Zaczynam się bać, że się zabije. Nie wiem co się ze mną dzieje. Właśnie przez ten ogrom chaosu w głowie zwymiotowałem, noc wcześniej dostałem jakiś drgawek. Zamiast coraz lepiej to z dnia na dzień jest coraz gorzej. Co najgorsze - nie mam pojęcia skąd te myśli samobójcze się biorą, one po prostu są, są tak bardzo natrętne, że kompletnie nie wiem jak sobie z nimi poradzić. Stoję w dość patowej sytuacji, bo też zacząłem się przyzwyczajać do ośrodków zamkniętych i kolejny taki pobyt może sprawić, że staną się one moim sposobem na życie. Nie mogę dostać silniejszych leków uspokajających, ponieważ jestem uzależniony od alkoholu, a antydepresanty są dla mnie wyzwalaczem. Na ten moment jedynym rozwiązaniem dla mnie jest ktoś bliski, ale nie mam do kogo zwrócić się o pomoc. I to nie jest żadna samotność, muszę się jakoś ratować. Nie dam sobie rady. Przeraża mnie to, że pewnie nikt mi w to nawet nie wierzy.
Chce zniknąć, tak bardzo tego pragnę. Wszyscy mają o wszystko do mnie pretensje, nawet jeśli nic nie zrobiłam. Wszystko się wali, nawet ze mną. To mnie już przerasta. Nie mam siły...
Niedawno, bo w poniedziałek byłem gotów odebrać sobie życie. Weekend poprzedzający poniedziałek po prostu mnie przerósł, wydarzyła się kolejna rzecz, która tylko dolała oliwy do ognia. Wsypałem do pudełeczka kilka różnych tabletek, miałem je zawsze przy sobie. W końcu doszło do tego, że zacząłem połykać jedna po drugiej, jednak w pewnym momencie przestałem, coś mnie jednak zatrzymało...Miałem zatrucie i wymiotowałem, nic strasznego się nie wydarzyło...
Baby I will love you so hard like a seventies porno
Chcę, żeby to się skończyło. Tak bardzo tego chcę. Zrobiłam już chyba wszystko żeby było lepiej. Nawet krzyczałam o pomoc. Cisza, brak odpowiedzi. To tylko pokazuje ile jestem warta. Nic się nie układa, nic mi nie wychodzi. Jestem chodzącym problemem. Wszystkich zawodzę, nawet własną matkę. A gdy ze sobą skończę to może ktoś skorzysta z tego co miałam.
Mogę zdychać w męczarniach, tylko na to zasługuję.
Wczoraj znowu to samo co w ostatni wtorek. Najpierw dziwny niepokój, potem spłycony oddech, następnie stany lękowe, wymioty, jakieś dziwne drgawki, a później natrętne myśli samobójcze i strach, że zaraz umrę. Naprawdę nie wiem co się ze mną dzieje. Nie chcę umierać.
Nie mam siły, źle się czuje ... niech to się wszystko skończy
<<< Dodano: 2018-02-05, 15:55 >>>
Nachodzą mnie myśli czy oby swojego końca nie przyśpieszyć... niech jedna decyzja przeważy... niech los zdecyduje...
Gdy przeglądasz się w lustrze i masz ochotę je stłuc, to nie lustro trzeba zniszczyć, to ciebie trzeba zmienić.
Najgorsze w piekle to nie palący ogień, wieczność męczarni, utrata łaski bożej czy poddanie torturom. Najgorsze w piekle jest to, że nie wiesz, czy już się w nim nie znajdujesz.
Wiek: 36 Dołączył: 17 Mar 2018 Posty: 8 Skąd: wielkopolskie
Wysłany: 2018-03-17, 16:06
ja jestem po probie. niestety nieudanej.. teraz wim ze od samobojstwa gorsza jest tylko nieudana proba. praktycznie codziennie mysle o tym aby sie zabic. mam juz poprostu dosc tego wszystkiego
Nie mam siły już walczyć jest mi źle, niby mam chłopaka ale czuję się samotna, czuję sama z problemami z myślami o przyszłości, mam na studiach grupkę koleżanek którymi rozmawiam ale nie mogę ciągle ich obciążać swoimi rozterkami, problemami. Niestety nie wiedzą wszystkiego nie miałam siły ani odwagi im powiedzieć, że mam ochotę sobie coś zrobić nie zabić chociaż o tym też myślę ale jednocześnie szkoda mi jest tego co do tej pory osiągnęłam. Wie tylko jedna dziewczyna z uczelni o tym co robię i jestem jej za to wdzięczna ale też czuję się winna, że do niej pisze, że np. mam ochotę się pociąć i opowiadam jej co zrobiłam innego żeby była to jakaś alternatywa ( nie mogę powiedzieć co, wiecie regulamin) ale że to pomogło tylko na chwilę. Mam jedną jeszcze taką osobę, moją byłą nauczycielkę ale nie chce żeby pomyślała że się nad sobą użalam, że każdy ma problemy tylko, że moje są dla mnie najważniejsze bo to nieprawda ;( myślałam, że może psycholog online ale co ja sobie myślałam przecież za darmo to w Polsce nawet w pysk się nie dostanie a mnie nie stać na terapeutę a psycholodzy na NFZ to szkoda gadać, wizyta trwa nie całe 10 min + do tego raz w miesiącu gdzie tak naprawdę człowiek nie jest w stanie opowiedzieć co się dzieję i czasami myślę, że jak będę miała już kompletnie dość to będę musiała sobie zrobić coś na pograniczu śmierci żeby ktoś w końcu zauważył jakiś specjalista i się serio zainteresował ( chodź w moim przypadku nawet to nie pomagało) zawsze nawet jak trafiałam do szpitala każdy miał mnie w dupie albo jak już to myślał, że zrobiłam to dlatego, że coś wzięłam i kazał robić testy na narkotyki ;( masakra .
Wciągu jednego dnia wszystko wróciło do stanu sprzed miesiąca. Nie chcę jeść, nie chcę pracować nad sobą, nie chcę nic - chcę zniknąć. A teraz trzeba wyjść z domu, założyć maskę i zasłaniać się wśród ludzi złym stanem fizycznym, udając, że wszystko inne jest w należytym porządku. Może to był tylko taki dzień i dzisiaj, albo jutro, wszystko wróci do normy. Wątpię. Czuję jakiś wstyd, wstręt do samego siebie, poczucie winy - to wszystko nakłada się na siebie. Przykro mi, bo przez ostatnie tygodnie miałem już w głowie tyle fajnych i pozytywnych myśli. Znowu się na sobie zawiodłem. Realnie myślę nad popełnieniem w tej chwili samobójstwa.
Inertia, to prawda - nie warto rezygnować ze wszystkich wcześniejszych osiągnięć, bo też mogą się one przyczynić do takiej poprawy stanu, że takich myśli samobójczych nie będzie wcale. Też tak trochę pozbierałem się dzisiaj do kupy, ale... Sam nie wiem. Chyba najbardziej boli mnie, że czuje się na tym świecie tak strasznie niepotrzebny. No i to, że jak zdarzają się w moim życiu jakieś radości to nie mam się z kim nimi podzielić. Chociaż... najgorsza jest ta świadomość popełniania ciągle tych samym błędów. Ona mnie, po prostu, przeraża.