie odmawiać oferowanej pomocy, zamiast być upartym i tkwić w bagnie trzeba kierować tą upartość do działania i pracować nad samym sobą a walka z samym sobą to najcięższa rzecz jaką stoczycie w tym bagnie. Da się... I trzeba samemu w sobie narodzić od nowa.
A porażki będą częste i wszystko co budowałeś nagle runie i trzeba od nowa lać fundamenty pod kolejna konstrukcję.
Stajemy się dzięki temu twardsi i silniejsi.
Czy się da? Jest to sprawa stricte indywidualna, jednemu się uda, drugiemu nie i utonie. Tylko, aby wyjść, trzeba mieć pomoc, pomoc, która będzie prawdziwa, w przeciwnym wypadku, tylko nas podciągnie i puści, wtedy zanurzymy się jeszcze głębiej.
W moim przypadku raczej nie da się wyjść, im mocniej próbuję, im mocniej się staram, tym bardziej się pogrążam. Im bardziej się miotam w tym bagnie, tym jestem głębiej.
I am happy, I'm all smiles. Just the grieving in my style. Just a problem I enjoyed. No more crying I'm
a boy.
W moim przypadku raczej nie da się wyjść, im mocniej próbuję, im mocniej się staram, tym bardziej się pogrążam. Im bardziej się miotam w tym bagnie, tym jestem głębiej.
Że tak wejdę w Twoją metaforę. Czasem nie chodzi o to jak mocno się staram, a o sposób w jaki to robię. Szarpanie się w bagnie często pogarsza sprawę, pogrąża. Może lepiej odpuścić gwałtowne ruchy, położyć się na plecach, zaakceptować swoje położenie, wtedy zwyczajnie zaczynam dryfować spokojnie po powierzchni. Nie sprawi to, że wyjdę z bagna, ale da chwilę by się zastanowić, odetchnąć i rozejrzeć się za czymś czego można by się chwycić. Z bagna da się wyjść, ale trzeba mieć na uwadze, że instynktownie do bagna będzie się wracać.
To object to this inseparability of pleasure and pain, life and death, is simply to object to existence. But, of course, we cannot help objecting when the time comes. Objecting to pain is pain.
Wiek: 34 Dołączyła: 18 Gru 2009 Posty: 10447 Skąd: świat
Wysłany: 2019-06-23, 16:51
Ja mam nawrót. Wiosłuję pod prąd (jak już metaforami się zaczęło), by nie trafić w szpitalny wir.
Oby było tak, że poboli i przestanie. To znaczy na pewno tak będzie, zawsze tak jest.
Przejęcie kontroli nad światem za pomocą łyżeczki i waty cukrowej
Na przypale, albo wcale - o tym będą musicale!
Jak widelcem kompot jesz.
Przeszłość determinuje naszą przyszłość, chyba że ma się sporo samozaparcia i szczęścia to wtedy da się wyjść całkiem z bagna ale to co kiedyś nas zniszczyło będzie głęboko tkwiło tak czy siak. Nie wierzę za bardzo już w to że wyjdę stając obok, ale staram się urządzić wygodnie sam w tym bagnisku, może coś zasadzę obok nawet by wyrosło? Taki niepewny uśmiech podszyty smutkiem, innej drogi nie widzę.
Ja już chyba straciłam nadzieję, że kiedykolwiek uda mi się z tego wyjśč.
You know you did me wrong (mmm)
Just one more cup of coffee 'fore I go (mmm)
I know I better stop and cut the show (mmm)
I'll leave you all the memories and go, I'ma go
Wiek: 26 Dołączył: 03 Wrz 2020 Posty: 26 Skąd: Polska
Wysłany: 2020-12-09, 23:22
Pomogły komuś leki ograniczyć natłok złych myśli? Kiedy zostaje sam i nie mam co robić dostaje takiej deprechy że odechciewa się żyć. Wizyta u psychiatry to dla mnie duży stres, nie wiem czy warto. Pewnie nie dostałbym czegoś mocnego. Także czy komuś pomogły leki(nie te mocne typu xa coś tam) ustabilizować nastrój, nie wpadać w głębsza depresję?
Wiek: 28 Dołączyła: 23 Gru 2016 Posty: 3502 Skąd: Polska
Wysłany: 2020-12-10, 00:43
brzydal554, jasne, leki przeciwdepresyjne działają. Jak nie pierwszego rzutu, to drugiego. Może nie są magiczną tabletką na wszystkie problemy życia, ale różnica z lekami/bez to u mnie niebo i ziemia.
– Where did you go, psycho boy?
– I felt like destroying something beautiful.
Chiroptero, lata mijają, dawki rosną, generacje się zmieniają, a prawda jest taka, że najskuteczniejszą dla Krzysia chemią antydepresyjną, naturalną w dodatku, jest (acz z jasnych przyczyn raz na dłuższy czas) całkowicie nieprzespana nocka. Dla słabego umysłu Krzysiowego pokroju to jest to. Nie będzie udawał, że ma pojęcie, jak to działa, ale wtedy ponoć któryś inhibitor czegoś o jeszcze głupszej nazwie wadliwie wydziela jakieś obrzydliwe coś, czego im mniej, tym lepiej. Rezultat jest taki, że spędza co najmniej dobę z niezbyt skrytym bananem na twarzy, jakiego nie powstydziłby się posiadacz mikrodelecji w regionie matczynej kopii 15q11-13 (kompletnie nie mam pojęcia, co oznaczają właśnie napisane przeze mnie literki i cyferki, ale brzmi naprawdę profesjonalnie). Depresja po prostu znika, przechodzi do podziemia. To bywa też i kłopotliwe, bo jeśli będąc pod wpływem takiego neuromodulatora znajdzie się w sytuacji, gdzie uwarunkowania kulturowe wymagają melancholijnej zadumy, to on, choć usiłuje, fizycznie nie jest w stanie stać się smutny, co inni bez trudu dostrzegają…
Może nie są magiczną tabletką na wszystkie problemy życia, ale różnica z lekami/bez to u mnie niebo i ziemia.
U mnie było podobnie i nawet jak teraz sobie przypomnę czas zanim zaczęłam brać leki i po pół roku ich stosowania, to bardzo duża różnica na plus dla leków.
Obecnie, jak policzyłam... 8 miesięcy bez leków i mimo po drodze różnych kryzysów to na razie jest dobrze, ale z drugiej strony wiem, że gdyby coś to ogarnięcie lekarza i powrót do leków nie jest taki zły.
I pomyśleć, że kiedyś byłam tak sceptycznie i negatywnie nastawiona do leków nie wierząc ani trochę w ich moc działania, a okazało się u mnie, że bardzo dobrze zadziałały.