Szczerze to nigdy nie rozumiałem tego sposobu na odreagowanie z powodu nienawiści do własnej osoby? Intryguje mnie, dlaczego jest to tak silne, że nie jesteście w stanie na tym zapanować?
Wiek: 34 Dołączyła: 18 Gru 2009 Posty: 10440 Skąd: świat
Wysłany: 2018-01-11, 10:11
Cytat:
Szczerze to nigdy nie rozumiałem tego sposobu na odreagowanie z powodu nienawiści do własnej osoby? Intryguje mnie, dlaczego jest to tak silne, że nie jesteście w stanie na tym zapanować?
To kwestia podejścia. Ja zawsze sobie wyobrażałam, że mnie to od czegoś uwalnia. Tego napięcia, a nie lubię chodzić spięta.
Od jakiegoś czasu się nie okaleczam, ale cały czas potrafię sobie przywołać to uczucie "uwolnienia" gdy praktykowałam autoagresję.
Ale nawet wtedy nie kusi mnie powrót do samookaleczeń. Jakoś mam czas na nie-cięcie.
Przejęcie kontroli nad światem za pomocą łyżeczki i waty cukrowej
Na przypale, albo wcale - o tym będą musicale!
Jak widelcem kompot jesz.
ja przeżyłam pierwszy raz w wieku 13 lat, kiedy razem z koleżankami (byłyśmy wtedy paczką) ruszylysmy do małego lasku i wszystkie oprócz mnie zaczęły sobie pokazywać blizny. w końcu stanęło na tym, ze kazda z nas wyryła sobie szkłem na ręku pierwszą literę chłopaka którego kochała, a że ja zanim skończyły, bylam juz na 4 literze, to dokończyłam dzieło do końca. Jak to zobaczyły to byly ewidentnie przerażone, ja osobiście nie przejęłam się tym jakoś specjalnie.Później porządna gadka ze strony mamy, a później zostałam lesbijką
Strzeż swych racji jak Twojej kobiety między innymi mężczyznami.
Mnie nie rajcuje ból. Jest obojętny. Tylko krew. Im więcej tym lepiej. Raz na jakiś czas muszę przestać, bo kołatanie serca, nadpotliwość itp. Ale chodzi o widok krwi. Wszędzie. Jak spływa. To przynosi ulgę, uśmiech, dystans. Potem parę dni jest lepiej i znowu zjazd.
Czas nie leczy ran. Czas przyzwyczaja do bólu.
Ostatnio zmieniony przez aga_myszka 2018-09-02, 22:33, w całości zmieniany 1 raz
Zacząłem to robić stosunkowo niedawno, bo z rok temu. Na pewno zrobiłem to z ciekawości, jednak od zawsze lubiłem patrzeć na swoją krew. Pierwsza niewinna kreska, potem druga, trzecia, dziesiąta. Na początku płytko - lekkie draśnięcia, potem coraz głębiej... Wiem jedno, nie żałuję. Miewałem momenty, kiedy robiłem to codziennie, ale też takie, kiedy nie robiłem tego wcale. Na początku nie byłem pewien tego co robię, w nocy płakałem, przyrzekałem, że więcej nie tknę ostrza, nie zrobię kreski, jednak w końcu to zaakceptowałem, potraktowałem jako część swojego marnego życia, które pewnie według niektórych nie byłoby wcale marne...
To było jakieś 10 lat temu, ostatni dzień wiary że rodzina jest wszystkim, nagle wszystko się posypało jak rozbite pięścią lustro. Pierwszy taki w życiu napływ gniewu, nienawiści, złości oraz pytanie bez odpowiedzi "Dlaczego?". Mój mózg zachowywał się jak woda podczas wrzenia. Mniej więcej w około 2 w nocy przyszło rozwiązanie które uspokoiło umył. Ból wypłynął, spłyną na podłogę, został starty, znikną... niestety tylko na moment. Po tym wieczorze już wszystko się posypało...
Życie jest piękne jak poranek na kacu.
Nie zapamiętuj mnie, ucieknę jak tylko powiem coś prosto z serca
Wiek: 21 Dołączyła: 31 Sie 2017 Posty: 427 Skąd: śląskie
Wysłany: 2022-12-20, 18:47
W sumie śmiesznie mi myśleć o pierwszym razie, bo wszystko zaczęło się przez aska (czyli tę stronę, gdzie zadaje się pytania ludziom). Miałam maksymalnie trzynaście lat. Wpadłam tam w osoby, którym bliżej było do śmierci niż życia i zaczęłam podłapywać taki sposób myślenia. I zrobiłam to z ciekawości, aby zobaczyć, czy naprawdę to takie fajne. Na lewej ręce trzy drobne kreski. Stwierdziłam, że nic ciekawego i już więcej tego nie zrobię.