Wiek: 27 Dołączyła: 03 Lip 2017 Posty: 1316 Skąd: Europa
Wysłany: 2018-05-06, 07:24
Ostatnio byłam na obiedzie u rodziny. Ciotka nałożyła na talerze kotlety i ziemniaki, ale surówkę już nie. Dała nam miskę, żebyśmy nałożyły sobie same.
I zastanawia mnie dlaczego.
Surówka jest jakaś gorsza (nieobowiązkowy dodatek, w przeciwieństwie do reszty), czy lepsza (nakładając komuś ryzykujemy, że nałożymy za dużo tej bezcennej kapusty i się zmarnuje) niż kotlet albo ziemniaki? Jeśli tak, to dlaczego? Jeśli nie, to dlaczego nie dostałyśmy pustych talerzy i półmiska z kotletami, drugiego z ziemniakami i miski z surówką, żeby wszystkie równoprawne składniki nałożyć samodzielnie lub też nie dostałyśmy nałożonego całego obiadu? Czy może chodzi o upozorowanie posiadania wolnej woli przez karmionego? Czy może karmicielka zakładała z jakiegoś powodu, że surówki możemy nie chcieć, więc nie będzie nas zmuszała? W takim razie czemu nie założyła, że możemy nie chcieć ziemniaków albo kotleta? Czy o co chodzi?
p.s.
Surówka była sto razy lepsza od kotletów. Pierwszy raz się spotkałam, że ktoś po usmażeniu wszystkich kotletów i poprzekładaniu ich na jakiś zbiorczy talerz... polał je całym tłuszczem jaki został na patelni.
"Obojętność i lekceważenie często wyrządzają więcej krzywd niż jawna niechęć."
Delphi, pewnie zrobiła to z wygody. To, co podaje się na ciepło nałożyła na talerze w kuchni, a surówkę przygotowała pewnie wcześniej, od razu w salaterce i podała ją w ten sposób.
Ja nie musiałam nad niczym takim kminić, w domu zawsze wałkowano do porzygu hierarchię zawartości talerza: "zjedz mięsko, ziemniaczki też, a surówki nie musisz, byleby kotlecika nie wyrzucać" a wujaszkowie marudzili przy stole, że oni surówki to nie, "bo nie są królikami, by sałatę jeść".
Delphi napisał/a:
Pierwszy raz się spotkałam, że ktoś po usmażeniu wszystkich kotletów i poprzekładaniu ich na jakiś zbiorczy talerz... polał je całym tłuszczem jaki został na patelni.
Ja też! Przecież tym tłuszczem polewa się ziemniaczki!
Chociaż mój teść praktykował inną szkołę: zlewał do osobnego pojemniczka olej ze smażenia i używał go ponownie. I tak w kółko. Odkryłam to dość szybko, kiedy wątróbka wieprzowa, która wjechała na stół, pachniała rybą. To powinno już wtedy ze mnie zrobić trawożercę.
Czy macie jakiś sposób, żeby ulepione pierogi nie sklejały się w lodowce?
Zazwyczaj po ulepieniu obtaczam (nie wiem czy jest takie słowo ) je w mące, kładę na talerz i do lodówki, ale na drugi dzień połowa jest do wywalenia.
Arya, lepiej włożyć do zamrażarki niż do lodówki. Najpierw luźno rozłożone na jakiejś tacce, potem, jak się zmrożą, przerzucić do reklamówki/pojemnika.
Arya, i jak, sprawdzałaś którąś z metod?
Jestem ciekawa, bo pierwszy raz spotykam się z takim podejściem do pierogów (włożenie ich nieugotowanych do lodówki). Już bym wolała farsz oddzielnie i ciasto oddzielnie i je potem lepić, albo na świeżo kręcić, albo... obgotować wstępnie pieroga i wtedy go do zamrażarki, ot, taka domowa garmażerka... Hm. Wyszło?
***
Skoro już tutaj jestem: w lokalnym sklepie w formie mrożonek rzucili edamame. Jakie to dobre!