Wiek: 22 Dołączyła: 05 Cze 2016 Posty: 274 Skąd: Europa
Wysłany: 2018-05-06, 22:35
Żyję ostatnio w niesamowitym tempie. Szkoła, zajęcia (koń, śpiew, harcerstwo, hiszpański), nauka, czasem jedzenie (jak starczy czasu), spać. I tak w kółko. W międzyczasie próbuję wciskać jakieś małe przyjemności, typu robienie jakiegoś wymyślnego jedzenia, robienie maseczek, dbanie o włosy, rolki, paznokcie. Dopóki wszystko się ze sobą wiąże i mam siłę, to nie ma problemu, wyrabiam się. Ale jak tylko jedna rzecz się jakoś sypnie, to tracę kontrolę nad wszystkim. Jakoś dwa tygodnie temu miałam taki okres. W szkole wpadło kilka gorszych ocen, nie dogadywałam się z koniem, frustrowałam się, że nie potrafię powiedzieć czegoś po hiszpańsku, nie miałam czasu na jedzenie, nie mogłam spać, nie miałam siły śpiewać. Grono moich najbliższych znajomych składa się z osób niesamowicie ambitnych z problemami psychicznymi. Także właściwie nieustannie słyszę rzeczy typu 'zabije się, jak nie dostanę piątki z tego testu', 'ale dzisiaj mi się depresja pogorszyła', 'o nie, dostałam 4, a nie 5, idę się pociąć'. Po takim długim, nieudanym dniu, wracam do domu, a tam pretensje ze strony rodziców. A jak nie pretensje, to brak reakcji na moje istnienie. A jak już przyznam, że nie mam siły i się nie wyrabiam, to słyszę tylko 'że oni muszą pracować i mają gorzej'... Cóż. Wtedy właśnie się łamię. Jak te podstawowe rzeczy mi nie wychodzą, to zaczynam myśleć o pozostałych. O tym, jak bardzo nie udają mi się związki. Jak bardzo ludzie patrzą na to, jak wyglądam, a nie na to, jaką jestem. Chyba żaden chłopak do tej pory nie lubił mnie za charakter, a tylko za 'sexy ciało'. Każdy wymagał ode mnie dostępu do mojego ciała, bo on chce i jemu się należy. Jak bardzo jestem zabawką w rękach innych etc etc. I takie się tworzy błędne koło, zaczynam się obwinia za całe zło świata i kończę zaryczana w ciemnym pokoju, jak za starych, beznadziejnych czasów.
Na całe szczęście już umiem sobie z tym poradzić bez niczyjej pomocy. Wiem, że jak sama nie ruszę tyłka, to nikt tego za mnie nie zrobi.
Także tak, płaczemy. Ale podnosimy się i idziemy dalej...
What if I left and it made no sense
And you tell your friends and they hold your hands?
Wiek: 21 Dołączyła: 31 Sie 2017 Posty: 427 Skąd: śląskie
Wysłany: 2018-05-09, 21:58
Nie chcę płakać. Nie lubię tej odznaki słabości. Zwykle, gdy pozwolę sobie na taką chwilę ulgi, zaraz przestaję, widząc w tym więcej szkód niż pożytku. Ktoś zobaczy, usłyszy, a ja nie mam ochoty się tłumaczyć. Zazwyczaj chęć płaczu duszę w sobie lub wyładowuję w inny sposób.
Wiek: 28 Dołączyła: 19 Sie 2017 Posty: 968 Skąd: Polska
Wysłany: 2018-05-11, 17:16
Nigdy nie płakałam, nie potrafiłam. Teraz, jakoś od miesiąca, płaczę każdego wieczoru, bo czuję, że nie potrafię żyć, że do życia się nie nadaję. Dopiero teraz zauważyłam, jak wielki problem mam z samooceną i z relacjami międzyludzkimi. Jak bardzo boję się życia. Boję się tak bardzo, że każdego wieczoru uspokajam się, myśląc o śmierci, przełykając łzy. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Chyba potrzebuję terapii.
Kiedy przyszłość przestała być obietnicą i stała się
zagrożeniem?
monor, bardzo ładną i dojrzałą myślą zakończyłaś swoją wypowiedź. Trzymam kciuki, żeby nie pojawił się jużw Twoim życiu taki nieprzyjemny okres.
Śugestia, Jednobarwna, również bliżej mi do tego, że płacz jest rzeczą bardzo pożyteczną, przynosi zdrowe i przede wszystkim naturalne ukojenie.
Milijon, wierzę, że w końcu zacznie Ci się w tej główce układać. Naprawdę mocno Ci tego życzę. Tym bardziej, że w tym co napisałaś zobaczyłem samego siebie. Z tak ogromnym potencjałem jaki posiadasz stać Cie na pokonanie własnych słabości już w trzeciej, a nie dziesiątej rundzie. Będzie dobrze.
Ściskam dziewczyny.
Co do mnie. Zauważyłem, że bardzo mocno wstydzę się moich łez. Uciekam, albo biorę leki na uspokojenie. Wszystko po to, aby nikogo nie utwierdzić w przekonaniu, że istnieje we mnie jakaś wrażliwa dusza. W okazywaniu własnych słabości zmieniłem się na gorsze.
Wiek: 32 Dołączyła: 17 Mar 2015 Posty: 514 Skąd: pomorskie
Wysłany: 2018-05-11, 22:57
Osobiście,jeśli płaczę to tylko z niemocy albo złości. Nigdy ze smutku, chyba po prostu nie pozwalam sobie na jego odczuwanie. Chciałabym czasem wypłakać żal, jaki mam do świata a nie potrafię.
Najczęściej jeśli płaczę, to ze wzruszenia na ludzką krzywdę lub dobroć. Plączę również na ślubach, nigdy na pogrzebach.
Tak strasznie się obwiniam Przyjacielu, że musiałeś umrzeć bym sobie o Tobie przypomniała!
Płacz może być oznaką wrażliwości, ale na pewno nie słabości. Zarówno kobieta, jak i mężczyzna ma do tego pełne prawo. Nie rozumiem tych wszystkich stereotypów.
<<< Dodano: 2018-06-12, 18:16 >>>
Tytuł jest idealnym opisem mojego stanu. W szczególności od kilku tygodni. Jest gorzej niż zwykle. Nie mam chęci na nic. Mało co mnie cieszy. Najchętniej przespałabym całe życie.