Okresowo pojawiają się u mnie, nazwijmy to "niedobory emocji". Wszelkich. W tym stanie informacje o tym, że ktoś planuje samobójstwo, o tym, że nowotwory postępują, o tym, że boli, o tym, że będzie podwyżka czy awans wywołują u mnie dokładnie tę samą reakcję - brak reakcji. Choć może bardziej właściwym będzie napisanie, że wywołują jedno o to samo uczucie - zmęczenie.
Widzę, słyszę jak mój mężczyzna wyznaje mi miłość i jedyne, co czuję to "po co mi to mówisz? Nie męcz mnie." I choć doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że brak mojej reakcji i odpowiedzi sprawia mu przykrość nie przejdzie mi ani przez gardło, ani przez palce żadne "ja Ciebie też". Niestety to samo dotyczy słuchania o narastającym bólu, czy spadających nieszczęściach. Przyjmuję je do wiadomości i na tym mój odbiór się kończy.
Nie wiem, czy coś faktycznie pomaga. Próby udawania i zmuszania się powodują jedynie narastanie niechęci i zmęczenia.
Złośnica, to co opisujesz zdecydowanie zalicza się do objawów negatywnych, ale to chyba coś więcej niż niezdolność do przeżywania przyjemności. Z drugiej strony... może to do końca nie jest w Twoim przypadku takie patologiczne, może to jedyne sensowne działanie Twojej psychiki mająca ochronić Cię przed 'przeładowaniem' emocjonalnym. Jak sobie wyobrażam ładunek emocjonalny, który opisujesz, to jego aktywne skuteczne rozładowanie w moim wykonaniu musiałoby obejmować regularne wychodzenie z bazuką pod pachą i strzelanie do przypadkowych obiektów, więc stępienie emocjonalne może nie być taką fatalną alternatywą. W przewlekle stresujących sytuacjach mam bardzo podobnie do Ciebie.
Opisuję naprawdę niewielki wycinek mojej rzeczywistości.
Scarlet Halo napisał/a:
może to do końca nie jest w Twoim przypadku takie patologiczne
Problem, bo same braki emocjonalne nie są dla mnie jakimś szczególnym problemem (co innego dla mojego mężczyzny), przychodzi później, w postaci wyrzutów sumienia. Przecież wiem, że powinnam się przejąć. Że powinno mnie to, czy tamto ruszyć.
Edit.
Żeby było śmieszniej... nawet alarm bombowy, ewakuacja budynku i zwolnienie nas do domów przez zagrożenie nie wywołało w zasadzie... niczego.
Trwa od miesiąca, może dwóch. Miałem bliskiego kolegę, który boryka się z myślami samobójczymi i ostrą depresją i nienawiścią do siebie. Może to on przelał czarę? Może to przez to, że kompletnie sypie mi się znajomość z jedyną osobą, z którą wiążą się jakiekolwiek emocje i uczucia silniejsze niż lubienie jej? Z jedyną osobą, którą naprawdę kocham. Nie mam do kogo uciec, magazynuję to jakoś. W sumie nie jest takie złe. Czasem są momenty szczęścia ale uciekają szybko. Śmieję się tak jakbym kaszlał. Nawet szczerze, jak mnie coś rozbawi, ale nie czuję tego szczęścia w środku. Jakoś to wszystko jest takie obojętne. Chciałbym wiedzieć na czym stoję, może to by pomogło.
- Chcę umrzeć - powiedział.
- Pocieszasz wszystkich - szepnęła. - A kto pocieszy ciebie?
- Musisz mi powiedzieć, bym też mógł zginąć.
Ostatnio zmieniony przez Sourlie 2017-05-27, 21:58, w całości zmieniany 1 raz
Wiek: 24 Dołączyła: 29 Mar 2015 Posty: 566 Skąd: mazowieckie
Wysłany: 2017-05-29, 21:17
Nic nie daje mi prawdziwej radości. Wszystko nie ma sensu, skoro i tak nie odczuwam z tego żadnej przyjemności. Nawet rzeczy, z których powinnam się cieszyć są mi obojętne. Mam już tego dosyć, to strasznie ciężkie i nie wiem już jak długo trwa. Nikt tego nie wie, bo przecież śmieję się z głupich dowcipów itp., ale to nie oznacza, że faktycznie to wszystko budzi we mnie radość, to już chyba taki mechaniczny śmiech, żeby uchronić się przed obliczem tej ogromnej pustki.
Cytat:
Śmieję się tak jakbym kaszlał. Nawet szczerze, jak mnie coś rozbawi, ale nie czuję tego szczęścia w środku.
- podpisuję się pod tym, idealnie chyba ujęte.
"Wiesz dlaczego żółw jest taki twardy? Bo jest taki miękki..."
Anhedonia ścisle wiaze sie z dysfunkcja ukladu nagrody w mozgu ktorym zawiaduje dopamina. Dopamina slusznie nazywana hormonem szczescia dziala osrodkowo i obwodowo. W zasadzie kazda przyjemnosc ma swoje odniesienie na poziomie biologicznym w pobudzonej impulsacji dopaminergicznej układu nagrody. Dopamina pelni funkcje apetytywną tj . chcenia sie a wiec motywacja,naped zyciowy,aspekt sensotworczy i intensyfikacja przyjemnosci.Funkcje konsumpcji nagrody pelnia w mozgu endorfiny. Obrazujac to schematycznie -dopamina to gonienie zajączka zaś endorfiny to zlapanie go. Jednym radośc wiekszą sprawia pogoń za czymś niz tego czegos samo juz osiągniecie i na odwrot.
Ssri poglebiaja anhedonie,ale to inna bajka.
Nie wiem czy mogę to podpiąć pod anhedonię ale za każdym razem gdy coś/ktoś sprawi mi przyjemność to radość z tej przyjemności trwa ledwie kilka sekund (no, max minutę) a później znowu wracam do stanu zobojętnienia. Mam tak już od paru ładnych lat.
Wszystko wali się a ja nie mogę biec
może ten deszcz udaje łzę
minie ten sen
i będzie okay
Zauważyłam, że ostatnio cały czas ludzie mnie pytają czy coś się stało, ewentualnie czemu się nie uśmiecham. Podobno z mojej twarzy nie można odczytać żadnej [pozytywnej] emocji. Nawet nie wiedziałam, że aż do tego stopnia to widać. Jestem totalnie zobojętniona, na niczym mi nie zależy, nie potrafię odnaleźć prawdziwej radości w żadnej czynności, rzeczy. Pewnie po części to kwestia leków. Czuję, jakby coś we nie umarło.
"And I find it kinda funny, I find it kinda sad
The dreams in which I'm dying are the best I've ever had"
Kurczę, mam to samo. Nie potrafię odczuwać niczego; od pewnego czasu mam tylko zmęczenie. Jestem zmęczona życiem, nie mam żadnej radości życia, po prostu muszę.
You know you did me wrong (mmm)
Just one more cup of coffee 'fore I go (mmm)
I know I better stop and cut the show (mmm)
I'll leave you all the memories and go, I'ma go
Też muszę. Od dawna czekam na śmierć i wszystko, co robię, jest tylko „w międzyczasie” – skoro nadal nie nadeszła, to coś zrobię, żeby mi się nie dłużyło oczekiwanie.
You know you did me wrong (mmm)
Just one more cup of coffee 'fore I go (mmm)
I know I better stop and cut the show (mmm)
I'll leave you all the memories and go, I'ma go