Rejestracja
Rejestracja
Autoagresywni Strona Główna
  Użytkownik: Hasło:



Poprzedni temat «» Następny temat
Gdy smutno, gdy ci źle, gdy ze szczęścia latać chcesz...
Autor Wiadomość
użytkownik
[Usunięty]

Wysłany: 2018-05-16, 16:17   

I znowuż te bezsilne próby kontaktu uświadamiają mi jak bardzo beznadziejna ze mnie osoba.
Nawet nie zdążyłem się za wami myśli stęsknić, wiecie?




 
 
Gdy smutno, gdy ci źle, gdy ze szczęścia latać chcesz...
NightlyDark
[Usunięty]

Wysłany: 2018-05-16, 17:48   

Czuje się źle bo...

... opuściła mnie osoba, która wręcz obiecała, że tego nie zrobi. Dałem z siebie wszystko by przy niej być w jej trudnych chwilach, często (bez jej wiedzy) nadwyrężając swoje samopoczucie i zmęczenie.

Będąc ze sobą byliśmy bardzo szczęśliwi. A opuściła mnie z dnia na dzień. Jakby to co mówiła, to co robiliśmy nie miało kompletnie żadnego znaczenia. Na domiar złego odcięła wszystkie kontakty do mnie. Łudzę się, że jeszcze wróci, że to jeszcze nie koniec, że będzie dobrze a to tylko przejściowy piep***y okres w moim życiu i za jakiś czas znów będziemy razem.

Szukam w tym wszystkim zrozumienia sytuacji. Staram się dojść dlaczego tak a nie inaczej kiedy ja praktycznie niczego złego w kierunku rozejścia się nie zrobiłem. I to chyba mnie boli najbardziej. Plus to, że każda rzecz prawie mi o niej przypomina i wraca błędne koło myśli na ten temat.




 
 
Gdy smutno, gdy ci źle, gdy ze szczęścia latać chcesz...
komarymniepogryzły 
Simple Man



Wiek: 29
Dołączyła: 21 Lip 2015
Posty: 967
Skąd: Polska

Wysłany: 2018-06-06, 23:21   

Nastrój i samopoczucie idą coraz niżej i niżej. Przerasta mnie ilość obowiązków, które na siebie nałożyłam i presja czasu. Bardzo się męczę, a przy tym brakuje mi wsparcia. Już nie wiem co robić. Ostatnio jestem wyjątkowo chwiejna emocjonalnie. Reaguję złością, gdy tylko ktoś z domu coś ode mnie chce. Smutno mi, że nawet nie mam za bardzo z kim i kiedy pogadać. Te wszystkie emocje i stres przekładają się na somatyzacje, dużo więcej zachowań aa oraz pragnienia dużo głębszego i poważniejszego uszkodzenia się. Przy tym wszystkim mam jeszcze na tyle opanowania, że wybieram 'najlepsze miejsce', żadne nie jest w obecnej chwili dobre i odwracam uwagę, nasilam inne zachowania. Czuję, że coś takiego dałoby mi ukojenie. Niedługo jeszcze czeka mnie duża próba i już czuję, że coś odwalę, w najlepszym razie będę rozrytym strzępkiem nerwów w jakimś napadzie.



„Ty, twe radości i smutki, twe wspomnienia i ambicje, twoje poczucie tożsamości i wolnej woli to w rzeczywistości nic więcej niż aktywność wielkiego zbioru komórek nerwowych i związanych z nimi cząsteczek.”
"Życie to śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową."
 
 
Gdy smutno, gdy ci źle, gdy ze szczęścia latać chcesz...
Onirism 



Wiek: 25
Dołączył: 04 Gru 2017
Posty: 95
Skąd: lubuskie

Wysłany: 2018-06-09, 16:07   

Dawno mnie tutaj nie było, a wciąż czuje się źle...
Nie potrafię się na nic zdecydować, wszystko przychodzi mi wielką trudnością, a tym samym trace przyjaciół, znajomych i rodzinę. Czuję się zupełnie inaczej, jest okropnie ciężko.




Baby I will love you so hard like a seventies porno
 
 
Gdy smutno, gdy ci źle, gdy ze szczęścia latać chcesz...
rosie 


Dołączyła: 09 Cze 2018
Posty: 13
Skąd: dolnośląskie

  Wysłany: 2018-06-09, 20:02   Mood

Czuję się martwa. Jakbym nigdy nie istniała. Chcę płakać, ale nie potrafię. Jakbym była pusta. Czuję, że nie mam nikogo. Coraz bardziej się staczam. Umieram, choć nie żyłam.



[ everyday a small peace of me die ]
 
 
Gdy smutno, gdy ci źle, gdy ze szczęścia latać chcesz...
Autoagresywna 



Wiek: 22
Dołączyła: 16 Lip 2017
Posty: 12
Skąd: Polska

Wysłany: 2018-06-10, 22:22   

Przez ostanie pół roku było już lepiej, ale wszystko znowu zaczyna się od początku. Kiedy znajomi namawiają mnie na wspólne wyjścia odmawiam ze strachu. Boje się, że znowu powiem coś nie tak, że zostane sama, że dostanę ataku paniki. Przez to wszystko po raz kolejny zamykam się w sobie i nie rozmawiam z nikim. Powoli tracę wszystkich, na których mi zależy i nie potrafie tego zatrzymać. Wszystko powoli traci sens, a ja umieram w sobie.



- A teraz czego pragniesz? Czego Ci brak? Może zacznijmy od tego.
- Po prostu mam już dość.
- Dość czego?
- Wszystkiego. Ludzi. Życia. Chcę, żeby się skończyło. -Jay Asher ♥
 
 
Gdy smutno, gdy ci źle, gdy ze szczęścia latać chcesz...
monor 
Nieistotny dysonans.



Wiek: 23
Dołączyła: 06 Cze 2016
Posty: 274
Skąd: Europa

Wysłany: 2018-06-11, 14:38   

Cóż. Ostatnie cztery dni były... bardzo szybkie. I dziwnie się z tym wszystkim czuję. A to miejsce wydaje się idealne, żeby o tym napisać. Napisane myśli mają więcej sensu, niż takie beztrosko latające sobie w powietrzu. :P

Wszystko zaczęło się w czwartek. To znaczy, niby powoli działo się od kilkunastu dni, ale tak prawdziwie wystrzeliło właśnie tego dnia. W gimnazjum miałam przyjaciółkę. Byłyśmy nierozłączne. W pewnym momencie wraz z moją zmianą szkoły straciłyśmy kompletnie kontakt. To było ponad rok temu. I właśnie w czwartek spotkałyśmy się po tym mega długim czasie. I wszystko było w sumie świetnie. Śmiałyśmy się ze wszystkiego, jakbyśmy się nigdy nie rozstały. Byłyśmy z grupką znajomych. Umówiłyśmy się na kolejne spotkanie, już same. Ja je zaproponowałam, a ona się zgodziła. Wróciłam do domu mega późno, mega szczęśliwa, że wszystko zaczyna się układać.
-W piątek spotkałam się z inną koleżanką, połaziłyśmy po galerii, ogólnie po sklepach, pogadałyśmy. Tu nie wydarzyło się nic szalonego, znów wróciłam późno zacieszona, że żyję jak normalna nastolatka i spotykam się z ludźmi. xD
-W sobotę była parada liceów bielańskich (czy coś takiego), na której musiałam być, bo szkoła mnie powołała etc. Byłam tam z kilkoma koleżankami. Stwierdziłyśmy, że potem pójdziemy do centrum, żeby coś zjeść. W międzyczasie zadzwoniłam do swojego przyjaciela, czyli mojego eks, z pytaniem, czy jest w centrum, żeby się spotkać. No i ostatecznie mieliśmy wszyscy wylądować na paradzie równości. I wtedy wszystko zaczęło się chrzanić. Dziewczyny poszły coś załatwić, a on... Dawno mnie nikt tak nie zlał, jak on tego dnia. Niby dziwnie się do mnie odnosił od jakiegoś czasu, ale nigdy tak jak staliśmy obok siebie, raczej po prostu nie odpisywał etc. Ewentualnie dowiadywałam się od innych o rzeczach, z którymi normalnie przyszedłby do mnie. Zwalałam to raczej na to, że nie widzimy się codziennie no i siłą rzeczy nie mamy już takiego kontaktu, jak kiedyś. Nadal jednak był dla mnie bliski. Ale wracając, kompletnie mnie zlał, nie oddzwonił pomimo obiecania, a ja miałam mega mało baterii i "resztkami sił" mojego telefonu pisałam do niego i dzwoniłam, żeby cokolwiek z tego wyszło. Miałam taką wewnętrzną walkę, czy naciskać, czy odpuścić i wrócić, co równało się z zamordowaniem sobie dobrego humoru, pewnie wróciłabym zaryczana i spędziła resztę dnia w łóżku zastanawiając się, co jest ze mną nie tak. Wtedy myślałam, że walka o to spotkanie to jednak lepszy pomysł. Ostatecznie do tego spotkania doszło, niby wszystko było spoko, ale on cały czas tak mnie... no kurna zlewał. Czułam między nami taki dystans, że o Jezu. Jak nigdy. To było cholernie niezręczne, ale cóż poradzić. Dzień minął, wieczorem potem z grupką innych znajomych nad Wisłę, on z resztą ludzi miał dołączyć potem. I nastał ten cudowny moment. Widzę swojego byłego, najlepszego przyjaciela, idącego z inną dziewczyną za rękę. To był dla mnie taki szok, sama nie wiem, dlaczego. Zapytałam go, czy są razem, nawet chyba nie dostałam odpowiedzi. A jeśli tak, to byłam zbyt zszokowana, żeby to zarejestrować. Widok jego rąk zaplecionych na ciele innej dziewczyny był dla mnie nie do zniesienia, nie mam pojęcia, dlaczego, naprawdę. Może dlatego, że był to przez długi czas jedyny człowiek, dla którego byłam wszystkim, a nagle spadłam z tego miejsca, nie wiem. Boli mnie to, że mi o tym nie powiedział, a wolał unikać i grać w jakieś gierki. Ale wszystkie moje pytania dostały odpowiedź. W trochę brutalny sposób, ale cóż... :) Nie chodzi nawet o to, że chciałabym być na jej miejscu, o nie. Po prostu poczułam się strasznie odrzucona, porzucona bez niczego, bez słowa. Jak wracaliśmy tramwajem, nie mogłam na nich patrzeć. Nie umiałam spojrzeć mu w oczy. Wyszłam na jakimś randomowym przystanku, pożegnałam się i poszłam się przejść, bo czułam, że mi słabo. Ogarnęło mnie uczucie takiej nieograniczonej bezsilności i rozpaczy. Jakbym nagle straciła wszystko, co się liczy. Tyle mi obiecywał... Tej nocy nie mogłam spać. Nie wiedziałam, co robić. Napisać do niego? Zapytać o to? Olać? Zrezygnować z harcerstwa (jesteśmy w jednej drużynie)? Udawać, że wszystko w normie? Jedna wielka niewiadoma i gonitwa myśli. Stwierdziłam, że walić, mam jutro spotkanie z dziewczyną wspomnianą wyżej (przyjaciółka z gimnazjum), więc jeszcze nie wszystko stracone.
-Niedziela. Ogólnie wszystko super, gadałyśmy długo, miałyśmy sobie tyle do powiedzenia. Wszystko wyglądało, jakby szło w dobrym kierunku. Stwierdziłam, że muszę w końcu zadać jej to pytanie, bo nie mogę przez nie normalnie funkcjonować, a mianowicie: dlaczego przestałyśmy ze sobą rozmawiać? I nie wiem teraz, czy to była dobra decyzja, rozmowa potoczyła się tak, że usłyszałam w końcu coś w tylu "nie miej mi tego za złe, ale raczej nie mamy czego ratować". No także cóż. Drugi strzał. Znów nie mogłam spać. Ale stwierdziłam, że mam w końcu przecież znajomych w klasie, swój kochany "squad", więc o co chodzi? Przecież dam radę.
-Poniedziałek. Obudziłam się z okropnym bólem głowy. Ogólnie czułam się fatalnie, słabo, byłam strasznie niewyspana. Ale stwierdziłam, że pójdę do szkoły, bo zostanie dzisiaj w łóżku to lekkie samobójstwo dla mojego nastroju i motywacji do działania. W drodze do szkoły spotkałam swoją, jak mniemam, aktualną przyjaciółkę. Nie powiedziałam jej wszystkich tych rzeczy opisanych tu, bo po co zaczynać dzień od takich smętów. Nakreśliłam słabą sytuację z moim koniem jako powód mojego przygnębienia i liczyłam chyba na jakąś kontynuację rozmowy. Tymczasem, po raz trzeci w niezwykle krótkim czasie, zostałam odepchnięta. Podeszła do nas nasza wspólna znajoma, moja osoba nagle przestała się liczyć w towarzystwie, a moja "przyjaciółka" nawet nie odpowiedziała na moje słowa. Po dwóch lekcjach wróciłam do domu po dwukrotnej wizycie u pielęgniarki, bo faktycznie czuję się słabo.

Jeszcze jako taki dodatek do wszystkiego mój ukochany rajd harcerski, na który czekam od roku został odwołany.

Takie małe podsumowanie mojego życia. Nie wiem, za co się wziąć. Nie wiem, co myśleć. Komu ufać. Najchętniej nie wracałabym już do szkoły do końca tego roku szkolnego...




What if I left and it made no sense
And you tell your friends and they hold your hands?
 
 
 
Gdy smutno, gdy ci źle, gdy ze szczęścia latać chcesz...
rosie 


Dołączyła: 09 Cze 2018
Posty: 13
Skąd: dolnośląskie

Wysłany: 2018-06-12, 18:11   

Z każdym dniem jest coraz gorzej, przysięgam. Tracę ostatnie deski ratunku, które przypominały mi, że chociaż fizycznie jeszcze żyję. Głównie siedzę w domu, do szkoły chodzę w kratkę albo wcale, jeśli wychodzę to tylko z nimi (,deski ratunku'). Mam ochotę płakać. Cały czas. Ale nie potrafię. Ostatni raz czułam się aż tak beznadziejnie we wrześniu, kiedy planowałam samobójstwo. Znowu zaczynam o nim myśleć. Inaczej niż zawsze. Poważnie. Najprawdopodobniej w czwartek idę do psychiatry po leki, chociaż to nie jest pewne, gdyż tymczasowo nie jestem zapisana na oddział dzienny, ponieważ skończył się mój ,regulaminowy' pobyt tam. Nie wiem, wszystko się wali. Mam już dość.



[ everyday a small peace of me die ]
 
 
Gdy smutno, gdy ci źle, gdy ze szczęścia latać chcesz...
użytkownik
[Usunięty]

Wysłany: 2018-06-24, 20:40   

Mam dość tego ciągłego poczucia bycia wszystkim wrogiem, bo w końcu to ja skrzywdziłem te najbardziej wartościowe osoby. Mam dość tego ciągłego wychodzenia z inicjatywami rozmów, które kończą się już po rozpoczęciu. Mam dość tego wrażenia, że ludzie okazują mi sympatię jedynie dlatego, że boja się ponieść konsekwencje. Mam już dość poczucia winy związanego z wykorzystywaniem innych i zachowywania się w nieodpowiedni sposób. Jestem już tym wszystkim strasznie zmęczony.

I mam dość tego strachu, że ktoś za chwilę zadzwoni na 112.
Błagam, nie. Niczego nie planuję.
Chyba odejdę z forum.




Ostatnio zmieniony przez aga_myszka 2018-06-24, 20:41, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Gdy smutno, gdy ci źle, gdy ze szczęścia latać chcesz...
PsychoAktywna01 


Wiek: 21
Dołączyła: 21 Cze 2018
Posty: 27
Skąd: pomorskie

Wysłany: 2018-06-26, 00:01   

Autoagresywna, mam dokładnie tak samo... mogę stwierdzić, że nie mam hamulców, dlatego teraz też unikam wyjść, spotkań i rozmów...



 
 
Gdy smutno, gdy ci źle, gdy ze szczęścia latać chcesz...
wihszyciel
[Usunięty]

Wysłany: 2018-07-04, 17:45   

Nie wiem gdzie mogę to napisać bo jeszcze nie do końca jestem zapoznana z działami forum, eh.
CXzuję się tak okropnie i nie radzę sobie, jestem na wiecznej złości i agresji. Na dodatek jestem w domu z moją miłością a w domu zawsze się stresuję. Tak bardzo się boję nawet nie wiem czego, nie wierzę w siebie.




 
 
Gdy smutno, gdy ci źle, gdy ze szczęścia latać chcesz...
Żurawek 
Śmiertelna Nogawka



Wiek: 27
Dołączyła: 18 Paź 2014
Posty: 5179
Skąd: Polska

Wysłany: 2018-07-04, 17:49   

Przeniosłam do odpowiedniego tematu.




Ludziom najtrudniej się przyznać, że ich życie nie ma żadnego znaczenia. Żadnego celu. Żadnej treści. Opowieść Podręcznej M. Atwood
23.10.15r.
 
 
 
Gdy smutno, gdy ci źle, gdy ze szczęścia latać chcesz...
Flamaster 



Dołączył: 28 Sty 2018
Posty: 133
Skąd: Polska

Ostrzeżeń:
 4/3/4
Wysłany: 2018-07-05, 22:22   

Strasznie męczy mnie życie. Myśli samobójcze w głowie. Co więcej pisać.



When you have insomnia, you’re never really asleep… and you’re never really awake.
 
 
Gdy smutno, gdy ci źle, gdy ze szczęścia latać chcesz...
użytkownik
[Usunięty]

Wysłany: 2018-07-06, 14:56   

Znowu się tnę. Moja kondycja psychiczna osiągnęła dno, pełznie po ziemi niczym przegniłe, okaleczone zwłoki. Czy to wszystko ma jeszcze jakiś sens? Czy kiedykolwiek miało?



 
 
Gdy smutno, gdy ci źle, gdy ze szczęścia latać chcesz...
Verther 



Wiek: 29
Dołączył: 04 Sty 2014
Posty: 53
Skąd: śląskie

Wysłany: 2018-07-09, 23:28   

Czuję się bardzo podobnie jak większość powyżej. Bardzo dużo daje mi czas spędzony sam na sam z sobą, ale nie w taki sposób gdy człowiek zamyka się naprzeciw swoich myśli. Dużo czytam o medytacji, szczęście, spokój i harmonia ducha siedzie gdzieś tam głęboko w każdym z nas. Ludzie poszukują szczęścia w innych osobach, ale dopóki nie znajdziemy go w samym sobie nie znajdziemy go również w innych. Naprawdę polecam medytację, nie musi to być długa sesja, wystarczy 5-10 minut dziennie by zmieniło się myślenie na temat samego siebie.



 
 
Gdy smutno, gdy ci źle, gdy ze szczęścia latać chcesz...
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,29 sekundy. Zapytań do SQL: 12