Nie, nie potrzebuje powtarzania mi, że mnie kochają codziennie, bo ja o tym wiem
Nie mówię o powtarzaniu codziennie. Pisałaś o nieokazywaniu uczuć. Jest sporo stanów pośrednich pomiędzy nieokazywaniem uczuć, a okazywaniem ich w każdej możliwej interakcji.
tenswiatjest napisał/a:
Pytają się, dajmy na to, kiedy wrócę - to chyba można do troski zaliczyć, więc przecież jest
Niby można, ale jak ja się o kogoś troszczę, to sporo więcej mnie interesuje niż tylko to, o której ktoś wróci.
Mówicie relacje rodzinne... To chyba temat na dłuższą rozmowę, bo u mnie rodzina to pojęcie względne. Jeśli chcecie poczytać o tym, jaka jestem beznadziejną siostrą polecam lekturkę...
Postaram się w skrócie. Siostra miała trochę problemów. Zawsze była moją przyjaciółką, robiłam wszystko by jej pomagać. Ma 2 dzieci, oba z rożnych związków. Jest naiwna i daje sobą kierować. Przy nowym partnerze sytuacja stała się katastrofalna. On ciągle jej ubliżał i pokazywał jej jaka jest beznadziejna, więc ona zaczęła wyżywać się na dzieciach, krzyczała, szarpała, klęła, obrażała, a klapsy były na porządku dziennym z byle powodu... Przestała puszczać starszego syna do szkoły, bo jej się nie chciało. Przez to nie zdał do następnej klasy. Wielokrotnie próbowałam to załagodzić, rozmawiałam z nią, tłumaczyłam, prosiłam, krzyczałam... Niestety, cokolwiek bym nie zrobiła nie było rezultatów. W końcu zdarzyła się pewna sytuacja że nie wytrzymałam. Poszłam do wychowawczyni siostrzeńca i wypłynęło ze mnie wszystko to, co się działo. Nigdy nie czułam większej ulgi. Ona pociągnęła sprawę dalej. Wyszło na to, że założyłam dzieciom niebieską kartę, a siostra ma sprawę w sadzie. Dostała kuratora, a ja nie widzę dzieci od 9 miesięcy (poprzednim razem nie widziałam ich 3 lata ale to jeszcze dłuższa historia). Rodzice przepraszali mnie że nie potrafili zgłosić tego, bo to ich córka i nie mieli odwagi, ale to nic nie znaczy. Strasznie za nimi tęsknię. A ona i tak nie zmieniła stosunku do dzieci, tylko po prostu bardziej się pilnuje...
Taka to moja historia siostrzanych relacji. Ktos mial podobna sytuacje?
Dołączyła: 30 Sie 2015 Posty: 112 Skąd: małopolskie
Wysłany: 2017-04-19, 11:37
pokopanytok napisał/a:
Mój dom? Wieczny zastój. Jeśli się rozmawia, to tylko o pieniądzach. Tkwię tu dalej, przez zakichany los.
Dla mnie dom to tylko definicja? Czy szukacie domowego ogniska poza domem? Zawsze płaczę gdy jestem w domu, w tych czterech ścianach. Czuję się być dzieckiem listonosza...
Wiek: 34 Dołączyła: 18 Gru 2009 Posty: 10440 Skąd: świat
Wysłany: 2017-04-23, 17:08
Sophie napisał/a:
Czuję się być dzieckiem listonosza
O, zawsze lepiej to brzmi niż "bezdomna".
Sophie napisał/a:
Zawsze płaczę gdy jestem w domu, w tych czterech ścianach.
Pjona. Jak wiele osób na forum.
Sophie napisał/a:
Czy szukacie domowego ogniska poza domem?
Od wielu lat. Bezskutecznie.
Sophie napisał/a:
Dla mnie dom to tylko definicja
Są dwie, nie zawsze ze sobą współgrają.
1. budynek mieszkalny
2. miejsce gdzie ....(i tu wpisujemy kim są najbliżsi* i czego od nich oczekujemy/dostajemy)
*najbliżsi=/= pokrewieństwo
Przejęcie kontroli nad światem za pomocą łyżeczki i waty cukrowej
Na przypale, albo wcale - o tym będą musicale!
Jak widelcem kompot jesz.
Dołączyła: 30 Sie 2015 Posty: 112 Skąd: małopolskie
Wysłany: 2017-04-23, 21:22
Szamanka napisał/a:
Sophie napisał/a:
Czuję się być dzieckiem listonosza
O, zawsze lepiej to brzmi niż "bezdomna".
Sophie napisał/a:
Zawsze płaczę gdy jestem w domu, w tych czterech ścianach.
Pjona. Jak wiele osób na forum.
Sophie napisał/a:
Czy szukacie domowego ogniska poza domem?
Od wielu lat. Bezskutecznie.
Sophie napisał/a:
Dla mnie dom to tylko definicja
Są dwie, nie zawsze ze sobą współgrają.
1. budynek mieszkalny
2. miejsce gdzie ....(i tu wpisujemy kim są najbliżsi* i czego od nich oczekujemy/dostajemy)
*najbliżsi=/= pokrewieństwo
JAK DOBRZE JEST SIĘ CHOCIAŻ CZUĆ ROZUMIANYM !!!
[ Komentarz dodany przez: Żurawek: 2017-04-23, 22:40 ] Ale nie musisz używać do tego caps locka, który odbierany jest jako wrzask. Całych postów capsem nie piszemy.
Przepraszam, to była oznaka radości
Ostatnio zmieniony przez Żurawek 2017-04-23, 22:22, w całości zmieniany 1 raz
Najlepsze relacje mam z babcią a przynajmniej tak mi się wydaje.
Rodzice? Czasami mam wrażenie, że nic o mnie nie wiedzą. Często mówią za to, że mam się wziąć w garść bo przecież nic mi nie jest i wymyślam sobie problemy.
Wszystko wali się a ja nie mogę biec
może ten deszcz udaje łzę
minie ten sen
i będzie okay
Dołączyła: 30 Sie 2015 Posty: 112 Skąd: małopolskie
Wysłany: 2017-04-26, 11:18
Samara napisał/a:
Najlepsze relacje mam z babcią a przynajmniej tak mi się wydaje.
Rodzice? Czasami mam wrażenie, że nic o mnie nie wiedzą. Często mówią za to, że mam się wziąć w garść bo przecież nic mi nie jest i wymyślam sobie problemy.
Nie mam dobrych kontaktów z rodziną. Nie pamiętam kiedy rozmawiałam z rodzeństwem (tak na poważnie, bez skrępowania). Gdy jest spotkanie rodzinne czuję się wśród nich jak piąte koło u wozu i pewnym momencie wychodzę i zamykam się w swoim pokoju. Nie potrafię z nimi rozmawiać. Za to oni świetnie się dogadują.
Gdy przeglądasz się w lustrze i masz ochotę je stłuc, to nie lustro trzeba zniszczyć, to ciebie trzeba zmienić.
Najgorsze w piekle to nie palący ogień, wieczność męczarni, utrata łaski bożej czy poddanie torturom. Najgorsze w piekle jest to, że nie wiesz, czy już się w nim nie znajdujesz.
Wiek: 30 Dołączyła: 20 Sie 2017 Posty: 241 Skąd: śląskie
Wysłany: 2017-08-29, 15:45
Nie wiem, u mnie w domu jest chyba jakaś niepisana zasada mówiąca, że nie rozmawiamy na poważne tematy.
Z siostrą albo gadamy o filmach i innych pierdach, albo się kłócimy żeby następnego dnia zachowywać się jakby nic się nie wydarzyło.
Z matką utrzymuję raczej oficjalne relacje, mówimy głównie o pracy. Czasami myślę, że mogę jej zaufać, ale potem coś się psuje i wracam do punktu wyjścia.
Z ojcem gadam dwa razy w roku, jak się da to rzadziej. Mieszka ze swoją nową rodziną, więc jest łatwiej.
Ciężko mi prowadzić z rodzicami normalną rozmowę, skoro przez lata obwiniałam ich o moje stany lękowe.
Wiek: 28 Dołączyła: 19 Sie 2017 Posty: 968 Skąd: Polska
Wysłany: 2017-08-29, 20:29
Widzę, że większość tutaj ma mniejsze lub większe problemy w temacie relacji rodzinnych. Nie wiem, czy odbiegam od normy, ale odkąd wyprowadziłam się 250 km od mojej najbliższej rodziny, nasze relacje znacznie się poprawiły. Jest nawet dobrze.
Mój ojciec był alkoholikiem. Matka rozwiodła się z nim, gdy miałam 9 lat. Mam mądrzejszą, dwa lata młodszą siostrę. W sumie... Zawsze się kłóciłyśmy, jak to rodzeństwo, ale tak naprawdę miałyśmy tylko siebie, bo matka nas nie wspierała. Obydwie funkcjonujemy ze złamaną psychiką. Ciężko się nie załamać po ośmiu (albo dziewięciu?) przeprowadzkach, gnębieniu w szkole i innych głupotach. Ogólnie... Kocham mamuśkę, kocham moją siostrę. Szkoda tylko, że dopiero niedawno załapały, że coś jest ze mną nie tak. Szkoda, bo są jedynymi bliskimi mi osobami.
Kiedy przyszłość przestała być obietnicą i stała się
zagrożeniem?
Wiek: 29 Dołączyła: 27 Lip 2016 Posty: 711 Skąd: Europa
Wysłany: 2017-08-31, 22:02
Cytat:
Nie wiem, czy odbiegam od normy, ale odkąd wyprowadziłam się 250 km od mojej najbliższej rodziny, nasze relacje znacznie się poprawiły
Milijon, W mojej sytuacji było podobnie. Odkąd mieszkam za granicą, nasze relacje są dużo spokojniejsze. Szczególnie z mamą.
"Na całe szczęście wiem jak radę dać bez wiary
I znalazłem wielu, którzy drogę pokazali mi.
Przez całe życie na najwyższej pędzą fali.
Pochmurne niebo im na głowy się nie zwali."
Wiek: 28 Dołączyła: 19 Sie 2017 Posty: 968 Skąd: Polska
Wysłany: 2017-09-01, 16:18
Niestety, tak zazwyczaj jest. Większość rodzinnych problemów zanika chociaż częściowo, gdy się wyprowadzamy. Trudno kłócić się z rodziną, gdy widuje się ją trzy razy w roku. Z drugiej strony, wtedy praktycznie nie ma żadnych rodzinnych relacji. Cóż, przykre, ale coś za coś.
Teraz, od kilku tygodni jestem w domu i już nie wytrzymuję, kończy się moja cierpliwość.
Kiedy przyszłość przestała być obietnicą i stała się
zagrożeniem?
Wiek: 29 Dołączyła: 03 Maj 2010 Posty: 1080 Skąd: wielkopolskie
Wysłany: 2017-09-02, 04:12
Milijon, doskonale Cię rozumiem. W sumie moje relacje z rodziną polepszyły się, gdy poszłam na studia. Mieszkałam za daleko, by mnie odwiedzali, a sama w domu bywałam raz na miesiąc, jak nie rzadziej. Zaczęli mnie wtedy doceniać, rozmowy nigdy nie kończyły się kłótnią co miało miejsce dość często jak z nimi mieszkałam. Mam niestety z matką bardzo podobny charakter, co przyczynia się do spięć między nami. Także jak na studiach poczułam taką ulgę to jakoś podświadomie nie chciałam blisko nich wracać po ślubie. I dopóki widzimy się kilka dni jest w porządku, bo chcą się nacieszyć obecnością. A teraz niestety ze względu na remont siedzę u nich miesiąc i mnie coś trafia. Są spięcia, chociaż staram się hamować.
"Ale zaprawdę, chcąc się spodobać
śmierci, ja ciągle muszę fałszować
Słowa ogromnej tej zapowiedzi." - Rafał Wojaczek